sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 28 - Pierwszy Taniec

1 komentarz

Ten rozdział wybitnie nie chciał dobrze się zaprezentować. Począwszy od "O nie, zeżarło mi wszystko, co do tej pory napisałam!" przez "Komu do jasnej anielki wysłałam ostateczną wersję do wstępnego przeczytania przed publikacją?" i kończąc na "Grr, dlaczego internet przestaje chodzić w momencie, kiedy próbuję wstawić poprawkę?". Ale jest. W końcu. Umrzeć można.


_________________________________________


   Tego dnia z nieba prószył śnieg. Duże płatki powoli opadały, tworząc na ziemi świeżą warstwę puchu. Zamieniały świat w zimową krainę. Wydeptane do tej pory ścieżki prowadzące go gajowego, czy szklarni, stopniowo zostały zasypane. Na zewnątrz panowała spokojna, przyjemna atmosfera. Nawet Zakazany Las zdawał się być mniej groźny niż zazwyczaj. Może i mieszkającym tam stworom udzielił się świąteczny nastrój. Nikt tego nie mógł być pewien.
Z zewnątrz zamek zdawał się być wyjęty niczym z bajki. Osoba spoglądająca na niego z zewnątrz, mogła zobaczyć białe dachy, światło w oknach i zarysy postaci poruszających się w środku. Nawet jeżeli nie było słychać dźwięków dochodzących z wewnątrz, to z łatwością dało się wyczuć uroczysty nastrój. Szczególnie gajowy, wraz z dwoma nauczycielami, transportujący ogromne choinki na teren szkoły. Drzewka zostaną ustawione i ozdobione zarówno w Wielkiej Sali jak i w pokoju wspólnym każdego z domów. Mniejsze, z pewnością pojawią się natomiast w gabinetach profesorskich, i jeżeli uczniowie wyrażą taką chęć, to również w dormitoriach.
Wiele rzeczy miało się wydarzyć w przeciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Niektórzy martwili się, że nie dadzą rady ze wszystkim zdążyć. Dlatego pewna grupa osób, postanowiła wcześniej wrócić do swoich domów na święta, przy pierwszej nadającej się ku temu okazji, bez żalu opuszczając Bal Bożonarodzeniowy. Właśnie dla niego, adepci magii, zostali w murach zamczyska jak najdłużej to tylko było możliwe. Zabawa do rana, tańce, znana kapela, wyjątkowo ozdobiona jadalnia, towarzystwo uczniów z innych szkół... Można by wymieniać jeszcze bardzo dużo powodyówpóźniejszego wyjazdu. Nikt jednak tego nie żałował.
Wzdłuż korytarzy poruszały się duchy, śpiewające kolędy i witały serdecznie mieszkańców ciepłymi słowami. Gdzieniegdzie, dało się napotkać pierwsze ozdoby w postaci bombek czy łańcuchów. Na razie nie one były najważniejsze. Więcej furory zrobią rano, gdy pojawią się prezenty.Wtedy na dobre rozpocznie się przerwa świąteczna i będzie można rzucić w kąt książki oraz niezliczone stosy pracy domowej.

   Dla większości, miał to być wieczór godnym zapamiętania. Taki, który zmieni życie w kolejnych semestrach. Powiedzmy sobie szczerze, wiele uczennic, a także uczniów, marzyło o pierwszej miłości, bądź o zatańczeniu z osobą, do której wzdychali już od dawna. Inni zaś chcieli, by ich podziwiano i zazdroszczono najpiękniejszej i najdroższej kreacji w całym zamku, albo najlepiej ogólnego wyglądu. Niektórym zaś szczęście nie dopisywało. Zgrzytali zębami i starali się zmienić w ostatniej chwili swe plany, aby udać, że wszystko właśnie tak miało być.

   Już od samego rana w damskich łazienkach panował tłok. W ruch poszły trzymane na tę specjalną okazję specyfiki. Z pokrowców wyciągnięto szaty wyjściowe, a z pudełek dopasowane buty. Wszędzie pełno nastawianych kosmetyków i szczotek. Pośród tego wszystkiego zaś na wpół spakowane kufry. Chaos niesamowity, lecz wciąż czuć było atmosferę świąt. Uczniowie zdążyli się już do niego przyzwyczaić. Kiedy co roku przeżywa się podobne wydarzenie, staje się już tradycją. Każdy wie, czego się spodziewać. Nauczeni doświadczeniem, nie zostawili zamawiania potrzebnych rzeczy na ostatnią chwilę. Zima, gwiazdka... Sowia poczta miała spore obłożenie. W tym momencie nie wszystko musiało dojść na czas. A jeśli trafił się opieszały czarodziej, który się zapomniał, to potem był płacz i zgrzytanie zębami, bo nie było pewne, czy ptak zdąży dolecieć z paczką.
   Nie inaczej działo się w salonie krukonów. Może nie aż tak hałaśliwie, jednak przygotowania trwały. Panowie przezornie zaszyli się w swoich dormitoriach. Z doświadczenia wiedzieli, że nie warto wchodzić w drogę płci pięknej, kiedy specjalnie dla nich się szykuje. Poza tym, nie potrzebowali tyle czasu. Wystarczyła godzina, a w wielu wypadkach nawet znacznie mniej, aby reprezentatywnie przedstawić się na balu. W końcu elegancka szata nie wymagała doboru tony dodatków, fryzury i makijażu. To sukienki do tego zobowiązywały... No właśnie... Suknie. Zmora ostatnich dni dosłownie wszystkich w zamku. Nieustanne rozmowy na ten temat, przeglądanie katalogów pod ławką i liczne sowy przynoszące w zawiniątkach kolejne kreacje, potrafiły niejedną osobę wyprowadzić z równowagi. Chociażby nauczycieli, którzy mieli pewien problem z zapanowaniem nad swoimi podopiecznymi. Przez ostatnie dwa dni niektórzy dali już sobie spokój i specjalnie wybierali lżejsze tematy, aby mieć pewność, że uczniowie dużo nie stracą przez nieuwagę.
   - Samantho, non! - La Mettrie uzbrojona w co najmniej tuzin kosmetyków, zamachała rozpaczliwie rękoma, próbując powstrzymać współlokatorkę przed położeniem swoich rzeczy, na krześle, gdzie już zalegała otwarta torba francuzeczki.
   - Dlaczego? - spytała zatrzymując się w ostatniej chwili.
   - Buty- użyła dramatycznego tonu. Rzeczywiście, obok pakunku znajdowały się dwie pary. Szpilki i pantofle.
   - Och, wybacz - Sam cofnęła się i położyła trzymane przedmioty w innej części pokoju, gdzie jeszcze dało się znaleźć wolne miejsce. Dziewczyna na co dzień rzadko bywała w pokoju. Większość czasu spędzała z przyjaciółką ze Slytherinu. Miała otwarty umysł i była bardzo tolerancyjna. Nie zerwała wieloletniej znajomości, tylko dlatego, że jedna z nich trafiła do domu węża. Ciekawa osóbka. Ani Nereza ani Crow nie pamiętały, aby kiedykolwiek się denerwowała. Do wszystkiego podchodziła ze stoickim spokojem. Nawet, gdy udało jej się dostać Trola, to nie przejęła się tym zbytnio. Po prostu poprawiła stopień przy najbliższej okazji.  Scoliari czasem zazdrościła takiego opanowania, a jednocześnie podziwiała Samanthę. W końcu jej własna porywczość pakowała ją czasem w niezłe tarapaty. 
   - Merci - Z zapałem wróciła do przerwanej czynności. Właśnie układała fryzurę Bianci, według instrukcji przysłanej przez starszą siostrę. Wymagała sporo pracy, spinek i gumek, ale z każdym pasmem wyglądała coraz lepiej. Młodsza koleżanka cierpliwie znosiła wszystkie zabiegi, doskonale zdając sobie sprawę, że te tortury warte są swojej ceny. 
   -Wydaje mi się, że jesteś bardziej podekscytowana balem niż w poprzednich latach - zauważyła trzecioklasistka - Zdradzisz nam sekret?
    - Nereza jest w tym roku reprezentantem szkoły - Na twarzy pojawił się błogi uśmiech. - Nie na co dzień przygotowujesz strój dla tak ważnej osoby. Powiedzmy sobie szczerze, jakie są szanse, że zostanie wybrana akurat nasza przyjaciółka?
    - Poczekaj, policzę... - Na czole Toleno pojawiło się kilka zmarszczek, kiedy to próbowała podać poprawną odpowiedź, korzystając z rachunku prawdopodobieństwa.
   - To było tylko pytanie retoryczna - skarciła ją stylistka. Co jakiś czas spoglądała w kierunku Scoliari, która czekała na swoją kolej. Bez wyraźnego rozkazu Crow, nie próbowała nawet się przygotować. Na samym początku planowała sama spiąć włosy, lecz została zbesztana za ten niecny czyn. La Mettrie ciekawość zżerała i z trudem powstrzymywała się, aby zadać dręczące ją pytanie. Musiała jednak poczekać do samego balu. To czekanie ją kiedyś wykończy...
   Nerezę tymczasem bardziej niż rozmowa przyjaciółek, interesowało czy coś się dzieje u uczniów z innych szkół. Na zamarzniętym jeziorze znajdował się statek Durmstrangu. Z tej odległości i przy tej pogodzie, była w stanie dostrzec tylko jego zarys i malutkie światełka, które najprawdopodobniej wychodziły z kajut uczniów.  Znacznie lepiej widoczna była maszyna Ignaspherii. Płynąca magma krążyła niezależnie od pory nocy i dnia czy pogody. Charakterystyczny wzór Ner rozpoznałaby już wszędzie. Miała wielką ochotę kiedyś tam wejść. Niestety, bez znajomego podobnego Jewelowi raczej się na to nie zapowiadało.
   - Co robisz? - spytała niewinnie francuzeczka, kończąc w końcu dzieło na głowie koleżanki.
   - Tak tylko patrzę - Scoliari wzruszyła ramionami, czym trochę zawiodła przyjaciółkę, która spodziewała się żywszej reakcji.  - Robi się jednak już ciemno, więc widać coraz mniej...
   - Racja, ale przynajmniej jest nastrojowo. Mam nadzieję, że nikt w tym roku nie wpadnie na idiotyczny pomysł rozpuszczenia zaklęciami śniegu wokół zamku... Różdżki połamię, za tak głupie zachowanie. Żałuję, że wtedy nie złapałam żartownisiów - rzuciła bojowo. Crow uwielbiała zimę. Nie przeszkadzał jej mróz, zamieć i śliskie podłoże. Nawet, jeśli się przewróciła, to zaraz wstawała i z jeszcze większym zapałem bawiła się w śniegu. Scoliari, jako wielbicielka słońca nie specjalnie podzielała tę pasję. Przynajmniej na początku. Pamiętała, jak po raz pierwszy zobaczyła francuzeczkę bez strachu wjeżdżającą w łyżwach na zamarznięte jezioro. Na sam środek, gdzie inni z obawy na kruchy lód nie zapuszczali się. Jeszcze wtedy nie znały się tak dobrze. Nereza traktowała ją z pewnym dystansem. Tamtego dnia została nauczona miłości do zimy. Wprost nie mogła oderwać oczu od byłej uczennicy Beauxbaton wykonującej coraz bardziej skomplikowane piruety. Nigdy wcześniej nie widziała osoby, która tak wspaniale tańczyłaby na lodzie. Zanim jednak się do tego przyznała, skarciła koleżankę za bezmyślność. Jakby nie było, wykonywała pokaż na najbardziej niebezpiecznej części jeziora. Gdyby wpadła... Nauczyciel mógł nie zdążyć z pomocą.
   - Domyślam się, że maczały w tym palce szkolne diabełki...
    - Nie przyłapałam ich na gorącym uczynku. Bianco, postaraj się nie popsuć fryzury i w żadnym wypadku nie pocieraj twarzy. -  La Mettrie poinstruowała dziewczynę, a następnie wskazała, które pudełko z butami oraz który pokrowiec został jej przeznaczony. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nereza była pewna, że gdyby nie francuzeczka to na przygotowania poświęciłaby zdecydowanie mniej czasu, a ich wynik nie byłby tak oszałamiający. Spójrzmy chociaż na Toleno. Już teraz przypominała małego elfa, a jeszcze nie miała na sobie kreacji. -  Nerezo, twoja kolej. Pora wydobyć z ciebie pięknego łabędzia, o którym zawsze mówi profesor Neville. - Scoliari poczuła jak na ciele pojawiła się gęsi skórka. Przyjaciółka mówiła całkiem poważnie. Czuła, że zrobi dosłownie wszystko, byle tylko spełnić swoją wizję...


***

   - Mon Merlin - Crow westchnęła z zachwytu. Im bliżej balu tym bardziej niecierpliwiła się. Musiała bardzo uważać. Gdyby pracowała szybciej, mogła zniszczyć dotychczasowe dzieło. A jednak się udało. Wytrzymała. Dzięki swym umiejętnością sprawiła, że zarówno ona jak i przyjaciółki były gotowe na niezwykłe wieczorne wydarzenie jak nigdy przedtem. Dumna i pewna siebie kroczyła u boku Raven'a. W błękitnej sukience sięgającej ledwo do kolan. Z odkrytymi ramionami, zdobioną górą oraz dołem składającym się z niezliczonych warstw tiulu oraz jedwabiu. Dzięki czarnym szpilkom wydawała się też wyższa niż zazwyczaj. Wyróżniała się. Zdecydowana większość uczennic preferowana dłuższe kreacje. Jak na przykład Sophie, kręcąca się przy drzwiach do Wielkiej Sali, w swej szmaragdowej dopasowanej sukience. Wyglądała wyjątkowo kobieco, lecz nadal wzbudzała postrach w innych uczniach nie przestając ich musztrować.
   -  Crow! -  Do dziewczyny podbiegła uśmiechnięta od ucha do ucha puchonka. - Jak się cieszę, że Cię znalazłam. Jak ma się sytuacja? Udało się? - pytała z podekscytowaniem. Za rękę trzymała swojego kolegę Eltiego,  który z cierpiętniczą miną dawał się ciągnąć wszędzie, gdzie tylko partnerka tego zapragnęła.
   -  Wygląda na to, że tak. Wprost nie mogę się doczekać, aż wejdą na salę... Będą najwspanialszą parą tego wieczoru! - Arielle z trudem powstrzymała się, aby nie zacząć piszczeć z zachwytu.
    -  Waszą pomysłowość potrafi być przerażająca. Ale nie cieszcie się jeszcze. Nie ma Dario. Zawsze może się okazać, że to z nim zatańczy - wytknął im Perez. Może i szata wyjściowa dodawała mu nieco szyku, to nie dało się całkiem ukryć szczurzej budowy.
    -  Już dawno by nam powiedzieli, jeśli to z nim miałaby zatańczyć pierwszy taniec.
   - Albo po prostu jej wstyd, że nikt nie chciał zaprosić ją na bal. - Jadowity ton Sharety wdarł się w słodkie wyobrażenia dwóch swatek.
    - Nikt cię nie pytał o zdanie. -  Lupin spochmurniała, a włosy przybrały popielaty barwę zupełnie nie pasującą do złotego materiału sukni. -  Lecz gdzie się podział twój partner, z którym występujesz na każdej szkolnej uroczystości? Czyżby Zabini tym razem cię wystawił? -  Piorunujące spojrzenie i krwistoczerwone usta zaciśnięte w linijkę zdradziły, że trafiła w sedno.
   - Tak się składa, że to ja postanowiłam iść z kimś innym. - Uniosła dumnie głowę. - Dziwne, że nie słyszałaś. Przecież jesteście tak bliskimi przyjaciółmi - zaśmiał się szyderczo. Arielle w pierwszej chwili nie wiedziała o kim mowa. Dowiedziała się dopiero chwilę później, gdy mała Malfoy kręcąc bioderkami, podeszła do samego Matthew Pottera i uwiesiła się jego ramienia. W dodatku chłopak nie odskoczył, a był wręcz zadowolony z obrotu spraw. Dziewczyna posłała zwycięskie spojrzenie w kierunku metamorfomag.
  -  Łał, tego to się nie spodziewałam - przyznała Crow.
   - Albo go zastraszyła albo spoiła amortencją. - Zacisnęła dłonie tak mocno, że paznokcie niemal przebiły skórę. - Wiem, że ma pewną słabość do Sharety, ale na Merlina, przecież nie byłby tak szalony by iść z nią na bal z własnej woli!
   - Miłość bywa ślepa.
   - Ale aż tak?! - Obie skarciły krukona. Były oburzone obrotem spraw. Gdyby to z Acruxem poszedł ktoś wywodzący się z rodziny Potterów, nikt nie miałby nic przeciwko. Obecna para wzbudzała  jednak niemało kontrowersji.
    - Najwyraźniej dzisiaj jest chora - podsumował rozbawiony opiekun domu Ravenclaw. - Jak nastroje? - Również i on założył coś bardziej odświętnego na dzisiejszy wieczór. Powiedzmy sobie jednak szczerze, należał do tej grupy ludzi, która wyglądała dobrze we wszystkim.
    - Nigdy nie były lepsze. Proszę nam powiedzieć, kto z kim...
    - Nic z tego, Crow. Nie mogę popsuć ci niespodzianki. - Mężczyzna z pewnością coś wiedział. Na tyle, aby rozpalić ciekawość dziewczyn jeszcze bardziej. Spojrzały po sobie wzrokiem godnym diabełków Lupin. Żądne wiedzy wręcz nie mogły się doczekać wejścia na Salę.
   Z każdą chwilą przybywało uczniów. Elegancko ubrani, z uśmiechami na twarzach i wizją zabawy do białego rana. Nie mówiąc już o tym, że każdy chciał zobaczyć jak tym razem wygląda wnętrze pomieszczenia. Zazwyczaj organizatorzy utrzymywali wszystko w typowych zimowych odcieniach - bieli, błękitu i srebra. Zdarzały się jednak lata, kiedy wykazywali się większą kreatywnością. Wtedy studenci mogli poczuć się jak w fabryce świętego Mikołaja, lub we wnętrzu złotego dzwoneczka. Niektórzy nauczyciele wspominali też jemiołowy wysyp, kiedy któryś z ministrów wpadł na genialny pomysł przyozdobienia całego pomieszczenia tą roślinką. Podobno w ramach żartu. Jakoś jednak nie przyjęło się i uważano tamten bal za najgorszy w historii całego Turnieju Trójmagicznego.
   - Arielle, a gdzie twoi kuzyni? - Raven przerwał dziewczynom wymianę zdań. Blondynka uśmiechnęła się szeroko, na chwilę pozostawiając temat artystów mających dzisiaj wystąpić.
     - Siedzą w domu- odpowiedziała dumnie.
     - Ach, czyli dopiero przyjdą... Świąteczne żarty z ich strony nas nie ominą.
    - Nie, nie, nie... - zaprzeczyła szybko. - Siedzą w domu. Hen daleko, daleko od szkoły.
    - Jak to? Przecież nie planowali wracać na gwiazdkę przed balem... Byłem pewien, że mają plany na dzisiejszy wieczór.
    - Cóż, popsułam im trochę szyki.
    - A może tylko przekupiłaś? - zasugerowała Crow.
    - Cena była zbyt wysoka. Nie poświęcę trzyletniego kieszonkowego, dla tak niepewnej inwestycji. Pozbyłam się problemów w inny sposób.
    - To znaczy? - Całą grupą podeszli bliżej drzwi. Po drugiej stronie słychać było ruch, a to oznaczało, że lada moment zostaną wpuszczeni do środka.
    -  Upiła ich eliksirem słodkiego snu, wpakowała do pociągu i poczekała, aż odjadą - przewrócił oczami Elti. - Dopilnowała, aby dojechali do domu i nie wrócili na bal.
   - Okrutne, a niby jesteś tą najmilszą z rodzinki Lupin. - Takiego wyznania Perez się nie spodziewał. No dobrze. Podejrzewał, że coś podobnego mogło mieć miejsce. Jak nafaszerowaniem eliksirem i zamknięcie w schowku na miotły. Ale odesłanie do domu, to już cios poniżej pasa. Mimo to, nie był przekonany, że bliźnięta tak łatwo odpuściły.
   W tym momencie drewniane wrota zaczęły się otwierać, a szepty zebranych na moment ucichły. Wszyscy odwrócili głowy w jednym kierunku. Z zapartym tchem oczekiwali tej chwili. Łagodne światło wylało się z wnętrza, oświetlając zebranych. Do ich nozdrzy dotarł zapach świeżej choinki, dopiero co przyniesionej z lasu. Zaraz za nim zaczął przebijać się aromat ustawionych na okrągłych stołach potraw. Pierwsze osoby uroczyście weszły do środka, rozglądając się wokoło. W oczach pojawił się wyraz zafascynowania. Tego wieczoru to nie biel miała dominować. Zewsząd dało się słyszeć odgłosy zachwytu, gdy obok nich przemknęło kilka złocistych reniferów ciągnących sanie. Nie były prawdziwe. To tylko zaklęcie tworzące iluzję, jednak tak prawdziwą i fascynującą, że nikt nie mógł się jej oprzeć. W powietrzu unosiły się duże tafle szkła w misternych ramach. Wystrój zupełnie odmienny od tego, do którego przyzwyczajeni byli uczniowie.  Prawie żadnego śniegu, srebra... W tym roku postawiono na brąz i złoto. Na wspaniałe zaklęcia iluzji, dzięki którym odnosiło się wrażenie, że znajdują się w ogromnej latarni, wywieszonej na słupku w środku ciemnej zimowej nocy. Półcień był wspaniałą odmianą od wiecznego jasności.
   - Chodźcie szybciej, musimy zająć dobre miejsce przy parkiecie - Francuzeczka złapała przyjaciół za ręce i pociągnęła za sobą. - Przepraszam, przepraszam... - Przeciskała się pomiędzy innymi uczniami, robiąc to  z niezwykłą elegancją. Szybka i wiedziała czego chce. Nic dziwnego, że udało jej się jako pierwszej stanąć między miejscem, gdzie mieli tańczyć reprezentanci, a sceną, gdzie rozstawiono już wszystkie instrumenty.
   - Będę musiała później porozmawiać z Matthew... Nie mogę na to patrzeć! - syknęła Lupin. Naburmuszona z trudem trawiła przyjaciela z klejącą się do niego Malfoy w pawiej sukience.
    - Wyluzuj, pora się zabawić - Clears wydawał się być najmniej przejęty tym faktem. Wyglądało na to, że był najbardziej tolerancyjny z całej gromadki w kwestii dobierania sobie przyjaciół. W końcu sam trzymał z Acruxem, który również należał do rodziny Malfoyów.
    - Odprężę się... Jak będę miała pewność, że go nie wykończy.
   - To Potter, ich nie da się łatwo pokonać - poczochrał ją po głowie. - Chcesz dać sobie popsuć wieczór? Wiesz, że Shareta będzie wniebowzięta widząc cały czas twoją kwaśną minę.
   - Po prostu mam zamiar ją udusić... - urwała, gdy przed jej nosem zatrzymał się złocisty jeleń i szturchnął ją. Zdezorientowana machnęła ręką odganiając od siebie skrzący się pył. Zaraz jednak stworzenie odbiegło pozostawiając po sobie przez chwilę kolorową smugę. - Są naprawdę urocze. Jestem pewna, że to dzieło profesora Snakeskina.
    - Lepszego iluzjonisty nie miałam okazji poznać - przyznała francuzeczka. Stanęła na palcach starając się wypatrzeć ponad tłumem, czy może w głównych drzwiach nie ustawiają się już reprezentanci. Przy okazji, pośród zgromadzonych, miała okazję zobaczyć wiele znajomych twarzy. Poczynając od prefektów, przez osoby z domu jak Katię i Lucasa, a także po tych, których znała tylko przelotnie z jakiś zajęć dodatkowych. Standardowo panowie z Durmstrangu wyróżniali się w swych odświętnych czerwonych mundurach, a w ich stronę skierowane były oczy niejednej panny. Niezależnie jednak od poziomu ich atrakcyjności, każdy przybył tego wieczoru z partnerką. Dzięki swym manierom i nazwie szkoły, nie mieli z tym najmniejszego problemu. Inna sprawa miała się z uczniami z Ignaspherii, którzy wspaniale wtopili się w resztę tłumu. Osoba nie znająca dobrze podopiecznych Hogwartu, z pewnością nie mogłaby jednoznacznie określić kto nim jest, a kto przybył z Włoch.


   Przez główne drzwi wpadł powiew ciepłego powietrza. Przemykał pomiędzy nogami i czule tulił twarze uczestników. Wraz z nim przybyły magiczne drobinki, które ułożyły się w linie wzdłuż drogi prowadzącej na parkiet, oraz wokół niego. Zupełnie jak świetliki nieśmiało wyglądające spośród źdźbeł trawy. W pomieszczeniu rozbrzmiały ciche takty muzyki, jeszcze nie walca, lecz spokojnej i niezwykle uroczystej. Pierwsze stuknięcie. Drugie. Z dumnie uniesioną głową do Sali wkroczyła Danielle trzymająca pod rękę Olafa. Odgłos pantofelków jakie na sobie miała rozbrzmiewał wokoło. Nie brakowało jej pewności siebie. Nie rozglądała się na boki. Nie szukała pomocy. Wiedziała, co miała zrobić i nie potrzebowała wsparcia. Jedyna osoba, której potrzebowała była z nią. Chłopak miał nierówno pod sufitem, a teraz elegancko ubrany jak wszyscy zebrani, zdawał się śmiertelnie niebezpieczny. Wypisz, wymaluj, psychopata wypuszczony po dwudziestu latach z Azkabanu. Pomiędzy zebranymi przeszedł cichy szmer. Nie było tu zaskoczenia. Każdy się spodziewał, że ta dwójka przyjdzie razem. Ognisty ptak w swej czerwonej sukience nie wzbudził, aż takiego zainteresowania.
    Parę kroków za nimi weszła kolejna para. Gość z drugiej szkoły wraz ze swoją uroczą partnerką. Jak zawsze roztaczał wokół siebie aurę władcy całego wszechświata. Dla towarzyszki zaś był obrońcą i podporą w trudnych chwilach. Gdyby nie jego charakter, z pewnością niejedna chciałaby się znaleźć na jej miejscu. Ta dwójka przemieszczała się znacznie ciszej. Zupełnie jakby unosili się w powietrzu lub podłoga wykonana była z materiału pochłaniającego cały dźwięk. Tylko niektórzy byli w stanie dostrzec na twarzy hrabiego pewną nutę niezadowolenia, kiedy to zerknął za siebie i prychnął cicho z widoczną dezaprobatą. Nic jednak nie powiedział i wraz z dziewczyną udał się na parkiet zajmując wyznaczone miejsce.
    Ostatnia para wzbudziła mieszane uczucia. Niektórzy zaczęli się cicho śmiać, inni z trudem ukrywali zaskoczenie, a jeszcze innym było to całkiem obojętne. Przyjaciele Nerezy należeli do tej drugiej grupy. La Mettrie ze zdziwienia przetarła oczy, a gdy to nie pomogło, poprosiła, aby Raven ją uszczypnął, nim jeszcze druga para ich minęła.
    - Oszalała... - dziewczynie opadły ręce i nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów, które odzwierciedlałyby to, co właśnie czuła.
    - Myślałam, że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy, ale się myliłam - przyznała młoda Lupin. - Wiem jednak, kto nie jest zadowolony z tego faktu - zatarła ręce z uciechy. Miała rację. Pośród uczniów, znalazła się pewna grupa, którym obecne zestawienie reprezentantów zupełnie nie odpowiadało.
    - Ale jestem bardziej sfrustrowana niż ty po zobaczeniu Sharety z Matthew! - oburzyła się Crow. - I to dla niego szyłam tę sukienkę? Dla niego?! - Z pretensją wskazała na osobnika towarzyszącego Nerezie. Ta zdawała się ignorować zamieszanie, które wzbudziła swoją decyzją. - Nie po to wraz z siostrą dziubdziałam się w kruczych piórach... - Nim skończyła mówić, Perez zasłonił jej usta. Sam również nie był zachwycony, lecz był ciekaw, co kierowało ich przyjaciółką, skoro wybrała takiego, a nie innego partnera. Tymczasem cała szóstka przyjęła pozycje wyjściowe, a wynajęta orkiestra zaczęła grać walca. Wyuczeni, niczym pod linijkę rozpoczęli taniec. Ten wspaniały pokaz, gdzie bezbronny łabędź szuka wolności, a dzielny drapieżnik, go chroni i pomaga w spełnieniu marzenia. Przynajmniej tak to mniej więcej opisywano potem w artykułach, dodając jeszcze więcej poetyckich upiększeń, których nie każdy rozumiał. Panowie pewnie prowadzili swoje partnerki, a suknie dam wirowały w powietrzu, oczarowując zebranych kolorami i krojem. Tego wieczoru każda z pań zdawała się być znacznie piękniejsza i nie było najmniejszych wątpliwości odnośnie, kto tu jest gościem specjalnym.
Crow wstrzymała oddech, kiedy tancerze zbliżali się do tej części układu, który sprawiał Scoliari najwięcej problemów i zawsze się przy nim myliła. Z ust wydobył się odgłos zachwytu, kiedy bezbłędnie postawiła kolejne kroki i pozwoliła się podnieść. Zazwyczaj po tej figurze do tańczących dołączali dyrektorzy, opiekunowie oraz uczniowie, lecz tym razem nauczyciele wstrzymali chętnych. Nikt z uczniów nie rozumiał dlaczego. Co tym razem zaplanowali organizatorzy?
Hrabia zakręcił swoją partnerką. Gabrielle Weasley nie zdawała się być teraz zwykłą kujonką o pokroju szarej myszki. Tym razem to dama w szykownej sukni w odcieniach brązu idealnie pasujące do wystroju. Z profesjonalnym makijażem i misternym kokiem wyglądała na starszą. Na szczęście nie odbierało to jej łagodności i niewinności. Wraz z Ace tworzyła wspaniały duet.
W tym wszystkim najdziwniejszym zestawieniem okazała się krukonka wraz z Marcusem Zabinim. Te dwie osoby praktycznie nigdy ze sobą nie rozmawiały, nie darzyły jakąkolwiek sympatią i w normalnych okolicznościach albo by się rozeszli, albo wzajemnie wykończyli. Uśmiech widniejący na twarzy ślizgona wyrażał triumf. Jak zawsze znajdował się w centrum uwagi. Udało mu się ponownie zostać gwiazdą wieczoru. Partnerka była mu całkiem obojętna. Zresztą on jej też. Dla dobra jednak całego wydarzenia każde starało się najlepiej jak umiało. Nie można było im zarzucić nieodpowiedniego ubioru czy braku umiejętności tanecznych. Brakowało zaś między nimi nici porozumienia. Choć ich wspólny występ wzbudzał zaskoczenie, to nie dało się ukryć, że to tylko gra i nic więcej za sobą nie niesie.
Pary zbliżyły się do siebie na środku parkietu. Uczestnicy balu spoglądali na to z zaciekawieniem. Nikt nie kojarzył, aby coś podobnego było ćwiczone na zajęciach tanecznych. Z ust zebranych wydobyło się pełne zrozumienia "och", kiedy partnerki znajdujące się w środku, zawirowały i tym razem trafiły do rąk innych panów. Drobne, niby nic nie znaczące posunięcie, a już wzbudziło wiele kontrowersji, a w główkach poniektórych zaczęły kiełkować niestworzone historie.
Tancerze odsunęli się od siebie, zaczynając układ od początku, lecz tym razem w zupełnie nowym zestawieniu. Oczami wyobraźni uczniowie widzieli jak Danielle walczy w tańcu z Ace. Każde z nich chciało dominować. Coś zgrzytało między nimi i nie wyglądało na to, żeby uległo to zmianie.  Tymczasem Gabriela straciła swoją opokę i zdawała się niknąć w ramionach Zabiniego. Osobowość czarodzieja całkowicie ją pochłaniała. Trzecia para zdawała się przy nich być całkiem niewidoczna.  Byli niczym cienie przemykające po parkiecie.
Kolejne zbliżenie. Nastąpiła ponowna zmiana. Dzisiejsi goście wciągnęli się w ten niecodzienny dodatek do pierwszego tańca. Do tej pory nic takiego nie miało miejsca. Przynajmniej w Hogwarcie, a i tak to dziwne biorąc pod uwagę od ilu lat organizowany jest Turniej. Wygląda na to, że organizatorzy zbyt bardzo pracowali nad skomplikowanymi rzeczami, aby wpadli na taką drobnostkę. Zresztą z każdą chwilą coraz ciekawszą. Pary wyglądały na idealnie dobrane już na wejściu, lecz teraz po szaradach, wyszły znacznie lepiej. Nikt by nie przewidział, że mała Weasley nie spanikuje i jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, zaufa Olafowi. Albo, że Morande w ciągu kilku chwil zmyje mulatowi uśmiech z twarzy. Nie mówiąc już o hrabim i Scoliari. To była pierwsza okazja dla zebranych, aby zobaczyć jak dobrze się ze sobą dogadują. Wyjątkowo nie rzucali w siebie złośliwym uwagami.
Następna zmiana nie nastąpiła, choć wszyscy wyczekiwali jej z zapartym tchem. Do tańczących wreszcie dołączyli dyrektorzy, nauczyciele a następnie pozostali uczniowie. Prawie wszyscy chcieli wziąć udział w tej wyjątkowej chwili. Wirujące pary wypełniły pomieszczenie zajmując każdą wolną przestrzeń, kiedy okazało się, że parkiet  nie jest ich w stanie wszystkich pomieścić. Muzycy wciąż grali znajomą melodię, powtarzając ją tyle razy ile to tylko było potrzebne, aż do momentu, gdy otrzymali w końcu znak, aby zakończyć uroczyste rozpoczęcie balu. Tancerze zatrzymali się. Zewsząd zerwały się oklaski. Tak wspaniałego początku już dawno nie było...
   - Słuchajcie... czuję się zdezorientowana - La Mettrie choć bawiła się wyśmienicie to nie mogła zrozumieć jednej rzeczy. -  Teoretycznie reprezentanci wchodzą na salę i rozpoczynają taniec wraz ze swoim partnerem, który został zaproszony... Ale dzisiaj to już nie wiem kto jest z kim - Zagubiona wskazała na swoją przyjaciółkę, którą do stoliku z ponczem odprowadzał nie tak jakby się każdy spodziewał, Marcus, a Nobilar i oboje zdawali się wymieniać uprzejmościami, co z pewnością nie było niczym normalnym.
   - Widzę kilka rozwiązań - pospieszył z odpowiedzią Perez. - Mogą świetnie grać, coś wzięli, albo po prostu coś nas ominęło i mamy parę w Turnieju...
     - Nigdy! - przerwała mu szybko. Taka możliwość nawet nie wchodziła w grę. Przecież to niemożliwe, czyż nie?
   - A jeśli to Jewel? - spytała z nadzieją Arielle. - Wiecie... Wziął eliksir wielosokowy. Sam hrabia w końcu nie przepada za występami...
   - Ale przyszedł z Gabrielą...
   - Zszedł z parkietu z Nerezą. Gabriela była tylko dla odciągnięcia uwagi, bo każdy się spodziewał, że tak przyjdą.
    - Nie pojmuje twojego toku myślenia - skwitowała naburmuszona Maya. Starsza koleżanka trzymała ją za rękę i za nic nie chciała puścić. - Jest zupełnie bez sensu. W końcu Jewel mógł sam zaprosić ją na bal...
   - Och, już ci wszystko tłumaczę - rozpromieniła się puchonka. - Posłuchajcie, to całkiem ciekawe. Ace nie chciał przyjść, więc Jewel się w niego zmienił. Potem jednak wyszło, że wypadałoby zaprosić Weasley, więc zamienił się w Olafa, a ten w Marcusa - zakończyła dumnie. Spoglądała na znajomych oczekując aprobaty i braw za wysnucie niezwykle pokręconej teorii.
    - Koszmarnie naciągane. Nawet ja tego nie łyknę, ma cherie.
    - Ja chcę po prostu wierzyć, że nasza przyjaciółka nie popełniła takiego błędu, a Jewel dostał nasz list. Przecież on ją kocha - załamała ręce.
   - Albo naprawdę są tylko przyjaciółmi. Przykro mi, tym razem swatanie wam się nie udało. Potem ją podręczycie. Wydaje mi się, że wystarczająco ją już życie pokarało - Elti objął dziewczyny i pomimo ich protestów pociągnął je za sobą. To miał być bal pełen tańców i zabawy, a nie kółkiem dyskusyjnym złamanych serc.

***

   Kiedy pierwsze zachwyty minęły, uczniowie rozeszli się po całej sali, zwiedzając każdy kąt i  bliska przyglądając się niecodziennym ozdobom. Zainteresowanie reprezentantami robiło się coraz mniejsze, dzięki czemu w spokoju mogli poruszać się wśród tłumu, choć od czasu do czasu pojawił się ktoś, kto chciał z nimi zatańczyć bądź uprzejmie zapraszał na przekąskę.
   - Dziękuję - Nereza zwróciła się do hrabiego. Nie była skora składać mu podziękowań, ale jakoś przemogła w sobie niechęć. Z kieliszkiem ponczu w dłoniach szła obok panicza, z daleka obserwując osoby bawiące się przy scenie. Klasyczne utwory poszły w zapomnienie i zastąpiły je nowoczesne ostre brzmienia.
   - Mówiłem, że beze mnie sobie nie poradzisz, nieopierzony kruczku.
   - Próbuję być miła - skrzywiła się. - Nie psuj nastroju.
   - Musisz starać się bardziej, o ile nie chcesz wrócić w szpony Zabiniego- wytknął jej niby mimochodem. Kątem oka widział jak spochmurniała i zacisnęła zęby. Miał rację. Ślizgon robił wszystko, aby znaleźć się w centrum uwagi, a ona była do tego idealną przepustką. To nie tak, że nie wiedziała o tym od samego początku, gdy została zaproszona przez niego na bal. Mulat miał rację. To była najbardziej sensowna propozycja jaką mógł jej złożyć. Biorąc pod uwagę jego nikczemne podejście do życia, była to najprawdopodobniej jedyna "przysługa", na którą mogła się zgodzić. Nie była jednak z tego powodu szczęśliwa i nie spieszyła się przez to z poinformowaniem najbliższych o zaistniałej sytuacji. Prawdę powiedziawszy to i Zabini jakoś się nie chwalił wcześniej przyszła partnerką. Najwyraźniej chciał wywrzeć piorunujące wrażenie na zebranych. W każdym razie udało mu się. A ona, jako głupiutka istotka, miała na tyle szczęścia, że organizatorzy postanowili urozmaicić pierwszy taniec. I na tyle pecha, że hrabia znów będzie przekonany o tym, że jest mu coś winna. Naprawdę już miała dość długów.
   - Widzę, że w końcu zgrzeczniałaś.
   - Niedoczekanie twoje, ty podły sadysto - odpowiedziała mu prychając.- Co z Gabrielą? Z tego co się orientuję twoje dobre wychowanie nie powinno pozwolić ci na pozostawienie jej samej... Nawet, jeśli teraz rozmawia ze znajomymi.
   - Nie twój interes, nieopierzony kruczku.
   - Macie ciche dni?
   - Jeszcze jedno słowo, a stracę cierpliwość. Uważaj, co robisz - posłał jej mordercze spojrzenie. Najwyraźniej uderzyła w czuły punkt.
   - Tylko pytałam - wzruszyła ramionami. Weszło jej w krew drażnienie go, ale nagłe napady złości zawsze ją zaskakiwały. Nigdy nie miała pojęcia jak daleko może posunąć się w złośliwościach. Był naprawdę nieobliczalny. Ale przynajmniej sprawiedliwy. O ile tak to można określić.  - Jestem ciekawa kiedy podadzą jakieś dokładniejsze informacje odnośnie drugiej rundy - zmieniła temat, powracając do zdecydowanie bardziej przyziemnych spraw. Nudnych. Zupełnie nieodpowiednich na czarujący bal.
   - Nie sądzę, aby to nastąpiło  w tej chwili. Pomijając już fakt, że nigdy nie lubili zdradzać szczegółów. Chyba nie sądziłaś, że podzielę się z tobą wiedzą. Jesteśmy rywalami.
    - Próbuję prowadzić kulturalną rozmowę na sensowny temat - wytknęła mu.
    - Tylko czy druga strona chce ją prowadzić?
    - Raczej dziwnie to będzie wyglądało, jeśli będziemy snuć się razem w milczeniu jak cienie przez tę część wieczoru, na której musimy bezwzględnie być.
    - Ciasteczko? - spytał nieoczekiwanie. Nereza przekrzywiła niezrozumiale głowę, gdy smakołyk nagle pojawił się przed jej twarzą. - Liczę na to, że nie będziesz prowadzić konwersacji z pełnymi ustami.
    - Doprawdy, jesteś niezwykle uroczy - pokręciła głową i wyminęła hrabiego. Babeczka wylądowała z powrotem na tacy, jako że blondynka nie wyraziła chęci zjedzenia jej.
     - Dziękuję, staram się - uśmiechnął się nieznacznie w ten swój wyjątkowy ironiczny sposób. Scoliari musiała przyznać, że im dłużej znała hrabiego tym większy miało to swój urok. Był nieznośny. Czasem nawet bardzo. Jakimś sposobem jednak udało im się nawiązać nić porozumienia. - Dlaczego Zabini? - W końcu padło to pytanie, na które dziewczyna nie była chętna odpowiadać. Miała więcej szczęścia niż rozumu, gdy padła propozycja urozmaicenia pierwszego tańca. Prawdę powiedziawszy była winna Nobilarowi pewne wyjaśnienia, bo to za jego sprawą zakończyli pląsy w takiej a nie innej konfiguracji. Zupełnie jakby się przejął jej niezadowoloną miną, gdy pojawiła się na jednej z ostatnich prób przed balem. Co oczywiście nie jest możliwe, bo nie żywili do siebie, aż tak ciepłych uczuć. Mimo to i tak było to miłe z jego strony.
    - Układ - skwitowała krótko - On był przekonany, że jestem mu coś winna. Biorąc pod uwagę jego pozycję, nie do końca mogłam odmówić. Propozycja, którą mi złożył nie była najgorsza. Poza tym i tak lepiej było się zgodzić po dobroci, niż potem na siłę być wciągniętą w jakąś dziwną sytuację.
    - I co ty byś beze mnie zrobiła, nieopierzony kruczku? Znowu cię ratuję.
    - Tak... Przed złym, niedobrym, czarnym rycerzem - parsknęła śmiechem.
    - W takim razie...
    - O nie! Podziękowałam. Już nie jestem ci nic winna - podniosła ręce w geście obronnym. Już wystarczy tych wszystkich długów wobec ucznia z Durmstrangu.
    - Nie to chciałem powiedzieć. Uznajmy, że chwilowo jesteśmy kwita.
    -  Niby jak to wychodzi z twoich rachunków? - spytała nieufnie. Hrabia z pewnością by jej łatwo nie odpuścił. Coś innego musiało zaprzątać jego myśli. Chociaż... Czy rzeczywiście była aż tak ważna? Skarciła się w myślach przywołując do porządku. Nie była i nie będzie. Łączył ich Turniej i garstka scysji podczas nieoczekiwanych spotkań na korytarzach Hogwartu. Nie otrzymała jednak odpowiedzi na żadne ze swych pytań. W momencie, gdy hrabia otwierał usta, przemknęły między nimi świetliste renifery. Zanim zniknęły, chłopak zdążył rozmyślić się z podzielenia się swoimi tłumaczeniami z krukonką.
    - Wybacz - skłonił się przed nią, a po chwili oddalił się, kierują w stronę Gabrieli, która to uroczo śmiała się z żartów osób, które jej towarzyszyły. Scoliari przez chwilę przyglądała się bezwiednie Gryfonce. Zaraz jednak przywołała się do porządku. Odgarnęła kilka niesfornych kosmyków z twarzy i pewna siebie ruszyła na poszukiwanie swoich przyjaciół, którzy krążyli gdzieś w tłumie. I chyba nawet wiedziała gdzie, bo Ariel zaczęła złorzeczyć właśnie na swoich kuzynów, którzy mimo wszystko zdążyli przygotować kilka pułapek dla uczestników balu. W tym i barwiący poncz, który zmieniał kolor skóry czarodzieja w zależności od jego nastroju. Nereza była pewna, że Puchonka obecnie przybrała śliczny czerwony odcień. Musiała zatem to zobaczyć. Z fantazyjnymi włosami metamorfomag z pewnością doskonale się to komponowało. I tak porwana przez kolejne wydarzenia balu, szybko przestała się przejmować zarówno Zabinim jak i Ace, a także karcącymi ich nauczycielami, którzy próbowali zaprowadzić jako taki porządek w tym uroczystym dniu.


***


   - Crow, jest siódma rano. Święta. Jesteś spakowana, a pociąg dopiero za trzy godziny. Zechcesz mi powiedzieć, czemu jak szalona skaczesz po swoim łóżku i śpiewasz coś, co zupełnie nie przypomina świątecznych kolęd? - spytała Scoliari siedząc przy swoim kufrze. Dopychała do niego ostatnie potrzebne rzeczy


____

Im dłużej piszę opowiadanie, tym dłuższe rozdziały chciałabym zamieszczać. Niestety, już dwa wpisy temu dotarłam do momentu, gdzie ilość tekstu jest tak duża, że mam problemy z formatowaniem. Blogspot odmawia współpracy i skleja mi akapity bądź wstawia niepotrzebne przerwy. Odtąd, jeśli trafi się dłuższy rozdział, będę go dzielić na części. Przy czym opublikowane zostaną jednego dnia.

____

Z ciekawostek: Zaczęłam pisać słuchając Yule Ball. Potem wpadła sesja, przerwałam tworzenie rozdziału, a po powrocie jakoś nie mogłam się wczuć w utwór. I tu niespodzianie pojawił się "Try Everything" z nowego filmu "Zwierzogród". Już dawno tak dobrze nie pisało mi się przy piosence!