poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 7 - Poniekąd łagodna

   Szkolna magiczna rzeczywistość nie była tak przyjemna jakby się niektórym zdawało. Szczególnie, że po ostatnich zmianach w kadrze nauczycielskiej zostali tak naprawdę tylko zrzędliwi albo wymagający nauczyciele. Nie licząc oczywiście profesora Binnsa, który w trakcie zajęć nie zwracał najmniejszej uwagi na uczniów, a także Hagrida, którego lekcje były przyjemnym sposobem na relaks. Chociaż można było na nich stracić rękę albo nogę jeżeli się dostatecznie nie uważało. Sam gajowy zaś był już starszy,  siwy i przygłuchy więc należało do niego mówić głośno i wyraźnie. Niektórzy zaś zauważyli, że ostatnimi czasy coraz bardziej pogarsza mu się wzrok. Do żadnej wady jednak nie chciał się przyznać. Kochał swoją pracę, Hogwart i jego uczniów oraz zawsze z rozrzewnieniem wspominał stare czasy. Jego opowieści nie miały końca lecz mówił w sposób tak ciekawy, że nie dało się go nie słuchać. Zawsze w zanadrzu miał jakąś anegdotkę. Należało jednak uważać by nie zaczął wspominać Złotego Chłopca. Wtedy się rozklejał i ciężko było go uspokoić. Zupełnie tak jak teraz. Smarkał w chustkę, która wielkością zbliżona była do obrusa i wciąż powtarzał, że nie może uwierzyć w jego śmierć. W tle natomiast smętną muzykę przygrywała zaczarowana harfa, która została ustawiona obok potężnego i naprawdę dużego wybiegu zbudowanego z drewna i metalu. Uczniowie wiedzieli, że lepiej tam się nie zbliżać. W końcu kto wie jakie okrutne zwierzę się tam czai.
   - Cholibka, rozkleiłem się... A chciałem wam dzisiaj przedstawić córeczkę kogoś kogo Harry spotkał kiedyś w tej szkole.
   - Córeczkę? - spytała szeptem Crow.
   - To bydle, nie dziecko - skwitował głośno Malfoy, wyraźnie uprzedzony do zwierzątek profesora. Nic zresztą dziwnego. Większość z nich była nieobliczalna.
   - Myślisz, że ściągnął smoka? - Ner spytała swojej przyjaciółki.
   - Nie zdziwiłoby mnie to. Tylko na co ta harfa? Żaden gad jej chyba nie potrzebował... Ner, jakie wielkie zwierzątka spotkał Potter? Lepiej ode mnie pamiętasz opowieści Hagrida.
   - Niech się zastanowię...
   - Jeśli będzie to hipogryf to zgłoszę to ojcu - wyjedzie przez zęby Velorun.
   - Raczej nie... Nie trzymałby go w takim zamknięciu - blondynka ściągnęła brwi intensywnie myśląc. W tym czasie pół olbrzym podszedł do potężnej zasuwy - O nie... - Scoliari pobladła uświadamiając sobie, co znajduje się w środku. Ręka sięgnęła w kierunku różdżki. W sumie nie ona jedna. Większość osób to zrobiła obawiając się tego co znajdowało się w środku.
   - A więc? Co to jest? - dopytywała La Mettrie.
   - Trójgłowy pies - odpowiedziała Nereza w chwili , gdy drzwi zostały otwarte. Uczniowie patrzyli na ogromnego ogara z niedowierzaniem. Do tych, do których dotarło z czym mają do czynienia cofnęło się o krok albo wydało z siebie zduszony krzyk. Ta bestia mogła się obudzić w każdej chwili i rzucić w ich kierunku. Wszakże gajowy szybko by się nie zorientował, że harfa przestała grać.
   - No? Na co czekacie? Podejdźcie tu bliżej. Owieczka nie zrobi wam krzywdy - Scoliari zdecydowanie pokręciła przecząco głową. Ani jej się śniło. Wraz z pozostałymi cofnęła się do tyłu. Jak rzadko kiedy, Crow, Nereza i Velorun stali zgodni obok siebie. Żadne z nich nie chciało stracić życia - Och, weźcie się w garść. To po prostu trochę większy piesek.
   - Chyba więcej niż trochę... - francuzeczka ukryta się za plecami przyjaciółki - To ma wielkie kły i zęby i może mnie zjeść w całości.
   - Cholibka, przecież was nie zje. Śpi teraz jak zabita - zapewniał gajowy - To kto chce? O, może ty - zmrużył oczy i podszedł do uczniów, aby lepiej ich widzieć - Proszę bardzo, Crow - wylosował dziewczynę z tłumu. Chowanie na nic się zdało.
   - Może lepiej będzie jak kto inny to zrobi? - zasugerowała spanikowana. Może i była żywa, energiczna i miała w nosie wiele rzeczy, ale do śmierci jej się nie spieszyło. Pewność siebie miała swoje granice. - Umrę - pisnęła, gdy pół olbrzym postawił ją obok psa w samym środku zagrody.
   - Widzisz, nie jest tak strasznie - zapewniał.
   - Jest gorzej - przełknęła głośno ślinę. Nauczyciel zastawiał wyjście. Nie było opcji, aby wyszła bez pogłaskania stwora. Drżącą rękę wyciągnęła w kierunku bestii. Chociaż obawiała się o swoje życie, to dotknęła psa. Wbrew pozorom miał przyjemne mechatą sierść. Zaskoczona tym faktem zbliżyła się jeszcze o krok. Pozostałym zaparło dech w piersiach. Nikt nie śmiał się odezwać, aby tylko nie przerwać dobrej passy - Och, jesteś całkiem przyjemna... Przynajmniej kiedy śpisz - na twarzy francuzeczki pojawił się codzienny zadowolony uśmiech.
   - To są kpiny! Co to ma niby być? - warknął złowieszczo. Miał nadzieję, że upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Najwyraźniej mocno zależało mu na tym, aby dziewczynie stała się krzywda. Pozostali Ślizgoni również wydawali się rozczarowani faktem, że nie doszło do żadnego krwawego starcia. Przynajmniej tak to wyglądało. Nikt nie wykluczał, że niektórzy z domu Slytherina po prostu dobrze grali i nie zdradzali tego, co naprawdę sobie myślą o danej sytuacji.
   - Może sam podejdziesz? - zasugerowała jadowicie Scoliari. Malfoy czasem wyprowadzał ją z równowagi, a nie należała do osób, która umiała ukrywać swój gniew i frustrację, gdy już została wyprowadzona z równowagi. Wielu ludzi mówiło, że to wada, lecz blondynka zdawała się nie przejmować zbytnio tym faktem. W między czasie La Mettrie wycofała się do pozostałych uczniów, a Hagrid zamknął zagrodę. Harfa jednak wciąż jeszcze grała melodię. Dzięki temu ulubienica gajowego wciąż spała smacznym snem.
   - Twoja złość nie robi na mnie wrażenia - syknął chłopak - Z każdym dniem robisz się coraz bardziej dziecinna - kilku ślizgonów zaśmiało się niemiło słysząc te słowa.
   - Jakoś tego nie żałuję, jeśli tylko nie zmieniam się w ciebie - odwróciła się w kierunku swojej znajomej - Wszystko w porządku?
   - O dziwo, tak. Owieczka ma swoją milą stronę. Jak tylko będziesz miała okazję, pogłaszcz ją. Naprawdę warto - zapewniała.
   - Dziękuję, ale nie skorzystam.
   - Po prostu nie wiesz, co tracisz.
   - Dobra, cisza tam! - Hagrid w końcu zorientował się, że rozmowy między uczniami stają się coraz głośniejsze i postanowił przejść do dalszej części zajęć, gdzie to dokładniej omawiał gatunek magicznego zwierzęcia, którym się zajmowali. Jego występowanie, sposób żywienia, prawne aspekty... Wszystko, co było ważne do zaliczenia egzaminów końcowo rocznych oraz, jeśli ktoś by tego tylko zapragnął, do posiadania własnego trójgłowego psa. Trzeba było przyznać, że wiedział, co mówi. W końcu interesował się najbardziej niebezpiecznymi zwierzakami i wielokrotnie miał z tego powodu problemy. Na szczęście sporo w ciągu życia się nauczył i teraz nie przemycał ukradkiem na zamek nowego nieznanego cuda, a wszystko zgłaszał dyrektorowi, zanim sprezentował uczniom. Także wiele zmieniło się na lepsze odkąd Potter skończył się uczyć w tej szkole i tamte czasy były wspominane często żartobliwie. W końcu nie wszyscy wierzyli, że niektóre sytuacje mogły mieć miejsce. Takie uroki różnicy między kolejnymi pokoleniami...


***


   - Jak myślisz, czy Owieczkę Hagrid też rozmnoży?
  - Obawiam się, że tak Crow... Jeszcze chyba nie przepuścił okazji, by to zrobić... - odparła po zastanowieniu Scoliari. Po zakończonych zajęciach kierowały się w kierunku Wielkiej Sali, aby zjeść wreszcie coś porządnego. W kamiennych pochodniach wzdłuż korytarza tlił się niewielki ogień. Przepędzał on ciemność kryjącą się w kątach.
   - El, wracaj! Natychmiast do mnie! - rozmowę przerwał im krzyk dziewczyny. Obie obejrzały się za siebie, aby zorientować się, co się dzieje. W tym momencie pomiędzy nimi przebiegł chłopak z ich szkoły. Patrząc na kolor jego krawata, który mignął im w oczach, zdecydowanie należał do Puchonów. Skąd tyle życia w tym uczniu? - El! Jeśli nie wrócisz, zamienię twoje życie w piekło! - Scoliari spojrzała w kierunku wrzeszczącej słodkim głosikiem osóbki. Ciężko dysząc stała na końcu korytarza. Była zła, że nie złapała chłopaka. Włosy zaczesane w elegancki kucyk rozpadał się teraz, a na twarzy pojawiły się wypieki - Dlaczego go nie zatrzymałyście? - rzuciła w kierunku krukonek.
   - Złapanie go to twój problem, a nie nasz - Nereza niosła jedną brew w geście irytacji.
  - Uciekł zanim odpowiedział na moje pytanie - Puchonka stukając obcasikami pantofelków podeszła do nich. Uważniej przyjrzała się jednej i drugiej - Wydaje mi się, że ciebie znam - utkwiła w Nerezie swoje piwne oczęta. Na oko obca była uroczą osóbką o wyglądzie laleczki. I ta wstążka w czerwonych włoskach... Jednak jak widać pozory mylą i poza ślicznym wyglądem miała charakterek małego diabełka. 
   - Mój brat jest prefektem naczelnym.
   - Ach, no tak! - pstryknęła palcami - Mała Scoliari - podeszła do okna i westchnęła ciężko - Już go teraz nie złapię, szkoda. Skoro jednak wy mi weszłyście w drogę... - jej włosy z ognistego czerwonego przybrały teraz delikatnie różowy odcień - To odpowiecie mi na kilka pytań.
   - Arielle! - milcząca Crow przypomniała sobie w końcu imię Puchonki.
   - Pięć punktów dla tej pani! - klasnęła w dłonie - Arielle Lupin, miło mi was poznać. Powiedzcie, jaki jest pan Micheal jako opiekun? Żaden krukon nie chce się dzielić doświadczeniem. Wiem tylko tyle, że jesteście tak samo dręczeni na zajęciach jak pozostali.
   - Zżera ciekawość, czyż nie? - La Mettrie uśmiechnęła się podstępnie unosząc głowę - Ale nie zdradzimy ci więcej szczegółów. Cierp z niewiedzy.
   - A-ale jak to? Ja chcę zaspokoić swoją wiedzę! - naburmuszyła policzki.
   - Nie tym razem - Nereza pociągnęła za sobą francuzeczkę, niechętna na dalsze rozmowy z pokręconą Puchonką. Ta tupnęła jeszcze nogą z niezadowoleniem. Zupełnie jak małe dziecko. - Skąd ją znasz? - spytała przyjaciółki.
   - Kiedyś przychodziła na Klub Pojedynków, ale jej się znudziło. Zawsze taka była... Jest metamorfomagiem. Stąd zmiany koloru włosów.
   - Och, to wiele wyjaśnia - Nereza pokiwała głową. Jakoś nigdy nie miała okazji trafić na Arielle, a jeśli tak się stało, to Krukonka nie zwracała po prostu na nią uwagi zajęta własnymi sprawami - Ile to jeszcze dni do zakończenia zgłaszania się do Turnieju? - spytała, gdy przechodziły obok sali, gdzie znajdowała się czara. W środku siedziało kilku uczniów. Zarówno z Hogwartu jak i innych szkół. 
   - Trzy. Potem kolejne dwa zanim czara zadecyduje, kto będzie nas reprezentował... - w tym momencie od białej linii na podłodze, narysowanej wokół czary odbił się uczeń - Jeszcze się nie nauczyli? - pokręciła głową - Niezależnie od tego, co zrobią, nie przekroczą linii wieku - rozłożyła ręce.
   - Niestety, nie przemówisz im do rozsądku... A i tak Ministerstwo poszło na ustępstwo i od prawie dziesięciu lat mogą zgłaszać się już osoby będące w piątej klasie. Chociaż uważam, że to akurat jest nieporozumienie... 
   - A ty nie chciałabyś wziąć udziału w Turnieju? - spytała zaciekawiona Crow.
   - Nie. Lubię walczyć w Klubie Pojedynków, ale to i Turniej to zupełnie dwie różne rzeczy. Nie mam ochoty brać udziału w czymś, aż tak niebezpiecznym.
   - Hej, mam pomysł.
   - Hmm? - Nereza jakoś nie wykazała  nadzwyczajnego zapału.
   - Chodźmy ostatniego dnia popatrzeć kto jeszcze wrzuci swoje nazwisko do czary.
   - To nic ciekawego.
   - Och, zgódź się. Weźmiemy książki i pouczymy się przy okazji.
   - Nie - Scoliari była nieugięta - Naprawdę nie widzę takiej potrzeby.
   - Obiecuję, że w tym roku nie będzie słodkich strojów na Halloween.
   - Obiecujesz? - blondynka spojrzała na nią kątem oka.
   - Obiecuję, ale tylko i wyłącznie jeśli ze mną tu przyjdziesz i posiedzisz do ostatniej minuty.
   - Niech będzie. Trzymam cię za słowo, ale jak zobaczę różowe wstążki na kostiumie to nie ręczę za siebie.
   - Jestem pewna, że ci się spodoba - wyrwała Scoliari trzymany przez nią podręcznik - Złap mnie!
   - Crow! Nie biegaj po korytarzu!
   - Zjem twoje ulubione ciastka!
   - Nosz, na Merlina - przerzuciła oczami, a następnie ruszyła za przyjaciółką. Francuzeczka była niereformowalna...

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Rzadko kiedy czytam fanficki spoza czasów Huncwotów, a tak odległą w czasie historię jak Twoja widzę po raz pierwszy, ale już bardzo mi się spodobała. Ładnie piszesz, a choć rozdziały są niedługie, to obfitują w ciekawe pomysły. Wprowadziłaś mnóstwo nowych bohaterów, więc powoli uczę się ich rozpoznawać. I lubić! Na razie wszyscy są świetni, nie mówiąc już o tajemniczym profesorze Tantero, który najwyraźniej posiada niewiarygodną umiejętność pojawiania się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.
    Mam tylko dwie małe uwagi - wspomniałaś coś o prababce Lunie i pradziadku Percym - mam wrażenie, że coś tu się poplątało (chociaż może to tylko mój oporny w liczeniu mózg), bo o ile jestem w stanie naciągnąć fakt, że Flitwick jeszcze żyje ze względu na jego goblińskie korzenie, o tyle Neville w branży i profesor Sinistra trochę tu nie pasują. Sinistra musiałaby być jakaś nadprzyrodzona skoro uczyła w Hogwarcie już wtedy, kiedy Luna byłą uczennicą.
    Druga uwaga to totalna bzdurka i dotyczy nazwiska profesora uczącego historii magii - to Binns przez dwa "n", nie jedno :)
    Ale ogólnie Twoja historia przemawia do mnie, nie brakuje jej lekkości i naturalności, a czające się gdzieś na horyzoncie zło już teraz czyni ją wyjątkowo interesującą. Bardzo się cieszę, że tak często dodajesz nowe rozdziały - widać, że nie brak Ci pomysłów, a ja będę miała co czytać :) Bo oczywiście niniejszym dołączam do grona wiernych czytelników.
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, to naprawdę motywuje do pisania :)
      Nazwisko profesora już oczywiście spieszę poprawić. Widocznie udało mi się z głodu zjeść literkę.
      Jeśli zaś chodzi o wiek Nevilla oraz Sinistry, to wyczytałam gdzieś, że czarodzieje rzadko chorują i żyją znacznie dłużej niż zwyczajni ludzie. Tak koło setki to spokojnie dożywają. O, udało mi się odgrzebać temat, z którego informacje zaczerpnęłam -> http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/W%C4%85tek:15221
      A tutaj moje magiczne drzewka, skąd wzięła się Katia i Lucas -> http://bankfotek.pl/image/1936566 ; http://bankfotek.pl/image/1936565 (Lysander i Loreanen byli synami Luny, a Lucy córką Percy'ego, cała trójka stworzona przez Rowling). Wierzę, że to pomoże w zrozumieniu genealogii moich postaci :) Uznałam, że żyją dłużej, ale to nie oznacza, że zwlekali z dorobieniem się dzieci do pięćdziesiątki.

      Pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie historii!

      Usuń