Jakimś dziwnym jednak trafem, zamiast siedzieć w Wielkiej Sali i oczekiwać ze zniecierpliwieniem podania wyników, znalazła się tutaj. W jednej z bogato zdobionych kajut ucznia Durmstrangu. Ze skwaszoną miną minęła próg. Wcale nie chciała tu wchodzić. Szczególnie, że przed momentem została oskarżona o sabotaż, próbę zabójstwa i Merlin wie, co jeszcze. Przestała słuchać po kilku bzdurnych oskarżeniach, kiedy to poirytowana starała się zachować nerwy na wodzy i wytłumaczyć, że weszła na pokład nie po to, aby go spalić, albo szpiegować uczniów, lecz by się zapytać, czy któryś z panów nie widział może drewnianego pudełka. Rankiem była tak rozkojarzona, że udało jej się go zostawić na błoniach w okolicach jeziora, gdzie zacumowany był statek. Przypomniała sobie o swojej zgubie dopiero w okolicach południa, a szansę na odnalezienie miała dopiero teraz, wieczorem. Jednak, od początku...
Grzecznie weszła na pokład rozglądając się bacznie i nawołując kogoś z załogi. Niestety, nie dostała żadnej odpowiedzi, dlatego dyskretnie rozglądała się w poszukiwaniu znajomego przedmiotu, mając nadzieję, że leży gdzieś pod wierzchem. Wzięłaby go wtedy bez słowa, nie przeszkadzając nikomu. W chwili jednak, gdy zaglądała za beczkę, została przyłapana przez dwóch czy trzech młodzieńców i od razu oskarżona o myszkowanie. Zrobiło się z tego całkiem niezłe zamieszanie. Już po chwili, wokół niej pojawiło się więcej osób z karcącymi spojrzeniami i zdecydowanie nieprzyjemnymi zamiarami. Szczęśliwie, a może nieszczęśliwie, w końcu na statek powrócił znany jej już z widzenia azjata. Może nie do końca azjata, ale z pewnością mający tamtejsze korzenie, które były dość widoczne. On sam nie był zbytnio zadowolony widząc dziewczynę na pokładzie. Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech i już zmierzał do niej, aby udzielić nagany, gdy powstrzymał go towarzyszący mu chłopak. Na oko byli w identycznym wieku. Nereza wcześniej nie zwróciła na niego uwagi.
- Szpieg, wynoś się z naszego statku!
- Po raz kolejny powtarzam, że przyszłam tylko zapytać...
- Nie interesuje nas to! Ewidentnie myszkowałaś w naszych rzeczach! A może chciałaś nas okraść? - po raz kolejny padło to pytanie. Doprawdy, gorzej niż na przesłuchaniu - Ace! - panowie dostrzegli nadchodzącą dwójkę - Ta mała weszła na pokład bez pytania.
- Doprawdy? Czego zatem szukał nieopierzony kruk na naszym okręcie? - pomimo syknięcia przyjaciela, orientalny chłopak podszedł bliżej krukonki. Przewyższał ją wzrostem o głowę. Musiała zatem podnieść wzrok, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Dla ciebie, panna Scoliari - zmrużyła gniewnie oczy - Jeżeli masz zamiar tylko mnie oskarżać, to nie widzę powodu mówić ci, co tutaj robię.
- Bacz na słowa. Masz do czynienia z hrabią.
- Który jak hrabia się nie zachowuje - obejrzała go od stóp do głów.
- Śmiesz mnie obrażać?
- Gdzieżby znowu... To była dopiero niewinna uwaga.
- W końcu na nic innego cię nie stać.
- Ace! - pomiędzy nich wszedł towarzyszący mu wcześniej chłopak. Przynajmniej teraz wiedziała jak nazywał się ten nadęty bufon. Naprawdę, naprawdę starała się go unikać, lecz gdy na siebie wpadali zawsze kończyło się to utarczkami - Wybacz zachowanie mojemu przyjacielowi - zwrócił się do niej z ciepłym uśmiechem - Potrafi się zachowywać znacznie lepiej. Pozwolisz, że zaczniemy jeszcze raz?
- To znaczy? - spytała nieufnie. To był jakiś podstęp? Po dotychczasowych doświadczeniach nie wierzyła w uprzejmość zebranych panów.
- Jestem Jewel Stark, miło mi cię poznać, panienko - ukłonił się i jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, ucałował jej dłoń. Dziewczyna zamilkła na chwilę. Naprawdę był dżentelmenem czy jednak się z niej nabijał? Nie była w stanie go rozgryźć. Wydawał się jednak znacznie milszy niż jego kolega, hrabia Ace. Trochę potężniejszej od niego postury, ale na oko o niezwykle łagodnym usposobieniu. Miał śniadą cerę i dłuższe, sięgające do ramion, brązowe falowane włosy zaczesane do tyłu. Uśmiechał się życzliwie, czym przypominał jej opiekuna domu. Na swój sposób byli do siebie podobni. Posiadał też hipnotyzujące czekoladowe oczy. Nie uczynił jednak nic więcej czekając na reakcję dziewczyny. Wyglądało na to, że mogła mu zaufać... Przynajmniej chwilowo.
- Nereza Scoliari - dygnęła lekko.
- Mój przyjaciel to hrabia Ace Nobilar - dopiero teraz przedstawił z imienia i nazwiska tego zadufanego egoistę - Czy mogłabyś nam powiedzieć, co robisz na naszym statku? Może mógłbym ci jakoś pomóc?
- Na Merlina! Jewel, ty byś życie oddał za swojego wroga! - zdenerwował się jeden z uczniów - Do reszty oszalałeś. Naprawdę nie wiem jakim cudem trafiłeś do naszej szkoły.
- Już mówiliśmy, myszkowała po pokładzie - odezwał się inny.
- Cicho, teraz usłyszymy co panienka ma do powiedzenia - skarcił ich Stark, nie odrywając spojrzenia od dziewczyny.
- Rano - Nereza wzięła głębszy wdech - Zostawiłam na błoniach, w okolicach waszego okrętu, takie drewniane pudełko - rękami pokazała jakiej było mniej więcej wielkości - Przyszłam zapytać, czy może któryś z was go nie widział...
- Tylko tyle? - upewnił się chłopak z Durmstrangu.
- Tak, i jeśli ktoś go wziął, czy mogę prosić o zwrot.
- A co było w środku?
- Zestaw piór, dwie fioleczki z nieskończonymi eliksirami i kilka mniejszych drobiazgów - wyjaśniła szczegółowo.
- Słyszeliście? - Jewel rozejrzał się po zebranych - Czy któryś z was widział takie pudełko? - wyręczył dziewczynę, przeprowadzając dochodzenie pośród swoich znajomych. Niestety, nikt nie przyznał się do posiadania własności Scoliari. Kilku pokręciło głowami, pozostali milczeli nie chcąc udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. - Przykro mi - zwrócił się do krukonki - Wygląda na to, że go nie mamy. Ale będziemy się rozglądać i jeśli na nie trafimy... Ace! - skarcił przyjaciela, gdy ten niespodziewanie złapał blondynkę za nadgarstek i pociągnął za sobą kierując się pod pokład. Jewel natychmiast ruszył za nimi, nie będąc pewnym co Nobilar chce zrobić - Nie uważasz, że panienka wystarczająco jasno się wyraziła po co przyszła?
- Tak. Właśnie dlatego ją tu przyprowadziłem - odparł lakonicznie hrabia podchodząc do jednej z szafek i czegoś szukając. Tymczasem jego przyjaciel stanął tak jakby ją zasłaniał. Czyżby tamten był aż tak nieobliczalny? A może tylko ten był przewrażliwiony? W każdym razie młoda Scoliari dziwnie się czuła w takiej sytuacji. Nie po to tu przyszła. Ukradkiem rozejrzała się po kajucie. Dzięki magii była naprawdę duża. Sypialnia z, jak się domyślała, łazienką znajdującą się za drzwiami. Drewniane łoże z pościelą w kolorze godła ich szkoły. Nocna szafka ustawiona obok, a na niej kilka drobiazgów i szklanka napełniona mlekiem. Kawałek dalej pod małym oknem ustawiona została toaletka, co wyglądało nieco dziwnie biorąc pod uwagę, że pokój należał do chłopaka. Po przeciwnej stronie zaś była duża szafa i regał z książkami, a na środku ustawiony został stół i dwa krzesła. Na blacie znajdowała się czerwona salaterka z brzoskwiniami. Na podłodze zaś leżał gruby dywan. Wszystkie meble wykonane były z ciężkiego ciemnego drewna. Nawet mogłoby jej się tu spodobać... Na jednej ze ścian zauważyła jeszcze korkową tablicę z różnymi skrawkami pergaminów, zdjęciami i pocztówkami. Korzystając z okazji, że Ace kręcił się przy szafce przerzucając ubrania, postanowiła się bliżej temu przyjrzeć. Ku swojemu niezadowoleniu dostrzegła znienawidzone przez siebie zdjęcie z wydania specjalnego Proroka. Zostało zrobione wtedy, gdy miażdżyła wzrokiem fotografa. Widać ją było tylko przez jedną krótką chwilę. Trochę niewyraźnie ze względu na deszcz, ale i tak była niezadowolona z faktu, że uwieczniono ją na zdjęciu. Spojrzała na hrabiego i przekrzywiła głowę. Dałaby sobie rękę uciąć, że wieczorami rzucał rzutkami w swoją postać. W końcu nie raz od rozpoczęcia roku udało jej się już mu podpaść.
- Trzymaj - nagle w rękach miała swój mały zagubiony kuferek - Mogłabyś coś powiedzieć - żachnął się Nobilar.
- Dziękuję - wydukała zaskoczona.
- Nie gub niczego więcej, nie jestem biurem rzeczy zaginionych - skrzyżował ręce na piersiach - A teraz spadaj, skoro już masz czego chcesz - jak widać limit uprzejmości hrabiego szybko się skończył. Teraz znów był wredny i nieznośny.
- Z przyjemnością, hrabio... - tu już uśmiechnął się widząc, że czegoś ją nauczył - Bufonie - zakończyła, a to wzbudziło w nim niezadowolenie. Nim jednak usłyszała ciętą odpowiedź czym prędzej opuściła kajutę a wraz z nią Jewel, aby mieć pewność, że przez nikogo niezaczepiona spokojnie zejdzie na ląd - Dziękuję - zwróciła się do towarzyszącego jej ucznia - W końcu nie musiałeś mi pomagać.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Nie mógłbym zostawić damy w opałach.
- Hah... Do damy to mi jeszcze daleko.
- To tylko twój punkt widzenia. Dasz sobie dalej radę sama, panienko?
- Możesz mi mówić po imieniu, to krępujące, gdy na każdym kroku powtarzasz "panienko".
- A Ace...?
- Twój przyjaciel to narcystyczny, bufonowaty...- zaczęła wyliczankę, lecz w końcu się powstrzymała wypuszczając głośno powietrze - Ktoś musi czasem temu hrabiemu się postawić.
- Podoba mi się twoje podejście do życia - roześmiał się szczerze - Do zobaczenia, Nerezo. Może spotkamy się dziś w Wielkiej Sali?
- To wysoce prawdopodobne - pomachała mu na do widzenia. Był naprawdę sympatyczny jak na kogoś z Durmstrangu, a jego obecność poprawiła humor. Nawet na chwilę zapomniała, że powinna odliczać minuty do godziny zero, kiedy to dowie się, kto będzie reprezentował Hogwart. Cały czas błagała, aby to nie była ona. Już lepiej żeby Arielle zajęła jej miejsce. Albo Marcus. Ktokolwiek, byle nie ona sama.
~*~
Radosna Arielle trzymała pod rękę swojego przyjaciela puchona, El, który to męczeńskim wzrokiem wpatrywał się w jednego z młodszych ślizgonów o urodzie aniołka. Chłopiec miał niemalże białe falujące krótkie włosy, cerę jasną jak mleko i intensywnie szare oczy. Na sobie trochę przydużą szatę. Wyglądał niezwykle niewinnie i zupełnie nie na miejscu pośród gromady uczniów Slytherinu. Jednak jego nazwisko rozwiewało wszelkie wątpliwości. Acrux Malfoy. Nie był jednak rodzonym bratem złośliwego Veloruna i podstępnej Sharety. Byli jednak ze sobą bardzo blisko spokrewnieni. Ich ojcowie to bracia. Różni jak dzień i noc. Nie tylko ze względu na wygląd, ale również na zachowanie, poglądy i czyny. Cefeusz, ojciec Acruxa, przypominał Dracona Malfoya, gdy ten był już dorosły. Przekazywał swemu synowi wiedzę, uczył dobrych manier, ale nie wpajał w niego nienawiści do osób nie pochodzących z czystej krwi rodzin. Inna sprawa miała się zaś z Leonem. Ten był wierną kopią Lucjusza Malfoya, a nawet jeszcze gorszą. Podły i nienawistny. Nie cierpiał mugoli, mugolaków i wszystkiego, co nie było w jego mniemaniu godne osoby z idealnym rodowodem. Gdy się żenił, szukał żony silnej, z podobnymi mu poglądami, pięknej oraz czystej krwi, aby jego dzieci odziedziczyły tylko najlepsze cechy. Nie mógłby sobie pozwolić na jakąkolwiek skazę. Jednak zarówno on, jak i jego potomstwo różnili się znacznie wyglądem od panujących w rodzinie standardów. Ciemne włosy, inny kolor oczu... Pod tym względem nie przypominali oryginalnych Malfoyów. I właśnie ze względu na tę rodzinną historię przyjęło się w szkole mówić o "dobrych" i "złych" Malfoyach. Niestety, Acrux był tłamszony przez cioteczne rodzeństwo, które posiadało większe pokłady pewności siebie, a także przebiegłości i podłości, uniemożliwiając mu tym samym wybicie się w jakiejkolwiek dziedzinie. Przez tą rosnącą nienawiść wolał się trzymać uczniów z innych domów, choć nie zawsze było to możliwe.
Od dawna przyjaźnił się z El. Puchon niejednokrotnie wybawił go z kłopotów i szponów rodzeństwa. Nigdy jednak nie powiedział złego słowa na ich temat, choć zdarzało mu się potem płakać w różnych kątach szkoły. Elti, wiedząc o tym, nie raz go pocieszał i nawet teraz miał na niego oko, martwiąc się o młodego Malfoya. Przez lata weszło mu w nawyk, że robił nie tylko za przyjaciela, ale także za starszego brata chłopaka. Acrux teraz jednak uśmiechnął się do niego pokrzepiająco i wskazał na czarę. W końcu nadszedł ten dzień. Chwila, gdy zostaną ogłoszeni kandydaci. W Sali zebrali się już praktycznie wszyscy uczniowie, a minister magii i dyrektor czekali na odpowiedni moment, aby zacząć ceremonię.
Póki co, przy stole Gryfonów panowało niemałe poruszenie. Jak zawsze, gdy uczniowie Durmstangu zasiadali razem z nimi. Niektórzy rozmawiali ze sobą głośniejszym szeptem, a inni podawali coś między sobą. Kilka osób najwyraźniej się ze sobą znało. Jak na przykład wszystkowiedząca ruda Gabriela i złośliwy hrabia Ace, którzy to wymieniali między sobą uprzejmości. Młoda gryfonka zdawała się być nim onieśmielona i oczarowana, natomiast on powstrzymywał swoją egoistyczną stronę w stosunku do niej. Niedaleko nich siedział Matthew Potter wraz ze starszą kuzynką Sophie i koleżanką Mayą. Razem próbowali odgadnąć kogo to wybierze czara ognia.
Byli także uczniowie Ignaspherii, którzy zasiedli na jednym krańcu stołu Krukonów. Wydawali się dość spokojni i opanowani, ale nie rozmawiali między sobą. To grupka indywidualistów, gdzie każdy mógłby dać sobie samemu radę w wielkim świecie. Taka była po prostu natura większości uczniów tamtejszej włoskiej szkoły. Co nie oznacza, że nie byli także porywczy i wybuchowi jak większość włochów. Po prostu cenili prace indywidualne bardziej niż grupowe.
Zdenerwowana Nereza przygryzała paznokcie. Przyjaciele nieudolnie starali się ją uspokoić. Ani żarty Crow, ani czarny humor Raven'a ani tym bardziej racjonalne argumenty jej starszego brata Dario oraz młodszej przyjaciółki Bianci, nie pomagały. Nawet, gdy do rozmowy wtrąciła się Katia, mamrocząc coś o gwiazdach i przeznaczeniu, oraz karcący ją Lucas, nie dało się jej namówić do uspokojenia się. Wręcz przeciwnie, kuzyni Lovegood pogarszali tylko sytuację.
- Mam złe przeczucia... Czy jest szansa na przeniesienie się w przyszłość? - szepnęła do brata.
- Spokojnie, na pewno nic złego się nie wydarzy - zapewniał ją obejmując ramieniem. Kręciła się jednak niespokojnie, z trudem mogąc wysiedzieć w jednym miejscu. Wciąż pamiętała rozmowę z Crow. Francuzeczka przypomniała o panujących zasadach. Tylko, że Nereza była wtedy zbyt zamroczona by trzeźwo myśleć i popełniła poważny błąd. Jako Krukon wyjątkowo zawiodła. Powinna była wtedy wykazać się większym opanowaniem i zignorować docinki Marcusa, a pracę z astronomii przeboleć i zrobić na nowo później w wieży.
- Moi mili! - rozległ się głos dyrektora - Jestem pewien, że wszyscy czekaliście z utęsknieniem na ten moment. Już za chwilę poznamy nazwiska trzech osób, które w tym roku będą walczyć o puchar Turnieju Trójmagicznego. Jak co roku, zadania są niezwykle trudne i każdy z uczestników będzie musiał się wykazać wiedzą oraz umiejętnościami, aby je zaliczyć. Przypominam również, że każdy z nich będzie musiał działać sam. Jakakolwiek pomoc z zewnątrz będzie surowo karana - podszedł bliżej czary - Kochani, mam nadzieję, że wszystkie zgłoszenia były przemyślane i każdy zdaje sobie sprawę z tego, co go czeka. A więc... Zaczynajmy! - przez chwilę nic się nie działo. Wszystkie oczy utkwiły w błękitnym, spokojnie palącym się płomieniu. Po dłuższej chwili, zmienił on jednak kolor na intensywnie fioletowy i w górę wystrzelił mały pergamin papieru. Opiekun krukonów pochwycił go w swoje dłonie i podał znacznie niższemu dyrektorowi - Reprezentantem Durmstrangu... Zostaje Ace Nobilar! - rozejrzał się po sali szukając młodzieńca. Dumny hrabia, poklepywany przez współtowarzyszy i zasypywany gratulacjami, powstał z miejsca i pewnym krokiem podszedł na środek sali. Uścisnął rękę Flitwickowi, co zmusiło go do pochylenia się i wykonania ukłonu, do czego najwyraźniej nie był przyzwyczajony, a następnie, zgodnie ze wskazówkami od ministra, udał się do bocznych drzwi, które prowadziły do sali, gdzie zawsze spotykali się reprezentanci.
- Oho, zły kot w turnieju... - odezwała się cicho Crow - Swoją drogą, czy jako arystokrata nie powinien bardziej się przejmować swoim wyglądem i zdrowiem? Chyba, że ma nierówno pod sufitem...
- Wierz mi, ma - odpowiedziała jej Nereza. Fakt, że to bufon został wybrany wcale nie był pocieszający. Ogień zmienił kolor po raz kolejny i w powietrze wyskoczył następny kawałek nadpalonego pergaminu, tym razem układającego się w dziwny zygzak.
- Reprezentantką Ignaspherii zostaje Danielle Morande! - towarzysze nowej kandydatki klaskali uprzejmie, gdy to ucałowała w policzek jednego z nich, a następnie udała się śladami za hrabią. Młoda Scoliari zwróciła na nią uwagę po raz pierwszy. W tym roku ogniste ptaki nie wyróżniały się nadzwyczajnie. Blondynka zdała sobie jednak sprawę, że im dłużej wpatrywała się w niejaką Danielle, tym ciężej było oderwać od niej wzrok. Miała w sobie coś niezwykle magnetycznego, choć wyglądała doprawdy przeciętnie. Mysie, proste włosy do ramion, grzywka wpadająca do oczu, niezdrowy, siny kolor cery... Krukonka nie zdążyła jednak jej zbyt dobrze się przypatrzeć. Wiedziała tylko, że jest od niej starsza i wyższa.
- Pozostało nam ostatnie nazwisko! - dyrektor wyrwał Nerezę z zamyślenia i przypomniał o czającej się niepewności. Czara wyrzuciła w górę ostatni pergamin. Przez chwilę dziewczyna wstrzymała oddech. Obawiała się tego, co się stanie. Zauważyła jednak, że wyciągnięta kartka jest znacznie mniejsza od tej, na której znajdowało się jej nazwisko. A czara nie miała w zwyczaju, aż tak bardzo spalać zgłoszeń.
- Na Merlina... - Scoliari odetchnęła z nieukrywaną ulgą. Wyglądało na to, że stresowała się zupełnie niepotrzebnie - Całe szczęście, że jest grono uczniów lepszych ode mnie... Jak wrócimy do wieży, zjem chyba z tuzin czekoladowych żab...
- Ci... - skarciła ją Bianca - Chcę usłyszeć ostatnie nazwisko.
Micheal Tarento po raz ostatni złapał kartkę i podał ją dyrektorowi. Przelotnie sam przeczytał nazwisko i nagle, na jego twarzy pojawiło się niezwykłe zadowolenie. Z dumą spoglądał w kierunku stołu Krukonów.
- Reprezentantem Hogwartu zostaje natomiast....!
Cześć.
OdpowiedzUsuńNo nie, z każdym rozdziałem jesteś coraz mniej litościwa dla nas, biednych czytelników :) Słowo daję, gdyby nie to, że często dodajesz rozdziały, byłabym bardzo niepocieszona.
Rozdział bardzo mi się podobał. Zawsze byłam ciekawa statku Durmstrangu! Cała sytuacja była bardzo zabawna i ciekawa jednocześnie. Kogo innego Czara mogła wybrać na reprezentanta Durmstrangu jak nie Hrabiego Bufona? Ciekawe też, jaka jest Danielle, bo sprawia niepozorne wrażenie, które zapewne jest mylne. W ramach mini-przerywnika pojawiła się też interesująca historia Malfoyów - fajnie, że starasz się nadać różne osobowości poszczególnym członkom tej rodziny, a nie robisz z nich klonów Draco.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Przyznaję, jestem winna znęcania się nad czytelnikami. Jednak pomimo chęci, nie jestem sobie w stanie odmówić tej przyjemności. Po prostu musiałam, no musiałam przełożyć ogłoszenie kto będzie reprezentantem Hogwartu do następnego rozdziału <3
UsuńZawsze zamiast hrabiego mógł się pojawić Jewel, ale czy wtedy Turniej byłby tak interesujący? Hmm... Kto wie~
Danielle będzie można albo pokochać, albo znienawidzić. Ewentualnie zmieniać to nastawienie, co kilka rozdziałów w zależności od rozwoju akcji. Czegoś pomiędzy wydaje mi się, że względem niej nie da się odczuć... Ale nic więcej nie powiem!
Klony Draco to przeżytek. W końcu jestem kilka pokoleń później i zdążyli się już zmieszać z innymi rodzinami, a dzieci przejmowały cechy również tej drugiej strony. Trzeba to było wykorzystać jak nadarzyła się okazja :)
Pozdrawiam!