poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 14 - Ufając obcemu

   Z biblioteki wyszła z jakimś nadzwyczajnym stosem książek. Wolała wypożyczyć kilka za dużo niż za mało, aby mieć pewność, że będzie miała dostęp do wszystkich potrzebnych jej informacji. Wychodziła z założenia, że jeśli tego nie zrobi, to w między czasie ktoś inny wypożyczy interesujący ją tom i będzie miała potem problem ze zdobyciem go. Poza tym, nie była jedyną osobą, która działała w ten sposób. Głównie Krukoni w Hogwarcie byli zaborczy w kwestii książek i nie tak łatwo dzielili się zdobytą lekturą.
    Na szczęście dziewczyna miała ze sobą dwie przyjaciółki, które wzięły po kilka ksiąg i ruszyły przodem, aby zanieść je do dormitorium. Gdyby nie one, Scoliari z pewnością nie dałaby sobie rady, a naprawdę nie zawsze chciała używać czarów. Czasem wolała jednak włożyć trochę wysiłku w wykonywane czynności. Całkowite rozleniwienie, szczególnie teraz, nie wchodziło w rachubę. Na obecną chwilę jednak jej kondycja fizyczna była zbyt słaba.
   Przemierzając korytarz i spoglądając znad stosu książek czy na kogoś nie wpadnie, zastanawiała się nad tym, gdzie podział się Dario. Chłopak raczej nie znikał ot tak po prostu. W większości przypadków dotyczyło to bardzo ważnych spraw. Nie żeby Nereza śledziła go i kontrolowała każdy ruch. Tak naprawdę rodzeństwo wolało chodzić własnymi ścieżkami, ale każde z nich miał pewne przyzwyczajenia, które dawały drugiemu poczucie pewności i świadomość, gdzie należy szukać siebie nawzajem. Niespodziewane odstępstwa, tak jak teraz, wzbudzały niepokój. Zazwyczaj nie zwiastowało to niczego dobrego i dziewczyna spodziewała się usłyszeć niemiłe wieści po jego powrocie. Może opiekun wprowadził dla nich nieprzychylne zasady? A może inny nauczyciel wymyślił coś bezsensownego, co utrudni życie uczniom? Za wszelką cenę Nereza starała się wymyślać tylko szkolne powody. Nigdy nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że coś złego mogło stać się w domu. Uważała, że w ten sposób kusiła los, a tego wolała uniknąć.
   - Tak się odwdzięczasz za przechowanie swoich rzeczy? - Niespodziewana kąśliwa uwaga wytrąciła ją z zamyślenia i zatrzymała się w pół kroku, starając się, aby stos książek utrzymał pion. Jak można było jednak przewidzieć, tomiska nie były chętne do współpracy. Najpierw przechyliły się w jedną stronę, potem w drugą i pomimo usilnych prób Krukonki, wylądowały w końcu z łoskotem na kamiennej podłodze. Westchnęła ciężko.
   - Zadowolony? - spytała kucając, aby wszystko wyzbierać.
   - Tak, widzę jaką słabą będziesz przeciwniczką w Turnieju. Nawet nie umiesz używać różdżki.
   - W porównaniu do ciebie, hrabio bufonie, nie idę w życiu tylko na łatwiznę.
   - I dlatego targasz te księgi sama, nieopierzony kruczku?
   - Tak i... W ogóle, co ciebie to interesuję? Teraz jesteś moim przeciwnikiem. Nie powinieneś się ze mną spoufalać - fuknęła, ignorując usilnie fakt, że stał nad nią i wcale nie pomagał. Wręcz przeciwnie, utrudniał zbieranie przedmiotów. - A teraz, proszę, przesuń się - Z trudem skierowała słowa prośby w jego kierunku.
    - Jesteś po prostu śmieszna. Odpuść sobie Turniej. To nie zabawa dla dzieci.
    - Nigdy! - poderwała się z miejsca i wyciągnęła różdżkę, co poskutkowało tym, że księgi znów wylądowały na podłodze. - Nosz... - zaklęła pod nosem niezadowolona.
    - Rzuć mi wyzwanie jak dorośniesz - patrzył na nią z wyższością.
    - Jeśli mam się stać taka jak ty, to wolę na zawsze pozostać dzieckiem - odparła dumnie. Machnęła różdżką przywołując księgi do siebie. - Żegnam.
    - Mam nadzieję, że na zawsze. To będzie śmieszne mierzyć się z tobą w Turnieju - skwitował reprezentant Durmstrangu. Po chwili odszedł, pozostawiając Krukonkę na środku korytarza. Naprawdę nieprzyjemny człowiek, z którym dało się rozmawiać tylko za pomocą sarkazmu i ironii. Mogła sobie zszargać nerwy, lecz to i tak by nic nie pomogło. Nie traktowałby jej jak kogoś równego sobie, zawsze będzie patrzył na nią z góry. Pokręciła zrezygnowana głową. To tylko inny czarodziej, z którym musiała się zmierzyć w Turnieju. Prawdopodobnie chciał ją tylko zniechęcić i wyprowadzić z równowagi. Nie zdziwiłaby się, gdyby w ten sposób chciał zdobyć jakieś informacje na jej temat, choć to była dziwna metoda.
   - Przepraszam - Zaczepiła ją młoda gryfonka - Czy nie przechodził tędy może uczeń Durmstrangu? Konkretnie, chodzi mi o reprezentanta ich szkoły - przyznała z rumieńcem na twarzy. Tego akurat nie dało się ukryć na nienaturalnie bladej twarzy. Gabriela Weasley. Ner nie mogła jej nie pamiętać. Były w końcu na tym samym roku.
    - Tak, poszedł w tamtą stronę - Scoliari ruchem głowy wskazała, gdzie ma się udać rude dziewczę. Krukonka dałaby sobie rękę uciąć, że tamta zrobiła coś z włosami, aby wydawały się bardziej puchate, a na jasnych rzęsach dostrzegła odrobinę tuszu do rzęs. Czyżby ta chodząca encyklopedia próbowała być ładna dla tego bufona? Ner, aż się cofnęła, aby przyjrzeć zza rogu tej dwójce. Ukradkiem, aby nie zostać nakrytą, spojrzała w ich kierunku. Nie myliła się. Gryfonka z uśmiechem, szczerym i szerokim, podbiegła do młodzieńca i przywitała się z nim radośnie. W życiu nie widziała tej dziewczyny tak szczęśliwej. Była masochistką czy po prostu hrabia wobec niej nie był tak niemiły? A może... Może było pomiędzy nimi coś poważniejszego? Na twarzy Nerezy pojawił się lisi uśmieszek. Wiele nie trzeba było, aby przypadkiem dowiedzieć się czegoś o konkurencji. Zadowolona z siebie ruszyła w swoją stronę, gratulując sobie operatywności. Tylko obraz Gabrieli, stojącej przy bufonie i trzymającej go za rękę, podejrzanie długo znikał z jej pamięci.  Jednak, gdy tylko się rozpłynął, przestała się tym przejmować. Miała wiedzę, którą musiała opanować i niezliczone godziny ćwiczeń do wykonania. Nie było czasu do stracenia. Trzymając różdżkę w zębach i stos książek w rękach truchtała na szczyt wieży, gdzie znajdowało się wejście do jej domu.

~*~

   Rzeczywiście, młoda Scoliari nie miała zamiaru tracić czasu. Jak rzadko kiedy wykazywała zapał do pracy nawet przy przedmiotach, które do tej pory nie sprawiały jej żadnej przyjemności, albo z których po prostu była beznadziejna i niczego nie rozumiała. Teraz jednak rozłożyła się z kilkoma księgami w pokoju wspólnym, w swoim ulubionym miejscu na parapecie za regałem. Gumką spięła nieposłuszne kosmyki włosów, które raz po raz wpadały w oczy i utrudniały czytanie. Na szczęście kilka ruchów ręką rozwiązało ten problem. Dodatkowo miała gdzie wsuwać zbyteczne ołówki i pióra, gdy ręce i usta nie były w stanie pomieścić już nic więcej. Nerwowo przygryzała końcówkę jednego pióra, podczas gdy drugim mało starannie czyniła notatki na pergaminie rozłożonym na kolanie. W niektórych sprawach brakowało jej cierpliwości, w innych, miała aż nadto. Pisanie należało do pierwszej kategorii. Myślała szybciej, niż była w stanie przelewać myśli na papier, co było dla niej niezwykle irytujące. Nie raz i nie dwa się zdarzyło, że rzucała pewną pracę w kąt, jeśli dłonie odmawiały odpowiednio szybkiej współpracy. Z samonotujących piór korzystała niezwykle sporadycznie. Jako jedyne nadążało za przelewaniem myśli na papier, lecz często zdarzało się, że dodawało coś od siebie i koniec końców, musiała wszystko przepisać na nowo, wykreślając nieodpowiednie części.
   Tak pochłonięta pracą nawet nie zauważyła, kiedy Crow z typowym dla siebie piskiem i ćwierkaniem po francusku przywitała Dario. Młoda Scoliari już dawno przyzwyczaiła się do wylewności francuzeczki i wcale nie robiła na niej wrażenia. W końcu niejedną osobę witała w ten sposób. Nic dziwnego, że zareagowała i podniosła swą głowę znad książek, gdy została mocno szarpnięta za ramię.
   -  Co ..? Och, Dario - Zamknęła analizowane właśnie vademecum dotyczące zielarstwa. Korzystała z niego na pierwszym roku. Fantastyczna książka do szybkiej powtórki materiału. - Nie było  Cię - skwitował zamiast zadać głupie pytanie.
   - Musimy porozmawiać - powiedział stanowczo. Siostra  uważniej mu się przyjrzał.  Nadal nie zdjął swojego podróżnego stroju. To oznaczało dwie rzeczy. Pierwsza, był poza zamkiem. Prawdopodobnie daleko. Druga, sprawa była poważna, jeśli nawet nie był skłonny wcześniej się rozebrać. Nie mówiąc już o tym, że chciał coś omówić na osobności.
   - Idę. - Dziewczyna złożyła swoje rzeczy na jedną kupkę i wcisnęła w ręce Bianci, prosząc ją, aby zaniosła je do pokoju, gdzie spała Scoliari. Wolała nie odkładać rozmowy na później, mając dziwne wrażenie, że jeśli każe bratu czekać, to ten w końcu się rozmyśli i zostawi tajemnicę tylko dla siebie. - Pokój Życzeń? - zasugerowała, wiedząc, że to najbezpieczniejsze miejsce w zamku. Praktycznie rzecz biorąc, nikt nie mógł ich tam podsłuchać. Nawet duchy miały pewien problem z przeniknięciem do tego niezwykłego pomieszczenia. Dodatkowo należy wspomnieć, że było jednym z nielicznych pomieszczeń, które praktycznie bez szwanku przetrwało Bitwę o Hogwart.
   - Jak najbardziej wskazane - skinął głową. Rodzeństwo opuściło zatem wieżę i udało się w odpowiednie miejsce na szóstym piętrze, gdzie znajdowała się duża pusta ściana. Wystarczyło trzykrotnie przejść wzdłuż niej, intensywnie myśląc, czego się potrzebowało, a magia zaczynała działać. Tworzyły się wtedy drzwi prowadzące do pomieszczenia spełniającego wszystkie potrzeby użytkownika. Jedynymi ograniczeniami była wyobraźnia i niemożliwość teleportacji w miejsca poza zamkiem, a także parę innych oczywistych rzeczy, które nawet poza jego granicami były nierealne, jak na przykład wskrzeszanie zmarłych. Tego pokój spełnić nie mógł. Obecnie jednak Nereza zażyczyła sobie niewielkiego pomieszczenia, gdzie nikt ich nie będzie mógł podsłuchać.
   - Gdzie byłeś? - spytała, gdy drzwi zostały już zamknięte i mieli pewność, że nikt za nimi nie wejdzie. Usiadła na wygodnym krześle przy małym, okrągłym stoliku, na którym znajdowała się koronkowa serwetka i stojąca na niej figurka nimfy. Po przeciwnej stronie spoczął Dario. Oparł się łokciami o blat i splótł dłonie zastanawiając się co i jak powinien powiedzieć swojej siostrze.
   - W Londynie.
   - W Londynie? - upewniła się.
   - Tak. Wypadek naszej dotychczasowej opiekunki nie dawał mi spokoju.
   - Nic dziwnego... Zdarzył się nagle tuż przed rozpoczęciem roku.
   - Dlatego, jako prefekt naczelny, udałem się do dyrektora z prośbą o wydanie zgody, abym mógł się spotkać z panią profesor. Wiesz... W ramach złożenia życzeń powrotu do zdrowia i podziękowania za lata nauki w imieniu wszystkich Krukonów. W końcu była naszą opiekunką, a nie mieliśmy okazji się z nią odpowiednio pożegnać.
    - Rzeczywiście. To byłoby nieuprzejme z naszej strony, gdybyśmy o niej całkiem zapomnieli. Włożyła w ten dom i w nas wiele wysiłku i pracy, starając się, abyśmy byli najlepsi.
    - Tylko, że dyrektor nie chciał wydać na to zgody.
    - Może dlatego, że wypadek był poważny i Sinistra nie doszła jeszcze do siebie? - zasugerowała Scoliari.
   - "Przykro mi, ale to jest niemożliwe. Może nie będzie to uprzejme i kulturalne, lecz nie powinniście odwiedzać swej byłej nauczycielki. Skupcie się na nauce, tego by chciała, choć definitywnie postanowiła zerwać kontakty z naszą szkołą" - zacytował Flitwicka.
   - To niemożliwe, aby ta kobieta podjęła taką decyzję. - Nereza była zdumiona. Kto jak kto, ale Aurora Sinistra nigdy by nie zachowała się w ten sposób, niezależnie od tego jak skomplikowany by nie był wypadek.
   - Właśnie. Dlatego starałem się drążyć temat i naciskałem dyrektora, aby zmienił zdanie.
   - Bezskutecznie, czyż nie? Chociaż... Mówiłeś, że byłeś w Londynie. Jakim sposobem?
   - Niechętnie, ale udałem się do naszego obecnego opiekuna. Nie znam go praktycznie wcale, tak samo jak wszyscy uczniowie. Nawet nie wiem, czy można mu ufać. Był jednak jedyną osobą, która mogła coś w tej kwestii wskórać - wyznał chłopak. Spochmurniał wspominając jak niebezpieczną decyzję podjął. Mogła się negatywnie odbić na wszystkich krukonach.
   - Wyraził zgodę?
   - Nie do końca.
   - Nie podoba mi się to, co mi mówisz.
   - Dlatego chciałem porozmawiać na osobności. Jesteś moją siostrą, znam cię i wiem, że się nie wygadasz, gdy cię o to poproszę. Nerezo, to co przydarzyło się Astorii Sinistrze nie było wypadkiem - utkwił w niej wzrok. Czuła jakby przewiercał ją na wylot - Dostałem się do Londynu wraz z profesorem Tarento przez sieć Fiuu. Nasz opiekun powiedział mi wprost, że wejście do naszej nauczycielki jest niezwykle ograniczone, a dyrektorowi podał fałszywy powód podróży. - Dziewczyna z zapartym tchem i rosnącym niepokojem słuchała całej tej historii. - Została umieszczona na oddziale zamkniętym w izolatce. Pod koniec wakacji zaatakowano ją. Była w bardzo ciężkim stanie, lecz w świętym Mungu szybko stanęła na nogi.
   - Co jest zatem problemem? Skoro jest już zdrowa, mogła powrócić do Hogwartu... Nawet z opóźnieniem. Jest w końcu wybitnym nauczycielem.
   - Widziałem ją. To już nie jest ta sama osoba, jaką znaliśmy. Teraz to przestraszona, bojąca się własnego cienia staruszka, która nie jest w stanie używać magii... Wiem, że już jest stara, ale teraz zdecydowanie bardziej rzucała się to w oczy. Tak... Nienaturalnie.
   - To okropne... Kto mógł coś takiego zrobić?
   - Nie wiadomo. Jest to jednak chwilowo odosobniony przypadek i Ministerstwo woli milczeć na ten temat.
    - Ale ty to wiesz. Skąd?
    - Od naszego opiekuna.
    - Wygląda na to, że wie zdecydowanie więcej od nas. A więc moja intuicja nie myliła się... Należy na niego uważać... Nie wiemy kim on tak naprawdę jest.
    - Niestety, nie. Ale tylko dzięki niemu byłem w stanie dowiedzieć się chociaż tyle. Proszę, nie wspominaj nikomu o tym, co dziś tu usłyszałaś. Nawet jemu. Będziesz bezpieczniejsza, nie pokazując mu, że rozmawiałaś ze mną o Sinistrze. Szczególnie teraz, gdy jesteś reprezentantką Turnieju.
    - Nie martw się. Nie pisnę nawet słowa. Też mi się nie podoba ten człowiek i wolę go nie wtajemniczać we wszystkie krukońskie sekrety. Teraz wracajmy. Zanim ktoś zacznie coś podejrzewać. Krukoni są bystrzy... Ale lepiej, by tej zagadki chwilowo nie rozwiązywali...

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Ach, ta krukońska miłość książek - bardzo to bliskie mojemu sercu :) Sama mam dziesiątki książek, których jeszcze nie przeczytałam, ale musiałam je kupić, no bo jeśli nie byłoby już okazji?! Na miejscu Nerezy zamieszkałabym w bibliotece.
    Co do szanownego reprezentanta Durmstrangu, sam schwytał się we własną pułapkę. Jeśli chciał wpłynąć jakoś na Nerezę albo dowiedzieć się czegoś o niej, to ewidentnie mu nie wyszło, a przy tym Scoliari, będąc przykładną Krukonką, dowiedziała się tego, co trzeba. Szkoda jedynie małej Weasley, to nie typ godny jej zaufania.
    Ale się tajemniczo zrobiło. Sygnalizowałaś wcześniej, że za nietypowym zniknięciem opiekunki Krukonów (czy Sinistra nie miała jednak na imię Aurora?) może kryć się coś więcej, a teraz wiemy to już na pewno. Trochę dziwi mnie jednak reakcja rodzeństwa Scoliari na gest profesora Tarento - w końcu jako jedyny zdecydował się pomóc, nawet wbrew tuszującej wszystko dyrekcji. Wiadomo, warto zachować ostrożność, ale myślałam , że swoim zachowaniem w tej delikatnej sytuacji zyska nieco więcej względów w oczach uczniów :)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szszsz.... Wcale nie widziałaś tego błędu z imieniem w wykonaniu autokorekty *poprawiła ukradkiem i udaje, że to nie miało miejsca*
      Nie~? Nie podoba ci się wizja Ace i Gabrieli? Moim zdaniem to jeden z ciekawszych wątków ze strefy romantycznej. O ile już się zna przodków obu postaci *śmieje się podejrzliwie, niczym chochlik* i zna moje pokręcone pomysły... moja mina niewiniątka raczej nieeiele mi teraz nie pomoże... ups.
      Oczywiście, że opiekun jest miły i ma wejścia niemal wszędzie. Pozostaje jednak jedno kluczowe pytanie: dlaczego tak jest? Jaka jest jego pozycja w tym świecie? Hmm... w sumie to dwa pytania ^,^"

      Pozdrawiam!

      Usuń