Sala pełna ludzi z podekscytowaniem oczekujących na wymienienie ostatniego reprezentanta. Już teraz uczniowie siedzący wzdłuż czterech stołów byli w stanie powiedzieć, że będzie to zacięta walka warta oglądania. Co poniektórzy mieli okazję zamienić kilka słów z młodym hrabią bądź Danielle. Ich charaktery do najmilszych nie należały, dlatego nikt nie spodziewał się po nich uprzejmości podczas wykonywania zadań. Nie mówiąc już o tym, ze każdy chciał wiedzieć z czym w tym roku zmierzy się trójka wybrańców...
- Reprezentantem Hogwartu zostaje natomiast Nereza Scoliari! - krzyknął donośnie. Odprężona dziewczyna w pierwszej chwili zupełnie nie zorientowała się, że to jej nazwisko zostało wyczytane. W końcu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że jest to całkowicie niemożliwe. Była gotowa w każdej chwili wstać od stołu, i pójść do pokoju wspólnego Krukonów, aby najeść się słodyczy i zapomnieć o minionych stresujących dniach. Teraz miało być już tylko lepiej. Cóż, najwyraźniej nadzieja została brutalnie odebrana.
- Ner... - zaczęła Bianca - To ciebie wybrano.
- Co? - spojrzała na nią zdziwiona - Bzdury opowiadasz.
- Dyrektor wymienił twoje nazwisko.
- Przesłyszałaś się na pewno - Scoliari niepewnie przekręciła się na ławie. Ale przecież to niemożliwe. Zaśmiała się nerwowo. Przecież...
- Głucha jesteś? - ślizgońskie syknięcie Sharety siedzącej przy stole obok. Nie była zachwycona. Skwaszona mina wyraźnie wskazywała na to, że nie jest zadowolona z wyboru reprezentanta.
- Siostrzyczko, idź - Dario popchnął ją delikatnie.
- Ale ja nie chcę... To tylko żart, tak...?
- Scoliari? - powtórzyło się echem jej nazwisko. To nie był żart, tak jak chciała w to wierzyć. Właśnie spełniał się jej koszmar. Z trudem podniosła się z miejsca i powolnym krokiem zbliżyła do dyrektora. Zadowolony do tej pory opiekun domu, dostrzegł nietęgą minę dziewczyny i spoważniał. Wyczuł, że nie wszystko jest w porządku. Dlatego od razu ruszył za podopieczną i zatrzymał w połowie słabo oświetlonego korytarza prowadzącego do bocznej sali.
- Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? - spytał kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Nie chciałam brać udziału w Turnieju - odpowiedziała szczerze uciekając wzrokiem.
- A jednak wrzuciłaś swoje nazwisko do czary. Wiedziałaś jakie mogą być tego konsekwencje.
- Panie profesorze, moje zgłoszenie to przypadek.
- Możesz się wyrażać jaśniej, panno Scoliari?
- Znajdowałam się zbyt blisko czary, gdy wytrącono mi z rąk podpisaną pracę domową... - przyznała niechętnie. To chyba najgłupsza rzecz jaka mogła jej się przydarzyć. Szczerze powiedziawszy nigdy nie słyszała, aby coś podobnego zdarzyło się komukolwiek innemu. W tym momencie nawet przymusowy udział Pottera w roli czwartego zawodnika wydawał się całkiem normalny.
- Pracy domowej ot tak się nie wytrąca. Znowu mnie okłamujesz, widzę to po twojej minie.
- To i tak teraz nie ważne. Czara mnie wybrała, choć byli lepsi ode mnie i muszę jakoś z tego wybrnąć, profesorze Tarento.
- Czemu wcześniej z tym do mnie nie przyszłaś? - rozmawiali cicho, aby osoby w Wielkiej Sali ani w komnacie, do której się udawali nie usłyszeli tej wymiany zdań. Lepiej, aby pozostała tajemnicą. Szczególnie, gdy teraz nauczyciel zaklęć wreszcie dowiedział się, czemu jedna z jego uczennic chodziła przez kilka ostatnich dni nieswoja. A młodą niezadowoloną Scoliari ciężko było przeoczyć. Podły humor zwracał uwagę innych i przyciągał wzrok.
- To i tak by niczego nie zmieniło. Nie można ingerować w wybór czary. Popełniłam błąd i moje nazwisko znalazło się nie tam gdzie trzeba, muszę teraz ponieść tego konsekwencje... - objęła się rękoma - Choć bardzo się boję... - niechętnie przyznała się do targających nią uczuć. Minęła opiekuna i z pochmurną miną dołączyła do pozostałych uczestników. Pewny siebie hrabia, tajemnicza Danielle i ona, która zdawała się być tylko wypychaczem w tym trio. Nie miała najmniejszych szans z tymi uczniami. Z pewnością radzili sobie znacznie lepiej od niej. Intuicyjnie krukonka wiedziała, że są do tego stworzeni. Nie to co ona... Smykałka do zaklęć i umiejętność pojedynków z pewnością nie wystarczą. Nie wygra. Była tego świadoma. Z pewnością ludzie z jej otoczenia sprzeciwiliby się temu tokowi myślenia, lecz czemu miała się okłamywać?
- Wszyscy już są! - nim uczeń Durmstrangu zdążył rzucić jakąkolwiek nieprzyjemną uwagę, pojawił się Minister Magii, aby oficjalnie przekazać im wiadomości odnośnie Turneju - Miło mi was poznać, Timothy Oldman - przedstawił się, choć było to zupełnie zbyteczne. Każdy kojarzył tego starszego dżentelmena z melonikiem na głowie, który uścisnął ręce panom i ucałował wierzch dłoni pań. W eleganckim czarnym garniturze i błyszczących butach. Z peleryną, która krojem przypominała te, które mugole nosili ze dwieście lat temu. Zdawał się wiedzieć, co robi. Ale to tylko pozory. Nawet siwa kozia bródka i okulary połówki w złotych ramkach nie dodawały mu rozumu. Od organizowania wszystkiego miał cały sztab ludzi. Nawet teraz towarzyszyła mu dwójka czarodziei, którzy zajmowali się formalnościami. Ludzie go lubili, na całym świecie, lecz często był zbyt łatwowierny i zakręcony, aby być w stanie pojąć wszystko, co się wokół niego działo. Społeczeństwo godziło się to na to tylko dlatego, że nie chciało, aby jego stanowisko przejął kandydat opozycji, niejaki Gerard Sicaire. Niby mało się udzielał, ale jeśli tylko się pojawił, widać było jak na dłoni jego rządzę władzy absolutnej. A ludzie chcieli spokoju, a nie użerać się z jakimś zakręconym człowiekiem.
Tymczasem obok ministra stanął maleńki dyrektor Hogwartu, a za plecami uczestników ich opiekunowie. Do tej pory Scoliari nie interesowała się nimi przesadnie, choć słyszała co nieco na ich temat...
Dyrektor Ignaspherii, Vincent Devoir. W białym długim płaszczu, krótkimi mysimi włosami oraz złotym kolczykiem w lewym uchu wyróżniał się spośród zebranych. W dodatku był bardzo młody. Dopiero kilka lat temu objął swoje stanowisko. Sądząc zaś po zachowaniu Danielle, żyli w dobrych relacjach. Jakby się nad tym zastanowić, Ner nie powinna być tym faktem zdziwiona. Włoska szkoła była mniejsza od tej, do której ona uczęszczała. Z pewnością prawie wszyscy tam się znali.
Dyrektorka Durmstrangu, Sylwija Andriejewna. Potężnie zbudowana, ubrana w czarne skóry. Na twarzy mocny makijaż, który przyciągał uwagę. Urodę rosjanki szpecił tylko jeden szczegół - blizna przechodząca przez prawe oko. Szczęśliwie dla brunetki, nie straciła wzroku. Plotki głosiły, że trzymała swych uczniów krótko i karała za każde przewinienie, lecz podopieczni przyzwyczajeni do surowej dyscypliny nigdy się nie skarżyli. Ze względu na niektóre zachowania kobiety, pojawiły się pogłoski, że spokrewniona jest z Karkarowem, lecz ta szybko je zdementowała, udowadniając, że są tylko i wyłącznie stosem kłamstw.
Na koniec pozostawał Micheal Tarento. Jej własny opiekun, który był niezwykle wymagający i jednocześnie potrafił się interesować życiem uczniów, aż za bardzo. Scoliari zaś ceniła sobie prywatność i nie życzyła, gdy inni wtykali nos w nie swoje spawy.
Słuchając ministra i jego świty tylko tyle o ile, przygarnęła spisany regulamin Turnieju oraz uzupełniła jeden z licznych formularzy potrzebny do wypełnienia niezrozumiałej dla niej dokumentacji. Kolumny cyferek i dziwnych zwrotów zdawały się być szyfrem, a nie jasnym i przejrzystym papierem.
- Powtarzam, w trakcie zadań możecie mieć ze sobą tylko różdżkę. Jesteście ograniczeni tylko własną wiedzą i umiejętnościami. Oraz paroma artykułami prawnymi, które znajdziecie w spisie zasad. Na dzisiaj to wszystko, cieszcie się i świętujcie ze swoimi przyjaciółmi. Nie na co dzień zostaje się reprezentantem swojej szkoły... - minister został popchnięty w kierunku wybrańców, a następnie ustawiony do zdjęcia z nimi. Chyba tylko on jeden uśmiechał się na nim... Pozostali wyglądali, jakby przyjechali na zjazd uczuć depresji i niezadowolenia...
~*~
- Siadaj - polecił jej opiekun. Nauczyciel nie pozwolił na powrót do wieży. Albo raczej na urwanie się z niej. Nie miała powodu do świętowania. Chyba, że byłaby masochistką, ale nic na ten temat nie wiedziała. Niestety, Tarento wyczuł, co chce robić i ponownie pokrzyżował plany. Wcale nie była z tego powodu zachwycona, lecz doszła do wniosku, że jakoś go przetrzyma i w końcu uda jej się dostać w swoje wymarzone miejsce.
- Nic nowego panu nie powiem - uprzedziła od razu, zatapiając się w fotelu, którego obicie zostało wykonane z ciemnobrązowej skóry, bardzo przyjemnej w dotyku.
- Herbaty? - zaproponował kręcąc się przy kredensie stojącym z boku. Potężny, ciężki mebel wykonany z najwyższej jakości drewna. Nie trzeba było być specjalistą, aby zorientować się, że pochodzi z najwyższej półki i kosztuje krocie. Dziewczyna mogła zobaczyć także niektóre rzeczy stojące w środku. Elegancką zastawę z porcelany, kilka butelek nalewek i innych trunków, a także jakieś figurki. Szczerze powiedziawszy nie tego spodziewała się po nauczycielu. Szczególnie, że na ścianach wisiały miecze, a w szklanych gablotach można było obserwować sztylety, noże i inne rodzaje broni, których dziewczyna nie była w stanie zidentyfikować. Wzbudzały jednak w niej podziw i zainteresowanie.
- Nie, dziękuję - położyła dłonie na podłokietnikach.
- To może w takim razie kawy?
- Skoro pan nalega... - westchnęła zrezygnowana. Po chwili przed nią, na blacie ciemnego biurka pojawiła się filiżanka na spodeczku, wraz ze srebrną łyżeczką. Do ciemnego napoju została dodana duża ilość mleka i dwie kostki cukru. Scoliari sięgnęła po napój, mając sposobność bliższemu przyjrzeniu się skomplikowanym wzorom.
- Co planujesz teraz zrobić?
- Przetrwać - upiła łyk mocnej kawy - Nie dać się zabić ani poważnie znokautować - rozwinęła swoją myśl. Nauczyciel rozsiadł się w fotelu na przeciw niej.
- Słyszałem jednak, że jesteś uzdolnioną czarownicą.
- Tylko z kilku przedmiotów.
- A także leniwą.
- To akurat prawda.
- Czego spodziewasz się po pierwszym zadaniu?
- Hmm... - zastanowiła się - Z pewnością to nie będzie coś przy czym będziemy mogli się wzajemnie pozabijać... Nie wiem, panie profesorze. Ministerstwo nie dało żadnych wskazówek. Być może powtórzą coś z poprzednich lat.
- Tak... Lubią stosować sprawdzone rozwiązania... - podsunął dziewczynie talerz z ciastkami.
- Panie profesorze - krukonka spochmurniała - Postawmy sprawę jasno - nie lubiła się zwracać w ten sposób do nauczycieli. Uważała, że jest mocno nieodpowiedni i do tej pory może raz, albo dwa przez przypadek udało jej się to zrobić - Nie życzę sobie i nie oczekuję pomocy w kwestii Turnieju. Sama - podkreśliła - sobie poradzę. To sprawdzian mający sprawdzić moje umiejętności. Nie sztukę oszukiwania. Nie uznaję tego tak uwłaczającego godność zajęcia.
- Rozumiem - pokiwał głową mężczyzna, najwyraźniej usatysfakcjonowany jej odpowiedzią - A przeciwnicy?
- Wiem o nich wystarczająco dużo. Tyle, aby nie wpaść w pierwszą lepszą pułapkę... - Dalszą wypowiedź przerwało pukanie do drzwi. Nim profesor zdążył odpowiedzieć "proszę" do gabinetu weszła uczennica.
- Dobry wieczór, panie profesorze - zaczęła słodko. Jednak ta słodycz nie zmyliła Scoliari. Znała Sharetę i historie o jej postępowaniu zbyt długo. Nie musiała się więc odwracać. Oczami wyobraźni widziała schludnie wyprasowaną szatę, nie zapiętą, dzięki czemu widać było nieprzyzwoicie krótką spódniczkę oraz obcisłą białą bluzeczkę. Szczerze powiedziawszy, krukonka nie miała pojęcia czemu miało to służyć. I tak budową fizyczną nadal nie przypominała kobiety, a dziecko. Jedynie ostrym makijażem mogła próbować zmylić ludzi odnośnie swego wieku.
- Dobry wieczór, przepraszam, ale jestem zajęty - odparł sucho i stanowczo, niezadowolony z tego, jak ślizgonka weszła do środka.
- Byłabym jednak wdzięczna, gdyby znalazł pan dla mnie parę minut... - kokieteryjnie podeszła w kierunku biurka. Nereza słyszała stukanie jej pantofelków na wysokim obcasie - Potrzebuję pomocy przy pracy domowej, a także... Przyniosłam prezent - ignorując niechęć mężczyzny oraz fakt, że nauczyciel ma gościa, usiadła na blacie, zakładając nogę na nogę. To sprawiło, że spódniczka przypominała teraz pasek, który odsłaniał dosłownie wszystko, wraz z pasem do pończoch. Teraz Krukonka widziała ją już bez problemu, choć Shareta zdawała się nie zauważać gościa.
"Na Merlina, ona ma dwanaście lat!" krzyknęła w myślach zażenowana Scoliari. Przecież ta Ślizgonka wywodziła się ze znamienitego rodu. Tymczasem nie okazywała nawet odrobiny klasy. Na miejscu rodziców, wstydziłaby się zachowania córki.
- Shareto Malfoy - Profesor zagrzmiał podnosząc się z miejsca - Natychmiast opuść ten gabinet. Nie życzę sobie, abyś kiedykolwiek więcej zachowywała się w ten sposób do mnie, czy do któregokolwiek innego nauczyciela. To damie nie przystoi.
- Och, a więc należy pan do stanowczych mężczyzn. Lubię takich. Jestem pewna, że...
- Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu! Wyjdź! - machnął różdżką i dziewczyna, która już się szykowała aby uwiesić się na opiekunie Krukonów została niewidzialną siłą odepchnięta i wyrzucona za drzwi. Nereza mimowolnie odstawiła filiżankę z kawą na bok, obserwując ten niezwykły pokaz. Nigdy wcześniej nie widziała jak ktoś dawał Sharecie kosza. O wszystkim wiedziała tylko ze słyszenia. Zaklaskała z podziwem w dłonie.
- Scoliari! - skarcił ją nauczyciel.
- Przepraszam.... To było nie na miejscu... - przyznała trochę skruszona. - Proszę się nie martwić, nic nikomu nie powiem... Zresztą - machnęła ręką - To Shareta Malfoy. Ona tak zawsze...
- Panie profesorze, a może da mi pan jeszcze szlaban? Chętnie przyjdę po zajęciach do profesora... - rozległo się pod drzwiami.
- Panie profesorze, a może da mi pan jeszcze szlaban? Chętnie przyjdę po zajęciach do profesora... - rozległo się pod drzwiami.
- To niedopuszczalne zachowanie, które należy tępić. Porozmawiam sobie z panią Lukrecją na ten temat - postanowił twardo. Nie zostawi tego. Nie pozwoli, by podobna sytuacja miała jeszcze kiedykolwiek miejsce. Na szczęście miauczenie dziewczynki ustało. Chwała za to, przynajmniej pamiętała, że szopkę należy zakończyć, a nie ciągnąć bez sensu.
- Mogę już iść, panie profesorze?
- Dopiero jak... - tu z jednej szuflad wyciągnął pergamin, atrament i pióro - Tysiąc razy napiszesz, że nie będziesz mnie więcej oszukiwać.
- Poważnie...? - podniosła z dezaprobatą jedną brew.
- Jak najbardziej. Sugeruję już zaczynać, jeśli do świtu chcesz skończyć...
Cześć :)
OdpowiedzUsuńAch, tyle stopniowania napięcia, a przecież wybór Nerezy nie jest niespodzianką :) Musiał być ten suspens.
Bardzo zaciekawiło mnie pytanie profesora Tarento - dlaczego Nereza nie zgłosiła się do niego od razu? Niby Czara jest nieprzebłagana, blablabla, ale jednak gdyby Scoliari NAPRAWDĘ nie chciała być wybrana, to robiłaby wszystko, żeby sprawę wyjaśnić. Jak dla mnie, to w głębi duszy życzyła sobie tego, pewnie tak jak życzyłby sobie każdy z nas, nie myśląc nadmiernie o konsekwencjach :) Gdyby tego dnia Czara wyrzuciłaby inne nazwisko, Nereza z pewnością położyłaby się spać rozczarowana, a tak... Była najlepsza!
Rozbawił mnie też fragment o Ministrze - jak to znajomo brzmi: ludzie wybrali sierotkę, obawiając się zwycięstwa osobnika pragnącego władzy absolutnej... :) :)
Ciekawe, że dyrekcję Durmstrangu sprawuje kobieta. Nawet nie podważam plotek, które krążą, na pewno trzyma swoich uczniów twardą ręką :)
Wystrój gabinetu profesora Tarento bardzo mi się podoba, mogłabym w nim zamieszkać.
Fajnie, że Nereza stanowczo zaznaczyła, że nie potrzebuje pomocy, podoba mi się to. Mam nadzieję, że wymyślisz jakiś superhiperekestra ekscytujące zadania, już nie mogę się doczekać :)
Co do Sharety, brak mi słów. Chyba by mi oczy wypadły, gdybym zauważyła takie zachowanie u DWUNASTOLATKI... Szok.
Ha! Oficjalnie zostaję fanką profesora Tarento. Jak można łączyć w sobie bycie uroczym i stanowczość, i bycie prawdziwym nauczycielem z powołania?
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Melduję, że zadania na Turniej już dawno temu wymyślone i częściowo opisane. Ze zgryzoty bym padła, gdybym nic do tej pory nie zorganizowała. Mam cichą nadzieję, że zaspokoją twoje oczekiwania ^^
UsuńNo właśnie, z jednej strony niby be, nie, mowy nie ma... A tymczasem okazuje się, że bohaterka tak naprawdę nie zna swoich podświadomych pragnień i dopiero poznaje, czego tak naprawdę chce od życia. Chociaż pewnie przez jakiś czas będzie jeszcze temu zaprzeczać...
I pomyśleć, że to dopiero początek szokowania ze strony Sharety ;) Wierz mi, ma jeszcze niejedną akcję zaplanowaną, przez którą na zawał można zejść. Chociaż nie koniecznie będą akurat takie jak w tym rozdziale.
Można, jeśli tylko jest się panem Tarento. To jego specjalna umiejętność!
Pozdrawiam!