sobota, 31 października 2015

Rozdział 17 - W owczej skórze

2 komentarze
   Piątoklasiści dwóch domów tłoczyli się właśnie pod jedną ze szkolnych sal. Część pospiesznie wertowała kajety, powtarzając notatki z ostatnich zajęć. Była też niewielka grupka tych, którzy przypominali sobie ruchy różdżką, które należy wykonać przed rzuceniem zaklęcia. Ich niezrozumiałe szepty odbijały się od kamiennych ścian i niosły echem po korytarzu. Lekcje transmutacji, na które czekali, potrafiły być niemal tak samo nieobliczalne jak Opieka nad magicznymi stworzeniami. Nigdy nie było wiadomo, co prowadzący wymyśli i w jakim będzie nastroju. Czasem cały czas wałkował teorię, innym był złośliwy do bólu i nikomu nie przepuścił, niezależnie od tego jak bardzo perfekcyjnie zadanie zostało wykonane. Biedni Gryfoni mieli najgorzej. To był obecny opiekun ich domu. Tak naprawdę nie wiadomo do końca dlaczego go wybrano. Niektórzy podejrzewali, że to tylko ze względu na wybitne umiejętności w dziedzinie transmutacji i dyrektor miał nadzieję, że nowy nauczyciel będzie bardzo przypominał Minerwę McGonagall. Niestety, to była jedna wielka pomyłka. Mimo to, został na swoim stanowisku. Gryffindor nie wyszedł jednak na tym najgorzej. Wyglądało na to, że spory ze Slytherinem nie były aż tak zacięte. Opiekunowie domów dążyli do porozumienia, a nie wiecznej wojny. Pomijając oczywiście fakt, że ciężko było z nimi wytrzymać na zajęciach.
   -  Ner, nie powtarzasz? - spytała Crow odrywając nos od notatek. Każda strona została zapisana wspaniałym pismem. Nic dziwnego, kaligrafia należała do podstawy programowej w Beauxbaton i jak widać, La Mettrie opanowała ją do perfekcji. - Daj spokój, dostałaś Zadowalający z tego wypracowania - wskazała na pergamin trzymany przez Scoliari - To dobra ocena. Ciesz się, że Rakhena ci zaliczyła.
   - I tak dała mi do zrozumienia, że powinnam dostać trolla, a praca jest tylko plagiatem. Wystawiła ten stopień tylko dlatego, że nie chciało jej się szukać dziury w całym.
   - Zawsze tak robi, gdy ludzie oddają eseje pisane w ramach kary.
   - Masz rację... Jednak to irytujące, gdy słyszy się to niemal za każdym razem.
   - Nie martw się. Po prostu straszy uczniów - Crow nie traciła pogody ducha - To oczywiste, że prace mogą się powtarzać. W końcu dostępna wiedza ma swoje granice. Prędzej czy później informacje w esejach będą się dublować.
   - Tak, wiem. Zaczynam się zastanawiać czy kontynuować potem ten przedmiot. Z jednej strony muszę, z drugiej nie chce mi się użerać z nauczycielką w kwestii teorii. Lubię jednak praktykę...- Nim skończyła mówić, pojawił się pan Snakeskin. Z głośnym skrzypnięciem otworzył drzwi do sali. Uczniowie wsypali się do środka, pospiesznie  zajmując bezpieczne miejsca pod samymi ścianami. W tej komnacie nie było okien, co wzbudzało poczucie niepewności. Pod sufitem zawieszono kilkanaście klatek z małpkami i ptakami. Nie były do końca prawdziwe. Studenci już dawno dowiedzieli się, że to przedmioty zamienione na czas zajęć w żywe istoty dla urozmaicenia przebiegu lekcji. Kreatywne, lecz nie wszyscy uważali to za odpowiednie.  Istniała grupa osób mająca wątpliwości w kwestii moralnej. Nawet jeśli zwierzęta były tylko iluzją i dotknięcie ich odkrywało prawdziwą postać, to zdawało się niezwykłe smutne odbieranie takiego życia.
   Nauczyciel poczekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsca i stanął pod czarną tablicą, na której zostały zapisane skomplikowane wzory. Niektórym wymsknął się jęk niezadowolenia. Matematyka. Niestety. Czasem nieodłączna część zajęć.
   - Również się cieszę, że dzisiaj przerabiamy te niezwykle wciągające zagadnienie. Jeśli jednak zajmiecie się przepisanie tych informacji i dobrniecie do końca, dowiecie się czego się będziemy uczyć. Raz, raz! - zaklaskał - Chcę usłyszeć skrobanie waszych piór! - zagonił grupę do pracy.
   - Coś z tego rozumiesz?- spytała szeptem francuzeczka. Matematyka nie była jej mocną stroną. Rozumiała tylko tyle by zaprojektować dobre stroje.
   -  Nawet - Scoliari skupiona przepisywała oznaczenie wyjaśnień. Może sama nie była asem, ale po kilku próbach była w stanie pojąć bardziej skomplikowane kwestie. - Przepraszam -  podniosła rękę - Co jest napisane przy gamma? - pomimo okularów na nosie nie była w stanie rozczytać pisma profesora.
   - Współczynnik siły, zależny od warunków. Tu obok jest tabelka - wskazał odpowiednią część notatek. - Coś jeszcze?
   - Nie, dziękuję - Nereza zrobiła adnotację w kajecie.
   -  Siły? Warunki? O co w tym chodzi? - Crow była wyraźnie zagubiona.
    -  Pan Gregor wpuszcza nas w maliny. To zakres dla osób studiujących dogłębnie temat... Czyli naukowców. Ten wzór jest tylko potencjalny, gdyż nie ma dowodów na jego prawdziwość.
   -  Brawo - profesor podszedł do krukonki. - Nareszcie ktoś to zauważył. Nie przepisujcie dalej. Pięć punktów dla Ravenclaw.  - Nie wszyscy dowierzali jego słowom więc uparcie kontynuowali robienie notatek. - Dziś interesuje nas tylko i wyłącznie proste równanie dotyczące kątu nachylenia różdżki - zmazał dotychczasowe informacje i zapisał w zamian za to kilka prostych znaków. - Kto chce się pobawić w prezentację? - rozejrzał się po klasie, a po chwili wyłonił na środek jedną z puchonek. Na stoliku przed nią zostało ustawione pudełko z trzema myszami. Gryzonie niczego nieświadome biegały po nowym zastępczym terrarium. Nauczyciel wyłowił jedno z nich i położył na dłoni dziewczyny. Zwierzątko zaczęło węszyć ciekawie, sprawdzając gdzie się znalazło.
   - Proszę, wykorzystaj zaklęcie, o którym wspominałem pod koniec ostatniej lekcji.
   - Tak... Tak - przytrzymała kręcącą się mysz i zgodnie z wcześniej wyuczonymi wytycznymi odpowiednio ujęła różdżkę w dłoni - Arco Conivolus - wypowiedziała pewnie. Po chwili w ręku trzymała małe drewniane, zamykane pudełeczko. Puchonka była z siebie niezwykle zadowolona.
   - Sprawdźmy teraz, co się stanie, jeśli różdżkę będziecie trzymać zbyt nisko - odebrał od uczennicy przedmiot i wręczył jej drugiego gryzonia. Nadal niczego złego nie przeczuwając, zastosowała się do nowych instrukcji. Zaklęcie zostało wypowiedziane ponownie. Tym razem, efekt nie był tak idealny. Mysz zapiszczała przestraszona w chwili, gdy zmieniała się w pudełeczko. Przedmiot pokryty był futerkiem, miał ogon, cztery małe łapki, uszka i coś na kształt pyszczka na jednej ze ścianek. W klasie rozbrzmiały chichoty. Niektórzy uznali to za niezwykle zabawne. Wyglądało na to, że lekcja przebiegnie w miłej atmosferze. Uczennica wywołana do prezentacji, odłożyła żywą szkatułka do terrarium.
   - Jak widać - kontynuował pan Gregor przechadzając się wzdłuż katedry - Nie tylko zaklęcia i ruch ręką jest ważny, lecz także kąt jej nachylenia. W szczególności, gdy mamy do czynienia z żywymi organizmami. Transmutacja nie przypomina lekcji zaklęć czy obrony przed czarną magią. Tu liczy się precyzja i brak pośpiechu. W innym wypadku zaczną nam wychodzić takie cuda - wskazał na obiekt numer dwa - Kontynuujmy. Proszę bardzo, ostatni przykład.
   Puchonka, spodziewając się, tak samo jak większość tu zebranych, śmiesznego efektu, złapała ostatnią myszkę za ogon i uniosła do góry. Do tego przesadnie przekręciła rękę, chcąc odpowiednio wykonać zadanie nauczyciela. Mina jej jednak zrzedła, gdy gryzoń zaraz po wykonaniu zaklęcia zaczął się dziwnie skręcać i praktycznie krzyczeć z bólu. Nie spodziewając się takiego obrotu spraw, wypuściła go z rąk i odskoczyła, zasłaniając usta dłońmi.
   - Finite Incantate! - Jeden z uczniów wykazał się niezwykłym refleksem i prostym zaklęciem przerwał nieudany eksperyment. To była młoda Scoliari, która nie znosiła torturowania zwierząt. Mysz ciężko oddychając wylądowała na podłodze. W sali zaległa cisza. Nikt nawet nie śmiał spytać, co konkretnie przed momentem działo się z tym zwierzątkiem. Z pewnością Arco Conivolus nie zadziałało tak jak potrzeba.
   - Wreszcie mieliście okazję zobaczyć, że nawet niewinny czar, który zostanie źle użyty w dziedzinie transmutacji, szybko może stać się drugim Crucio. To dla was przestroga, abyście nigdy lekko nie podchodzili do tego przedmiotu. Szczególnie teraz, gdy zaczynamy ciężki dział i praktycznie wszystkie zawarte w nim zaklęcia mogą doprowadzić do takich sytuacji.
    -  Panie profesorze, nie uważa Pan,  że wystarczyłoby nam opowiedzieć? Czy ten pokaz był naprawdę potrzebny? - spytał jeden z uczniów.
   -  Tylko w ten sposób mogliście w pełni pojąć istotę rzeczy - Złapał trzeciego gryzonia, a pozostałe dwa odczarował. Cała grupka została z powrotem włożona do klatki. Po kilku minutach zdawało się, że myszy o wszystkim zapomniały i zajęły się sobą. - W porządku. Teraz pozostali - Ruszył różdżką, a pudełka ustawione do tej pory na biurku profesora "rozdały się" uczniom. - Każde z was dostało teraz jednego takiego futrzaka. Zmieńcie go w szkatułkę.  Miejcie jednak na uwadze, co może się wydarzyć, jeśli nie będziecie ostrożni. Zaczynamy! - nauczyciel dał sygnał do rozpoczęcia pracy. Niektórym od razu się udało, inni musieli wszystko powtórzyć kilka razy, a byli też tacy, co w obawie przed zrobieniem czegoś źle odmówili wykonania zaklęcia nawet jeśli miałoby ich to kosztować zły stopień bądź ujemne punkty dla domu. Cały dobry nastrój prysł. Z pewnością nie powróci zbyt szybko. Nauczyciel zapewnił im wystarczającą dawkę grozy i zniesmaczenia. Taka właśnie była jego natura. Z jednej strony niby wszystko porządku, a z drugiej już miał przygotowany kolejny sposób na spaczenie psychiki...

***

   - Mon Merlin... Koszmarna lekcja - wzdrygnęła się Crow, wychodząc z sali - Wolałabym, żeby nas uprzedzał, jeśli planuje coś takiego... Naszykowałabym sobie papierową torbę. Na wymioty mi się zbierało.
   -  Nie tobie jednej... - Na wspomnienie tego wydarzenia, Nereza zrobiła się blada jak ściana, jednak tylko przez chwilę. Zmusiła się do zrobienia kilku pewnych kroków. To pomogło w przezwyciężeniu słabości.
   - Uważam, że powinnyśmy zgłosić to naszemu opiekunowi.
   -  Wiem... Dziś pan Gregor zdecydowanie przesadził. Ostatnim razem, gdy zrobił coś podobnego...
   - To leżałam w tym czasie chora w Skrzydle Szpitalnym. A wy poszliście z tym najpierw do prefekta,  a dopiero potem do Sinistry. Nie była zachwycona, że tak z wami pogrywał. Musiała mu wtedy nieźle przygadać, skoro do tej pory nie próbował na naszych lekcjach czegoś podobnego.
   - Postanowił to jednak zmienić po wyborze nowego opiekuna... Dobrze, Chodźmy porozmawiać z panem Tarento. Może i tym razem na dłużej będzie spokój - Scoliari zgodziła się na ten pomysł bez większych oporów. Powoli przyzwyczajała się do nowego nauczyciela i była skłonna z nim porozmawiać, o ile to ukróci męczenie zwierząt i psychiki uczniów.
   - O czym planujecie mnie poinformować? - Tak jak można było się tego spodziewać, opiekun Krukonów był zawsze tam, gdzie go potrzebowano. Pojawił się niczym duch, zaskakując tym obie uczennice. Nie przywykły jeszcze do tego.
   - Pewnie o dopiero co zakończonej lekcji, czyż nie? - Nieszczęśliwie, również i profesor z transmutacji postanowił udać się w tym samym kierunku i doskonale słyszał wymianę zdań pomiędzy przyjaciółkami. Ewidentnie nie wyglądał na zachwyconego z tego, że planowały na niego donieść.
   - Gregor - Mężczyzna spochmurniał zwracając się do swojego kolegi po fachu. 
   - Dobrze cię widzieć, Micheal. Może zechciałbyś nauczyć swoje podopieczne, że donoszenie jest niezbyt dobrą cnotą?
   - Wszystko zależy od tego, czego donos dotyczy - Czujnie przyglądał się opiekunowi Gryfonów, szukając wskazówek odnośnie tego, co planował. - Jeśli w jakiś sposób, to krzywdzi moich uczniów, jestem zobowiązany przynajmniej ich wysłuchać. - Dziewczyny spojrzały po sobie nie będąc pewnymi, czy w ogóle powinny wtrącać się w tę rozmowę. Dość niefortunnie wyszło, że nauczyciel transmutacji usłyszał ich zamiary i nie zdążyły spokojnie porozmawiać z Tarento. Być może doradziłby im coś i obyłoby się bez przykrej scysji, która z pewnością odbije się na większym gronie uczniów, zupełnie nie ponoszących winy za zaistniałą sytuację.
   - Zaręczam, że na moich zajęciach nikomu nie dzieje się krzywda. 
   - Z wyjątkiem tych biednych gryzoni... Nie każdy lubi widok krwi i rozsadzonych myszy po całej sali - wtrąciła się Crow, wypowiadając kąśliwie słowa z niezwykle uroczym uśmiechem.
   - Co jest oczywiście jednym wielkim kłamstwem - Snakeskin spojrzał na nią triumfalnie. 
   - Prawie.
   - Zechcesz powiedzieć mi, co masz na myśli?
   - Pan Snakeskin postanowił zaprezentować nam skutki nieuważnego użycia czarów związanych z transmutacją - zignorowała syknięcie Scoliari, która chciała ją powstrzymać przed dalszym mówieniem - i w związku z tym jedna z myszy omal nie wybuchła. Tylko refleks Nerezy zakończył to nieudane zaklęcie. Nie podoba nam się to, że żywa istota cierpiała, choć trwało to tylko chwilę. 
   - Czy to wszystko? - upewnił się Tarento, wysłuchując tej krótkiej relacji.
   - Tak, panie profesorze - blondynka uprzedziła swoją przyjaciółkę, nim zdążyła dodać coś więcej.
   - Nic jednak złego się nie stało. Nastolatkowie jak zawsze przesadzają - Prowadzący transmutacje zdawał się nie widzieć żadnego problemu. Nie przyznawał się do tego, że wina leżała po jego stronie. 
   - Tym razem się udało. Nie życzę sobie jednak, abyś prowadził takie i podobne eksperymenty na lekcjach z moimi uczniami. Wyraziłem się jasno, Gregor? - Stanowczość w głosie opiekuna krukonów była godna podziwu. Nic dziwnego, że podopieczni go słuchali, choć niektórzy byli, co do tego niechętni i mieli pewne obiekcje, co do tego jaką posadę objął. - Nie będę czekał, aż w końcu coś się wydarzy.
   - Jesteś przewrażliwiony. Dziwię ci się. W końcu nauczałeś w Durmstrangu. Powinieneś być przyzwyczajony do znacznie bardziej kontrowersyjnych metod nauczania.
   - Jak słusznie zauważyłeś, to było w innej szkole. Obecnie jesteśmy w Hogwarcie i nasi uczniowie idą innym tokiem nauczania. 
   - Czasem przydałoby się ją zmienić. Są wychowywani w szklarence i nie wiedzą, co tak naprawdę czeka ich w życiu.
   - Ze wszelkimi obiekcjami zgłoś się do dyrektora i nie próbuj więcej na własną rękę zmieniać...
   - Grozisz mi, Micheal? No, no... Z jednej strony mówisz o dobru uczniów, a z drugiej pokazujesz im taki zły przykład - wskazał na wciąż stojące obok krukonki. Dziwne, że jeszcze tu stały. Rozmowa między nauczycielami robiła się coraz bardziej zacięta i wychodziło na to, że zbytnio za sobą nie przepadali. Mówili jednak do siebie po imieniu, co być może oznaczało, że poznali się już wcześniej. 
    - Tylko cię ostrzegam. Mogą cię czekać bardzo nieprzyjemne konsekwencje twoich wyborów.
    - Na twoim miejscu przemyślałbym, czy rzeczywiście chcesz wejść ze mną na wojenną ścieżkę. Oj, Micheal. Musisz się jeszcze wiele nauczyć... I panienki również.
   - Jeśli będzie trzeba, zgłoszę się do pana Tarento za każdym razem, gdy zajęcia będą przebiegały w nieodpowiedni sposób - napuszyła się bojowo Crow.
   - Nie każdy musi lubić transmutację. Gdyby każdy tak biegał z każdą uwagą do opiekunów, rozpętałoby się istne szaleństwo, młoda damo - skarcił ją Snakeskin, mrużąc przy tym swoje soczyście zielone oczy.
    - Dosyć tego. Gregor, pamiętaj, co ci powiedziałem. Scoliari, La Mettrie, proszę ze mną. - Nereza westchnęła w duchu. To już zaczynało robić się monotonne, gdy to je opiekun zawsze przywoływał do siebie. Tymczasem nauczyciel transmutacji ze swoim jak zawsze podstępnym uśmieszkiem, wyminął ich nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi Tarento. Natomiast pomiędzy profesorem zaklęć, a uczennicami zapadła nieprzyjemna cisza. Z jednej strony, wiadomo, że musiał to zrobić. W innym wypadku na transmutacji mogłoby dojść do poważnego wypadku. Z drugiej natomiast... No właśnie, w tej chwili wszyscy krukoni bez wyjątku mieli zapewnione poważne kłopoty na zajęciach. Z pewnością Snakeskin zechce sobie odbić zakaz pana Michaela w taki czy inny sposób. Najprostszym było obniżanie stopni i dawanie ujemnych punktów z byle powodu. Pozycja domu z pewnością na tym mocno ucierpi.
   - Dziękuję, że się pan za nami wstawił - odezwała się francuzeczka. - Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że ta rozmowa najprawdopodobniej będzie potem nieprzyjemna w skutkach. Ale spokojnie, punkty nadrobimy na innych zajęciach. Prawda, Nerezo? W końcu jesteśmy Krukonami. Nie ma dla nas pod tym względem rzeczy niemożliwych!
   - Tak, lecz z pewnością jest grupa osób chcąca kontynuować w przyszłości ten przedmiot i właśnie rzuciłem im kłodę pod nogi - uświadomił ją nauczyciel. Scoliari pokiwała głową rozumiejąc jego punkt widzenia. Miał rację. Nie będzie łatwo.
   - Jakoś to będzie... Pani Sinistra też raz się z nim starła, jak...
   - Tak, wiem. Nie jestem jednak waszą poprzednią opiekunką i łączą mnie inne układy z panem Gregorem. - Dziewczyny zanotowały w pamięci tę uwagę. Mogło zarówno chodzić o staż nauczycielski w tej szkole jak i prywatne więzi. Ciężko było określić, do których Tarento nawiązywał. W tej chwili jednak poprowadził je do swojego gabinetu. Nereza miała okazję już rozejrzeć się po wnętrzu, lecz Crow chyba była tu po raz pierwszy, bo trajkocząc po francusku, przeskakiwała od jednej gabloty do drugiej, z zachwytem podziwiając każdy przedmiot.
   - Monsieur Tarento, ma pan wspaniały gust! Widzę, że ma pan w swej kolekcji i bardzo rzadkie okazy. Większość z nich jest w końcu magiczna... O! A tego nie widziałam wcześniej - wskazała na jedną z metalowych rękawic.
   -  I uważaj, aby jej nie dotknąć. Jest przesączona trucizną. Proszę, usiądźcie - wskazał na fotele. Scoliari udała, że nie widzi jak nauczyciel wyrzuca srebrzystą laurkę w kształcie serca i zielone pudełko pełne czekoladek do kosza. Podejrzewała,  że to Shareta próbuje użyć podstępu, aby skusić nauczyciela. Przez grzeczność tego nie skomentowała. -  Jak przygotowania do Turnieju?
   - Poproszę jeszcze ze dwa lata... - mruknął dziewczyna. -  Za dużo do nadrobienia, za mało czasu.
   - Pamiętaj jednak, że nie możesz się przemęczyć, wycieńczenie organizmu z pewnością ci nie pomoże w przetrwaniu.
   -  Nawet jeśli poszłabym wcześniej do łóżka to i tak bym tylko przekręcałabym się z boku na bok, robiąc sobie wyrzuty, że się nie uczę, panie profesorze.
   -  Rozumiem. Może jednak warto, abyś spróbowała eliksiru słodkiego snu. Pomoże Ci się zrelaksować i  zregenerować organizm - podsunął jej nieduży flakonik z niemal przezroczystą cieczą w środku. Scoliari spojrzała na niego pytający, lecz nauczyciel ją uprzedził nim cokolwiek powiedziała - Mam oko na wszystkich swoich podopiecznych. Widzę, że poświęcasz dnie i noce na naukę oraz ćwiczenia... Panno Crow, proszę nie otwierać tamtej szafy, ten bogin mi się jeszcze przyda... Jako reprezentant szkoły robisz naprawdę wiele, aby dobrze się przygotować, choć uważam,  że powinnaś przyjąć pomoc od innych. Wiem też, co chcesz teraz odpowiedzieć.
   -  Nerezo, zgadzam się z Panem Tarento. Jedna noc cię nie zbawi. Weź eliksir i wyśpij się. Dzięki temu będziesz miała więcej siły do pracy - La Mettrie usiadła na wolnym fotelu.
   -  Crow, kombinujesz...
   - Ech... To ja poprosiłam pana profesora, żeby Ci to dał... Martwię się o ciebie. Prawie nie śpisz i funkcjonujesz tylko dzięki dużym dawkom cukru - przyznała francuzeczka, wiedząc, że nie ma sensu oszukiwać przyjaciółki. I miała rację, bo Nereza bardzo nie lubiła, gdy inni zmawiali się za jej plecami. Nawet jeśli starali się działać w dobrej wierze.
   - Napiję się jak skończę zadanie.
   -  Potrzebujesz odpocząć teraz - opanowała La Mettrie.
   -  Dziękuję za troskę i środek nasenny. Wypije,  gdy uznam to za stosowne. - Dziewczyna zgarnęła butelkę - Pozwoli pan, że już pójdę. Mam jeszcze sporo dziś do zrobienia - wstała z miejsca i dość szorstko pożegnała się z mężczyzną. Była jednak i tak dość miła, biorąc pod uwagę jak łatwo się denerwowała. Szczególnie teraz w trakcie przygotowań.
   Wbrew jednak wcześniejszym zapowiedziom, wcale nie ruszyła schodami w kierunku wieży, gdzie było wejście do domu Krukonów. Schowała szklany pojemnik w kieszeni szaty i nie oglądając się na nikogo ruszyła do wyjścia z zamku. Coś jej podpowiadało,  że tym razem uda się wejść do lasu...

wtorek, 27 października 2015

Rozdział 16 - Dobiega stamtąd

2 komentarze
   Mocniej opatuliła się płaszczem wychodząc na błonia. Pogoda zdecydowanie nie była najprzyjemniejsza. Zimno, pochmurno, a na trawie zimna rosa. Nie mówiąc już o lodowatym wietrze, który przygnał gdzieś z północy, zapowiadając tym samym rychłe nadejście jesieni. Póki co, liście na drzewach były jeszcze zielone, lecz po tej zmianie pogody zaczynały powoli zmieniać swoją barwę. Dziewczyna podniosła głowę przypatrując się grubej warstwie chmur. Z pewnością będzie jeszcze dziś padać. To nie mobilizowało do jakiejkolwiek pracy, a już na pewno nie do napisania wypracowania na obronę przed czarną magią. Krukonka parokrotnie zaczynała esej, lecz póki co nie była usatysfakcjonowana swoją pracą. Wyszła więc na dwór, aby się przewietrzyć. Miała nadzieję, że ten krótki, energiczny spacer oczyści jej umysł i wtedy do głowy wpadną nowe pomysły.
   W tym momencie zazdrościła uczniom pozostałych szkół, którzy w tym roku zawitali do Hogwartu. W maszynie Ignaspherii podobno było tak ciepło, jak na początku lata we Włoszech. Takiego pojazdu z pewnością nie chciałaby opuszczać. Natomiast uczniowie Durmstrangu, wychowani w znacznie surowszych warunkach, zdawali się zupełnie nie zauważać zmiany pogody. Nadal chodzili w swoich lżejszych mundurach.
   - Nie za zimno na taki spacer? - Jak spod ziemi, przed nią wyrósł znany jej już osobnik.
   - Nie - pokręciła główką - Miło cię widzieć, Jewel - przywitała go uprzejmie.
   - Ciebie również, panienko - uśmiechnął się przyjaźnie - Pozwolisz? - nadstawił rękę, aby go złapała. Może i uczniowie tej szkoły byli sztywni, często wredni i surowo wychowani, ale trzeba było przyznać, że pośród nich było sporo dżentelemnów.
   - Czy...?
   - Będziesz mi przeszkadzać? Skądże. Chętnie ci potowarzyszę, jeśli tylko na to pozwolisz - przerwał, nim zdążyła skończyć pytanie. Przekrzywiła główkę chwilkę zastanawiając się nad propozycją. Niezwykle kusząca perspektywa. Co prawda młodzieńca znała słabo, ale pokazał swoją dobrą stronę i póki co, nie znalazła w nim wad.
   - W takim razie, będę niezwykle rada mogąc przyjąć twoją propozycję - pociągnęła dalej uprzejmy dialog i ostrożnie złapała go pod rękę. Musiała przyznać, że było to dziwne uczucie, lecz niezwykle satysfakcjonujące. - Poniektórzy pewnie będą uważać, że bratam się z wrogiem...
   - Nie przesadzajmy. To tylko nic nie zobowiązujący spacer. Zdradzisz mi czemu wyszłaś z zamku?
   - Nie mogłam się skupić na pisaniu pracy... Zazwyczaj eseje z obrony przed czarną magią idą mi zdecydowanie lepiej.
   - Może mógłbym ci jakoś pomóc?
   - Nie śmiałabym prosić o pomoc... Poza tym, to chyba tylko chwilowy zastój weny - zmieszała się - Niemniej, dziękuję za propozycję. Jesteś bardzo miły.
    - Jeśli jednak zmieniłabyś zdanie, to zawsze możesz u mnie szukać pomocy.
    - Dziękuję - skinęła głową. Chłopak był nad wyraz uprzejmy. W tym momencie uwaga rzucona przez jednego z jego kolegów wydawała się bardzo trafna, miły tak, że mógłby oddać życie za wroga. Nie była co prawda przekonana czy w stu procentach rzeczywiście doszłoby do takiej sytuacji, ale dość dobrze odzwierciedlała ona jego dotychczasowy charakter.
   - Stresujesz się Turniejem?
   - Trochę... Jak pewnie pozostała dwójka reprezentantów. W końcu nasze poczynania będą obserwować tłumy.
   - Słyszałem, że gdy jest się już na arenie i wykonuje swoje zadanie, trema związana z występem przed innymi mija.
   - Może to i prawda... W wielu wypadkach uczniowie w końcu walczą o przetrwanie. Nie ma wtedy czasu na myślenie o tym czy dobrze się wygląda, albo czy odpowiednio porusza... - przyznała mu rację - Najważniejsze jest niepopełnianie błędów. Nie chciałabym skończyć w paszczy smoka albo innego stworzenia.
   - Nie zapominajmy też o krwiożerczych roślinkach.
   - Oraz skomplikowanych pułapkach, w których można się dorobić klaustrofobii. Ach ci wspaniali organizatorzy...
   - Swoją drogą, słyszałem, że  w tym roku mają problem.
   - Naprawdę? - zainteresowała się dziewczyna.
   - Nie są jeszcze w stanie określić, jak się będziecie względem siebie zachowywać.
   - Osobiście nie planuję nikogo zabijać... Przynajmniej na razie - ostatnie kilka słów wymruczała ledwo słyszalnie. Poza tym, nie powinna mówić zbyt dużo na ten temat. Scoliari cały czas zdawała sobie sprawę, że Jewel zawsze może okazać się szpiegiem i kręci się przy niej tylko po to, aby wydobyć z niej informacje na temat Turnieju oraz jej umiejętności, by pomóc reprezentantowi Durmstrangu. Dlatego dawkowała swoje wypowiedzi i część rzeczy wolała przemilczeć. Wolała potem nie żałować zbytniej otwartości i dać chłopakowi szansę na bycie kolegą.
   - Właśnie dlatego mają wątpliwości czego się po was spodziewać.
   - A więc jesteśmy niespodzianką. Czuję się z nas dumna... Czy to dziwne?
   - Masz niecodzienne podejście do świata.
   - Wiem... - przyznała skruszona. Miała świadomość, że charakteru najprzyjemniejszego nie miała. W dodatku nie każdy musiał rozumieć jej tok myślenia. Nie była zatem najprostszą osobą do zaakceptowania. Trzeba było mieć naprawdę dobre wyczucie by trafić na chwilę, gdy była miła i uprzejma. Jeśli znajomość zaczęła się w takim momencie, można było być pewnym, że przetrwa ona naprawdę dużo. Zasada ta nie dotyczyła wyjątków pokroju Frakwitz, która przekreśliła stosunki z krukonką przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
   - Witajcie - Jak się okazało, pomimo pogody, więcej osób chciało zażyć świeżego powietrza. Byli to nieliczni uczniowie, ale z pewnością dzięki ich obecności błonia nie wydawały się tak straszne.
   - Zabini...
   - Gratuluję ci dostania się do Turnieju - Uścisnął rękę zrezygnowanej dziewczynie. Póki go nie zobaczyła, była w naprawdę, jak na nią dobrym humorze - A także umiejętności wywiadowczych . Widzę, że udało ci się odnaleźć najsłabszą osobę w grupie by zdobyć informacje o swoim przeciwniku - Mówił to na głos bez skrępowania. Zupełnie nie przejmował się tym, że Stark wszystko słyszał.
   - To wcale nie tak! - zaoponowała.- Nigdy bym się nie uciekła do tak tandetnych ślizgońskich sztuczek. W porównaniu do ciebie, potrafię zrobić coś bezinteresownie. Na przykład, zaprzyjaźnić się z kimś.
   - Cieszę się, że o tym wspomniałaś - pstryknął palcami. Scoliari czuła, że nie będzie zachwycona z tego, co usłyszy. W końcu większość rzeczy, które wypowiadał Marcus były dla niej nieprzyjemne - Jesteś mi coś winna - Pochylił się w jej stronę.
   - Nie jestem.
   -  A twój udział?
   -  Darowałam ci życie.
   -  Oj, nieładnie. Ale spokojnie. Z czasem przyjdę po odbiór swojej zapłaty.
    -  Zabini, tak? - wtrącił się uczeń Durmstrangu.
    -  Owszem.  Czego ode mnie chcesz? - spytał choć zaraz sobie coś uświadomił - Podziękować za uświadomienie ci, że kurczak zadaje się z tobą dla informacji?
   -  Bądź tak miły i jak na dżentelmena przystało przestań nachodzi i grozić panience.
   -  Ależ ja jestem diabłem, a ona podpisała ze mną pakt.  Nieświadomie, ale tak.
   - Nie. I nie jest ci nic winna.
   -  Spokojnie, to się dopiero okaże. Do zobaczenia, nieopierzony kurczaku i ty obrońco uciśnionych. - Ślizgon jak gdyby nigdy nic odszedł w swoją stronę. Wcale nie przejął się ich złością i zniecierpliwieniem.
   -  Jewel... - Scoliari odwróciła się w jego stronę - Tak bardzo Cię przepraszam. To wcale nie prawda, to co mówił. Wcale nie wykorzystuję cię jako źródła informacji...- zaczęła się drobno tłumaczyć. Chociaż Stark ją pod koniec rozmowy bronił, nie oznaczało to, że nie był na nią zły.
   - Nie żywię do ciebie żadnej urazy - zapewnił.- Nie jestem idiotą. Wiem, kiedy ludzie próbują czerpać profity ze znajomości ze mną i kłamią mi w żywe oczy. Nie przejmuj się, panienko.
   - Przepraszam. Naprawdę, źle to wyszło.
   -  Już nie musisz mnie przepraszać.
   -  Czuję po prostu, że muszę.
   -  To nie była twoja wina. Przez ten miesiąc zdążyłem się już zorientować, którym z popularniejszych uczniów nie należy ufać. Ty do tej grupy z pewnością nie należysz.
   -  Tylko, że nie jestem też popularna - uśmiechnęła się słabo. Choć Jewel najwyraźniej nic do niej nie miał, to dręczyły ją wyrzuty sumienia, że usłyszał takie słowa.
   - Rozchmurz się, panienko.
   -  Łatwo powiedzieć , trudniej zrobić... To... propozycja pomocy przy eseju nadal aktualna? - spytała nieśmiało. Nie chciała tego robić, lecz widziała, że w inny sposób nie skończy pisać wypracowania.
   -  Ależ oczywiście! Jaki temat?
   -  Plusy i minusy tworzenia zaklęć plus przykłady. Z tym ostatnim mam problemy. Wyjątkowo mało mamy na ten temat w podręcznikach.
   - Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć jedną z naszych książek. Do tego przedmiotu mamy ich naprawdę dużo. Jestem pewien, że już nie raz słyszałaś z czego słynie nasza szkoła.
   -  Owszem...- Nim skończyła mówić, echem po okolicy rozniósł się wycie mrożące krew w żyłach. - A to...? - spytała niepewnie, licząc że to tylko omamy słuchowe.
   - Nie wiem, ale dobiegało gdzieś stamtąd...- wskazał w stronę Zakazanego Lasu, niedaleko chatki gajowego. Nereza niemal natychmiast domyślała się co wydało ten niezwykły dźwięk. Po chwili powtórzyło się, lecz tym razem zdawało się być bardziej żałosne. Dziewczyna nie miała zamiaru w pierwszej chwili w ogóle iść w tamtą stronę. Im dłużej jednak się temu przysłuchiwała tym bardziej była przekonana o tym, że powinna się tam znaleźć.
   - Chodźmy - przełamała się w końcu w sobie i zrobiła kilka kroków w odpowiednią stronę.
   - Dokąd idziesz, panienko? Tam na pewno jest niebezpiecznie. Nie narażaj swojego życia, nie wiesz co tam jest. - Złapał ją za nadgarstek i nie chciał puścić.
    -  Tym razem wiem, co to takiego... Nie słyszałeś, co w tym roku nasz gajowy wymyślił?
   - Podobno na zajęciach pokazuje wam trójgłowego psa. Co nie zmienia faktu, że jest to nieobliczalna stworzenie i może cię skrzywdzić.
    - Obecnie to mam wrażenie, że ktoś krzywdzi Owieczkę.
   -  Owieczkę? - upewnił się chłopak - Co to za pomysł?
   - Hagrid. Wszystkie straszne stwory nazywa i traktuje jakby były słodkie i niewinne - machnęła ręką. - Nie zmuszam cię abyś szedł tam ze mną. Ale proszę, nie zatrzymuje mnie. - Spojrzała mu prosto w oczy. Uczeń nie był zbyt przekonany czy dobrze postępuje. W chwili gdy rozważał wszystkie za i przeciw, obok nich przemknęli uczniowie, którzy bali się tego, co działo się u gajowego. Wyglądało na to, że mieli więcej rozsądku od Scoliari i woleli skóry się w zamku.
   - Nie zostawię cię samej. Jeśli  chcesz tam iść to tylko ze mną - Odpowiedział w końcu, a jego decyzja zaskoczyła krukonkę.
   - Dziękuję...? - Nie była pewna, co powinna odpowiedzieć. To był niezwykły gest z jego strony, którego całkiem się nie spodziewała. Pierwsza osoba, która po tak krótkiej znajomości starała się ją bronić. Nie miała pojęcia czym sobie na to zasłużyła. Kolejne wycie wyrwało ją z zamyślenia i oboje truchtem ruszyli w kierunku chatki Hagrida.  Gdy się zbliżyli, wyciągnęli różdżki. Nie było wiadomo, co mogą tam zostać. Może ogar tylko się bawił, a może właśnie rozgryzał starego pół olbrzyma na strzępy. Należało być przygotowanym na każdą możliwą ewentualność.
    - Panie profesorze? - szepnęła Scoliari, uważając by przypadkiem nie wywabić trójgłowego psa. - Proszę Pana...?
   - Umiesz grać na jakimkolwiek instrumencie? - spytał Jewel.
   - Kiedyś grałam troszkę na pianinie... Ale marna ze mnie muzykantka...
   - Spróbuję wyczarować grającą harmonijkę, ale nie wiem, czy to...
   - A! Tu jesteście! - Nagle przed nimi wyrosła postawna postać. Ner z trudem zachowała zimną krew i powstrzymała się przed rzuceniem zaklęcia obronnego. - Tak mi się wydawało, że ktoś tutaj się kręci. Cholibka, nawet nie wiecie w jak dobrym momencie się pojawiliście.
   - Wszystko w porządku, panie profesorze?
   - No jasne! Chodźcie - zachęcił ich gestem ręki - no chodźcie, nie ma się czego bać.
   - Czy tam jest bezpiecznie? - spytał przezornie Stark.
   - A czemu by miało nie być? Cholibka, to tylko poród! Dawajcie, musicie to zobaczyć.
   - Przepraszam, że co...? - dziewczyna nie była przekonana czy dobrze usłyszała.
   - No... Poród. Owieczka będzie miała małe.
   - Więcej trójgłowych piesków? - Na wszelki wypadek uczeń Dursmtrangu nie chował różdżki.
   - Ale po co być tak nerwowym? Słuchajcie no, przecież mówiłem na zajęciach, że w okresie wychowywania młodych te wspaniałe zwierzęta są całkowicie spokojne i nikomu nie zrobią krzywdy. Także schowajcie różdżki, nie będą wam do niczego potrzebne. No? Co tak stoicie? - popchnął ich w kierunku otwartego wybiegu. Dziś Nereza zobaczyła coś zupełnie innego. Dotychczas to był tylko śpiący ogar, a przy nim grający instrument. Może i dlatego wcześniej nie zorientowała się, że coś jest na rzeczy?
   - Pan profesor nie mówił nam, że mają być małe... Cerberki...
   - To miała być niespodzianka. Prawda, że fantastyczna? - bez cienia strachu podszedł do zwierzęcia, który wylizywał właśnie jednego ze swoich nowonarodzonych szczeniaków. O dziwo, te wyglądały niezwykle uroczo. Jak normalne pieski, tylko z trzema główkami. Małe, niewinne i uroczo popiskujące, z zamkniętymi jeszcze oczami, szukające ciepła matki.
   - No... No... Nawet... - przełamała się w końcu Krukonka. Miała się jednak na baczności, nie do końca ufając nauczycielowi. Co, gdyby pies się jednak na nią rzucił?
   - Nerezo... Bądź ostrożna - Jewel wraz z nią, powoli zbliżył się do bestii. Wokół rozrzucone były ręczniki, a trawa pokryta została płynem owodniowym i niewielką ilością krwi. Wyglądało to dość ohydnie. Mimo to, ciekawość była znacznie większa. - Żadnych gwałtownych ruchów...
   - Chcecie potrzymać któregoś? - zaproponował całkowicie rozluźniony gajowy.
   - Nie, chyba jednak odpuszczę... panie profesorze! - Nagle w ręce dziewczyny został wciśnięty sporej wielkości szczeniak. Zapiszczał chcąc wrócić do swojej matki. Przez chwilę nie wiedziała, co powinna zrobić. Z jednej strony uwielbiała zwierzęta. Nie raz i nie dwa sama podchodziła do obcych i głaskała je. Zaprzyjaźniała się z nimi. Natomiast, jeśli były przybłędami, prosiła matkę o pomoc i niektóre z nich przygarniała. Z drugiej zaś, to była niebezpieczna bestia. No dobrze, może jeszcze nie taka wielka. Wzrostem przypominała dorosłego spaniela, ale z trzema głowami. - Jest nawet uroczy... - przytuliła go do siebie i czule pogłaskała po łepkach. - Zobacz, Jewel. Wcale nie jest taki straszny - uśmiechnęła się i odwróciła w kierunku towarzysza. - Moje biedne maleństwo. Wyrośniesz na tak dużego pieska jak twoja mamusia.
   - Chcesz powiedzieć, że już się do niego przywiązałaś? - chłopak odetchnął z ulgą jak i pewnym niedowierzaniem. Scoliari potrafiła zaskakiwać i przyprawić o zawał serca. - Jesteś niepoprawna, panienko...
   - Spodziewaliśmy się, panie profesorze, że coś złego się wydarzyło - przyznała krukonka.
   - Och, przesadzacie. Owieczka nigdy by mnie nie skrzywdziła. Tak samo jak Puszek. Trójgłowe psy wybierają sobie jednego pana na całe życie. No wiecie, wtedy pomimo swej natury nie zaatakują właściciela. Nie trzeba stosować grających instrumentów, aby je uspokoić. To bardzo wierne stworzenia. Ale są dość wybredne i potrzebują stanowczej osoby, która ich będzie prowadzić.
   - To by wiele wyjaśniało... A czemu nie mówił pan tego na lekcjach?
   - Jest to informacja dla hodowców. I dla osób, które potem mają kontakt z magicznymi stworzeniami w pracy. I jak się malec podoba?
   - Gdybyś mogła, pewnie byś go zatrzymała - zażartował Stark.
   - Skąd wiedziałeś? - zaśmiała się Scoliari oddając malca jego matce.
   - Powiedzmy, że intuicja.
  - No dobrze, zmykajcie maluchy. Tylko pamiętajcie, nikomu ani słowa, dobrze? - poprosił ich nauczyciel - Chcę by inni byli równie zaskoczeni, co i wy.
   - Dobrze, panie profesorze. - Scoliari uśmiechnęła się w kierunku zwierząt. Crow rzeczywiście miała rację. Trzeba było dać im szansę. A teraz trafiła się idealna okazja. I wreszcie dotknęła tego słynnego miękkiego futerka. Jako wielbicielka zwierząt, z trudem odeszła od nowej rodzinki, pełnej szczeniaków w różnych odcieniach brązu, beżu i czerni.
   - To było mało przemyślane - skarcił ją w końcu Stark.
   - Podejście do trójgłowego psa? - Chłopak pokiwał głową - Czasem Hagridowi warto zaufać. Chociaż ma różne szalone pomysły, a nie jest już tak samo sprawny jak te pięćdziesiąt lat temu... Przepraszam, jeśli cię niepokoiłam.
   - Jako dżentelmen, nie mogę pozwolić, aby stała ci się krzywda w mojej obecności. 
   - W takim razie może wrócimy do pisania wypracowania? - zasugerowała. Powoli przyzwyczajała się do jego opiekuńczego i bardzo miłego zachowania. - Mógłbyś mi pożyczyć tę książkę, o której wcześniej mówiłeś?
   - Z przyjemnością - młodzieniec rozpromienił się. Fakt, że zdecydowanie oddalili się od zwierząt i dziewczyna nie wykazywała chęci powrotu tam w najbliższym czasie, wyraźnie go ucieszył i z łatwością zgodził się na jej propozycję. Nie mógł jedynie wiedzieć, że Scoliari w głębi duszy nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z trójgłowymi psami i dzięki temu niezwykłemu spotkaniu pokochała je jak nigdy dotąd. Lepiej jak w najbliższym czasie nikomu się do tego nie przyzna. Z pewnością nie każdy będzie zachwycony z jej nowej fascynacji...

***

   Nie spodziewała się, że czas spędzony z Jewelem tak szybko upłynie. Te kilka godzin wypełnione były rozmowami, żartami i co najważniejsze, nauką. Nawet nie wiadomo kiedy, z pomocą kilku dodatkowych książek i towarzyszącym jej uczniem, udało się skończyć wypracowanie. Co najlepsze, miało zdecydowanie więcej niż zadane minimum trzy stopy. Tak na oko miał około sześciu albo nawet i siedmiu. Scoliari znalazła tyle ciekawych przykładów, że wręcz nie mogła się powstrzymać od ujęcia ich w swojej pracy. Musiała przyznać, że podręczniki Durmstrangu były niezwykle ciekawe. Przynajmniej te, które miała w swoich łapkach.
   Obecnie wypracowanie zostało zwinięte w rulonik i schowane do jednej z kieszeni płaszcza. Było grubo po rozpoczęciu ciszy nocnej i dziewczyna ukradkiem starała się przemknąć do swojej wieży. Z samego rana miała zajęcia i naprawdę chciała złapać kilka godzin snu. Czekały ją eliksiry, a potem tego samego dnia miała jeszcze zaklęcia. Coś czuła, że upadnie w środku lekcji jeśli teraz nie wypocznie. Była co prawda trochę sobą rozczarowana. Dzisiejszego dnia nie miała okazji pouczyć się do Turnieju. Oby zdążyła z powtórkami...
   -  Bycie reprezentantem szkoły nie zwalnia cię z przestrzegania regulaminu, Scoliari.
  -  Wiem. Nie zrobiłam tego specjalnie - Nie wyszło jej. Jak nic źle się to skończy - Dopiero skończyłam pisać wypracowanie.
    - Doprawdy? A jak to możliwe skoro biblioteka już zamknięta? Mogłaś pisać w swoim pokoju wspólnym. - zwróciła jej uwagę prefekt Gryfonów.  Podeszła do krukonki z wyciągnięta różdżką. Zaklęcie Lumos oświetlało je obie.
   -  Skorzystałam z pomocy ucznia innej szkoły. U niego pisałam esej - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
   -  Trudno w to uwierzyć. Jesteś reprezentantem Hogwartu i mieliby cię wpuścić do siebie?
  -  To zależy od tego jakich się ma znajomych.  Jak widać znalazłam dobrego. - Nereza nie specjalnie przepadała za tą dziewczyną. Była jak śledczy. Nie można było zostawiać pytań bez odpowiedzi. Inaczej mogła być niezwykle irytująca i załatwić najgorszy możliwy szlaban. Dlatego teraz oglądała wypracowanie krukonki, sprawdzając w ten sposób prawdomówność.
   -  Popracuj nad interpunkcją  - oddała rolkę pergaminu. Zawsze mogło być znacznie gorzej. Ta ruda istota, z krótko ściętymi na chłopaka włosami, zielonymi oczami i blada cerą potrafiła być niezwykle irytująca. Scoliari jednak się nie wykłócała. Dzięki temu mogła zostawić za sobą wyższą i starszą dziewczynę, aby wrócić do siebie. Nigdy z Sophie Hope za bardzo za sobą nie przepadały. Nawet wtedy, gdy ta przez krótki okres była sympatią Dario. Szczęśliwie jednak, z perspektywy Nerezy, nie układało im się za dobrze i rozstali się w pokoju. Zdecydowanie obie na tym zyskały lecz od czasu do czasu spotykały się na szkolnym korytarzu.
   Świat pogrążył się w przyjemnej ciszy. Wszyscy, z wyjątkiem kilku prefektów, już dawno spali. Do tej grupy dołączyła i młoda Scoliari, której w końcu udało się wrócić do swojej sypialni i paść na łóżko. Z myślą, że spędziła ten dzień niezwykle dobrze, zasnęła w końcu, śniąc o małych Trójgłowych pieskach, które zapragnęły się z nią bawić...

piątek, 23 października 2015

Rozdział 15 - Głupota Gryfona

2 komentarze
   - Wiesz, taka dieta raczej źle wpłynie na twoje zdrowie - Do krukońskiego stołu dosiadła się urocza Puchonka. Zignorowała wszelkie ciekawskie spojrzenia. Podparła głowę o swoje dłonie i z żywym zainteresowaniem wpatrywała się w Nerezę, która to ze skupieniem czytała jeden z wypożyczonych podręczników. Ten akurat dotyczył zielarstwa.
   - Dzień dobry, Arielle - wymamrotała dziewczyna, pałaszując kolejny słodki, czekoladowy pudding. Obok niej stały już trzy puste pucharki, które zdążyła zjeść w ciągu śniadania. Nie była zachwycona, że starsza koleżanka przyczepiła się do niej jak rzep do psiego ogona. Zaczynała się jednak oswajać z tą myślą i nie odganiała za wszelką cenę, tego chodzącego lizaczka. Szczególnie, że pomimo swoich pokręconych wizji zwycięstwa w Turnieju, potrafiła przyjść i pogratulować jej zostania reprezentantem Hogwartu. W dodatku nie były to wymuszone słowa, a szczera radość, co pozytywnie zaskoczyło młodą Scoliari. Krukonka spodziewała się raczej wyczuć nutę niezadowolenia.
   - Na samym cukrze długo nie pociągniesz. Może chociaż tofu dla odmiany? - Metamorfomag podsunęła Nerezie pod nos białą kostkę. Wpierw blondynka skrzywiła się z obrzydzenia - Och, spróbuj. Przecież nie stanie ci się krzywda.
   - To jest wegetariańskie jedzenie... Nie ma prawa być smaczne.
   - Ale inne owoce i warzywa ci smakują, czyż nie? Nie mówiąc także o całej rzeczy innych produktów, które codziennie zjadasz.
   - Tak, jednak to dwie różne...
   - Nieprawda, próbuj - Korzystając z okazji, że dziewczyna otworzyła usta, puchonka wepchnęła jej do buzi coś, co konsystencją przypominało twarożek. Albo gęstą piankę. Praktycznie nie miała zapachu. Scoliari przyłożyła dłoń do ust jakby miała zaraz zwrócić zawartość swojego żołądka. Szczęśliwie jednak pokusiła się o przegryzienie tego niezwykłego cuda. Z niemałym zaskoczeniem stwierdziła, że jednak tofu nie jest takie straszne. Ba! Było nawet smaczne! Miało delikatny, bliżej nieokreślony przyjemny smak.
   - To naprawdę tofu? - spytała podejrzliwie, nie mogąc uwierzyć, że coś takiego da się zjeść.
   - Tak! - Lupin klasnęła w dłonie - Smakowało?
   - Przyznaję, że tak... Myliłam się, przepraszam.
   - W porządku. Nie ty jedna jesteś uprzedzona do tego przysmaku. Jeszcze kawałek?
   - Chętnie, poproszę - zgodziła się Scoliari. Niezwykle przyjemna odmiana po czterech puddingach.
   - Bonjour! - Na śniadanie przybyła spóźniona La Mettrie. Na jej szacie można było dostrzec resztki ścinek oraz nieliczne piórka. Do późna pracowała nad jednym ze swoich projektów. Z tego właśnie powodu blondynka musiała ewakuować się do pokoju wspólnego, gdzie w świętym spokoju mogła zgłębiać lekturę. Chociaż dźwięki tnących nożyczek, szelest materiału i nucenie Crow były dość przyjemne, to miały swoje granice. Zbyt długie wsłuchiwanie się w nie, irytowały Ner, gdy robiła coś ważnego. To samo miało miejsce z rysowaniem Scoliari. Wszystko było w porządku, dopóki wszystko wokół nie było ubrudzone węglem i atramentem. Gdy następował taki moment, francuzeczka zaczynała lamentować, że przyjaciółka zniszczy wszystkie kreacje. Mimo to, obie bardzo się lubiły i nawet drobne kłótnie nie były w stanie popsuć ich relacji.
   - Bonjour, Crow.
   - Och, biedactwo ty moje. Wyglądasz na bardzo zmęczoną - zmartwiła się Arielle i nim La Mettrie zdążyła zareagować, została usadzona na kolanach puchonki. - Powinnaś zjeść teraz pożywne śniadanie. I napić się kawy - sięgnęła po jeden z pustych kielichów i z dużego dzbanka nalała do niego orzeźwiającego ciepłego napoju z dodatkiem mleka. - Słodzisz?
   - Tak, mamusiu - odparła z rozbrajającą słodyczą Crow. - Dwie łyżeczki, s'il vous plait. *
   - Jesteście niemożliwe... - Scoliari z ciężkim westchnięciem odłożyła księgę na bok. Korzystając z przerwy, sięgnęła po kilka kanapek. Z pewnością zdrowsze niż dotychczasowe słodycze i kostka tofu... Oraz kolejne trzy, które Lupin właśnie jej dołożyła.
   - Arielle, znowu wszystkim matkujesz? - Za ich plecami stanął chłopak, którego Ner kojarzyła z widzenia. W dodatku ostatnio uciekał przed tą puchonką.
   - Biedactwa zostały zostawione na pastwę losu w tej szkole. Chodź, mój młodszy braciszku. Zjesz z nami - Poklepała siedzenie obok siebie. - Może jeszcze się nie znacie. Nereza, Crow, to jest mój...
   - ... przyjaciel i obiekt do dręczenia... - wpadł jej w słowo uczeń.
   - ... El. Elti Clears - dokończyła - Mój drogi, to moje nowe...
   - ... zaadoptowane dzieci... - Ponownie przerwał wypowiedź metamorfomag.
   - ... Nereza Scoliari i Crow La Mettrie - Dokonała prezentacji.
   - Miło mi - przywitał je - Nie dajcie jej sobie wejść na głowę. Inaczej zacznie sprawdzać czy po każdym posiłku umyłyście zęby - ostrzegł - Naprawdę nie chcecie wiedzieć, czy potrafi jeszcze bardziej kontrolować wasze życie... - Pochylił się i wyszeptał krukonkom.
    - Ej! Ja cię słyszę! - Arielle trzepnęła w tył głowy chłopaka. - To nieładnie odstraszać moje nowe znajome.
   - Nie odstraszam. Uprzedzam tylko, co je czeka w przyszłości.
   - Przesadzasz. Wcale nie jestem taka straszna - nadęła policzki.
   - A tak na poważnie. Przyszedłem  ci powiedzieć, że Maya znowu płacze.
   - Co? Coś się stało? Ktoś jej zrobił krzywdę? - Lupin posadziła Crow obok, a sama natychmiast wstała.
    - Nie... Chociaż sama twierdzi inaczej. Uważa, że Nereza ją okłamała.
    - Ja? Niby w jakiej kwestii? - zdziwiła się krukonka. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek powiedziała nieprawdę do tej gryfonki, którą raptem widziała kilka razy, a jeszcze mniej z nią rozmawiała.
    - Nie wiem. Nie chciała powiedzieć - wzruszył ramionami - Będziesz musiała sama to od niej wyciągnąć... Tyle że... Ona zawsze płacze z byle powodu. Nie wiem, czy jest sens się przejmować. O ile oczywiście tak jak teraz nie próbuje zalać pierwszego piętra.
    - Znowu siedzi w łazience z Jęczącą Martą - skwitowała Arielle. - Uważam, że towarzystwo tego ducha akurat jej nie pomaga... Neruniu, chodź ze mną. Musisz uspokoić Mayę.
    - Niby dlaczego? Nic przecież złego nie zrobiłam - zaperzyła się Scoliari.
   - Tak, dlatego właśnie musicie sobie to i owo wnajwyraźniej wyjaśnić - złapała krukonkę za nadgarstek i pospiesznie pociągnęła ją w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali, całkowicie ignorując fakt, że nowa znajoma była w połowie kanapki z pastą jajeczną.

   Pierwsze piętro było doszczętnie zalane i po kostki brodziło się w wodzie. Uczniowie już dawno się stąd ewakuowali, nie chcąc nabawić się przeziębienia czy słuchać zawodzenia dwóch uczennic. Jedna co prawda była martwa i mieszkała w szkole od dziesięcioleci, lecz druga, żywa, zdawała się jeszcze bardziej irytująca.
   - Mayu, kochanie, przestań płakać. Zobacz, znowu cały korytarz tonie w twoich łzach... I w tej wodzie, co ją puszczasz ze wszystkich kranów - Lupin weszła spokojnie do łazienki. Jakoś nie panikowała z faktu, że jej buciki będą przemoczone, a brzegi szaty można wyżynać.
    - Trudno! - dziewczynka rzuciła ze złością - Najwyżej trochę zmokną! A mnie nikt nie przywróci wiary w ludzi!
    - O czym mówisz? - metamorfomag stanęła pod zamkniętymi drzwiami jednej z kabin.
    - Ślizgoni kłamią... To rozumiem. Lecz czemu inni nie potrafią powiedzieć mi prawdy prosto w twarz? Dlaczego każdy mnie oszukuje?
    - Kochanie, każdemu w życiu zdarza się trochę skłamać...
    - Zamiast owijać w bawełnę, lepiej powiedz o co ci chodzi - Nereza oparła się o framugę drzwi łazienki. Zdecydowanie w Scoliari brak było współczucia, którym wykazała się przy wcześniejszych spotkaniach. Wieczne użalanie się nad sobą gryfonki zaczynało z biegiem czasu być irytujące, a nie należała do osób, które pozwalały sobie wejść na głowę i spełniać każdą zachciankę osoby, która samą groźbą rozpłakania się oczekiwała gromadki znajomych, którzy się nią zajmą...
    - Czemu przyprowadziłaś tu tę oszustkę, Arielle?
    - Niby dlaczego twierdzisz, że nią jestem? - Krukonka wyciągnęła różdżkę z rękawa - Alohomora - wypowiedziała zaklęcie. - Chociaż należysz do domu Gryfona, to zaczynasz zachowywać się jak Shareta.
   - Nieprawda! Kłamiesz! Nie mogłabym nią być!
   - To przestań płakać z byle powodu i oczekiwać, że wszyscy wokół będą się zajmować tylko tobą.
   - Arielle, ona jest niemiła - po policzkach dziewczynki spłynęły kolejne łzy. Zapłakana, zasmarkana, z zapuchniętymi oczami, wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. W dodatku była cała mokra od wszechobecnej wody.
   - Ja wiem, ale... - puchonka czuła się rozdarta. Z jednej strony to Maya była jej przyjaciółką i powinna wspierać ją na każdym kroku. Z drugiej Ner miała trochę racji. Frakwitz musiała się trochę zahartować. Większość jej znajomych była starsza. W końcu zostanie sama w szkole i nie będzie kto pomóc i ocierać łez, jeśli dalej będzie się zachowywać w ten sposób - Ner, kochanie, delikatniej proszę.
   - Dlaczego nazywasz mnie oszustką? - drążyła temat Scoliari.
   - Ner! Nie widzisz w jakim ona jest stanie?
   - Zaczęła temat to niech go skończy. W końcu po to mnie tu przyprowadziłaś. Abyśmy sobie wszystko wyjaśniły.
   - Teraz jednak sytuacja się zmieniła.
   - Nie widzę różnicy. Maya?
   - Bo powiedziałaś, że krukoni nie są idealni... - wychlipała gryfonka, wycierając nos w szeroki rękaw szaty.
   - Tak było i taka jest prawda.
   - A ty dostałaś się do Turnieju! Okłamałaś mnie! Tylko najlepsi mogą zostać reprezentantami!
   - Poważnie...? - westchnęła Nereza - Całe zamieszanie o to, że dostałam się do Turnieju? Każdy mógł zostać wybrany...
   - Nie każdy!
   - Myślę, że na dzisiaj wystarczy - zasugerowała metamorfomag, przytulając dziewczynkę do siebie i starając się ją uspokoić.
   - I nadal będzie wierzyła w to, że kłamię i będzie płakać, że jest gorsza.
   - Krzyczenie i pouczanie w niczym nie pomaga - zaoponowała Lupin.
   - Wieczne głaskanie po główce również nie - Scoliari nie podobało się, w jaki sposób Frakwitz jest nieustannie niańkowana.  - Do zobaczenia, Arielle - opuściła zalaną łazienkę. Wyznawała inny sposób postrzegania świata. Ciągłe użalanie się nad sobą mało w czym pomagało. Uznawała, że, oczywiście, można pomarudzić, jednak potem należy się wziąć do pracy. Tak jak to zrobiła teraz. Nie była zachwycona z udziału w Turnieju, lecz wzięła się w garść i zaczęła uzupełniać brakującą wiedzę. W ten sposób miała z pewnością większe szanse na przejście zadań.
   Brodząc po kostki w wodzie, dotarła w końcu do najbliższych schodów prowadzących na wyższe piętro. Znudziło się jej już bycie mokrym. Szczególnie, że pora śniadaniowa dobiegała końca i za chwilę rozpoczynały się zajęcia, a ona nawet nie miała ze sobą torby z podręcznikami.  Czekał ją zatem bieg do krukońskiej wieży, a następnie na zajęcia z obrony przed czarną magią, znajdujące się w zupełnie innej części zamku. Miała naprawdę mało czasu...


***

   - Scoliari, spóźniona - pani Rakhena z surowym wyrazem twarzy wstawiła dziewczynie odpowiednią adnotację w zeszycie, gdzie prowadziła listę obecności uczniów. Blondynka tylko wymamrotała "przepraszam" i przecisnęła się na swoje miejsce obok Crow. Bycie jedną z najlepszych uczennic na zajęciach wcale nie dawało żadnych profitów. Wręcz przeciwnie. Nauczycielka była w stosunku do niej jeszcze bardziej wymagająca i surowiej stosowała regulamin obowiązujący na lekcjach. Dlatego teraz Nereza zdawała sobie sprawę, że na jutro będzie miała do napisania esej na co najmniej trzy stopy do oddania nauczycielce do rąk własnych.
   - Na dzisiejszych zajęciach kontynuować będziemy omawianie Inferiusów. Kto przypomni co to takiego? - Jak zwykle, ręka Gabrieli pierwsza wystrzeliła w powietrze. - Proszę.
   - To zwłoki ożywione przez czarnoksiężnika za pomocą zakazanych zaklęć. Te istoty nie mają wolnej woli. To marionetki spełniające polecenia swojego pana, czyli osoby, która powołała je do życia. Pokonać je niezwykle ciężko. Jako jedne z niewielu stworzeń nie są podatne na klątwy Cruciatus czy Avada Kedavra. Boją się jednak światła i ognia.
   - Bardzo dobrze. Kto wymieni przykładowe zaklęcia, którymi można je odstraszyć? Scoliari? Może chociaż pokażesz, że uważasz na zajęciach? - spytała z nutką złośliwości pani profesor, widząc, że blondynka w tym momencie mówiła coś do swojej przyjaciółki i zdecydowanie nie słuchała tego, co mówiła koleżanka z klasy.
   - Klątwa Szatańskiej Pożogi, Incendio, Lacarman Inflammare... Można używać też słabszych, ale nie mają takiej siły rażenia.
   - To za mało. Kto poda więcej? Kto przygotował się na dzisiejsze zajęcia? - Nauczycielka zgromiła wzrokiem zebranych uczniów w klasie. Ta surowa kobieta wymagała idealnej znajomości przerabianego podręcznika oraz notatek z zajęć, które miały zawierać praktycznie wszystko, co mówiła. Miała jednak jedną wadę. Nie potrafiła odpowiednio poszerzyć tematu. Ich wiedza rzadko kiedy wykraczała poza przerabiane na lekcjach książki. Mimo to, ludzie wciąż lubili ten przedmiot i pomimo takiego, a nie innego charakteru pani profesor, mało osób go sobie odpuszczał po piątym roku nauki. Przynajmniej mobilizowała ich do regularnej pracy z tygodnia na tydzień.
   - Słyszałam też o zaklęciu Clara Fiamma i Infernum Altiore - dodała gryfonka, gdy tylko ponownie został udzielony jej głos.
     - I w ten sposób należało się na dzisiaj przygotować. Na tablicy - wskazała różdżką czarną powierzchnię. Biała kreda właśnie zapisywała pewną listę - Macie wypisane wszystkie zaklęcia, które będą wam potrzebne do pokonania Inferiusów. Teraz będziemy ćwiczyć te najprostsze. Osoby zainteresowane wykorzystaniem silniejszych w praktyce, zapraszam na zajęcia Klubu Pojedynków. Na początek, Clara Fiamma. Zaklęcie podobne do Lumos, lecz tworzy ogniste płomienie, które nie parzą. Podchodzicie do tablicy zgodnie z listą i każdy ma wyczarować przynajmniej trzy iskierki.  Zaczynamy! - zarządziła. Posłuszni uczniowie wstawali ze swoich miejsc i udawali się na środek sali. Wcześniej został im przedstawiony odpowiedni ruch różdżki, aby na pewno użyli tego, a nie innego zaklęcia. Wszyscy bardzo się starali. Niektórym wychodziło to gorzej jak Crow, która musiała włożyć sporo wysiłku, aby stworzyć wymagane trzy płomienie. Inni zaś, jak Gabriela czy Scoliari, radzili sobie rewelacyjnie i zapełniali całe pomieszczenie kolorowymi ognikami. Gdy komuś to się udało, wokół było słychać odgłosy zachwytu. To zaklęcie, które było... Ładne, ale niestety mało efektowne do walki z przeciwnikiem. Dlatego też potem, pani profesor zarządziła przejście do czegoś co lepiej sprawdzało się w potyczkach i mogło uratować im życie. Przy czym przez większość czasu zdawała się być niezadowolona, choć potrafiła chwalić i oceniała sprawiedliwie.
   - Scoliari, do mnie - rozkazała, gdy zajęcia dobiegły końca i uczniowie zaczęli opuszczać salę.
   - Tak, pani profesor?
   - Pergamin, pióro, atrament i notujesz temat eseju na jutro. Przynajmniej trzy stopy długości - kobieta przeszła się wzdłuż klasy, układając w myślach skomplikowane zagadnienie - Opisz i omów konsekwencje tworzenia zaklęć wraz z przykładami. Każdy przykład ma mieć przynajmniej kilkanaście zdań i nie mogą być to informacje przepisane słowo w słowo z podręcznika. Rozumiemy się?
    - Oczywiście. Wypracowanie na co najmniej trzy stopy. Na jutro. O obu stronach medalu tworzenia zaklęć. Czy to wszystko?
   - Tak, możesz odejść - nauczycielka w końcu wypuściła Nerezę z klasy.Teraz, gdy nie było nikogo innego poza profesorką w środku, pomieszczenie wydawało się jeszcze większe niż było w rzeczywistości. Pośrodku sali, pod tablicą, zostało przygotowane miejsce, w którym można było przeprowadzać praktyczną część zajęć. Na ścianach wisiały skomplikowane schematy, a w szafkach na końcu klasy, znajdowały się przeróżne mniejsze bądź większe stworzenia, lub ich części, w czymś przypominającym formalinę. Ulubionym zaś trofeum nauczycielki był niewielki kieł bazyliszka, szczelnie zamknięty w szklanej gablotce. 
   Kobieta poprawiła szatę i machnięciem różdżki uprzątnęła salę. Za kilka minut rozpoczynały się kolejne zaklęcia z pierwszoroczniakami. Ci dopiero się uczyli zasad obowiązujących na zajęciach, choć te trwały już niemal miesiąc. Tym razem miała jednak dla nich coś specjalnego, czego nie zapomną do końca szkoły. Z pewnością już więcej dokazywać na lekcjach nie będą...


_____________

* blogspot uniemożliwia mi wstawianie akcentów, za co bardzo przepraszam. Nad "i" w słówku "plait" powinien znajdować się daszek.

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 14 - Ufając obcemu

2 komentarze
   Z biblioteki wyszła z jakimś nadzwyczajnym stosem książek. Wolała wypożyczyć kilka za dużo niż za mało, aby mieć pewność, że będzie miała dostęp do wszystkich potrzebnych jej informacji. Wychodziła z założenia, że jeśli tego nie zrobi, to w między czasie ktoś inny wypożyczy interesujący ją tom i będzie miała potem problem ze zdobyciem go. Poza tym, nie była jedyną osobą, która działała w ten sposób. Głównie Krukoni w Hogwarcie byli zaborczy w kwestii książek i nie tak łatwo dzielili się zdobytą lekturą.
    Na szczęście dziewczyna miała ze sobą dwie przyjaciółki, które wzięły po kilka ksiąg i ruszyły przodem, aby zanieść je do dormitorium. Gdyby nie one, Scoliari z pewnością nie dałaby sobie rady, a naprawdę nie zawsze chciała używać czarów. Czasem wolała jednak włożyć trochę wysiłku w wykonywane czynności. Całkowite rozleniwienie, szczególnie teraz, nie wchodziło w rachubę. Na obecną chwilę jednak jej kondycja fizyczna była zbyt słaba.
   Przemierzając korytarz i spoglądając znad stosu książek czy na kogoś nie wpadnie, zastanawiała się nad tym, gdzie podział się Dario. Chłopak raczej nie znikał ot tak po prostu. W większości przypadków dotyczyło to bardzo ważnych spraw. Nie żeby Nereza śledziła go i kontrolowała każdy ruch. Tak naprawdę rodzeństwo wolało chodzić własnymi ścieżkami, ale każde z nich miał pewne przyzwyczajenia, które dawały drugiemu poczucie pewności i świadomość, gdzie należy szukać siebie nawzajem. Niespodziewane odstępstwa, tak jak teraz, wzbudzały niepokój. Zazwyczaj nie zwiastowało to niczego dobrego i dziewczyna spodziewała się usłyszeć niemiłe wieści po jego powrocie. Może opiekun wprowadził dla nich nieprzychylne zasady? A może inny nauczyciel wymyślił coś bezsensownego, co utrudni życie uczniom? Za wszelką cenę Nereza starała się wymyślać tylko szkolne powody. Nigdy nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że coś złego mogło stać się w domu. Uważała, że w ten sposób kusiła los, a tego wolała uniknąć.
   - Tak się odwdzięczasz za przechowanie swoich rzeczy? - Niespodziewana kąśliwa uwaga wytrąciła ją z zamyślenia i zatrzymała się w pół kroku, starając się, aby stos książek utrzymał pion. Jak można było jednak przewidzieć, tomiska nie były chętne do współpracy. Najpierw przechyliły się w jedną stronę, potem w drugą i pomimo usilnych prób Krukonki, wylądowały w końcu z łoskotem na kamiennej podłodze. Westchnęła ciężko.
   - Zadowolony? - spytała kucając, aby wszystko wyzbierać.
   - Tak, widzę jaką słabą będziesz przeciwniczką w Turnieju. Nawet nie umiesz używać różdżki.
   - W porównaniu do ciebie, hrabio bufonie, nie idę w życiu tylko na łatwiznę.
   - I dlatego targasz te księgi sama, nieopierzony kruczku?
   - Tak i... W ogóle, co ciebie to interesuję? Teraz jesteś moim przeciwnikiem. Nie powinieneś się ze mną spoufalać - fuknęła, ignorując usilnie fakt, że stał nad nią i wcale nie pomagał. Wręcz przeciwnie, utrudniał zbieranie przedmiotów. - A teraz, proszę, przesuń się - Z trudem skierowała słowa prośby w jego kierunku.
    - Jesteś po prostu śmieszna. Odpuść sobie Turniej. To nie zabawa dla dzieci.
    - Nigdy! - poderwała się z miejsca i wyciągnęła różdżkę, co poskutkowało tym, że księgi znów wylądowały na podłodze. - Nosz... - zaklęła pod nosem niezadowolona.
    - Rzuć mi wyzwanie jak dorośniesz - patrzył na nią z wyższością.
    - Jeśli mam się stać taka jak ty, to wolę na zawsze pozostać dzieckiem - odparła dumnie. Machnęła różdżką przywołując księgi do siebie. - Żegnam.
    - Mam nadzieję, że na zawsze. To będzie śmieszne mierzyć się z tobą w Turnieju - skwitował reprezentant Durmstrangu. Po chwili odszedł, pozostawiając Krukonkę na środku korytarza. Naprawdę nieprzyjemny człowiek, z którym dało się rozmawiać tylko za pomocą sarkazmu i ironii. Mogła sobie zszargać nerwy, lecz to i tak by nic nie pomogło. Nie traktowałby jej jak kogoś równego sobie, zawsze będzie patrzył na nią z góry. Pokręciła zrezygnowana głową. To tylko inny czarodziej, z którym musiała się zmierzyć w Turnieju. Prawdopodobnie chciał ją tylko zniechęcić i wyprowadzić z równowagi. Nie zdziwiłaby się, gdyby w ten sposób chciał zdobyć jakieś informacje na jej temat, choć to była dziwna metoda.
   - Przepraszam - Zaczepiła ją młoda gryfonka - Czy nie przechodził tędy może uczeń Durmstrangu? Konkretnie, chodzi mi o reprezentanta ich szkoły - przyznała z rumieńcem na twarzy. Tego akurat nie dało się ukryć na nienaturalnie bladej twarzy. Gabriela Weasley. Ner nie mogła jej nie pamiętać. Były w końcu na tym samym roku.
    - Tak, poszedł w tamtą stronę - Scoliari ruchem głowy wskazała, gdzie ma się udać rude dziewczę. Krukonka dałaby sobie rękę uciąć, że tamta zrobiła coś z włosami, aby wydawały się bardziej puchate, a na jasnych rzęsach dostrzegła odrobinę tuszu do rzęs. Czyżby ta chodząca encyklopedia próbowała być ładna dla tego bufona? Ner, aż się cofnęła, aby przyjrzeć zza rogu tej dwójce. Ukradkiem, aby nie zostać nakrytą, spojrzała w ich kierunku. Nie myliła się. Gryfonka z uśmiechem, szczerym i szerokim, podbiegła do młodzieńca i przywitała się z nim radośnie. W życiu nie widziała tej dziewczyny tak szczęśliwej. Była masochistką czy po prostu hrabia wobec niej nie był tak niemiły? A może... Może było pomiędzy nimi coś poważniejszego? Na twarzy Nerezy pojawił się lisi uśmieszek. Wiele nie trzeba było, aby przypadkiem dowiedzieć się czegoś o konkurencji. Zadowolona z siebie ruszyła w swoją stronę, gratulując sobie operatywności. Tylko obraz Gabrieli, stojącej przy bufonie i trzymającej go za rękę, podejrzanie długo znikał z jej pamięci.  Jednak, gdy tylko się rozpłynął, przestała się tym przejmować. Miała wiedzę, którą musiała opanować i niezliczone godziny ćwiczeń do wykonania. Nie było czasu do stracenia. Trzymając różdżkę w zębach i stos książek w rękach truchtała na szczyt wieży, gdzie znajdowało się wejście do jej domu.

~*~

   Rzeczywiście, młoda Scoliari nie miała zamiaru tracić czasu. Jak rzadko kiedy wykazywała zapał do pracy nawet przy przedmiotach, które do tej pory nie sprawiały jej żadnej przyjemności, albo z których po prostu była beznadziejna i niczego nie rozumiała. Teraz jednak rozłożyła się z kilkoma księgami w pokoju wspólnym, w swoim ulubionym miejscu na parapecie za regałem. Gumką spięła nieposłuszne kosmyki włosów, które raz po raz wpadały w oczy i utrudniały czytanie. Na szczęście kilka ruchów ręką rozwiązało ten problem. Dodatkowo miała gdzie wsuwać zbyteczne ołówki i pióra, gdy ręce i usta nie były w stanie pomieścić już nic więcej. Nerwowo przygryzała końcówkę jednego pióra, podczas gdy drugim mało starannie czyniła notatki na pergaminie rozłożonym na kolanie. W niektórych sprawach brakowało jej cierpliwości, w innych, miała aż nadto. Pisanie należało do pierwszej kategorii. Myślała szybciej, niż była w stanie przelewać myśli na papier, co było dla niej niezwykle irytujące. Nie raz i nie dwa się zdarzyło, że rzucała pewną pracę w kąt, jeśli dłonie odmawiały odpowiednio szybkiej współpracy. Z samonotujących piór korzystała niezwykle sporadycznie. Jako jedyne nadążało za przelewaniem myśli na papier, lecz często zdarzało się, że dodawało coś od siebie i koniec końców, musiała wszystko przepisać na nowo, wykreślając nieodpowiednie części.
   Tak pochłonięta pracą nawet nie zauważyła, kiedy Crow z typowym dla siebie piskiem i ćwierkaniem po francusku przywitała Dario. Młoda Scoliari już dawno przyzwyczaiła się do wylewności francuzeczki i wcale nie robiła na niej wrażenia. W końcu niejedną osobę witała w ten sposób. Nic dziwnego, że zareagowała i podniosła swą głowę znad książek, gdy została mocno szarpnięta za ramię.
   -  Co ..? Och, Dario - Zamknęła analizowane właśnie vademecum dotyczące zielarstwa. Korzystała z niego na pierwszym roku. Fantastyczna książka do szybkiej powtórki materiału. - Nie było  Cię - skwitował zamiast zadać głupie pytanie.
   - Musimy porozmawiać - powiedział stanowczo. Siostra  uważniej mu się przyjrzał.  Nadal nie zdjął swojego podróżnego stroju. To oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza, był poza zamkiem. Prawdopodobnie daleko. Druga, sprawa była poważna, jeśli nawet nie był skłonny wcześniej się rozebrać. Nie mówiąc już o tym, że chciał coś omówić na osobności.
   - Idę. - Dziewczyna złożyła swoje rzeczy na jedną kupkę i wcisnęła w ręce Bianci, prosząc ją, aby zaniosła je do pokoju, gdzie spała Scoliari. Wolała nie odkładać rozmowy na później, mając dziwne wrażenie, że jeśli każe bratu czekać, to ten w końcu się rozmyśli i zostawi tajemnicę tylko dla siebie. - Pokój Życzeń? - zasugerowała, wiedząc, że to najbezpieczniejsze miejsce w zamku. Praktycznie rzecz biorąc, nikt nie mógł ich tam podsłuchać. Nawet duchy miały pewien problem z przeniknięciem do tego niezwykłego pomieszczenia. Dodatkowo należy wspomnieć, że było jednym z nielicznych pomieszczeń, które praktycznie bez szwanku przetrwało Bitwę o Hogwart.
   - Jak najbardziej wskazane - skinął głową. Rodzeństwo opuściło zatem wieżę i udało się w odpowiednie miejsce na szóstym piętrze, gdzie znajdowała się duża pusta ściana. Wystarczyło trzykrotnie przejść wzdłuż niej, intensywnie myśląc, czego się potrzebowało, a magia zaczynała działać. Tworzyły się wtedy drzwi prowadzące do pomieszczenia spełniającego wszystkie potrzeby użytkownika. Jedynymi ograniczeniami była wyobraźnia i niemożliwość teleportacji w miejsca poza zamkiem, a także parę innych oczywistych rzeczy, które nawet poza jego granicami były nierealne, jak na przykład wskrzeszanie zmarłych. Tego pokój spełnić nie mógł. Obecnie jednak Nereza zażyczyła sobie niewielkiego pomieszczenia, gdzie nikt ich nie będzie mógł podsłuchać.
   - Gdzie byłeś? - spytała, gdy drzwi zostały już zamknięte i mieli pewność, że nikt za nimi nie wejdzie. Usiadła na wygodnym krześle przy małym, okrągłym stoliku, na którym znajdowała się koronkowa serwetka i stojąca na niej figurka nimfy. Po przeciwnej stronie spoczął Dario. Oparł się łokciami o blat i splótł dłonie zastanawiając się co i jak powinien powiedzieć swojej siostrze.
   - W Londynie.
   - W Londynie? - upewniła się.
   - Tak. Wypadek naszej dotychczasowej opiekunki nie dawał mi spokoju.
   - Nic dziwnego... Zdarzył się nagle tuż przed rozpoczęciem roku.
   - Dlatego, jako prefekt naczelny, udałem się do dyrektora z prośbą o wydanie zgody, abym mógł się spotkać z panią profesor. Wiesz... W ramach złożenia życzeń powrotu do zdrowia i podziękowania za lata nauki w imieniu wszystkich Krukonów. W końcu była naszą opiekunką, a nie mieliśmy okazji się z nią odpowiednio pożegnać.
    - Rzeczywiście. To byłoby nieuprzejme z naszej strony, gdybyśmy o niej całkiem zapomnieli. Włożyła w ten dom i w nas wiele wysiłku i pracy, starając się, abyśmy byli najlepsi.
    - Tylko, że dyrektor nie chciał wydać na to zgody.
    - Może dlatego, że wypadek był poważny i Sinistra nie doszła jeszcze do siebie? - zasugerowała Scoliari.
   - "Przykro mi, ale to jest niemożliwe. Może nie będzie to uprzejme i kulturalne, lecz nie powinniście odwiedzać swej byłej nauczycielki. Skupcie się na nauce, tego by chciała, choć definitywnie postanowiła zerwać kontakty z naszą szkołą" - zacytował Flitwicka.
   - To niemożliwe, aby ta kobieta podjęła taką decyzję. - Nereza była zdumiona. Kto jak kto, ale Aurora Sinistra nigdy by nie zachowała się w ten sposób, niezależnie od tego jak skomplikowany by nie był wypadek.
   - Właśnie. Dlatego starałem się drążyć temat i naciskałem dyrektora, aby zmienił zdanie.
   - Bezskutecznie, czyż nie? Chociaż... Mówiłeś, że byłeś w Londynie. Jakim sposobem?
   - Niechętnie, ale udałem się do naszego obecnego opiekuna. Nie znam go praktycznie wcale, tak samo jak wszyscy uczniowie. Nawet nie wiem, czy można mu ufać. Był jednak jedyną osobą, która mogła coś w tej kwestii wskórać - wyznał chłopak. Spochmurniał wspominając jak niebezpieczną decyzję podjął. Mogła się negatywnie odbić na wszystkich krukonach.
   - Wyraził zgodę?
   - Nie do końca.
   - Nie podoba mi się to, co mi mówisz.
   - Dlatego chciałem porozmawiać na osobności. Jesteś moją siostrą, znam cię i wiem, że się nie wygadasz, gdy cię o to poproszę. Nerezo, to co przydarzyło się Astorii Sinistrze nie było wypadkiem - utkwił w niej wzrok. Czuła jakby przewiercał ją na wylot - Dostałem się do Londynu wraz z profesorem Tarento przez sieć Fiuu. Nasz opiekun powiedział mi wprost, że wejście do naszej nauczycielki jest niezwykle ograniczone, a dyrektorowi podał fałszywy powód podróży. - Dziewczyna z zapartym tchem i rosnącym niepokojem słuchała całej tej historii. - Została umieszczona na oddziale zamkniętym w izolatce. Pod koniec wakacji zaatakowano ją. Była w bardzo ciężkim stanie, lecz w świętym Mungu szybko stanęła na nogi.
   - Co jest zatem problemem? Skoro jest już zdrowa, mogła powrócić do Hogwartu... Nawet z opóźnieniem. Jest w końcu wybitnym nauczycielem.
   - Widziałem ją. To już nie jest ta sama osoba, jaką znaliśmy. Teraz to przestraszona, bojąca się własnego cienia staruszka, która nie jest w stanie używać magii... Wiem, że już jest stara, ale teraz zdecydowanie bardziej rzucała się to w oczy. Tak... Nienaturalnie.
   - To okropne... Kto mógł coś takiego zrobić?
   - Nie wiadomo. Jest to jednak chwilowo odosobniony przypadek i Ministerstwo woli milczeć na ten temat.
    - Ale ty to wiesz. Skąd?
    - Od naszego opiekuna.
    - Wygląda na to, że wie zdecydowanie więcej od nas. A więc moja intuicja nie myliła się... Należy na niego uważać... Nie wiemy kim on tak naprawdę jest.
    - Niestety, nie. Ale tylko dzięki niemu byłem w stanie dowiedzieć się chociaż tyle. Proszę, nie wspominaj nikomu o tym, co dziś tu usłyszałaś. Nawet jemu. Będziesz bezpieczniejsza, nie pokazując mu, że rozmawiałaś ze mną o Sinistrze. Szczególnie teraz, gdy jesteś reprezentantką Turnieju.
    - Nie martw się. Nie pisnę nawet słowa. Też mi się nie podoba ten człowiek i wolę go nie wtajemniczać we wszystkie krukońskie sekrety. Teraz wracajmy. Zanim ktoś zacznie coś podejrzewać. Krukoni są bystrzy... Ale lepiej, by tej zagadki chwilowo nie rozwiązywali...

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 13 - Po szlabanie

6 komentarzy
  Miał rację. Już gdzieś w okolicach setnego powtórzenia zaczęła ją boleć ręka. Zdanie może nie było długie, lecz profesor wymagał od niej kaligrafii. Tymczasem Scoliari najpiękniejszego pisma to nie miała. Ba, notatki porównywalne były do hieroglifów, a poniektórzy śmiali się, że zapisuje je starożytnymi runami.  Właśnie dlatego, że musiała się mocno napracować nad ładnym i czytelnym pismem, skończyła swoje zadanie dopiero, gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie słońca. Nie sądziła, że nauczyciel jest przekonany o tym, aby tak prosta kara miała zmienić jej nastawienie do niego. Domyślała się, że zrobił to po to, aby odwieść ją od nielegalnego wyjścia z zamku po ciszy nocnej bądź zrobienia czegoś jeszcze głupszego. Poza tym, w ten prosty sposób zmusił ją, aby myślała o czymś innym. Musiała przyznać, że niektóre czyny profesora były nawet skuteczne i wyglądało na to, że wiedział co robi. Poza tym... Zrugał Sharetę. Dziewczyna wspominając tamtą scenę uśmiechnęła się mimowolnie. Sytuacja zarówno żenująca jak i śmieszna. To było smutne, że każde następne pokolenie zdawało się być coraz mniej inteligentne, a jednocześnie bardziej roszczeniowe. Gdy zaś bierzemy taką osobę jak młodą Malfoy, sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana. Pochodzi z bardzo dobrej rodziny. Rodzice na wszystko jej pozwalają, ma dostęp do rodzinnej fortuny i z łatwością może zniszczyć wielu osobom życie. Ner zastanawiała się kiedyś, czego tak naprawdę oczekuje ślizgonka. Doszła jednak do wniosku, że chce być po prostu w centrum uwagi, a zatruwanie innym życia to po prostu jej hobby.
   Stanęła przy jednym z okien i wyjrzała na zewnątrz. Pozostałe dwie szkoły hucznie świętowały całą noc. Z gabinetu słyszała wystrzały sztucznych ogni. Nie widziała ich jednak, zajęta karną pracą. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak to wyglądało. Nawet trochę żałowała, że ominęło ją takie przedstawienie. Teraz na statku było już cicho. Przynajmniej na pokładzie. Być może w uczniowskich kajutach jeszcze kończyli wznosić toasty za hrabiego. W skomplikowanej maszynie należącej do włoskiej szkoły była podobna sytuacja. Ciężko było słowami opisać ten dziwny pojazd. Zbudowany z wielu metalowych płyt. Niektóre miały miedziany odcień, inne były osmalone. Z przodu umieszczono duże okno, przez które było widać osoby, które z pomocą magii prowadziły to cudo. Z boku zaś znajdowały się obecnie otwarty właz. Najbardziej jednak niesamowite dla Scoliari były liczne rurki wypełnione wiecznie poruszającą się magmą, które wszystko pokrywały. Z pewnością tylko dzięki zaklęciom to się utrzymywało.
   Nagle poczuła, że ktoś intensywnie się jej przygląda. Przeszył ją nieprzyjemny dreszcz. Dość szybko namierzyła osobę siedzącą na dachu tej cudacznej maszyny. Choć Scoliari nie widziała zbyt dobrze, to dałaby sobie rękę uciąć, że to Danielle. Prawdę powiedziawszy, skłamała, mówiąc opiekunowi, że wie co nie co na temat rywali. Na temat tej reprezentantki... Nie wiedziała praktycznie nic. Z plotek słyszała, że do najmilszych nie należy. Poza tym, znała tylko jej imię, nazwisko oraz szkołę do jakiej uczęszczała. Ach, no i to, że trzymała się z takim jednym dziwnym chłopakiem z Ignaspherii. Nereza nie pałała do niego sympatią. Wolała omijać go szerokim łukiem. Dlaczego? Nie wiedziała. Jednak ufała swej intuicji. Nigdy źle na tym nie wyszła. Teraz, po kilku godzinach, gdy złość już z niej zeszła, trzeźwiej spojrzała na świat. Miała problem i to duży. Już pomińmy fakt, że bierze udział w Turnieju. Chociaż przez tyle lat obserwowała zmagania innych to sama póki co nie wykazała się bystrością. Musiała zebrać informacje o rywalami jak najszybciej. A także w krótkim czasie opanować mnóstwo dodatkowego materiału. Bardzo nie lubiła się uczyć bez zapowiedzi , w dużych ilościach, w bardzo krótkim czasie. Oczywiście, jako Krukon uwielbiała zbierać wiedzę lecz nie pod presją.  Preferowała spokojniejsze tempo. Z chęcią od razu skierowałaby swoje kroki w kierunku biblioteki aby wypożyczyć kilka ksiąg, lecz o tej porze była jeszcze zamknięta. Musiała zatem wrócić do wieży. W sumie powinna się przespać i odpocząć, lecz stres działał lepiej niż najmocniejsza kawa.
   - ... i wtedy cię dopadnie - jak przez mgłę usłyszała ostatnie słowa zagadki. Jak na złość wcale ich nie słuchała i nie miała zielonego pojęcia jaka mogłaby być odpowiedź.
   - Cieszę się, że w końcu zdecydowałaś się wrócić do domu. Martwiłem się- usłyszała obok siebie - Czas - dodał na koniec, odpowiadając na zagadkę.
   - Dario! - z nie ukrywane ulgą powitała brata. Całe szczęście, że to on miał dziś nocny patrol.
   - Przykro mi.
   - Jakoś dam sobie radę... Muszę. A przynajmniej zachowam pozory dla innych... - zrezygnowała przytuliła się do chłopaka, gdy tylko przekroczyli próg pokoju wspólnego. Nikt inny na nią nie czekał. Wszyscy poszli już spać. Po co mieli świętować wybór uczennicy z ich domu, skoro się nie pojawiła na tym małym lecz hucznym przyjęciu? Nawet jeśli siedzieli dłużej, teraz nie pozostałym po tym żadne ślady. Zamkowe skrzaty już wszystko posprzątały.
   - Wierzę w ciebie. W końcu jesteś moją siostrą - pogłaskał ją po głowie. Nie na co dzień okazywali względem siebie uczucia tak wylewnie. Zazwyczaj nie czuli takiej potrzeby i tak wiedzieli, że to drugie stanie za nim murem niezależnie od tego, co by się nie działo. Jednak zdarzały się i takie momenty jak teraz, gdzie bez odrobiny czułości nie dało się ruszyć naprzód - Gdzie byłaś całą noc?
   - Na szlabanie.
   - Jak to? - ściągnął brwi - Nic mi nie wiadomo o tym, abyś jakiś zarobiła.
   - Dodatek specjalny od naszego opiekuna. Myślę, że po prostu chciał mnie czymś zająć, żebym się nie zadręczała.
    - Skoro tak uważasz... Nie podoba mi się to jednak. Bądź ostrożna. Szczególnie w kwestii Turnieju.
    - O to bym się nie martwiła. Jestem najsłabszym zawodnikiem... Nie powinni widzieć we mnie zagrożenia. Ale lepiej uważać. Nie będę kusić losu - obiecała, aby uspokoić brata. Odsunęła się od niego - Dobranoc.
   - Miłych snów, Ner - chłopak odczekał, aż ta zniknie w dalszym korytarzu, a dopiero potem ruszył do schodów, które kierowały się do jego dormitorium. Nie był pewien, czy dobrze się stało. Może i była zdolna, lecz jej nieobliczalne zachowania i wybuchy złości z pewnością utrudnią ukończenie zadań.

~*~

   - Czy ty w ogóle planujesz dzisiaj wstać? - Usłyszała karcący głos z typowym francuskim akcentem. Nakryła się mocniej kołdrą. Pracowała do rana i naprawdę nie widziała jej się wczesna pobudka - Nerezo!
   - Crow, odczep się... - wymamrotała nieprzytomnie, zdając sobie sprawę, że przyjaciółka wpakowała się już na łóżko, gotowa jednym ruchem różdżki zerwać z niej pościel. Tymczasem Scoliari wolała pozostać w swoim wygodnym okrągłym łóżeczku, z miękką kołdrą i ustawionym na niskim podwyższeniu w kącie pokoju, z dala od dużych okien, które rankiem ją wybitnie irytowały.
   - Non! Tu dois lever! En ce moment! *
   - O co ci chodzi? Jest sobota... Jedna z nielicznych szans, aby się wyspać w ciągu roku szkolnego. W moim wypadku, być może i w życiu.
   - Na Merlina, weź się w garść! Jest już po południu, a ty nadal w łóżku!
   - Ale wróciłam o świcie!
   - Właśnie! Gdzie ty byłaś?! Brat się martwił, Bianca, Raven się martwili... Ja się martwiłam! - podkreśliła ostatnie zdenerwowana. Scoliari słuchając wywodu, w końcu zrezygnowała z dalszego snu. Najwyraźniej nie dane będzie się wyspać. Przeciągnęła się, a następnie wysunęła spod kołdry - Tak więc?
   - Na szlabanie. Zresztą, Dario już dawno powinien był ci to powiedzieć. Spotkałam go rano przed wejściem - odpowiedziała trochę zdziwiona Nereza. Tymczasem francuzeczka pokręciła energicznie głową.
   - Nie. Szczerze powiedziawszy, nie widziałam go dzisiaj. - Usiadła na brzegu łóżka - Ucieszyłam się, że  wróciłaś, gdy cię zobaczyłam. Bałam się, że zrobisz coś głupiego. No wiesz... Przez to, że wybrali cię do Turnieju.
   - A gdzie zaufanie? - prychnęła młoda Scoliari. Bardziej jednak pochłonęło ją zastanawianie się nad tym, gdzie jest jej brat. Nic nie mówił o swoich planach. Może jest w bibliotece? Albo na nieoczekiwanym zebraniu prefektów?
   - Coś się stało?
   - Nie. Jestem tylko przewrażliwiona.
   - Przejdzie ci. Wróćmy jednak do mojej mowy motywującej. Nie mogę ci pozwolić gnić i popadać w depresję...
   - Crow - przerwała jej dziewczyna - Wszystko w porządku. Nie musisz mnie pouczać. Planowałam się dziś wybrać do biblioteki po parę książek. Mam zamiar się dokształcić przed pierwszym zadaniem. Jeśli zaś tylko znajdę lukę między zajęciami, chciałabym przećwiczyć niektóre rzeczy również w praktyce, nie tylko teorii.
   - Naprawdę? - La Mettrie ujęła jej dłonie.
   - Tak. Kilka godzin na szlabanie pozwoliło mi nieznacznie zmienić moje nastawienie...
   - To bardzo dobrze. Ważne, abyś podeszła do Turnieju...
   - ... względem zadań, które na mnie czekają. Co się zaś tyczy Zabiniego, radzę mu nie wchodzić mi w drogę - warknęła Nereza dokańczając swoją myśl.
   - Należy mu się!
   - A ja uważam, że utarłaś mu nosa samym faktem, że zostałaś wybrana - W progu pojawiła się Bianca.  Krukonka zaproszona gestem dłoni Crow weszła do środka. Oprócz nich, nikogo nie było w pokoju. Trzy, z pięciu identycznych łóżek, były posłane. U francuzeczki jak zawsze panował chaos i każdy się do niego przyzwyczaił, natomiast Ner... Chwilowo jeszcze nie ścieliła swojego. - To oznacza, że czara uznała cię za bardziej godnego reprezentanta szkoły od niego. Tego raczej się nie spodziewał.
    - Myślę, że jemu jest to obojętne - odparła nieprzekonana blondynka.
    - Ewentualnie, jak Velorun powie, że czara jak zawsze jest beznadziejna i nie potrafi rozpoznać prawdziwego talentu... Bla, bla, bla - uśmiechnęła się niewinnie La Mettrie.
   - Co jednak jeśli mu zależało? - Najmłodsza dziewczynka po zadaniu pytania zepchnęła swoje koleżanki z łóżka i ruchem różdżki zrobiła porządek z pościelą, nim Nereza zdążyła zaprotestować - Może będzie cię postrzegał jako kogoś równego sobie, a nie tylko jak osobę nie do końca czystej krwi z pokręconym rodzinnym życiorysem?
   - Albo będzie po prostu względem mnie jeszcze bardziej złośliwy. Zostawmy Zabiniego w spokoju. Wcale mnie nie interesuje jego podejście do mnie. Jestem na niego wściekła i to mi wystarczy. A jeśli mi się uda przez przypadek uwolnić jakieś straszne zwierzę podczas jednego z zadań, to mam cichą nadzieję, że to akurat jemu zrobi krzywdę.
   - Jak zawsze jesteś rozkoszna, ma cherie.
   - Nie powinniśmy żywić nienawiści względem bliźnich - upomniała je Bianca - To nieetyczne.
   - Jakoś mnie to nie przekonuje - Scoliari zniknęła w łazience. Potrzebowała się doprowadzić do porządku. Jak rzadko kiedy, zajęło jej to zaledwie niecałe dziesięć minut - Kto idzie ze mną do biblioteki? - Toleno natychmiast wykazała żywe zainteresowanie, natomiast była uczennica Beauxbaton westchnęła cierpiętniczo i łaskawie podążyła za swoimi przyjaciółkami.
    - Co konkretnie planujesz wypożyczyć? Będziesz szlifować to, co idzie ci najlepiej czy skupisz się na przedmiotach, które sprawiają ci najwięcej trudności? - Trzecioklasistka jak zawsze wykazała się dojrzałym podejściem.
    - Szczerze powiedziawszy, chciałam zrobić i to i to. Zdaję sobie sprawę, że będzie niezwykle skomplikowane i prawdopodobnie w połowie porzucę niektóre rzeczy, lecz nie chcę poddawać się na starcie. Chcę ukończyć zadania. Nawet, jeśli wiem, że nie wygram Turnieju.
   - Jesteś utalentowaną czarownicą. Z pewnością sobie poradzisz i zaskoczysz nas wszystkich.
   - Bianca, nie przeceniaj mnie. Znam swoje możliwości. - Przez dłuższy czas przemierzały szkolne korytarze w milczeniu. Nereza nie rwała się do rozmowy, analizując w myślach, czego tak naprawdę będzie potrzebowała. W końcu to ona była największą fanką Turniejów organizowanych w jej szkole i pamiętała bardzo wiele szczegółów z nimi związanymi. Z całą pewnością mogła zatem porzucić zgłębianie wróżbiarstwa, nigdy w żadnym zadaniu nie występowało. Starożytne runy również mogła sobie darować. O numerologii i historii magii nie wspominając... Pozostałe przedmioty wymagały jednak od niej intensywnego powtórzenia. W szczególności dotyczyło to eliksirów oraz zielarstwa, z których najlepszych stopni nie miała. Pozostawała jeszcze kwestia latania na miotle. Wyjątkowo za tym nie przepadała, a biorąc pod uwagę jak często zadania się do tego sprowadzały, będzie musiała poprosić nauczyciela o wypożyczenie miotły i zgodę na kilka godzin ćwiczeń. Tak wiele do zrobienia, a tak mało czasu... - Dziewczyny - Scoliari zatrzymała się przed drzwiami biblioteki i odwróciła w ich stronę - Bardzo was proszę, niezależnie od wszystkiego, nie udzielajcie mi wskazówek. Chcę sama przejść przez wszystkie zadania. 
   - Jesteśmy twoimi przyjaciółkami...! - Oburzyła się Crow.
   - Proszę.
   - Nerezo! Przecież wiadomo, że każdy uczestnik otrzymuje jakąś pomoc!
   - Nie chcę jej. Proszę, uszanujcie moją decyzję.
   - Dobrze, niech tak będzie - Zgodziła się Bianca.
   - Ale...! - Dalej opierała się francuzeczka - Och, niech ci będzie. Ale wiedz, że w każdej chwili możesz do nas przyjść, a my ci pomożemy.
    - Dziękuję - Reprezentantka weszła w końcu do biblioteki. Cichym "dzień dobry" powitała bibliotekarkę i spokojnym krokiem ruszyła w kierunku interesujących ją działów. Krukonki idąc gęsiego, przemierzały liczne regały, pełne ksiąg i pergaminów, pnących się na dwa piętra w górę. Nie łatwo było znaleźć coś w tym gąszczu, a lewitujące tomiska wcale tego nie ułatwiały. Co prawda na dole każdego regału, przy stoliku, znajdował się spis ksiąg, i wystarczyło różdżką stuknąć w odpowiedni tytuł, by do ciebie przyleciał, lecz tłum przy nim się kręcący to utrudniał.
   - Szukasz poradnika "Jak nie zrobić z siebie idiotki podczas Turnieju Trójmagicznego"?
   - To akurat było mało śmieszne, Velorun.
   - Owszem. Za to smutne i prawdziwe. To wstyd, że mamy reprezentanta w twojej osobie.
   - Następnym razem zgłoś się sam - Scoliari stuknęła końcem różdżki w listę i z głośnym hukiem na stole wylądowało opasłe tomisko - Jeszcze masz coś do powiedzenia?
   - Nie traktuj mnie w ten sposób! - Chłopak syknął złowieszczo, podchodząc do krukonki. Niebezpiecznie blisko przysunął do niej swoją twarz.
   - Dla mnie, twoje pochodzenie jest bez znaczenia. Czyny i charakter sprawiają, że odzywam się do ciebie tak a nie inaczej.
   - Na twoim miejscu, uważałbym na słowa. Może to się dla was źle skończyć. 
   - Znowu straszysz mnie swoim ojcem? Niewiele może nam zrobić. Dobrze wiesz, że tam skąd pochodzę nie ma takich wpływów. 
   - Do czasu - uśmiechnął się perfidnie, knując coś nadzwyczaj niedobrego - Wszystko może w końcu się zmienić.
   - Owszem, tak jak moja cierpliwość do ciebie może się skończyć.
   - Próbuj, to wylecisz z tej szkoły. 
   - Na razie jednak nie mam zamiaru psuć sobie reputacji.
   - Tchórzysz, Scoliari?
   - Nie. Staram się być tą mądrą w tej rozmowie.
   - Co najwyraźniej ci nie wychodzi.
   - To tylko twoje zdanie - Wzięła pod pachę opasłe tomisko. Wyminęła wściekłego Malfoya. Groził jej nie raz i nie dwa, jak ponad połowie szkoły. Tylko, że im był starszy, tym jego słowa wydawały się być coraz bardziej realne. Już nie był gówniarzem, który dopiero co przekroczył próg Hogwartu. Teraz był następcą swojego rodu. Mógł znacznie więcej. Gdy dorośnie, wraz ze swoją siostrą będzie mógł uczynić wiele złego. Do tego czasu, Nereza miała jednak nadzieję usunąć się z jego życia. A tymczasem...
   - Ner! Mamy dla ciebie książki! - Crow pomachała do niej z daleka. Krzyk jednak nie przeszedł niezauważony i natychmiast przy niej znalazła się bibliotekarka wyczulona na nieodpowiednie zachowanie, tak więc La Mettrie właśnie potulnie przepraszała starszą panią obiecując poprawę. Blondynka uśmiechnęła się. Może jednak nie będzie tak źle?



______________

* Nie! Musisz wstać! W tej chwili!