Mocniej opatuliła się płaszczem wychodząc na błonia. Pogoda zdecydowanie nie była najprzyjemniejsza. Zimno, pochmurno, a na trawie zimna rosa. Nie mówiąc już o lodowatym wietrze, który przygnał gdzieś z północy, zapowiadając tym samym rychłe nadejście jesieni. Póki co, liście na drzewach były jeszcze zielone, lecz po tej zmianie pogody zaczynały powoli zmieniać swoją barwę. Dziewczyna podniosła głowę przypatrując się grubej warstwie chmur. Z pewnością będzie jeszcze dziś padać. To nie mobilizowało do jakiejkolwiek pracy, a już na pewno nie do napisania wypracowania na obronę przed czarną magią. Krukonka parokrotnie zaczynała esej, lecz póki co nie była usatysfakcjonowana swoją pracą. Wyszła więc na dwór, aby się przewietrzyć. Miała nadzieję, że ten krótki, energiczny spacer oczyści jej umysł i wtedy do głowy wpadną nowe pomysły.
W tym momencie zazdrościła uczniom pozostałych szkół, którzy w tym roku zawitali do Hogwartu. W maszynie Ignaspherii podobno było tak ciepło, jak na początku lata we Włoszech. Takiego pojazdu z pewnością nie chciałaby opuszczać. Natomiast uczniowie Durmstrangu, wychowani w znacznie surowszych warunkach, zdawali się zupełnie nie zauważać zmiany pogody. Nadal chodzili w swoich lżejszych mundurach.
- Nie za zimno na taki spacer? - Jak spod ziemi, przed nią wyrósł znany jej już osobnik.
- Nie - pokręciła główką - Miło cię widzieć, Jewel - przywitała go uprzejmie.
- Ciebie również, panienko - uśmiechnął się przyjaźnie - Pozwolisz? - nadstawił rękę, aby go złapała. Może i uczniowie tej szkoły byli sztywni, często wredni i surowo wychowani, ale trzeba było przyznać, że pośród nich było sporo dżentelemnów.
- Czy...?
- Będziesz mi przeszkadzać? Skądże. Chętnie ci potowarzyszę, jeśli tylko na to pozwolisz - przerwał, nim zdążyła skończyć pytanie. Przekrzywiła główkę chwilkę zastanawiając się nad propozycją. Niezwykle kusząca perspektywa. Co prawda młodzieńca znała słabo, ale pokazał swoją dobrą stronę i póki co, nie znalazła w nim wad.
- W takim razie, będę niezwykle rada mogąc przyjąć twoją propozycję - pociągnęła dalej uprzejmy dialog i ostrożnie złapała go pod rękę. Musiała przyznać, że było to dziwne uczucie, lecz niezwykle satysfakcjonujące. - Poniektórzy pewnie będą uważać, że bratam się z wrogiem...
- Nie przesadzajmy. To tylko nic nie zobowiązujący spacer. Zdradzisz mi czemu wyszłaś z zamku?
- Nie mogłam się skupić na pisaniu pracy... Zazwyczaj eseje z obrony przed czarną magią idą mi zdecydowanie lepiej.
- Może mógłbym ci jakoś pomóc?
- Nie śmiałabym prosić o pomoc... Poza tym, to chyba tylko chwilowy zastój weny - zmieszała się - Niemniej, dziękuję za propozycję. Jesteś bardzo miły.
- Jeśli jednak zmieniłabyś zdanie, to zawsze możesz u mnie szukać pomocy.
- Dziękuję - skinęła głową. Chłopak był nad wyraz uprzejmy. W tym momencie uwaga rzucona przez jednego z jego kolegów wydawała się bardzo trafna, miły tak, że mógłby oddać życie za wroga. Nie była co prawda przekonana czy w stu procentach rzeczywiście doszłoby do takiej sytuacji, ale dość dobrze odzwierciedlała ona jego dotychczasowy charakter.
- Stresujesz się Turniejem?
- Trochę... Jak pewnie pozostała dwójka reprezentantów. W końcu nasze poczynania będą obserwować tłumy.
- Słyszałem, że gdy jest się już na arenie i wykonuje swoje zadanie, trema związana z występem przed innymi mija.
- Może to i prawda... W wielu wypadkach uczniowie w końcu walczą o przetrwanie. Nie ma wtedy czasu na myślenie o tym czy dobrze się wygląda, albo czy odpowiednio porusza... - przyznała mu rację - Najważniejsze jest niepopełnianie błędów. Nie chciałabym skończyć w paszczy smoka albo innego stworzenia.
- Nie zapominajmy też o krwiożerczych roślinkach.
- Oraz skomplikowanych pułapkach, w których można się dorobić klaustrofobii. Ach ci wspaniali organizatorzy...
- Swoją drogą, słyszałem, że w tym roku mają problem.
- Naprawdę? - zainteresowała się dziewczyna.
- Nie są jeszcze w stanie określić, jak się będziecie względem siebie zachowywać.
- Osobiście nie planuję nikogo zabijać... Przynajmniej na razie - ostatnie kilka słów wymruczała ledwo słyszalnie. Poza tym, nie powinna mówić zbyt dużo na ten temat. Scoliari cały czas zdawała sobie sprawę, że Jewel zawsze może okazać się szpiegiem i kręci się przy niej tylko po to, aby wydobyć z niej informacje na temat Turnieju oraz jej umiejętności, by pomóc reprezentantowi Durmstrangu. Dlatego dawkowała swoje wypowiedzi i część rzeczy wolała przemilczeć. Wolała potem nie żałować zbytniej otwartości i dać chłopakowi szansę na bycie kolegą.
- Właśnie dlatego mają wątpliwości czego się po was spodziewać.
- A więc jesteśmy niespodzianką. Czuję się z nas dumna... Czy to dziwne?
- Masz niecodzienne podejście do świata.
- Wiem... - przyznała skruszona. Miała świadomość, że charakteru najprzyjemniejszego nie miała. W dodatku nie każdy musiał rozumieć jej tok myślenia. Nie była zatem najprostszą osobą do zaakceptowania. Trzeba było mieć naprawdę dobre wyczucie by trafić na chwilę, gdy była miła i uprzejma. Jeśli znajomość zaczęła się w takim momencie, można było być pewnym, że przetrwa ona naprawdę dużo. Zasada ta nie dotyczyła wyjątków pokroju Frakwitz, która przekreśliła stosunki z krukonką przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
- Witajcie - Jak się okazało, pomimo pogody, więcej osób chciało zażyć świeżego powietrza. Byli to nieliczni uczniowie, ale z pewnością dzięki ich obecności błonia nie wydawały się tak straszne.
- Zabini...
- Gratuluję ci dostania się do Turnieju - Uścisnął rękę zrezygnowanej dziewczynie. Póki go nie zobaczyła, była w naprawdę, jak na nią dobrym humorze - A także umiejętności wywiadowczych . Widzę, że udało ci się odnaleźć najsłabszą osobę w grupie by zdobyć informacje o swoim przeciwniku - Mówił to na głos bez skrępowania. Zupełnie nie przejmował się tym, że Stark wszystko słyszał.
- To wcale nie tak! - zaoponowała.- Nigdy bym się nie uciekła do tak tandetnych ślizgońskich sztuczek. W porównaniu do ciebie, potrafię zrobić coś bezinteresownie. Na przykład, zaprzyjaźnić się z kimś.
- Cieszę się, że o tym wspomniałaś - pstryknął palcami. Scoliari czuła, że nie będzie zachwycona z tego, co usłyszy. W końcu większość rzeczy, które wypowiadał Marcus były dla niej nieprzyjemne - Jesteś mi coś winna - Pochylił się w jej stronę.
- Nie jestem.
- A twój udział?
- Darowałam ci życie.
- Oj, nieładnie. Ale spokojnie. Z czasem przyjdę po odbiór swojej zapłaty.
- Zabini, tak? - wtrącił się uczeń Durmstrangu.
- Owszem. Czego ode mnie chcesz? - spytał choć zaraz sobie coś uświadomił - Podziękować za uświadomienie ci, że kurczak zadaje się z tobą dla informacji?
- Bądź tak miły i jak na dżentelmena przystało przestań nachodzi i grozić panience.
- Ależ ja jestem diabłem, a ona podpisała ze mną pakt. Nieświadomie, ale tak.
- Nie. I nie jest ci nic winna.
- Spokojnie, to się dopiero okaże. Do zobaczenia, nieopierzony kurczaku i ty obrońco uciśnionych. - Ślizgon jak gdyby nigdy nic odszedł w swoją stronę. Wcale nie przejął się ich złością i zniecierpliwieniem.
- Jewel... - Scoliari odwróciła się w jego stronę - Tak bardzo Cię przepraszam. To wcale nie prawda, to co mówił. Wcale nie wykorzystuję cię jako źródła informacji...- zaczęła się drobno tłumaczyć. Chociaż Stark ją pod koniec rozmowy bronił, nie oznaczało to, że nie był na nią zły.
- Nie żywię do ciebie żadnej urazy - zapewnił.- Nie jestem idiotą. Wiem, kiedy ludzie próbują czerpać profity ze znajomości ze mną i kłamią mi w żywe oczy. Nie przejmuj się, panienko.
- Przepraszam. Naprawdę, źle to wyszło.
- Już nie musisz mnie przepraszać.
- Czuję po prostu, że muszę.
- To nie była twoja wina. Przez ten miesiąc zdążyłem się już zorientować, którym z popularniejszych uczniów nie należy ufać. Ty do tej grupy z pewnością nie należysz.
- Tylko, że nie jestem też popularna - uśmiechnęła się słabo. Choć Jewel najwyraźniej nic do niej nie miał, to dręczyły ją wyrzuty sumienia, że usłyszał takie słowa.
- Rozchmurz się, panienko.
- Łatwo powiedzieć , trudniej zrobić... To... propozycja pomocy przy eseju nadal aktualna? - spytała nieśmiało. Nie chciała tego robić, lecz widziała, że w inny sposób nie skończy pisać wypracowania.
- Ależ oczywiście! Jaki temat?
- Plusy i minusy tworzenia zaklęć plus przykłady. Z tym ostatnim mam problemy. Wyjątkowo mało mamy na ten temat w podręcznikach.
- Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć jedną z naszych książek. Do tego przedmiotu mamy ich naprawdę dużo. Jestem pewien, że już nie raz słyszałaś z czego słynie nasza szkoła.
- Owszem...- Nim skończyła mówić, echem po okolicy rozniósł się wycie mrożące krew w żyłach. - A to...? - spytała niepewnie, licząc że to tylko omamy słuchowe.
- Nie wiem, ale dobiegało gdzieś stamtąd...- wskazał w stronę Zakazanego Lasu, niedaleko chatki gajowego. Nereza niemal natychmiast domyślała się co wydało ten niezwykły dźwięk. Po chwili powtórzyło się, lecz tym razem zdawało się być bardziej żałosne. Dziewczyna nie miała zamiaru w pierwszej chwili w ogóle iść w tamtą stronę. Im dłużej jednak się temu przysłuchiwała tym bardziej była przekonana o tym, że powinna się tam znaleźć.
- Chodźmy - przełamała się w końcu w sobie i zrobiła kilka kroków w odpowiednią stronę.
- Dokąd idziesz, panienko? Tam na pewno jest niebezpiecznie. Nie narażaj swojego życia, nie wiesz co tam jest. - Złapał ją za nadgarstek i nie chciał puścić.
- Tym razem wiem, co to takiego... Nie słyszałeś, co w tym roku nasz gajowy wymyślił?
- Podobno na zajęciach pokazuje wam trójgłowego psa. Co nie zmienia faktu, że jest to nieobliczalna stworzenie i może cię skrzywdzić.
- Obecnie to mam wrażenie, że ktoś krzywdzi Owieczkę.
- Owieczkę? - upewnił się chłopak - Co to za pomysł?
- Hagrid. Wszystkie straszne stwory nazywa i traktuje jakby były słodkie i niewinne - machnęła ręką. - Nie zmuszam cię abyś szedł tam ze mną. Ale proszę, nie zatrzymuje mnie. - Spojrzała mu prosto w oczy. Uczeń nie był zbyt przekonany czy dobrze postępuje. W chwili gdy rozważał wszystkie za i przeciw, obok nich przemknęli uczniowie, którzy bali się tego, co działo się u gajowego. Wyglądało na to, że mieli więcej rozsądku od Scoliari i woleli skóry się w zamku.
- Nie zostawię cię samej. Jeśli chcesz tam iść to tylko ze mną - Odpowiedział w końcu, a jego decyzja zaskoczyła krukonkę.
- Dziękuję...? - Nie była pewna, co powinna odpowiedzieć. To był niezwykły gest z jego strony, którego całkiem się nie spodziewała. Pierwsza osoba, która po tak krótkiej znajomości starała się ją bronić. Nie miała pojęcia czym sobie na to zasłużyła. Kolejne wycie wyrwało ją z zamyślenia i oboje truchtem ruszyli w kierunku chatki Hagrida. Gdy się zbliżyli, wyciągnęli różdżki. Nie było wiadomo, co mogą tam zostać. Może ogar tylko się bawił, a może właśnie rozgryzał starego pół olbrzyma na strzępy. Należało być przygotowanym na każdą możliwą ewentualność.
- Panie profesorze? - szepnęła Scoliari, uważając by przypadkiem nie wywabić trójgłowego psa. - Proszę Pana...?
- Umiesz grać na jakimkolwiek instrumencie? - spytał Jewel.
- Kiedyś grałam troszkę na pianinie... Ale marna ze mnie muzykantka...
- Spróbuję wyczarować grającą harmonijkę, ale nie wiem, czy to...
- A! Tu jesteście! - Nagle przed nimi wyrosła postawna postać. Ner z trudem zachowała zimną krew i powstrzymała się przed rzuceniem zaklęcia obronnego. - Tak mi się wydawało, że ktoś tutaj się kręci. Cholibka, nawet nie wiecie w jak dobrym momencie się pojawiliście.
- Wszystko w porządku, panie profesorze?
- No jasne! Chodźcie - zachęcił ich gestem ręki - no chodźcie, nie ma się czego bać.
- Czy tam jest bezpiecznie? - spytał przezornie Stark.
- A czemu by miało nie być? Cholibka, to tylko poród! Dawajcie, musicie to zobaczyć.
- Przepraszam, że co...? - dziewczyna nie była przekonana czy dobrze usłyszała.
- No... Poród. Owieczka będzie miała małe.
- Więcej trójgłowych piesków? - Na wszelki wypadek uczeń Dursmtrangu nie chował różdżki.
- Ale po co być tak nerwowym? Słuchajcie no, przecież mówiłem na zajęciach, że w okresie wychowywania młodych te wspaniałe zwierzęta są całkowicie spokojne i nikomu nie zrobią krzywdy. Także schowajcie różdżki, nie będą wam do niczego potrzebne. No? Co tak stoicie? - popchnął ich w kierunku otwartego wybiegu. Dziś Nereza zobaczyła coś zupełnie innego. Dotychczas to był tylko śpiący ogar, a przy nim grający instrument. Może i dlatego wcześniej nie zorientowała się, że coś jest na rzeczy?
- Pan profesor nie mówił nam, że mają być małe... Cerberki...
- To miała być niespodzianka. Prawda, że fantastyczna? - bez cienia strachu podszedł do zwierzęcia, który wylizywał właśnie jednego ze swoich nowonarodzonych szczeniaków. O dziwo, te wyglądały niezwykle uroczo. Jak normalne pieski, tylko z trzema główkami. Małe, niewinne i uroczo popiskujące, z zamkniętymi jeszcze oczami, szukające ciepła matki.
- No... No... Nawet... - przełamała się w końcu Krukonka. Miała się jednak na baczności, nie do końca ufając nauczycielowi. Co, gdyby pies się jednak na nią rzucił?
- Nerezo... Bądź ostrożna - Jewel wraz z nią, powoli zbliżył się do bestii. Wokół rozrzucone były ręczniki, a trawa pokryta została płynem owodniowym i niewielką ilością krwi. Wyglądało to dość ohydnie. Mimo to, ciekawość była znacznie większa. - Żadnych gwałtownych ruchów...
- Chcecie potrzymać któregoś? - zaproponował całkowicie rozluźniony gajowy.
- Nie, chyba jednak odpuszczę... panie profesorze! - Nagle w ręce dziewczyny został wciśnięty sporej wielkości szczeniak. Zapiszczał chcąc wrócić do swojej matki. Przez chwilę nie wiedziała, co powinna zrobić. Z jednej strony uwielbiała zwierzęta. Nie raz i nie dwa sama podchodziła do obcych i głaskała je. Zaprzyjaźniała się z nimi. Natomiast, jeśli były przybłędami, prosiła matkę o pomoc i niektóre z nich przygarniała. Z drugiej zaś, to była niebezpieczna bestia. No dobrze, może jeszcze nie taka wielka. Wzrostem przypominała dorosłego spaniela, ale z trzema głowami. - Jest nawet uroczy... - przytuliła go do siebie i czule pogłaskała po łepkach. - Zobacz, Jewel. Wcale nie jest taki straszny - uśmiechnęła się i odwróciła w kierunku towarzysza. - Moje biedne maleństwo. Wyrośniesz na tak dużego pieska jak twoja mamusia.
- Chcesz powiedzieć, że już się do niego przywiązałaś? - chłopak odetchnął z ulgą jak i pewnym niedowierzaniem. Scoliari potrafiła zaskakiwać i przyprawić o zawał serca. - Jesteś niepoprawna, panienko...
- Spodziewaliśmy się, panie profesorze, że coś złego się wydarzyło - przyznała krukonka.
- Och, przesadzacie. Owieczka nigdy by mnie nie skrzywdziła. Tak samo jak Puszek. Trójgłowe psy wybierają sobie jednego pana na całe życie. No wiecie, wtedy pomimo swej natury nie zaatakują właściciela. Nie trzeba stosować grających instrumentów, aby je uspokoić. To bardzo wierne stworzenia. Ale są dość wybredne i potrzebują stanowczej osoby, która ich będzie prowadzić.
- To by wiele wyjaśniało... A czemu nie mówił pan tego na lekcjach?
- Jest to informacja dla hodowców. I dla osób, które potem mają kontakt z magicznymi stworzeniami w pracy. I jak się malec podoba?
- Gdybyś mogła, pewnie byś go zatrzymała - zażartował Stark.
- Skąd wiedziałeś? - zaśmiała się Scoliari oddając malca jego matce.
- Powiedzmy, że intuicja.
- No dobrze, zmykajcie maluchy. Tylko pamiętajcie, nikomu ani słowa, dobrze? - poprosił ich nauczyciel - Chcę by inni byli równie zaskoczeni, co i wy.
- Dobrze, panie profesorze. - Scoliari uśmiechnęła się w kierunku zwierząt. Crow rzeczywiście miała rację. Trzeba było dać im szansę. A teraz trafiła się idealna okazja. I wreszcie dotknęła tego słynnego miękkiego futerka. Jako wielbicielka zwierząt, z trudem odeszła od nowej rodzinki, pełnej szczeniaków w różnych odcieniach brązu, beżu i czerni.
- To było mało przemyślane - skarcił ją w końcu Stark.
- Podejście do trójgłowego psa? - Chłopak pokiwał głową - Czasem Hagridowi warto zaufać. Chociaż ma różne szalone pomysły, a nie jest już tak samo sprawny jak te pięćdziesiąt lat temu... Przepraszam, jeśli cię niepokoiłam.
- Jako dżentelmen, nie mogę pozwolić, aby stała ci się krzywda w mojej obecności.
- W takim razie może wrócimy do pisania wypracowania? - zasugerowała. Powoli przyzwyczajała się do jego opiekuńczego i bardzo miłego zachowania. - Mógłbyś mi pożyczyć tę książkę, o której wcześniej mówiłeś?
- Z przyjemnością - młodzieniec rozpromienił się. Fakt, że zdecydowanie oddalili się od zwierząt i dziewczyna nie wykazywała chęci powrotu tam w najbliższym czasie, wyraźnie go ucieszył i z łatwością zgodził się na jej propozycję. Nie mógł jedynie wiedzieć, że Scoliari w głębi duszy nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z trójgłowymi psami i dzięki temu niezwykłemu spotkaniu pokochała je jak nigdy dotąd. Lepiej jak w najbliższym czasie nikomu się do tego nie przyzna. Z pewnością nie każdy będzie zachwycony z jej nowej fascynacji...
Nie spodziewała się, że czas spędzony z Jewelem tak szybko upłynie. Te kilka godzin wypełnione były rozmowami, żartami i co najważniejsze, nauką. Nawet nie wiadomo kiedy, z pomocą kilku dodatkowych książek i towarzyszącym jej uczniem, udało się skończyć wypracowanie. Co najlepsze, miało zdecydowanie więcej niż zadane minimum trzy stopy. Tak na oko miał około sześciu albo nawet i siedmiu. Scoliari znalazła tyle ciekawych przykładów, że wręcz nie mogła się powstrzymać od ujęcia ich w swojej pracy. Musiała przyznać, że podręczniki Durmstrangu były niezwykle ciekawe. Przynajmniej te, które miała w swoich łapkach.
Obecnie wypracowanie zostało zwinięte w rulonik i schowane do jednej z kieszeni płaszcza. Było grubo po rozpoczęciu ciszy nocnej i dziewczyna ukradkiem starała się przemknąć do swojej wieży. Z samego rana miała zajęcia i naprawdę chciała złapać kilka godzin snu. Czekały ją eliksiry, a potem tego samego dnia miała jeszcze zaklęcia. Coś czuła, że upadnie w środku lekcji jeśli teraz nie wypocznie. Była co prawda trochę sobą rozczarowana. Dzisiejszego dnia nie miała okazji pouczyć się do Turnieju. Oby zdążyła z powtórkami...
- Bycie reprezentantem szkoły nie zwalnia cię z przestrzegania regulaminu, Scoliari.
- Wiem. Nie zrobiłam tego specjalnie - Nie wyszło jej. Jak nic źle się to skończy - Dopiero skończyłam pisać wypracowanie.
- Doprawdy? A jak to możliwe skoro biblioteka już zamknięta? Mogłaś pisać w swoim pokoju wspólnym. - zwróciła jej uwagę prefekt Gryfonów. Podeszła do krukonki z wyciągnięta różdżką. Zaklęcie Lumos oświetlało je obie.
- Skorzystałam z pomocy ucznia innej szkoły. U niego pisałam esej - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Trudno w to uwierzyć. Jesteś reprezentantem Hogwartu i mieliby cię wpuścić do siebie?
- To zależy od tego jakich się ma znajomych. Jak widać znalazłam dobrego. - Nereza nie specjalnie przepadała za tą dziewczyną. Była jak śledczy. Nie można było zostawiać pytań bez odpowiedzi. Inaczej mogła być niezwykle irytująca i załatwić najgorszy możliwy szlaban. Dlatego teraz oglądała wypracowanie krukonki, sprawdzając w ten sposób prawdomówność.
- Popracuj nad interpunkcją - oddała rolkę pergaminu. Zawsze mogło być znacznie gorzej. Ta ruda istota, z krótko ściętymi na chłopaka włosami, zielonymi oczami i blada cerą potrafiła być niezwykle irytująca. Scoliari jednak się nie wykłócała. Dzięki temu mogła zostawić za sobą wyższą i starszą dziewczynę, aby wrócić do siebie. Nigdy z Sophie Hope za bardzo za sobą nie przepadały. Nawet wtedy, gdy ta przez krótki okres była sympatią Dario. Szczęśliwie jednak, z perspektywy Nerezy, nie układało im się za dobrze i rozstali się w pokoju. Zdecydowanie obie na tym zyskały lecz od czasu do czasu spotykały się na szkolnym korytarzu.
Świat pogrążył się w przyjemnej ciszy. Wszyscy, z wyjątkiem kilku prefektów, już dawno spali. Do tej grupy dołączyła i młoda Scoliari, której w końcu udało się wrócić do swojej sypialni i paść na łóżko. Z myślą, że spędziła ten dzień niezwykle dobrze, zasnęła w końcu, śniąc o małych Trójgłowych pieskach, które zapragnęły się z nią bawić...
***
Nie spodziewała się, że czas spędzony z Jewelem tak szybko upłynie. Te kilka godzin wypełnione były rozmowami, żartami i co najważniejsze, nauką. Nawet nie wiadomo kiedy, z pomocą kilku dodatkowych książek i towarzyszącym jej uczniem, udało się skończyć wypracowanie. Co najlepsze, miało zdecydowanie więcej niż zadane minimum trzy stopy. Tak na oko miał około sześciu albo nawet i siedmiu. Scoliari znalazła tyle ciekawych przykładów, że wręcz nie mogła się powstrzymać od ujęcia ich w swojej pracy. Musiała przyznać, że podręczniki Durmstrangu były niezwykle ciekawe. Przynajmniej te, które miała w swoich łapkach.
Obecnie wypracowanie zostało zwinięte w rulonik i schowane do jednej z kieszeni płaszcza. Było grubo po rozpoczęciu ciszy nocnej i dziewczyna ukradkiem starała się przemknąć do swojej wieży. Z samego rana miała zajęcia i naprawdę chciała złapać kilka godzin snu. Czekały ją eliksiry, a potem tego samego dnia miała jeszcze zaklęcia. Coś czuła, że upadnie w środku lekcji jeśli teraz nie wypocznie. Była co prawda trochę sobą rozczarowana. Dzisiejszego dnia nie miała okazji pouczyć się do Turnieju. Oby zdążyła z powtórkami...
- Bycie reprezentantem szkoły nie zwalnia cię z przestrzegania regulaminu, Scoliari.
- Wiem. Nie zrobiłam tego specjalnie - Nie wyszło jej. Jak nic źle się to skończy - Dopiero skończyłam pisać wypracowanie.
- Doprawdy? A jak to możliwe skoro biblioteka już zamknięta? Mogłaś pisać w swoim pokoju wspólnym. - zwróciła jej uwagę prefekt Gryfonów. Podeszła do krukonki z wyciągnięta różdżką. Zaklęcie Lumos oświetlało je obie.
- Skorzystałam z pomocy ucznia innej szkoły. U niego pisałam esej - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Trudno w to uwierzyć. Jesteś reprezentantem Hogwartu i mieliby cię wpuścić do siebie?
- To zależy od tego jakich się ma znajomych. Jak widać znalazłam dobrego. - Nereza nie specjalnie przepadała za tą dziewczyną. Była jak śledczy. Nie można było zostawiać pytań bez odpowiedzi. Inaczej mogła być niezwykle irytująca i załatwić najgorszy możliwy szlaban. Dlatego teraz oglądała wypracowanie krukonki, sprawdzając w ten sposób prawdomówność.
- Popracuj nad interpunkcją - oddała rolkę pergaminu. Zawsze mogło być znacznie gorzej. Ta ruda istota, z krótko ściętymi na chłopaka włosami, zielonymi oczami i blada cerą potrafiła być niezwykle irytująca. Scoliari jednak się nie wykłócała. Dzięki temu mogła zostawić za sobą wyższą i starszą dziewczynę, aby wrócić do siebie. Nigdy z Sophie Hope za bardzo za sobą nie przepadały. Nawet wtedy, gdy ta przez krótki okres była sympatią Dario. Szczęśliwie jednak, z perspektywy Nerezy, nie układało im się za dobrze i rozstali się w pokoju. Zdecydowanie obie na tym zyskały lecz od czasu do czasu spotykały się na szkolnym korytarzu.
Świat pogrążył się w przyjemnej ciszy. Wszyscy, z wyjątkiem kilku prefektów, już dawno spali. Do tej grupy dołączyła i młoda Scoliari, której w końcu udało się wrócić do swojej sypialni i paść na łóżko. Z myślą, że spędziła ten dzień niezwykle dobrze, zasnęła w końcu, śniąc o małych Trójgłowych pieskach, które zapragnęły się z nią bawić...
I znowu ja.
OdpowiedzUsuńTen rozdział podobał mi się nieco mniej niż poprzedni, chyba był trochę zbyt jednowątkowy. No i słowa takie jak „główka” czy „łapki” w odniesieniu do Nerezy zgrzytały poważnie :) Ale ciekawy był wątek bliższej znajomości między uczniami konkurujących szkół, to daje nadzieję na przyszłość. Najwyraźniej Zabini tego nie rozumie, ale co tam, to wypaczony Ślizgon :) Ach, Hagrid został dziadkiem! A Nereza chyba powinna zostać matką chrzestną. Zdziwiło mnie, że Jewel od razu wspomniał o instrumencie, żeby poskromić psa – no bo czy rzeczywiście wiedza o trójgłowych psach jest aż tak szeroko rozpowszechniona? Chyba, że Durmstrang specjalizuje się nie tylko w czarnej magii :)
Ciekawa jestem co dalej z pieskami i tajemniczym, supereleganckim Jewelem. Może Nereza będzie jeździć na Owieczce podczas turniejowych zadań? :D To by było wspaniałe.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Z pewnością wiedza o Trójgłowych psach nie jest, aż tak rozpowszechniona, lecz Dursmtrang znany jest z maczania w czarnej magii. Dlaczego zatem nie mógłby znać specyfikacji różnych niebezpiecznych stworzeń? Takie pytanie sobie zadałam przy tworzeniu fragmentu. W kocu wszystko, co złe i niebezpieczne to ich broszka ;)
UsuńHagrid z pewnością byłby szczęśliwy, gdyby ktoś dosiadł Owieczki, ale Nereza pewnie szybko straciłaby ręce, nogi... może i głowę? ^.^'' To ciekawa i jednocześnie niebezpieczna wizja.
Ner matką chrzestną, a Jewel ojcem chrzestnym ;) Chociaż znając Hagrida, pewnie zorganizuje jakąś uroczystą ceremonię nadania imion szczeniakom XD
Pozdrawiam!