sobota, 3 października 2015

Rozdział 10 - Oddając szacunek

   "Naciągnęła kaptur mocniej na głowę. Nieufnie spoglądała w kierunku nieba, które pokryła gruba warstwa ciemno szarych chmur. Wyglądało na to, że będzie padać. W dodatku bardzo intensywnie jeśli wierzyć dalekiemu grzmotowi, który echem rozniósł się po okolicy. Ten dzień z pewnością nie będzie ładny. Pomyśleć, że jeszcze wczoraj w gazecie na dziś zapowiadano piękną pogodę. Cieszyła się, że jednak zdecydowała się na cieplejszą szatę. W innej na pewno już by zmarzła. Złapała brata pod rękę. Wokół pojawiało się coraz więcej osób w różnym wieku. Niektórzy byli sami, inni przybyli z całymi rodzinami. W większości elegancko ubrani, choć zdarzały się wyjątki, które tu zupełnie nie pasowały. Odnosiło się wrażenie, że pomylili uroczystości i przyszli na pokaz mody, a nie na złożenie hołdu ważnemu czarodziejowi. Dziewczyna cmoknęła zniesmaczona. Naprawdę nie wiedziała, co kierowało tymi ludźmi. Chęć zabłyśnięcia na głównej stronie wydania specjalnego Proroka Codziennego? Wzbudzenie zazdrości w znajomych? Nic innego nie przychodziło do głowy.
   Tuż obok zmaterializował się czarodziej, który przybył tu za pomocą świstoklika. Uchylił kapelusza w jej stronę w ramach przeprosin i grzecznego powitania. Skinęła głową. Był miły, potrafił się zachować, dlatego nie robiła awantury jak poniektórzy z tak niespodziewanego spotkania.
   - Mamusiu, a mugole nas nie widzą? - spytała gdzieś z boku mała dziewczynka, którą matka niosła na rękach.
   - Nie, kochanie. Chronią nas czary więc ludzie nie zwracają na nas uwagi - tłumaczyła cierpliwie.
   - A jak ktoś zachce wyjść na dwór? - drążyła temat.
   - Nie zachce. Dopiero jak przestaną działać zaklęcia, będą mogli robić wszystko, to co chcą.
   - A czy to nie jest złe? - zmarszczyła nosek.
   - To jedyny sposób kochanie, aby mugole nie przeszkadzali nam.
   - Ale oni też powinni być mu wdzięczni...
   - Tak, masz rację. Nie są jednak tego świadomi.
   - Dziwni ci mugole... - skwitowała dziewczynka chowając twarzyczkę w ramieniu matki czarownicy. Nereza zastanowiła się nad słowami małej. W sumie miała rację. Nie raz i nie dwa czarodzieje walczyli z prawdziwym zagrożeniem dla zwykłych śmiertelników. Mało jednak kto o tym wiedział i doceniał starania. W dodatku od dawien dawna ich światy były podzielone. Pewnie nie zrozumieliby tego i tak jak w średniowieczu uznano by ich za dziwadła i niebezpieczeństwo dla społeczeństwa. Westchnęła cicho. Tylko w nielicznych miejscach na Ziemi ludzie koegzystowali z osobami magicznymi i nikt nie robił z tego żadnej afery. Jak na przykład w Salerno, z którego się wywodziła. To piękne miasteczko często było odwiedzane przez uczniów Ignaspherii. Dość często ich tam widziała. Przybywali za pomocą sieci kominków, jako że ich zamek znajdował się naprawdę daleko w stosunku do tego miasteczka. Oczywiście, z tego co słyszała mieli bliżej coś w stylu Hogsmeade, ale ogniste ptaki zdecydowanie częściej wybierały się do Salerno, aby mieć okazję obcować ze zwykłymi ludźmi. Otwartość umysłów tych mugoli ich przyciągała. W stosunku do pozostałych byli zdystansowani...
   - Nerezo...? - usłyszała zniecierpliwiony głos brata.
   - Przepraszam, zamyśliłam się. Zastanawiałam się nad tym, co powiedziała dziewczynka, która przechodziła obok nas z matką... Co chciałeś?
   - Wolisz podejść bliżej nauczycieli, czy jednak zostać tu na uboczu?
   - To już jesteśmy? - zaskoczona rozejrzała się wokół siebie. Przez ten tłum nawet nie zauważyła, gdy weszli na teren cmentarza. Potter zawsze chciał leżeć obok rodziców i jego rodzina spełniła to życzenie. Miejsce wiecznego spoczynku było jednak niewielkie i Ministerstwo musiało wykorzystać magię, aby móc pomieścić wszystkich przybyłych.
   - Tak. Tam jest dyrektor Flitwick - wskazał ponad głowami ludzi w konkretnym kierunku. Niestety, niższa Nereza nawet stając na palcach nie była w stanie dostrzec nauczyciela ponad spiczastymi kapeluszami czarodziei, choć wbrew pozorom nie należała do najniższych.
   - Wierzę ci na słowo - pogodziła się z tym faktem, że nie będzie w stanie wszystkiego zobaczyć. Jednak dzięki magicznemu pergaminowi wiszącemu ponad specjalnie wybudowanym na tą okazje podeście mogła mieć oko na występujące na tej uroczystości osoby oraz widzieć grób pana Pottera oraz jego rodziców. Podobne pergaminy wykorzystywano w trakcie meczów Quidditcha w lidze światowej. Z każdym rokiem coraz bardziej je ulepszano. Były niczym... Jak to się nazywało? Nośniki? Chyba tak nazywały się te dziwne elektryczne ekrany w mugolskim świecie, które z pomocą fal i kabli pokazywały filmy i obrazki. Nereza nie do końca rozumiała sposób w jaki działają, ale najważniejsze było to, że wiedziała do czego służą.
   - Widzę panią Potter wraz z rodziną - zrelacjonował jej brat. Chwilę później i ona mogła zobaczyć cały klan na pergaminach. Nestorka rodu nadal świetnie się trzymała. Według niektórych praktycznie się nie postarzała od momentu, gdy dzieci poszły do szkoły. Inna sprawa miała się z jej dziećmi. Najstarszy syn już dawno osiwiał, przygarbił się i, jak wieść niesie, podupadł na zdrowiu zarówno fizycznym jak i psychicznym. Poniektórzy mówili, że nie rozróżniał już snu od rzeczywistości, a także, że nie jest świadomy śmierci swojego ojca. Obecnie jednak wyglądał bardzo poważnie, więc Scoliari nie była zbytnio przekonana o prawdziwości tych plotek. Z kręgu tych osób rozpoznała także Albusa Pottera, niezwykle podobnego do ojca i trzymającego się znacznie lepiej niż jego starszy brat, a także siostrę, która z roku na rok była coraz wątlejsza, choć z jej twarzy promieniała radość. Wszystko zaczęło się od chwili, gdy zmarł syn, Calvin. Ciężko zniosła tę stratę. Oprócz nich, Nereza kojarzyła jeszcze tylko dwie osoby: Matthew, najmłodszego chłopca w rodzinie, obecnie grającego w szkolnej drużynie Quidditcha oraz Sophie, która również jeszcze uczęszczała do szkoły i była na ostatnim roku. Oboje dziewczyna znała z widzenia, a w przypadku starszej gryfonki, miała okazję parę razy porozmawiać.
   Obraz zmienił się i teraz prezentowani byli przyjaciele rodziny oraz dalsze kuzynostwo, których dziewczyna nigdy nie była w stanie spamiętać. Och, gdyby tylko był tu Raven...
   - Zobaczcie, nie ma wnuczki pani Hermiony Granger, Agneth - usłyszała za swoimi plecami.
   - Myślałam, że was już nie zobaczę - przyznała włoszka i ukradkiem przywitała się z przyjaciółmi.
   - Dobrze wiem, że nie jesteś w stanie rozpoznać zdecydowanej większości ludzi - uśmiechnął się słabo szczurowaty chłopak - Nieciekawa pogoda - ściągnął kaptur z głowy. Póki co nie padało i mógł sobie na to pozwolić.
   - Zobaczmy... Widzę Gabrielę z rodzicami oraz dziadkami.
   - Jej dziadkiem jest pan Hugo, prawda?
   - Tak, dobrze pamiętasz - przyznał jej rację. Jednak starszego pana ciężko było wyłapać pośród tylu stojących tam rudzielców. W końcu płynęła w nich krew Weasleyów, a ci praktycznie w stu procentach byli bladzi, piegowaci i rudzi. Tylko jedna gałąź tej rodziny nie odziedziczyła rudego genu. Victoire dzięki genowi willi matki urodziła się blondynką i wszystkie jej dzieci odziedziczyły ten kolor włosów, a te przekazały swojemu potomstwu... Prawie całemu.
   - Za dużo ich jest. Nawet nie próbuję sprawdzić kogo nie ma... Ale... - dostrzegła coś - Co tu robią Zabini?
   - To samo, co Malfoyowie, są na pokaz - wtrącił się Dario.
   - Ta arystokracja...
   - Ej, ja też jestem arystokracją! - napuszyła się francuzeczka.
   - Ale ty i oni to zupełnie dwie różne kwestie - zapewniła ją Scoliari -Jest i Minister Magii, powinni za chwilę zacząć - dziewczyna objęła się rękoma i przysunęła bliżej brata. Robiło się coraz zimniej. Uczucie potęgował wzmagający się wiatr.
    - Witam wszystkich zebranych - rozmowy pomiędzy czarodziejami umilkły - To dla nas niezwykle pamiętny dzień - na pergaminach pojawiła się sylwetka ministra stojącego przy mównicy z różdżką przy szyi. Dzięki prostemu zaklęciu, było go słychać nawet z dużej odległości, a biorąc pod uwagę, że tłum z trudem mieścił się nawet na magicznie powiększonym cmentarzu dawał jednoznacznie do myślenia. - Nikt nie spodziewał się, że Pan Potter opuści nas tak szybko - kolejny grzmot był słyszalny znacznie bliżej - Odszedł dwudziestego piątego sierpnia dwa tysiące siedemdziesiątego siódmego roku. To był dla nas wielki cios... - z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu - Wspaniały człowiek, który poświęcił się dla nas wszystkich. Który pokonał Lorda Voldemorta, aby nasza przyszłość pozbawiona była mroku! - mężczyzna ciągnął swoje przemówienie, a tymczasem pogoda z każdą sekundą pogarszała się. Kilka kapeluszy zostało porwanych przez porywczy wiatr, a zacięty deszcz sprawił, że ludzie zbijali się w większe kupki. Gdzieniegdzie było słychać wypowiadane cicho zaklęcia, które odpychały w większości deszcz od czarodziei. Jednak nie każdy się o to pokusił. Byli tacy, którzy uważali, że w takiej chwili ta ulewa jest odpowiednia i próba uniknięcia skutków była nie na miejscu.
   Nereza słuchała przemówień jednym uchem, skupiona na tym, aby jak najszybciej powrócić do domu. Co roku powtarzali praktycznie to samo. Te same anegdotki, wspomnienia... Jedyne, co ulegało zmianie, to ilość osób traktujących to wydarzenie jak spotkanie towarzyskie. Może i nie była wielką fanką Harry'ego Pottera, ale doceniała to, co dla wszystkich zrobił i umiała zachować się w tak ważnym dniu. Niestety, wyglądało na to, że dobre maniery obumierały wśród czarodziei. Czarownice w najnowszych, krzykliwych szatach, chichrający się nastolatkowie w najbardziej wzniosłych częściach przemówienia... Kiedy ten świat tak ogłupiał? Może i dobrze, że Złoty Chłopiec już odszedł. Przynajmniej nie widział jak stoczyli się ci, za których walczył. Pomijając jego rodzinę i znajomych, którzy najbardziej byli z nim związani.
    - ... przez lata tropiąc i zamykając w nowym więzieniu... - wypowiedź ministra przerwał piorun, który uderzył niezwykle blisko podium, co wzbudziło popłoch wśród zebranych. Kolejne, przecinające niebo, wzbudziły lekkie uczucie grozy. Część bała się porażenia, ale starszemu pokoleniu przypomniały się mroczne czasy, kiedy to śmierciożercy byli na wolności i wraz swym panem sprawowali władzę. Nawet sam minister z pewną obawą spoglądał na rozszalałe niebo, nie będąc pewnym czego to jest zwiastunem - ... jednak nadal jest w naszej pamięci! Powinniśmy zatem pielęgnować wartości, które wyznawał i kroczyć podobną mu ścieżką, aby nasz świat stał się jeszcze lepszy...!  - wzniosłe to były słowa. Szkoda tylko, że bez większego pokrycia. Młode pokolenie  nie do końca rozumiało działania Ministerstwa Magii. Wyglądało na to, że za kilkadziesiąt lat nikt już nie będzie pamiętał o Potterze... Kolejny błysk fleszu, gdzieś po prawej stronie Scoliari ją poirytował. Odsunęła z twarzy kaptur, aby sprawdzić, gdzie znajduje się hiena dziennikarska. Miała nieodpartą chęć powiedzieć to i owo, ale czujny brat przytrzymał ją za rękę. Niechętnie pozostała w miejscu, posyłając tylko złowieszcze spojrzenie upierdliwemu fotografowi..."

   Nereza z trudem oderwała wzrok od trzymanej przez jednego z uczniów Durmstrangu gazecie. Było to specjalne wydanie Proroka Codziennego, opisującego dokładnie wydarzenia z okazji trzeciej rocznicy śmierci Pottera. Mimowolnie powróciła do wspomnień z tamtego dnia. Ciężko było nie zapamiętać tak paskudnej pogody. Szalejąca burza skutecznie utrudniała przebieg wydarzeń i przedłużyła całą ceremonię. I te kolejki do tych dwóch czy trzech kominków, które akurat były w mieście dostępne. Małą, symboliczną wiązankę, oczywiście wtedy złożyła, choć niełatwo było dostać się w okolice grobu. Prawdę powiedziawszy, wiele więcej nie zapadło jej w pamięci. O całej reszcie przeczytała potem w gazecie. Takiej samej jak trzymał tamten uczeń.
   - Ziemia do Nerezy - Katia pomachała jej dłonią przed oczami - Musimy iść. Za chwilę ogłoszenie wyników... Będzie dobrze, zobaczysz - starała się pocieszyć. Wiedziała, że Scoliari obawiała się tego, co będzie. Nie chciała być przy tym jak czara wylosuje nazwiska reprezentantów. Po raz pierwszy w życiu chciała mieć Turniej Trójmagiczny za sobą i zapomnieć o tym, że jej nazwisko kiedykolwiek zostało wrzucone w niebieski płomień.

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    O, jaki dziwny rozdział. Dziwny, bo nietypowy i zaskakujący. Ta retrospekcja i realistyczne opisy pogody (mimo, że za oknem świeci słońce, niemal czułam zapach deszczu!) kompletnie wybiły mnie z rytmu i gdyby nie zakończenie rozdziału, zapomniałabym, że jest jakiś Turniej, jakieś szkolne życie i wszystko to, co zdarzyło się w ostatnich rozdziałach. No masz, a myślałam, że teraz dowiemy się, co też stanie się z naszą Nerezą! Trzymasz nas w napięciu, okrutna :)
    Tak jak pisałam wcześniej, taka forma rozdziału zaskoczyła mnie i zaciekawiła jednocześnie. Już niemal zapomniałam, że zapowiedź Twojego opowiadania krążyła jednak wokół rocznicy śmierci Pottera, tak przyzwyczaiłam się do Hogwartu i myśli o Turnieju :)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem lubię podręczyć swoich czytelników, ale zapewniam, że lada moment poznasz uczestników Turnieju :)
      Cieszę się, że ten nietypowy rozdział przypadł ci do gustu. Nie chciałam od razu na początku wszystkiego opisać i uznałam, że taki podział przyda się opowiadaniu. W szczególności, że rozwinięcie tematu tajemnic będzie dopiero za troszkę.

      Pozdrawiam!

      Usuń