piątek, 23 października 2015

Rozdział 15 - Głupota Gryfona

   - Wiesz, taka dieta raczej źle wpłynie na twoje zdrowie - Do krukońskiego stołu dosiadła się urocza Puchonka. Zignorowała wszelkie ciekawskie spojrzenia. Podparła głowę o swoje dłonie i z żywym zainteresowaniem wpatrywała się w Nerezę, która to ze skupieniem czytała jeden z wypożyczonych podręczników. Ten akurat dotyczył zielarstwa.
   - Dzień dobry, Arielle - wymamrotała dziewczyna, pałaszując kolejny słodki, czekoladowy pudding. Obok niej stały już trzy puste pucharki, które zdążyła zjeść w ciągu śniadania. Nie była zachwycona, że starsza koleżanka przyczepiła się do niej jak rzep do psiego ogona. Zaczynała się jednak oswajać z tą myślą i nie odganiała za wszelką cenę, tego chodzącego lizaczka. Szczególnie, że pomimo swoich pokręconych wizji zwycięstwa w Turnieju, potrafiła przyjść i pogratulować jej zostania reprezentantem Hogwartu. W dodatku nie były to wymuszone słowa, a szczera radość, co pozytywnie zaskoczyło młodą Scoliari. Krukonka spodziewała się raczej wyczuć nutę niezadowolenia.
   - Na samym cukrze długo nie pociągniesz. Może chociaż tofu dla odmiany? - Metamorfomag podsunęła Nerezie pod nos białą kostkę. Wpierw blondynka skrzywiła się z obrzydzenia - Och, spróbuj. Przecież nie stanie ci się krzywda.
   - To jest wegetariańskie jedzenie... Nie ma prawa być smaczne.
   - Ale inne owoce i warzywa ci smakują, czyż nie? Nie mówiąc także o całej rzeczy innych produktów, które codziennie zjadasz.
   - Tak, jednak to dwie różne...
   - Nieprawda, próbuj - Korzystając z okazji, że dziewczyna otworzyła usta, puchonka wepchnęła jej do buzi coś, co konsystencją przypominało twarożek. Albo gęstą piankę. Praktycznie nie miała zapachu. Scoliari przyłożyła dłoń do ust jakby miała zaraz zwrócić zawartość swojego żołądka. Szczęśliwie jednak pokusiła się o przegryzienie tego niezwykłego cuda. Z niemałym zaskoczeniem stwierdziła, że jednak tofu nie jest takie straszne. Ba! Było nawet smaczne! Miało delikatny, bliżej nieokreślony przyjemny smak.
   - To naprawdę tofu? - spytała podejrzliwie, nie mogąc uwierzyć, że coś takiego da się zjeść.
   - Tak! - Lupin klasnęła w dłonie - Smakowało?
   - Przyznaję, że tak... Myliłam się, przepraszam.
   - W porządku. Nie ty jedna jesteś uprzedzona do tego przysmaku. Jeszcze kawałek?
   - Chętnie, poproszę - zgodziła się Scoliari. Niezwykle przyjemna odmiana po czterech puddingach.
   - Bonjour! - Na śniadanie przybyła spóźniona La Mettrie. Na jej szacie można było dostrzec resztki ścinek oraz nieliczne piórka. Do późna pracowała nad jednym ze swoich projektów. Z tego właśnie powodu blondynka musiała ewakuować się do pokoju wspólnego, gdzie w świętym spokoju mogła zgłębiać lekturę. Chociaż dźwięki tnących nożyczek, szelest materiału i nucenie Crow były dość przyjemne, to miały swoje granice. Zbyt długie wsłuchiwanie się w nie, irytowały Ner, gdy robiła coś ważnego. To samo miało miejsce z rysowaniem Scoliari. Wszystko było w porządku, dopóki wszystko wokół nie było ubrudzone węglem i atramentem. Gdy następował taki moment, francuzeczka zaczynała lamentować, że przyjaciółka zniszczy wszystkie kreacje. Mimo to, obie bardzo się lubiły i nawet drobne kłótnie nie były w stanie popsuć ich relacji.
   - Bonjour, Crow.
   - Och, biedactwo ty moje. Wyglądasz na bardzo zmęczoną - zmartwiła się Arielle i nim La Mettrie zdążyła zareagować, została usadzona na kolanach puchonki. - Powinnaś zjeść teraz pożywne śniadanie. I napić się kawy - sięgnęła po jeden z pustych kielichów i z dużego dzbanka nalała do niego orzeźwiającego ciepłego napoju z dodatkiem mleka. - Słodzisz?
   - Tak, mamusiu - odparła z rozbrajającą słodyczą Crow. - Dwie łyżeczki, s'il vous plait. *
   - Jesteście niemożliwe... - Scoliari z ciężkim westchnięciem odłożyła księgę na bok. Korzystając z przerwy, sięgnęła po kilka kanapek. Z pewnością zdrowsze niż dotychczasowe słodycze i kostka tofu... Oraz kolejne trzy, które Lupin właśnie jej dołożyła.
   - Arielle, znowu wszystkim matkujesz? - Za ich plecami stanął chłopak, którego Ner kojarzyła z widzenia. W dodatku ostatnio uciekał przed tą puchonką.
   - Biedactwa zostały zostawione na pastwę losu w tej szkole. Chodź, mój młodszy braciszku. Zjesz z nami - Poklepała siedzenie obok siebie. - Może jeszcze się nie znacie. Nereza, Crow, to jest mój...
   - ... przyjaciel i obiekt do dręczenia... - wpadł jej w słowo uczeń.
   - ... El. Elti Clears - dokończyła - Mój drogi, to moje nowe...
   - ... zaadoptowane dzieci... - Ponownie przerwał wypowiedź metamorfomag.
   - ... Nereza Scoliari i Crow La Mettrie - Dokonała prezentacji.
   - Miło mi - przywitał je - Nie dajcie jej sobie wejść na głowę. Inaczej zacznie sprawdzać czy po każdym posiłku umyłyście zęby - ostrzegł - Naprawdę nie chcecie wiedzieć, czy potrafi jeszcze bardziej kontrolować wasze życie... - Pochylił się i wyszeptał krukonkom.
    - Ej! Ja cię słyszę! - Arielle trzepnęła w tył głowy chłopaka. - To nieładnie odstraszać moje nowe znajome.
   - Nie odstraszam. Uprzedzam tylko, co je czeka w przyszłości.
   - Przesadzasz. Wcale nie jestem taka straszna - nadęła policzki.
   - A tak na poważnie. Przyszedłem  ci powiedzieć, że Maya znowu płacze.
   - Co? Coś się stało? Ktoś jej zrobił krzywdę? - Lupin posadziła Crow obok, a sama natychmiast wstała.
    - Nie... Chociaż sama twierdzi inaczej. Uważa, że Nereza ją okłamała.
    - Ja? Niby w jakiej kwestii? - zdziwiła się krukonka. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek powiedziała nieprawdę do tej gryfonki, którą raptem widziała kilka razy, a jeszcze mniej z nią rozmawiała.
    - Nie wiem. Nie chciała powiedzieć - wzruszył ramionami - Będziesz musiała sama to od niej wyciągnąć... Tyle że... Ona zawsze płacze z byle powodu. Nie wiem, czy jest sens się przejmować. O ile oczywiście tak jak teraz nie próbuje zalać pierwszego piętra.
    - Znowu siedzi w łazience z Jęczącą Martą - skwitowała Arielle. - Uważam, że towarzystwo tego ducha akurat jej nie pomaga... Neruniu, chodź ze mną. Musisz uspokoić Mayę.
    - Niby dlaczego? Nic przecież złego nie zrobiłam - zaperzyła się Scoliari.
   - Tak, dlatego właśnie musicie sobie to i owo wnajwyraźniej wyjaśnić - złapała krukonkę za nadgarstek i pospiesznie pociągnęła ją w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali, całkowicie ignorując fakt, że nowa znajoma była w połowie kanapki z pastą jajeczną.

   Pierwsze piętro było doszczętnie zalane i po kostki brodziło się w wodzie. Uczniowie już dawno się stąd ewakuowali, nie chcąc nabawić się przeziębienia czy słuchać zawodzenia dwóch uczennic. Jedna co prawda była martwa i mieszkała w szkole od dziesięcioleci, lecz druga, żywa, zdawała się jeszcze bardziej irytująca.
   - Mayu, kochanie, przestań płakać. Zobacz, znowu cały korytarz tonie w twoich łzach... I w tej wodzie, co ją puszczasz ze wszystkich kranów - Lupin weszła spokojnie do łazienki. Jakoś nie panikowała z faktu, że jej buciki będą przemoczone, a brzegi szaty można wyżynać.
    - Trudno! - dziewczynka rzuciła ze złością - Najwyżej trochę zmokną! A mnie nikt nie przywróci wiary w ludzi!
    - O czym mówisz? - metamorfomag stanęła pod zamkniętymi drzwiami jednej z kabin.
    - Ślizgoni kłamią... To rozumiem. Lecz czemu inni nie potrafią powiedzieć mi prawdy prosto w twarz? Dlaczego każdy mnie oszukuje?
    - Kochanie, każdemu w życiu zdarza się trochę skłamać...
    - Zamiast owijać w bawełnę, lepiej powiedz o co ci chodzi - Nereza oparła się o framugę drzwi łazienki. Zdecydowanie w Scoliari brak było współczucia, którym wykazała się przy wcześniejszych spotkaniach. Wieczne użalanie się nad sobą gryfonki zaczynało z biegiem czasu być irytujące, a nie należała do osób, które pozwalały sobie wejść na głowę i spełniać każdą zachciankę osoby, która samą groźbą rozpłakania się oczekiwała gromadki znajomych, którzy się nią zajmą...
    - Czemu przyprowadziłaś tu tę oszustkę, Arielle?
    - Niby dlaczego twierdzisz, że nią jestem? - Krukonka wyciągnęła różdżkę z rękawa - Alohomora - wypowiedziała zaklęcie. - Chociaż należysz do domu Gryfona, to zaczynasz zachowywać się jak Shareta.
   - Nieprawda! Kłamiesz! Nie mogłabym nią być!
   - To przestań płakać z byle powodu i oczekiwać, że wszyscy wokół będą się zajmować tylko tobą.
   - Arielle, ona jest niemiła - po policzkach dziewczynki spłynęły kolejne łzy. Zapłakana, zasmarkana, z zapuchniętymi oczami, wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. W dodatku była cała mokra od wszechobecnej wody.
   - Ja wiem, ale... - puchonka czuła się rozdarta. Z jednej strony to Maya była jej przyjaciółką i powinna wspierać ją na każdym kroku. Z drugiej Ner miała trochę racji. Frakwitz musiała się trochę zahartować. Większość jej znajomych była starsza. W końcu zostanie sama w szkole i nie będzie kto pomóc i ocierać łez, jeśli dalej będzie się zachowywać w ten sposób - Ner, kochanie, delikatniej proszę.
   - Dlaczego nazywasz mnie oszustką? - drążyła temat Scoliari.
   - Ner! Nie widzisz w jakim ona jest stanie?
   - Zaczęła temat to niech go skończy. W końcu po to mnie tu przyprowadziłaś. Abyśmy sobie wszystko wyjaśniły.
   - Teraz jednak sytuacja się zmieniła.
   - Nie widzę różnicy. Maya?
   - Bo powiedziałaś, że krukoni nie są idealni... - wychlipała gryfonka, wycierając nos w szeroki rękaw szaty.
   - Tak było i taka jest prawda.
   - A ty dostałaś się do Turnieju! Okłamałaś mnie! Tylko najlepsi mogą zostać reprezentantami!
   - Poważnie...? - westchnęła Nereza - Całe zamieszanie o to, że dostałam się do Turnieju? Każdy mógł zostać wybrany...
   - Nie każdy!
   - Myślę, że na dzisiaj wystarczy - zasugerowała metamorfomag, przytulając dziewczynkę do siebie i starając się ją uspokoić.
   - I nadal będzie wierzyła w to, że kłamię i będzie płakać, że jest gorsza.
   - Krzyczenie i pouczanie w niczym nie pomaga - zaoponowała Lupin.
   - Wieczne głaskanie po główce również nie - Scoliari nie podobało się, w jaki sposób Frakwitz jest nieustannie niańkowana.  - Do zobaczenia, Arielle - opuściła zalaną łazienkę. Wyznawała inny sposób postrzegania świata. Ciągłe użalanie się nad sobą mało w czym pomagało. Uznawała, że, oczywiście, można pomarudzić, jednak potem należy się wziąć do pracy. Tak jak to zrobiła teraz. Nie była zachwycona z udziału w Turnieju, lecz wzięła się w garść i zaczęła uzupełniać brakującą wiedzę. W ten sposób miała z pewnością większe szanse na przejście zadań.
   Brodząc po kostki w wodzie, dotarła w końcu do najbliższych schodów prowadzących na wyższe piętro. Znudziło się jej już bycie mokrym. Szczególnie, że pora śniadaniowa dobiegała końca i za chwilę rozpoczynały się zajęcia, a ona nawet nie miała ze sobą torby z podręcznikami.  Czekał ją zatem bieg do krukońskiej wieży, a następnie na zajęcia z obrony przed czarną magią, znajdujące się w zupełnie innej części zamku. Miała naprawdę mało czasu...


***

   - Scoliari, spóźniona - pani Rakhena z surowym wyrazem twarzy wstawiła dziewczynie odpowiednią adnotację w zeszycie, gdzie prowadziła listę obecności uczniów. Blondynka tylko wymamrotała "przepraszam" i przecisnęła się na swoje miejsce obok Crow. Bycie jedną z najlepszych uczennic na zajęciach wcale nie dawało żadnych profitów. Wręcz przeciwnie. Nauczycielka była w stosunku do niej jeszcze bardziej wymagająca i surowiej stosowała regulamin obowiązujący na lekcjach. Dlatego teraz Nereza zdawała sobie sprawę, że na jutro będzie miała do napisania esej na co najmniej trzy stopy do oddania nauczycielce do rąk własnych.
   - Na dzisiejszych zajęciach kontynuować będziemy omawianie Inferiusów. Kto przypomni co to takiego? - Jak zwykle, ręka Gabrieli pierwsza wystrzeliła w powietrze. - Proszę.
   - To zwłoki ożywione przez czarnoksiężnika za pomocą zakazanych zaklęć. Te istoty nie mają wolnej woli. To marionetki spełniające polecenia swojego pana, czyli osoby, która powołała je do życia. Pokonać je niezwykle ciężko. Jako jedne z niewielu stworzeń nie są podatne na klątwy Cruciatus czy Avada Kedavra. Boją się jednak światła i ognia.
   - Bardzo dobrze. Kto wymieni przykładowe zaklęcia, którymi można je odstraszyć? Scoliari? Może chociaż pokażesz, że uważasz na zajęciach? - spytała z nutką złośliwości pani profesor, widząc, że blondynka w tym momencie mówiła coś do swojej przyjaciółki i zdecydowanie nie słuchała tego, co mówiła koleżanka z klasy.
   - Klątwa Szatańskiej Pożogi, Incendio, Lacarman Inflammare... Można używać też słabszych, ale nie mają takiej siły rażenia.
   - To za mało. Kto poda więcej? Kto przygotował się na dzisiejsze zajęcia? - Nauczycielka zgromiła wzrokiem zebranych uczniów w klasie. Ta surowa kobieta wymagała idealnej znajomości przerabianego podręcznika oraz notatek z zajęć, które miały zawierać praktycznie wszystko, co mówiła. Miała jednak jedną wadę. Nie potrafiła odpowiednio poszerzyć tematu. Ich wiedza rzadko kiedy wykraczała poza przerabiane na lekcjach książki. Mimo to, ludzie wciąż lubili ten przedmiot i pomimo takiego, a nie innego charakteru pani profesor, mało osób go sobie odpuszczał po piątym roku nauki. Przynajmniej mobilizowała ich do regularnej pracy z tygodnia na tydzień.
   - Słyszałam też o zaklęciu Clara Fiamma i Infernum Altiore - dodała gryfonka, gdy tylko ponownie został udzielony jej głos.
     - I w ten sposób należało się na dzisiaj przygotować. Na tablicy - wskazała różdżką czarną powierzchnię. Biała kreda właśnie zapisywała pewną listę - Macie wypisane wszystkie zaklęcia, które będą wam potrzebne do pokonania Inferiusów. Teraz będziemy ćwiczyć te najprostsze. Osoby zainteresowane wykorzystaniem silniejszych w praktyce, zapraszam na zajęcia Klubu Pojedynków. Na początek, Clara Fiamma. Zaklęcie podobne do Lumos, lecz tworzy ogniste płomienie, które nie parzą. Podchodzicie do tablicy zgodnie z listą i każdy ma wyczarować przynajmniej trzy iskierki.  Zaczynamy! - zarządziła. Posłuszni uczniowie wstawali ze swoich miejsc i udawali się na środek sali. Wcześniej został im przedstawiony odpowiedni ruch różdżki, aby na pewno użyli tego, a nie innego zaklęcia. Wszyscy bardzo się starali. Niektórym wychodziło to gorzej jak Crow, która musiała włożyć sporo wysiłku, aby stworzyć wymagane trzy płomienie. Inni zaś, jak Gabriela czy Scoliari, radzili sobie rewelacyjnie i zapełniali całe pomieszczenie kolorowymi ognikami. Gdy komuś to się udało, wokół było słychać odgłosy zachwytu. To zaklęcie, które było... Ładne, ale niestety mało efektowne do walki z przeciwnikiem. Dlatego też potem, pani profesor zarządziła przejście do czegoś co lepiej sprawdzało się w potyczkach i mogło uratować im życie. Przy czym przez większość czasu zdawała się być niezadowolona, choć potrafiła chwalić i oceniała sprawiedliwie.
   - Scoliari, do mnie - rozkazała, gdy zajęcia dobiegły końca i uczniowie zaczęli opuszczać salę.
   - Tak, pani profesor?
   - Pergamin, pióro, atrament i notujesz temat eseju na jutro. Przynajmniej trzy stopy długości - kobieta przeszła się wzdłuż klasy, układając w myślach skomplikowane zagadnienie - Opisz i omów konsekwencje tworzenia zaklęć wraz z przykładami. Każdy przykład ma mieć przynajmniej kilkanaście zdań i nie mogą być to informacje przepisane słowo w słowo z podręcznika. Rozumiemy się?
    - Oczywiście. Wypracowanie na co najmniej trzy stopy. Na jutro. O obu stronach medalu tworzenia zaklęć. Czy to wszystko?
   - Tak, możesz odejść - nauczycielka w końcu wypuściła Nerezę z klasy.Teraz, gdy nie było nikogo innego poza profesorką w środku, pomieszczenie wydawało się jeszcze większe niż było w rzeczywistości. Pośrodku sali, pod tablicą, zostało przygotowane miejsce, w którym można było przeprowadzać praktyczną część zajęć. Na ścianach wisiały skomplikowane schematy, a w szafkach na końcu klasy, znajdowały się przeróżne mniejsze bądź większe stworzenia, lub ich części, w czymś przypominającym formalinę. Ulubionym zaś trofeum nauczycielki był niewielki kieł bazyliszka, szczelnie zamknięty w szklanej gablotce. 
   Kobieta poprawiła szatę i machnięciem różdżki uprzątnęła salę. Za kilka minut rozpoczynały się kolejne zaklęcia z pierwszoroczniakami. Ci dopiero się uczyli zasad obowiązujących na zajęciach, choć te trwały już niemal miesiąc. Tym razem miała jednak dla nich coś specjalnego, czego nie zapomną do końca szkoły. Z pewnością już więcej dokazywać na lekcjach nie będą...


_____________

* blogspot uniemożliwia mi wstawianie akcentów, za co bardzo przepraszam. Nad "i" w słówku "plait" powinien znajdować się daszek.

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    O, jaka niespodzianka ze strony Arielle. Była tak pochłonięta planowaniem swojego zwycięstwa w Turnieju, że nie brałam pod uwagę jej pozytywnej reakcji na wybór Nerezy, a tu proszę. Rzep-Arielle ma naprawdę wspaniały charakter :) I jeszcze karmi Nerezę! Powinna zostać jej prywatnym dietetykiem. Przez chwilę miałam nadzieję, że Arielle chce ją podtuczyć do Turnieju, żeby miała siłę i w ogóle, ale najwyraźniej Puchonka ma potrzebę matkowania wszystkim, bez względu na to, czy reprezentują szkołę, czy nie :)
    Sytuacja z Mayą była irracjonalna - już myślałam, że dziewczyna miała jakiś ciekawy powód, żeby powodować powódź w zamku, a przyczyna okazała się, no cóż, głupia i bezsensowana. Nic dziwnego, że zirytowało to Nerezę.
    Nauczycielka OPCM sprawia wrażenie dość specyficznej, chociaż temat inferiusów jest bardzo ciekawy. Oby uczniom nigdy się nie przydał!
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arielle jest po prostu zbyt pozytywnie nastawiona do świata, żeby zbyt długo roztrząsać swoje niepowodzenia i gniewać na innych, tak na poważnie z wizją zemsty. Nawet spotkaniami z Sharetą zbytnio się nie przejmuje. Szybko przechodzi po nich do codzienności. Dodatkowo jest z niej taka ciocia dobra rada :)
      Maya sama w sobie jest irracjonalna o czym jeszcze nie raz zdążymy się przekonać. Niby szara myszka, ale potrafiąca porządnie dać się we znaki.
      Przyznam ci się, że nauczycielkę OPCM tworzę na podstawie swojej byłej nauczycielki historii. Oceniała sprawiedliwie, lecz zawsze należało włożyć dużo wysiłku w naukę. Może nie była moim ulubionym profesorem, ale jej postać na zawsze wyryła mi się w pamięci.

      Pozdrawiam!

      Usuń