- Na Merlina, Crow! Coś ty uczyniła z moim łóżkiem? - Scoliari szybko podbiegła do swojego posłania, które wyglądało jak po przejściu tornada. Niezliczone ilości próbek materiałów, jakieś wykroje, szkice... Ich pokój wyglądał jakby zamienił się w pracownię krawiecką. Najwięcej jednak rzeczy leżało na łóżku La Mettrie. Prawdę powiedziawszy, nie było go widać spod tego stosu.
- Ach, to ty Nerezo - powitała ją podnosząc na moment głowę - Po prostu próbuje nowych rzeczy.
- To mi wygląda obecnie na warsztat. Z tą ilością materiałów mogłabyś sklep otworzyć. Skąd ty w ogóle to wzięłaś? Co najmniej tuzin sów musiało to przynieść.
- Nie, wcale nie - francuzeczka zrobiła trochę miejsca, by jej przyjaciółka miała więcej miejsca - Przywiozłam ze sobą na początku roku szkolnego. Wykorzystałam zaklęcie zmniejszające
- Prawda, nie pomyślałam o tym - przyznała zawstydzona. W końcu to jej domeną były zaklęcia. Powinna była od razu się domyślić - Tak więc? Co konkretnie planujesz z tego stworzyć?
- Pierwszy zarys naszych kostiumów Halloweenowych.
- Tylko, że obiecałaś mi, że nie będzie nic słodkiego. Tymczasem widzę mnóstwo różu i innych cukierkowych kolorów...
- Muszę być przygotowana na różne ewentualności. Poza tym - podniosła palec wskazujący do góry - Jeszcze ze mną nie byłaś na zamknięciu zgłaszania się. Nie myśl, że o tym zapomniałam.
- Crow! Twój materiał poniewiera się nawet w pokoju wspólnym! - usłyszały krzyk poirytowanej współlokatorki.
- Powinnaś posprzątać.
- Och, wielkie mi halo - burknęła La Mettrie - Accio - wyciągnęła różdżkę z misternego koka, który miała na głowie. Wystarczyło jedno machnięcie i już po chwili do pokoju wleciały skrawki najróżniejszych tkanin, a następnie opadały swobodnie na pozostałe stosy rzeczy francuzeczki - Uwielbiam to zaklęcie. To najlepsza rzecz jaką można było wymyślić.
- A zamiana wody w lemoniadę? Zaklęcie pakowania rzeczy do kufrów? - przypomniała Nereza. Również kochała udogodnienia związane z magią. Czary sprawiały, że życie było znacznie łatwiejsze. Tylko najpierw trzeba było wszystkiego się nauczyć, a to wymagało wiele pracy.
- To również fantastyczne rzeczy. Nerezo, ma cherie, mogłabyś zasłonić tamtą zasłonkę? Razi mnie po oczach - poprosiła przyjaciółkę. Ta podeszła do jednego z dużych okien, przez które można było obserwować część błoni i niewielki skrawek jeziora. Pociągnęła za lekki materiał i zasłoniła okno. W pokoju nie było teraz ciemno, ale panował przyjemny cień nie utrudniający pracy.
- Nerezo, Crow - rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do środka wsunęła się Bianca. Jak zawsze miła i potulna. Z nieskończonymi pokładami cierpliwości - Przy wejściu do domu czeka na was Arielle.
- Arielle? Ta sama, którą spotkałyśmy ostatnio?
- Najwyraźniej - La Mettrie odłożyła rzeczy - Jak się już na coś uprze to nie odpuści. Pewnie chce nas podręczyć.
- A więc miejmy to już za sobą. Lepiej teraz niż za kilka dni, gdzieś pośrodku korytarza.
- Dziewczyny! - rozłożyła szeroko ręce na powitanie - Jak miło was widzieć! - podbiegła i przyciągnęła je do siebie. Cieszę się, że mam takie dwie przyjaciółki jak wy.
- Nie jesteśmy twoimi przyjaciółkami - Nereza zwęziła oczy - Nie podoba mi się to, jak się do nas przymilasz.
- Nie? - dziewczyna wyglądała na zdziwioną - Byłam pewna, że będziecie szczęśliwe słysząc ode mnie te słowa.
- Przykro mi, ale nie tym razem. Wybierz sobie innych przyjaciół.
- Ner, nie musisz być, aż tak niemiła - ciemnowłosa krukonka powstrzymała znajomą przed rzuceniem kilku nieprzyjemnych słów.
- A mam powód, aby zachowywać się inaczej?
- Wrodzona uprzejmość i savoir-vivre?
- Jesteś momentami nieznośna...
- Ekhem, przepraszam! Ja tu jestem!
- Widzę i słyszę, Arielle Lupin.
- Zapamiętałaś moje imię. Jak słodko! Słuchajcie, muszę się wam pochwalić. Wrzuciłam w tym roku swoje nazwisko do czary - dziewczyna było rozentuzjazmowana. Jej włosy przybrały ognisty pomarańczowy kolor.
- To... Fajnie, naprawdę - odpowiedziała po dłuższej chwili Crow. Spojrzały na siebie ze Scoliari. Co tu właściwie się działo? Czemu ona im to mówiła?
- Nie masz bliższych przyjaciół, którym powinnaś to powiedzieć? - zasugerowała La Mettrie.
- Niby tak, ale uznałam, że jesteście pierwszymi, które powinny to usłyszeć.
- Nie zwracajcie na nią uwagi. Jest niespełna rozumu - kpiąca uwaga rzucona z ust młodej ślizgonki.
- Z pewnością normalniejsza niż ty - odburknęła Puchonka.
- Ojoj, uraziłam twoje uczucia? Chodzący lizaczku? - podeszła bliżej, do Arielle.
- Uważaj, abym nie uraziła twoich, młoda.
- To, że masz siedemnaście lat nie oznacza, że jesteś ważniejsza ode mnie. Nie zapominaj z jakiej rodziny się wywodzę - zwęziła swoje kocie oczy. Pomimo młodego wieku już teraz zaczęła się malować, aby podkreślić swoją urodę i rzadko spotykany kolor tęczówek.
- Widzę, że się znacie - skwitowała Ner.
- Owszem. Cóż za nieszczęście, że czasem musimy się spotykać w rodzinnym gronie - ruchem dłoni odgarnęła długie ciemno brązowe włosy na plecy.
- Shareto Malfoy, odrobina szacunku do starszych, by ci nie zaszkodziła- Arielle zacisnęła pięści i zmusiła się do pouczenia małolaty. Była od niej zdecydowanie młodsza, ale wzrostem były praktycznie rzecz biorąc identyczne. To wyglądało jak spotkanie aniołka z diabełkiem.
- Na mój szacunek należy zasłużyć. Nie będę się zadawać z byle kim. A tymczasem muszę się użerać z brudną krwią, wilkołakami i Merlin wie, czym jeszcze - na twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.
- Nie obrażaj mojej rodziny! - puchonka naburmuszyła się.
- Będę robiła to, co mi się żywnie podoba. To ja tu jestem najbogatsza i najważniejsza. W końcu jestem z rodu Malfoyów.
- Patrz Crow, takie małe, a takie wyszczekane... I dopiero na drugim roku jest.
- Scoliari, z tobą nie rozmawiam. Dopilnuję, aby twój opiekun dowiedział się, że mnie obrażasz!
- Obyś chciała tylko na mnie donieść - odpowiedziała kręcąc głową - Chodź - zwróciła się do francuzeczki - Nic tu po nas.
- Sugerujesz coś? - Ślizgonka zastąpiła jej drogę.
- Zejdź mi z drogi, Shareto. Dobrze wiesz, że nie warto mnie wyprowadzać z równowagi.
- Nie boję się ciebie! - sięgnęła po różdżkę, lecz nim zdążyła wypowiedzieć jakiekolwiek zaklęcie krukonki minęły ją i zniknęły za drzwiami swojego domu - Argh! Nienawidzę ich! Arielle?! - obejrzała się chcąc dokończyć porachunki z puchonką, lecz i ta zdążyła się w międzyczasie ulotnić. Jak widać, młoda Malfoy była jeszcze zbyt niedoświadczona, aby dobrze rozegrać potyczkę słowną z tyloma osobami na raz.
~*~
Wbrew pozorom, ostatniego dnia możliwości zgłaszania się do Turnieju, w sali pojawiło się całkiem sporo osób. Rozsiedli się wygodnie na ławkach i spoglądali na każdego, kto tylko zbliżył się do czary. Wielu wrzuciło nazwiska do niebieskiego ognia. Powoli z tej grupy wyłaniali się faworyci jako przyszli uczestnicy tego niezwykłego wydarzenia. Jednak to nie uczniowie decydowali ostatecznie, kto ich będzie reprezentował. Musieli poczekać na decyzję tego niezwykłego przedmiotu. Czara nigdy się nie myliła. Zawsze wybierała odpowiednich kandydatów, którzy byli w stanie podołać wszystkim trzem zadaniom, a jednocześnie przebieg był interesujący, pełen niezliczonych zwrotów akcji.
Niektórzy wahali się do ostatniej chwili, nie będąc pewnych swoich umiejętności. Krążyli wokół pomieszczenia nie mogąc zdecydować się co począć z zapisanym pergaminem. Obawiali się. Bali tego, co nauczyciele mogli wymyślić w tegorocznych zadaniach. Może to i dobrze, że wstrzymywali się z oddaniem swojej kandydatury. Lepiej nie brać udziału niż potem żałować swojego zgłoszenia.
Zgodnie z obietnicą, Nereza przyszła ze swoja przyjaciółką. O ile Crow dopingowała ostatnich maruderów, tak blondynka wolała zająć się nauką i bazgraniem czegoś na luźnej kartce, od czasu do czasu tylko kiwając głową i mrucząc coś niezrozumiale. Zajęła się sobą i w tym momencie było jej doprawdy obojętne ile kartek wyląduje jeszcze w pucharze. Zdecydowanie bardziej oczekiwała ostatecznego wyboru, który miał nastąpić trochę później. Była ciekawa jak tym razem wszystko się potoczy. Czasem uczestnicy współpracowali ze sobą, lecz zdarzały się też lata, gdzie dążąc po trupach starali się wyeliminować konkurencję, aby wygrać. Tak często zdarzało się w przypadku meksykańskiej szkoły, czy Durmstrangu, a nawet Hogwartu, gdy został wylosowany mniej ciekawy uczeń. Wtedy nienawiść i napięcie między kandydatami czuć było nawet na trybunach. Mało przyjemne doświadczenie... Ministerstwo wtedy starało się, aby wszystkie trzy zadania przebiegły jak najszybciej. Nikt w końcu nie chciał odpowiadać, nie daj Merlinie, za ewentualne trupy pośrodku stadionu. Ostatnim, który zginął był Cedric Diggory. To były mroczne czasy, kiedy to odrodził się Czarny Pan. Dlatego organizatorzy niechętnie wspominają to wydarzenie.
-Marcusie, czy wrzuciłeś już swoje nazwisko? - zaszczebiotała jedna z licznych dziewcząt otaczających przystojnego mulata. Młodzieniec chodził do ostatniej klasy, do Slytherinu. Znali go chyba wszyscy w Hogwarcie. Rodzina Zabini uczyła się tu od pokoleń i każdy jej członek wyróżniał się nieprzeciętnym egzotycznym wyglądem oraz wrodzoną elokwencją. Nawet jeśli nie błyszczeli wiedzą to nie pozostawali niezauważeni. Tak jak teraz Marcus pośród swoich fanek, które śledziły każdy jego krok.
- Ależ oczywiście. Już pierwszego dnia - zapewnił dziewczynę przeczesując palcami jej włosy. Zachichotała głupio starając się być flirciarska.
- A jeśli cię wybiorą? - spytała inna, siedząca mu na kolanach.
- Wtedy będę godnym reprezentantem Slytherinu i zdobędę puchar.
-Z pewnością, Marcusie.
- Nie powinnaś mieć żadnych wątpliwości - zmusił nastolatkę do wstania i pochylił się do przodu. - Od kiedy to Krukoni zajmują się sztuką, nieopierzony kurczaku?
- Mam imię, Zabini - Nereza zwróciła mu uwagę.
- Które zupełnie mnie nie interesuje. Tak więc? Co tam bazgrolisz? Chcę zobaczyć te marne esy floresy. Pochwal się.
- Po moim trupie.
- Nie sądzę, aby tak drastyczne środki były konieczne - zaśmiał się nieprzyjemnie - Daj rysunek - wyciągnął rękę w jej stronę. Może i chłopak był zły i lubił dręczyć innych, ale... Jakby to określić... Miał w tym trochę klasy. Nigdy nie uciekał się do przekleństw i nie wykorzystywał innych, aby dręczyć swoją ofiarę. Reszta była tylko widownią, a gwiazda mogła być tylko jedna. On, Marcus Zabini.
- Zapomnij - zamknęła książkę, chowając między jej strony pracę. Odwróciła głowę od Ślizgona ignorując jego dalsze zaczepki. Crow, która odeszła na drugi koniec sali, aby z kimś porozmawiać dostrzegła, że przyjaciółka ma wyraźnie problemy ze starszym chłopakiem i natychmiast ruszyła z odsieczą.
- Accio, rysunek - Nie lubił, gdy mu się odmawiało. Dlatego wykorzystał proste zaklęcie, aby dopiąć swego. Nereza próbowała przytrzymać obrazek, ale w dłoniach zostały tylko dwa małe kawałki. - Zobaczmy... A cóż to za ohyda? To w ogóle ma jakiś sens? - perfidny uśmiech wykrzywił jego twarz. Zaciekawione fanki zajrzały mu przez ramię.
- Pośmialiście się, a teraz oddawaj, Zabini - nad chłopakiem stanęła francuzeczka.
- A jeśli tego nie zrobię, to co?
- To złamię przynajmniej trzy zasady szkolnego regulaminu, abyś sam zaczął mnie błagać, aby to od ciebie wziąć.
- Uuu.... mocne słowa jak na tak słabą istotkę jak ty. Doceniam twój hart ducha - kolejny ruch różdżką i kartka złożyła się w ptaszka - Dam ci zatem szansę. Jeśli go złapiesz, jest twój - origami wzbiło się w powietrze. La Mettrie utkwiła wzrok w chłopaku, a potem przeniosła go na papier. Dać się wciągnąć w tą głupią gierkę czy jednak nie?
- Nie będę robić za twoją zabawkę - odmówiła pościgu.
- W takim razie pożegnaj się z pracą przyjaciółki - ptaszek pomknął w kierunku czary. Gdyby to był zwykły rysunek, żadna z nich pewnie by nie zareagowała. Jednak jeden drobny fakt sprawił, że Scoliari rzuciła książkę w kąt i nie patrząc na nic pomknęła z pergaminem.
- Nie...! - odepchnęła kilku uczniów i podskoczyła starając się go złapać nim wpadnie w niebieskie płomienie. Tak niewiele jej brakowało, by go dostać...
Dzień dobry Pani :)
OdpowiedzUsuńTo znowu ja, tym razem komentująca na bieżąco.
Podoba mi się pasja Crow - no bo cóż może być ciekawszego w człowieku niż jego pasja? Przy tym Francuzka jest pozytywnie zakręcona i wprowadza ciepłą atmosferę do historii. Przy tym zgadzam się z nią, że Accio to bardzo przydatne zaklęcie - gdybym mogła go używać, rozleniwiłabym się do reszty, więc może jednak dobrze, że jestem tylko nędznym mugolem :)
Jowialna Arielle była całkiem zabawna, zupełnie nie rozumiem ponurej Nerezy :)
Scena z młodą panną Malfoy była urocza - taki mały Malfoyek pokazuje wrodzone pazurki, ale jeszcze za mały z niego kociak, żeby zadzierać ze starszymi i bardziej doświadczonymi w korytarzowych awanturkach.
No właśnie, kwestia śmierci Cedrica Diggory'ego zastanawiała mnie od początku, kiedy natrafiłam na pomysł Turnieju Trójmagicznego w Twoim opowiadaniu. W końcu tradycja Turnieju wygasła na sto lat ze względu na ofiary śmietelne i dało mi to do myślenia, czy po tak krótkim okresie Ministerstwo odważyłoby się przywrócić rozgrywki? Chociaż właściwie można uznać, że ta konkretna ofiara nie wynikała z zawodnych środków bezpieczeństwa, tylko lorda Voldemorta himself. Ciekawa kwestia w każdym razie.
Zauważyłam mały błąd - powinno być "hart ducha", chart to taki pies ;)
Ooo, tego się nie spodziewałam! Zaskoczyłaś mnie. Nereza kandydatką Hogwartu? Dzięki nieświadomej pomocy rywala? Ale się porobiło. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!! To pragnienie zasługuje na dwa wykrzykniki :D Ten był bardzo ciekawy, akcja i napięcie powoli się w nim rozkręcały, od mało znaczących błahostek po Wielką Kulminację :) Oby tak dalej!
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Bardzo ciekawy rozdział. Francuzeczka jest trochę irytująca ale jakże twórcza. Podziwiam twój pomysł, aby pisać o Hogwarcie wiele lat po upadku Voldemorta. Zastanawia mnie jak bedzie wyglądał twój Turniej Trójmagiczny i jacy będą uczniowie z nowych szkół. Chyba Nereza dostanie się nieumyslnir do Turnieju. Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i zapraszam na nowy rozdział u siebie :)
OdpowiedzUsuń