sobota, 31 października 2015

Rozdział 17 - W owczej skórze

   Piątoklasiści dwóch domów tłoczyli się właśnie pod jedną ze szkolnych sal. Część pospiesznie wertowała kajety, powtarzając notatki z ostatnich zajęć. Była też niewielka grupka tych, którzy przypominali sobie ruchy różdżką, które należy wykonać przed rzuceniem zaklęcia. Ich niezrozumiałe szepty odbijały się od kamiennych ścian i niosły echem po korytarzu. Lekcje transmutacji, na które czekali, potrafiły być niemal tak samo nieobliczalne jak Opieka nad magicznymi stworzeniami. Nigdy nie było wiadomo, co prowadzący wymyśli i w jakim będzie nastroju. Czasem cały czas wałkował teorię, innym był złośliwy do bólu i nikomu nie przepuścił, niezależnie od tego jak bardzo perfekcyjnie zadanie zostało wykonane. Biedni Gryfoni mieli najgorzej. To był obecny opiekun ich domu. Tak naprawdę nie wiadomo do końca dlaczego go wybrano. Niektórzy podejrzewali, że to tylko ze względu na wybitne umiejętności w dziedzinie transmutacji i dyrektor miał nadzieję, że nowy nauczyciel będzie bardzo przypominał Minerwę McGonagall. Niestety, to była jedna wielka pomyłka. Mimo to, został na swoim stanowisku. Gryffindor nie wyszedł jednak na tym najgorzej. Wyglądało na to, że spory ze Slytherinem nie były aż tak zacięte. Opiekunowie domów dążyli do porozumienia, a nie wiecznej wojny. Pomijając oczywiście fakt, że ciężko było z nimi wytrzymać na zajęciach.
   -  Ner, nie powtarzasz? - spytała Crow odrywając nos od notatek. Każda strona została zapisana wspaniałym pismem. Nic dziwnego, kaligrafia należała do podstawy programowej w Beauxbaton i jak widać, La Mettrie opanowała ją do perfekcji. - Daj spokój, dostałaś Zadowalający z tego wypracowania - wskazała na pergamin trzymany przez Scoliari - To dobra ocena. Ciesz się, że Rakhena ci zaliczyła.
   - I tak dała mi do zrozumienia, że powinnam dostać trolla, a praca jest tylko plagiatem. Wystawiła ten stopień tylko dlatego, że nie chciało jej się szukać dziury w całym.
   - Zawsze tak robi, gdy ludzie oddają eseje pisane w ramach kary.
   - Masz rację... Jednak to irytujące, gdy słyszy się to niemal za każdym razem.
   - Nie martw się. Po prostu straszy uczniów - Crow nie traciła pogody ducha - To oczywiste, że prace mogą się powtarzać. W końcu dostępna wiedza ma swoje granice. Prędzej czy później informacje w esejach będą się dublować.
   - Tak, wiem. Zaczynam się zastanawiać czy kontynuować potem ten przedmiot. Z jednej strony muszę, z drugiej nie chce mi się użerać z nauczycielką w kwestii teorii. Lubię jednak praktykę...- Nim skończyła mówić, pojawił się pan Snakeskin. Z głośnym skrzypnięciem otworzył drzwi do sali. Uczniowie wsypali się do środka, pospiesznie  zajmując bezpieczne miejsca pod samymi ścianami. W tej komnacie nie było okien, co wzbudzało poczucie niepewności. Pod sufitem zawieszono kilkanaście klatek z małpkami i ptakami. Nie były do końca prawdziwe. Studenci już dawno dowiedzieli się, że to przedmioty zamienione na czas zajęć w żywe istoty dla urozmaicenia przebiegu lekcji. Kreatywne, lecz nie wszyscy uważali to za odpowiednie.  Istniała grupa osób mająca wątpliwości w kwestii moralnej. Nawet jeśli zwierzęta były tylko iluzją i dotknięcie ich odkrywało prawdziwą postać, to zdawało się niezwykłe smutne odbieranie takiego życia.
   Nauczyciel poczekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsca i stanął pod czarną tablicą, na której zostały zapisane skomplikowane wzory. Niektórym wymsknął się jęk niezadowolenia. Matematyka. Niestety. Czasem nieodłączna część zajęć.
   - Również się cieszę, że dzisiaj przerabiamy te niezwykle wciągające zagadnienie. Jeśli jednak zajmiecie się przepisanie tych informacji i dobrniecie do końca, dowiecie się czego się będziemy uczyć. Raz, raz! - zaklaskał - Chcę usłyszeć skrobanie waszych piór! - zagonił grupę do pracy.
   - Coś z tego rozumiesz?- spytała szeptem francuzeczka. Matematyka nie była jej mocną stroną. Rozumiała tylko tyle by zaprojektować dobre stroje.
   -  Nawet - Scoliari skupiona przepisywała oznaczenie wyjaśnień. Może sama nie była asem, ale po kilku próbach była w stanie pojąć bardziej skomplikowane kwestie. - Przepraszam -  podniosła rękę - Co jest napisane przy gamma? - pomimo okularów na nosie nie była w stanie rozczytać pisma profesora.
   - Współczynnik siły, zależny od warunków. Tu obok jest tabelka - wskazał odpowiednią część notatek. - Coś jeszcze?
   - Nie, dziękuję - Nereza zrobiła adnotację w kajecie.
   -  Siły? Warunki? O co w tym chodzi? - Crow była wyraźnie zagubiona.
    -  Pan Gregor wpuszcza nas w maliny. To zakres dla osób studiujących dogłębnie temat... Czyli naukowców. Ten wzór jest tylko potencjalny, gdyż nie ma dowodów na jego prawdziwość.
   -  Brawo - profesor podszedł do krukonki. - Nareszcie ktoś to zauważył. Nie przepisujcie dalej. Pięć punktów dla Ravenclaw.  - Nie wszyscy dowierzali jego słowom więc uparcie kontynuowali robienie notatek. - Dziś interesuje nas tylko i wyłącznie proste równanie dotyczące kątu nachylenia różdżki - zmazał dotychczasowe informacje i zapisał w zamian za to kilka prostych znaków. - Kto chce się pobawić w prezentację? - rozejrzał się po klasie, a po chwili wyłonił na środek jedną z puchonek. Na stoliku przed nią zostało ustawione pudełko z trzema myszami. Gryzonie niczego nieświadome biegały po nowym zastępczym terrarium. Nauczyciel wyłowił jedno z nich i położył na dłoni dziewczyny. Zwierzątko zaczęło węszyć ciekawie, sprawdzając gdzie się znalazło.
   - Proszę, wykorzystaj zaklęcie, o którym wspominałem pod koniec ostatniej lekcji.
   - Tak... Tak - przytrzymała kręcącą się mysz i zgodnie z wcześniej wyuczonymi wytycznymi odpowiednio ujęła różdżkę w dłoni - Arco Conivolus - wypowiedziała pewnie. Po chwili w ręku trzymała małe drewniane, zamykane pudełeczko. Puchonka była z siebie niezwykle zadowolona.
   - Sprawdźmy teraz, co się stanie, jeśli różdżkę będziecie trzymać zbyt nisko - odebrał od uczennicy przedmiot i wręczył jej drugiego gryzonia. Nadal niczego złego nie przeczuwając, zastosowała się do nowych instrukcji. Zaklęcie zostało wypowiedziane ponownie. Tym razem, efekt nie był tak idealny. Mysz zapiszczała przestraszona w chwili, gdy zmieniała się w pudełeczko. Przedmiot pokryty był futerkiem, miał ogon, cztery małe łapki, uszka i coś na kształt pyszczka na jednej ze ścianek. W klasie rozbrzmiały chichoty. Niektórzy uznali to za niezwykle zabawne. Wyglądało na to, że lekcja przebiegnie w miłej atmosferze. Uczennica wywołana do prezentacji, odłożyła żywą szkatułka do terrarium.
   - Jak widać - kontynuował pan Gregor przechadzając się wzdłuż katedry - Nie tylko zaklęcia i ruch ręką jest ważny, lecz także kąt jej nachylenia. W szczególności, gdy mamy do czynienia z żywymi organizmami. Transmutacja nie przypomina lekcji zaklęć czy obrony przed czarną magią. Tu liczy się precyzja i brak pośpiechu. W innym wypadku zaczną nam wychodzić takie cuda - wskazał na obiekt numer dwa - Kontynuujmy. Proszę bardzo, ostatni przykład.
   Puchonka, spodziewając się, tak samo jak większość tu zebranych, śmiesznego efektu, złapała ostatnią myszkę za ogon i uniosła do góry. Do tego przesadnie przekręciła rękę, chcąc odpowiednio wykonać zadanie nauczyciela. Mina jej jednak zrzedła, gdy gryzoń zaraz po wykonaniu zaklęcia zaczął się dziwnie skręcać i praktycznie krzyczeć z bólu. Nie spodziewając się takiego obrotu spraw, wypuściła go z rąk i odskoczyła, zasłaniając usta dłońmi.
   - Finite Incantate! - Jeden z uczniów wykazał się niezwykłym refleksem i prostym zaklęciem przerwał nieudany eksperyment. To była młoda Scoliari, która nie znosiła torturowania zwierząt. Mysz ciężko oddychając wylądowała na podłodze. W sali zaległa cisza. Nikt nawet nie śmiał spytać, co konkretnie przed momentem działo się z tym zwierzątkiem. Z pewnością Arco Conivolus nie zadziałało tak jak potrzeba.
   - Wreszcie mieliście okazję zobaczyć, że nawet niewinny czar, który zostanie źle użyty w dziedzinie transmutacji, szybko może stać się drugim Crucio. To dla was przestroga, abyście nigdy lekko nie podchodzili do tego przedmiotu. Szczególnie teraz, gdy zaczynamy ciężki dział i praktycznie wszystkie zawarte w nim zaklęcia mogą doprowadzić do takich sytuacji.
    -  Panie profesorze, nie uważa Pan,  że wystarczyłoby nam opowiedzieć? Czy ten pokaz był naprawdę potrzebny? - spytał jeden z uczniów.
   -  Tylko w ten sposób mogliście w pełni pojąć istotę rzeczy - Złapał trzeciego gryzonia, a pozostałe dwa odczarował. Cała grupka została z powrotem włożona do klatki. Po kilku minutach zdawało się, że myszy o wszystkim zapomniały i zajęły się sobą. - W porządku. Teraz pozostali - Ruszył różdżką, a pudełka ustawione do tej pory na biurku profesora "rozdały się" uczniom. - Każde z was dostało teraz jednego takiego futrzaka. Zmieńcie go w szkatułkę.  Miejcie jednak na uwadze, co może się wydarzyć, jeśli nie będziecie ostrożni. Zaczynamy! - nauczyciel dał sygnał do rozpoczęcia pracy. Niektórym od razu się udało, inni musieli wszystko powtórzyć kilka razy, a byli też tacy, co w obawie przed zrobieniem czegoś źle odmówili wykonania zaklęcia nawet jeśli miałoby ich to kosztować zły stopień bądź ujemne punkty dla domu. Cały dobry nastrój prysł. Z pewnością nie powróci zbyt szybko. Nauczyciel zapewnił im wystarczającą dawkę grozy i zniesmaczenia. Taka właśnie była jego natura. Z jednej strony niby wszystko porządku, a z drugiej już miał przygotowany kolejny sposób na spaczenie psychiki...

***

   - Mon Merlin... Koszmarna lekcja - wzdrygnęła się Crow, wychodząc z sali - Wolałabym, żeby nas uprzedzał, jeśli planuje coś takiego... Naszykowałabym sobie papierową torbę. Na wymioty mi się zbierało.
   -  Nie tobie jednej... - Na wspomnienie tego wydarzenia, Nereza zrobiła się blada jak ściana, jednak tylko przez chwilę. Zmusiła się do zrobienia kilku pewnych kroków. To pomogło w przezwyciężeniu słabości.
   - Uważam, że powinnyśmy zgłosić to naszemu opiekunowi.
   -  Wiem... Dziś pan Gregor zdecydowanie przesadził. Ostatnim razem, gdy zrobił coś podobnego...
   - To leżałam w tym czasie chora w Skrzydle Szpitalnym. A wy poszliście z tym najpierw do prefekta,  a dopiero potem do Sinistry. Nie była zachwycona, że tak z wami pogrywał. Musiała mu wtedy nieźle przygadać, skoro do tej pory nie próbował na naszych lekcjach czegoś podobnego.
   - Postanowił to jednak zmienić po wyborze nowego opiekuna... Dobrze, Chodźmy porozmawiać z panem Tarento. Może i tym razem na dłużej będzie spokój - Scoliari zgodziła się na ten pomysł bez większych oporów. Powoli przyzwyczajała się do nowego nauczyciela i była skłonna z nim porozmawiać, o ile to ukróci męczenie zwierząt i psychiki uczniów.
   - O czym planujecie mnie poinformować? - Tak jak można było się tego spodziewać, opiekun Krukonów był zawsze tam, gdzie go potrzebowano. Pojawił się niczym duch, zaskakując tym obie uczennice. Nie przywykły jeszcze do tego.
   - Pewnie o dopiero co zakończonej lekcji, czyż nie? - Nieszczęśliwie, również i profesor z transmutacji postanowił udać się w tym samym kierunku i doskonale słyszał wymianę zdań pomiędzy przyjaciółkami. Ewidentnie nie wyglądał na zachwyconego z tego, że planowały na niego donieść.
   - Gregor - Mężczyzna spochmurniał zwracając się do swojego kolegi po fachu. 
   - Dobrze cię widzieć, Micheal. Może zechciałbyś nauczyć swoje podopieczne, że donoszenie jest niezbyt dobrą cnotą?
   - Wszystko zależy od tego, czego donos dotyczy - Czujnie przyglądał się opiekunowi Gryfonów, szukając wskazówek odnośnie tego, co planował. - Jeśli w jakiś sposób, to krzywdzi moich uczniów, jestem zobowiązany przynajmniej ich wysłuchać. - Dziewczyny spojrzały po sobie nie będąc pewnymi, czy w ogóle powinny wtrącać się w tę rozmowę. Dość niefortunnie wyszło, że nauczyciel transmutacji usłyszał ich zamiary i nie zdążyły spokojnie porozmawiać z Tarento. Być może doradziłby im coś i obyłoby się bez przykrej scysji, która z pewnością odbije się na większym gronie uczniów, zupełnie nie ponoszących winy za zaistniałą sytuację.
   - Zaręczam, że na moich zajęciach nikomu nie dzieje się krzywda. 
   - Z wyjątkiem tych biednych gryzoni... Nie każdy lubi widok krwi i rozsadzonych myszy po całej sali - wtrąciła się Crow, wypowiadając kąśliwie słowa z niezwykle uroczym uśmiechem.
   - Co jest oczywiście jednym wielkim kłamstwem - Snakeskin spojrzał na nią triumfalnie. 
   - Prawie.
   - Zechcesz powiedzieć mi, co masz na myśli?
   - Pan Snakeskin postanowił zaprezentować nam skutki nieuważnego użycia czarów związanych z transmutacją - zignorowała syknięcie Scoliari, która chciała ją powstrzymać przed dalszym mówieniem - i w związku z tym jedna z myszy omal nie wybuchła. Tylko refleks Nerezy zakończył to nieudane zaklęcie. Nie podoba nam się to, że żywa istota cierpiała, choć trwało to tylko chwilę. 
   - Czy to wszystko? - upewnił się Tarento, wysłuchując tej krótkiej relacji.
   - Tak, panie profesorze - blondynka uprzedziła swoją przyjaciółkę, nim zdążyła dodać coś więcej.
   - Nic jednak złego się nie stało. Nastolatkowie jak zawsze przesadzają - Prowadzący transmutacje zdawał się nie widzieć żadnego problemu. Nie przyznawał się do tego, że wina leżała po jego stronie. 
   - Tym razem się udało. Nie życzę sobie jednak, abyś prowadził takie i podobne eksperymenty na lekcjach z moimi uczniami. Wyraziłem się jasno, Gregor? - Stanowczość w głosie opiekuna krukonów była godna podziwu. Nic dziwnego, że podopieczni go słuchali, choć niektórzy byli, co do tego niechętni i mieli pewne obiekcje, co do tego jaką posadę objął. - Nie będę czekał, aż w końcu coś się wydarzy.
   - Jesteś przewrażliwiony. Dziwię ci się. W końcu nauczałeś w Durmstrangu. Powinieneś być przyzwyczajony do znacznie bardziej kontrowersyjnych metod nauczania.
   - Jak słusznie zauważyłeś, to było w innej szkole. Obecnie jesteśmy w Hogwarcie i nasi uczniowie idą innym tokiem nauczania. 
   - Czasem przydałoby się ją zmienić. Są wychowywani w szklarence i nie wiedzą, co tak naprawdę czeka ich w życiu.
   - Ze wszelkimi obiekcjami zgłoś się do dyrektora i nie próbuj więcej na własną rękę zmieniać...
   - Grozisz mi, Micheal? No, no... Z jednej strony mówisz o dobru uczniów, a z drugiej pokazujesz im taki zły przykład - wskazał na wciąż stojące obok krukonki. Dziwne, że jeszcze tu stały. Rozmowa między nauczycielami robiła się coraz bardziej zacięta i wychodziło na to, że zbytnio za sobą nie przepadali. Mówili jednak do siebie po imieniu, co być może oznaczało, że poznali się już wcześniej. 
    - Tylko cię ostrzegam. Mogą cię czekać bardzo nieprzyjemne konsekwencje twoich wyborów.
    - Na twoim miejscu przemyślałbym, czy rzeczywiście chcesz wejść ze mną na wojenną ścieżkę. Oj, Micheal. Musisz się jeszcze wiele nauczyć... I panienki również.
   - Jeśli będzie trzeba, zgłoszę się do pana Tarento za każdym razem, gdy zajęcia będą przebiegały w nieodpowiedni sposób - napuszyła się bojowo Crow.
   - Nie każdy musi lubić transmutację. Gdyby każdy tak biegał z każdą uwagą do opiekunów, rozpętałoby się istne szaleństwo, młoda damo - skarcił ją Snakeskin, mrużąc przy tym swoje soczyście zielone oczy.
    - Dosyć tego. Gregor, pamiętaj, co ci powiedziałem. Scoliari, La Mettrie, proszę ze mną. - Nereza westchnęła w duchu. To już zaczynało robić się monotonne, gdy to je opiekun zawsze przywoływał do siebie. Tymczasem nauczyciel transmutacji ze swoim jak zawsze podstępnym uśmieszkiem, wyminął ich nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi Tarento. Natomiast pomiędzy profesorem zaklęć, a uczennicami zapadła nieprzyjemna cisza. Z jednej strony, wiadomo, że musiał to zrobić. W innym wypadku na transmutacji mogłoby dojść do poważnego wypadku. Z drugiej natomiast... No właśnie, w tej chwili wszyscy krukoni bez wyjątku mieli zapewnione poważne kłopoty na zajęciach. Z pewnością Snakeskin zechce sobie odbić zakaz pana Michaela w taki czy inny sposób. Najprostszym było obniżanie stopni i dawanie ujemnych punktów z byle powodu. Pozycja domu z pewnością na tym mocno ucierpi.
   - Dziękuję, że się pan za nami wstawił - odezwała się francuzeczka. - Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że ta rozmowa najprawdopodobniej będzie potem nieprzyjemna w skutkach. Ale spokojnie, punkty nadrobimy na innych zajęciach. Prawda, Nerezo? W końcu jesteśmy Krukonami. Nie ma dla nas pod tym względem rzeczy niemożliwych!
   - Tak, lecz z pewnością jest grupa osób chcąca kontynuować w przyszłości ten przedmiot i właśnie rzuciłem im kłodę pod nogi - uświadomił ją nauczyciel. Scoliari pokiwała głową rozumiejąc jego punkt widzenia. Miał rację. Nie będzie łatwo.
   - Jakoś to będzie... Pani Sinistra też raz się z nim starła, jak...
   - Tak, wiem. Nie jestem jednak waszą poprzednią opiekunką i łączą mnie inne układy z panem Gregorem. - Dziewczyny zanotowały w pamięci tę uwagę. Mogło zarówno chodzić o staż nauczycielski w tej szkole jak i prywatne więzi. Ciężko było określić, do których Tarento nawiązywał. W tej chwili jednak poprowadził je do swojego gabinetu. Nereza miała okazję już rozejrzeć się po wnętrzu, lecz Crow chyba była tu po raz pierwszy, bo trajkocząc po francusku, przeskakiwała od jednej gabloty do drugiej, z zachwytem podziwiając każdy przedmiot.
   - Monsieur Tarento, ma pan wspaniały gust! Widzę, że ma pan w swej kolekcji i bardzo rzadkie okazy. Większość z nich jest w końcu magiczna... O! A tego nie widziałam wcześniej - wskazała na jedną z metalowych rękawic.
   -  I uważaj, aby jej nie dotknąć. Jest przesączona trucizną. Proszę, usiądźcie - wskazał na fotele. Scoliari udała, że nie widzi jak nauczyciel wyrzuca srebrzystą laurkę w kształcie serca i zielone pudełko pełne czekoladek do kosza. Podejrzewała,  że to Shareta próbuje użyć podstępu, aby skusić nauczyciela. Przez grzeczność tego nie skomentowała. -  Jak przygotowania do Turnieju?
   - Poproszę jeszcze ze dwa lata... - mruknął dziewczyna. -  Za dużo do nadrobienia, za mało czasu.
   - Pamiętaj jednak, że nie możesz się przemęczyć, wycieńczenie organizmu z pewnością ci nie pomoże w przetrwaniu.
   -  Nawet jeśli poszłabym wcześniej do łóżka to i tak bym tylko przekręcałabym się z boku na bok, robiąc sobie wyrzuty, że się nie uczę, panie profesorze.
   -  Rozumiem. Może jednak warto, abyś spróbowała eliksiru słodkiego snu. Pomoże Ci się zrelaksować i  zregenerować organizm - podsunął jej nieduży flakonik z niemal przezroczystą cieczą w środku. Scoliari spojrzała na niego pytający, lecz nauczyciel ją uprzedził nim cokolwiek powiedziała - Mam oko na wszystkich swoich podopiecznych. Widzę, że poświęcasz dnie i noce na naukę oraz ćwiczenia... Panno Crow, proszę nie otwierać tamtej szafy, ten bogin mi się jeszcze przyda... Jako reprezentant szkoły robisz naprawdę wiele, aby dobrze się przygotować, choć uważam,  że powinnaś przyjąć pomoc od innych. Wiem też, co chcesz teraz odpowiedzieć.
   -  Nerezo, zgadzam się z Panem Tarento. Jedna noc cię nie zbawi. Weź eliksir i wyśpij się. Dzięki temu będziesz miała więcej siły do pracy - La Mettrie usiadła na wolnym fotelu.
   -  Crow, kombinujesz...
   - Ech... To ja poprosiłam pana profesora, żeby Ci to dał... Martwię się o ciebie. Prawie nie śpisz i funkcjonujesz tylko dzięki dużym dawkom cukru - przyznała francuzeczka, wiedząc, że nie ma sensu oszukiwać przyjaciółki. I miała rację, bo Nereza bardzo nie lubiła, gdy inni zmawiali się za jej plecami. Nawet jeśli starali się działać w dobrej wierze.
   - Napiję się jak skończę zadanie.
   -  Potrzebujesz odpocząć teraz - opanowała La Mettrie.
   -  Dziękuję za troskę i środek nasenny. Wypije,  gdy uznam to za stosowne. - Dziewczyna zgarnęła butelkę - Pozwoli pan, że już pójdę. Mam jeszcze sporo dziś do zrobienia - wstała z miejsca i dość szorstko pożegnała się z mężczyzną. Była jednak i tak dość miła, biorąc pod uwagę jak łatwo się denerwowała. Szczególnie teraz w trakcie przygotowań.
   Wbrew jednak wcześniejszym zapowiedziom, wcale nie ruszyła schodami w kierunku wieży, gdzie było wejście do domu Krukonów. Schowała szklany pojemnik w kieszeni szaty i nie oglądając się na nikogo ruszyła do wyjścia z zamku. Coś jej podpowiadało,  że tym razem uda się wejść do lasu...

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Podobał mi się opis napięcia prze lekcją transmutacji - ile to razy widziało się podobne sceny! Zawsze znajdzie się taki nieobliczalny nauczyciel.
    Dziwny zabieg z tymi małpkami i ptakami pod sufitem - bardzo ciekawy pomysł, ale z drugiej strony nauczyciel aż sam prosi się o dekoncentrację uczniów.
    O, jak ja lubię takie sprytne sztuczki :) Nereza po raz kolejny okazała się bystra. Pewnie wzbudziło to uznanie nauczyciela (który, nawiasem mówiąc, jest wyjątkowo nielitościwy dla uczniów).
    W ogóle to była świetna lekcja. Też uważam, że nie wystarczy znać formuły zaklęcia i odpowiedniego ruchu różdżką, to by było za proste, a wszystkim zaklęcia powinny wychodzić tak samo. Dlatego brawo za uwzględnienie innych czynników :)
    Biedne myszki, to bardziej niehumanitarne niż u Moody'ego, bo pająki to jednak, no cóż, pająki. Juz przy drugiej próbie rzucenia zaklęcia byłam zniesmaczona, co dopiero mówić o trzeciej. Chyba też bałabym się rzucić zwykłe zaklęcia sto razy bardziej niż przed ta uroczą prezentacją.
    Kłótnia nauczycieli była bardzo intrygująca, sprawiali wrażenie jakby nie lubili się już wcześniej.
    Crow była w tym rozdziale taka słodka, że aż ją polubiłam :)
    No i znowu ten Zakazany Las. Co ciągnie tam Nerezę - coś konkretnego, o czym nie wiemy, czy zwykła krukońska ciekawość?
    Sporo literówek wydarzyło się w tym rozdziale, to oczywiście tylko szczegół, ale ich brak uprzyjemnia czytanie :) Długość rozdziału zdecydowanie na plus.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  2. Szalony nauczyciel musi być. W końcu co to byłoby za życie gdyby nauczali tylko tacy zrównoważony psychicznie? Nuda. Przynajmniej dla mnie.
    Transmutacja zawsze kojarzyła mi się z trudnym przedmiotem, który wymagał precyzji. Dokładając kolejne czynniki wzorowana się na wskazówkę od Rowling przy słynny Wngardium Leviosa.
    Och, nauczka dla mnie by więcej rozdziałów nie poprawiać na komórce. Niby było już wszystko w porządku a tu autokorekta widzę, że zrobiła mi psikusy. Wszystkie chochliki powinny być już poprawione.
    A o co chodzi z Nerezą i Lasem? Tego dowiesz się już w następnym rozdziale ^^

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń