środa, 9 września 2015

Rozdział 4 - Zataczając koło

   - Jestem nowym opiekunem waszego domu, profesor  Michael Tantero - przedstawił się i rozejrzał po zebranych. Ner wlepiła w niego nieufne spojrzenie. Ładna buzia do niej nie przemawiała. Wręcz przeciwnie, wzmagała czujność. Chociaż prawdę powiedziawszy jako introwertyczka, była z początku uprzedzona do wszystkich i z trudem nawiązywała nowe znajomości. Mężczyzna widząc niepewność malującą się na twarzy uśmiechnął się ciepło w jej kierunku. Ta tylko zmarszczyła nos.
   - Miło mi was wszystkich poznać. Co prawda widzimy się po raz pierwszy, ale jestem przekonany, że współpraca między nami będzie dobrze się układać. Zarówno mnie jak i wam zależy na dobru tego domu.
   - Dlaczego dyrekcja pozwoliła, aby zupełnie nowa osoba, nie znająca jeszcze uczniów i Hogwartu dostała tak ważną posadę? - Lucas zadał dręczące wszystkich zainteresowanych pytanie. Wstał z miejsca, kiedy zwrócił się do profesora. Może i rudzielec większość czasu żył w świecie reguł i przekomarzanek z kuzynką, ale potrafił wystąpić w imieniu większej grupy, gdy zachodziła taka potrzeba.
   - Chcecie prawdy czy jednak wolicie żyć w nieświadomości? - spytał poważnie po dłuższej chwili milczenia.
   - Prawdy - odparł chłopak, po porozumiewawczej wymianie spojrzeń z uczniami ze starszych roczników. Drugo-, trzecioklasiści jeszcze nie do końca rozumieli co się dzieje. Pierwszakom natomiast było to zupełnie obojętne. Jednak osobom z wyższych roczników zależało zarówno na dobru domu jak i jego wszystkich podopiecznych. Co prawda prefekci z pewnością wcześniej zostali poinformowani o szczegółach, a ci z pewnością nie daliby doprowadzić do nieprzyjaznej sytuacji. Chwilowo jednak milczeli, z pewnością ze względu na odgórne zarządzenie grona pedagogicznego.
   - Dyrekcja Hogwartu nie miała wyboru.
   - Jakoś w to nie wierzę - Crow skrzyżowała ręce.
   - O tym, że poprzedni nauczyciel zaklęć odchodzi było wiadomo już jakiś czas. Flitwick zaproponował mi tą posadę pod koniec zeszłego roku, a ja z chęcią ją przyjąłem. Niestety, nikt nie przewidział, że Sinistra zostanie zmuszona do odejścia tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego. Wtedy okazało się, że tylko dwóch nauczycieli mogłoby przejąć ewentualnie rolę opiekuna Krukonów. Ja i profesor Binns.
   - Jednak w szkole jest więcej nauczycieli - drążył temat Lucas.
   - To decyzja dyrektora. Rozumiem, że nie jesteście zadowoleni z obecnej sytuacji, ale musimy sobie z nią jakoś poradzić. Wspólnie.
   - Rozumiem - odpuścił chwilowo rudzielec. Wyglądało na to, że usilna próba zmiany nauczyciela nie wchodziła w grę. W końcu Krukoni nie mieli żadnej alternatywy. Albo on, albo mniej ogarnięci w sprawach formalnych nauczyciele, którzy może i są dobrzy, ale zdecydowanie nie nadają się do roli opiekunów. Cóż, muszą spróbować dać szansę panu Tarento. Nauczyciel przeszedł przez salon i stanął przy kominku.
   - Jutro po zajęciach zapraszam do swojego gabinetu prefektów tego domu. Chciałbym z wami porozmawiać o waszych dotychczasowych działaniach i ustalić nowe priorytety. Drużynie Quidditcha zaś zapowiadam, że pojawię się na waszym pierwszym piątkowym treningu. Natomiast, jeśli chodzi o moje dyżury w gabinecie, informacje zostaną wywieszone na tablicy ogłoszeń w tym pokoju. Jakieś pytania? - dał uczniom chwilę na zastanowienie - Jeśli coś wam przyjdzie do głowy, wiecie gdzie mnie szukać. Życzę wszystkim dobrej nocy - pożegnał się uprzejmie. Krukoni odczekali, aż nauczyciel opuści wieżę. Do tego czasu wstrzymali się ze wszystkimi komentarzami.
   - Sądzicie, że nam się podlizuje, czy naprawdę mu zależy na dobrej współpracy i osiągnięciach? - spytała Nereza.
   - Nie jestem pewien... Wydaje się być w porządku. Raczej nie da sobą manipulować - zaryzykował stwierdzenie Raven - Dario, a ty co możesz powiedzieć na jego temat?
   - Chwilowo niewiele. Ściągnęli go z Nowej Zelandii. Jako nauczyciel zaklęć powinien spełnić oczekiwania każdego, jeśli zaś chodzi o pozycję opiekuna... Nie mam pojęcia. Wymieniłem z nim raptem dwa krótkie formalne listy dotyczące dotychczasowego podejścia pani Sinistry do nas i egzaminów. Ze sposobu jego odpowiedzi wynikało, że będzie surowy względem edukacji i zrobi wszystko, aby uczniowie zaliczyli przedmioty jak najlepiej. Nie ukrywam, że to dobrze.
   - A mnie się podoba - wtrąciła się Katia. Jako potomkini Luny Lovegood cechowała się długimi bardzo jasnymi włosami i nieobecnym spojrzeniem przez większość czasu. Była dość niska, ale ciężko było jej nie zauważyć - Jego aura jest czysta, a gwiazdy wróżą nam z nim dobrą przyszłość.
   - Oby twoje astronomiczne przepowiednie tym razem się nie myliły. Chcę dać mu szansę. Tylko jeszcze mnie do siebie nie przekonał. A teraz przepraszam, idę spać - młoda Scoliari wstała z miejsca - Z rana mamy eliksiry.
   - Ślizgoni?
   - Niestety. Po ostatnim zdewastowaniu lochów w trakcie zajęć Ślizgonów z Gryfonami, dyrektor uznał, że lepiej będzie jak na tym przedmiocie te dwa domy będą rozdzielone. Więc nam przypadło w udziale użeranie się z nimi.
   - Och, to na pewno będzie miało też swoje dobre strony. Nerezo, gwiazdy nie kłamią. Musisz im tylko zaufać.
   - Chwilowo to muszę zaufać naszemu opiekunowi - przerwała Katii. - Dobranoc
   - Wasza przyjaciółka jest wybitnie nie w sosie - zauważyła Lovegood.
   - Nie lubi takich niespodzianek - cmoknęła Crow - Może nie była wielbicielką Sinistry, ale znalazła sposób na to, aby przetrwać przy niej do końca szkoły
   - Przynajmniej nie dali nam szalonego nietoperza, ściągniętego z emerytury jako opiekuna.
   - Nietoperza? Ściągnięty z emerytury? - francuzeczka zainteresowała się tym, co mówiła starsza znajoma.
   - To przez to jak wygląda. Kojarzy się z wyliniałym wampirem, a te zmieniają się w nietoperze. Sądząc po wieku i okolicznościach, z pewnością ściągnęli go z przyjemnej emerytury. Pewnie będzie tu tylko w tym roku, dopóki dyrektor na spokojnie kogoś nie znajdzie.
   - Chyba masz rację - przyznał Perez - Nie obraziłbym się, gdyby dali nam centaura.
   - Możesz zapomnieć. Firenzo był wyjątkiem. Żaden inny nie uwłaczy tak swojej godności. To dla nich hańba, przecież wiesz - przypomniała Crow.
   - Ale pomarzyć zawsze można - wzruszył ramionami - To co? Partyjka szachów?
   - Z chęcią - grupka znajomych przystała na tę propozycję. To prawdopodobnie ostatnia okazja na taką chwilę relaksu przed rozpoczęciem  zajęć. Potem pochłonie ich pisanie esejów, wkuwanie definicji i ćwiczenie zaklęć. Dlatego teraz, choć robiło się już późno, wielu uczniów jeszcze siedziało w salonie i korzystało z ostatnich podrygów wakacji.


***


   -Trzydzieści par muszych skrzydełek, następnie dodaj sproszkowane wodorosty... - mruczała cicho Nereza mieszając zawartość kociołka. Obok niej siedziała Crow, która zajmowała się przygotowaniem ohydnych składników. Eliksiry nigdy nie należały do najprzyjemniejszych przedmiotów. W wielu uczniach wzbudzały obrzydzenie i mało kto chciał kontynuować ich naukę dla przyjemności.
   - Proszę - La Mettrie podała blondynce dwa spodeczki. Ta wpierw wrzuciła zawartość jednego, zamieszała jedenaście razy miksturę, a dopiero potem dorzuciła drugi składnik zmniejszając przy tym płomień pod metalowym pojemnikiem. Pomiędzy ławkami przechadzała się nauczycielka i raz po raz zaglądała uczniom przez ramiona, co było niezwykle stresujące. Kobieta była w starszym wieku. Niska, korpulentna, ale zawsze, niezależnie od sytuacji nienagannie wyszykowana. Tak jakby w każdej chwili miał ją ktoś zaprosić na bal. Przeważnie w szmaragdowych bądź srebrzystych barwach zgodnie z godłem domu, którego opiekunem była. Wścibska, często jędzowata, nie znosząca sprzeciwów. Ślizgoni jednak na nią nie narzekali, gdyż podzielała ich tok myślenia. W innym wypadku już dawno doszłoby do nieprzyjemnej konfrontacji.
   - Zostało piętnaście minut do końca lekcji. Liczę na to, że komuś uda się uwarzyć eliksir.
   - Jak nie będzie nam ciągle zaglądać przez ramię...- powiedziała bezgłośnie Nereza.
   - Coś ktoś mówił? - pani Lukrecja rozejrzała się bacznie po sali. Miała wybitny słuch. Ściąganie nie wchodziło u niej w grę. Wyłapała każdy najmniejszy szelest. - Zobaczmy zatem jak wam idzie... Hmm... dobrze, dobrze... Jest pewna nadzieja na to, że zdacie końcowy egzamin. Co prawda byle się przemknąć, ale niech wam już będzie - skwitowała niezadowolona. Naprawdę ciężko było jej dogodzić. Czepiała się tak nic nie znaczących szczegółów, że niektórzy mieli ochotę wylać paniusi na głowę mało przyjemny eliksir.
   - Osiemnaście, dziewiętnaście... - Scoliari liczyła kolejne obroty łyżki.
   - Koniec zajęć! - pani profesor klasnęła w dłonie - Przelejcie swoje eliksiry do probówek i wstawcie podpisane do szafki. Potem posprzątajcie swoje miejsca pracy. Wyniki poznacie  na naszej następnej lekcji. Nie spodziewałabym się jednak oszałamiających wyników. To tyle na dzisiaj.
   - Dziękujemy pani profesor - grupa odpowiedziała chórkiem, a później czym prędzej zaczęła ewakuować się z sali. Nikt nie chciał tu zostać dłużej niż to potrzebne. Jeszcze by został zagoniony do ciężkich robót bez żadnego powodu.
   - Jak nam poszło?
   - Nie tak źle, Crow. Brakowało nam trzech ostatnich kroków. Tak więc eliksir nie powinien już być zabójczy, ale z pewnością nie będzie w pełni działał tak jak powinien.
   - Widzę, że Krukoni z roku na rok coraz głupsi - usłyszały za plecami niemiłą uwagę.
   - Malfoy - syknęła Nereza - nie przypominam sobie, abyś był orłem z eliksirów.
   - Jednak to wy powinniście być najmądrzejsi w szkole. Tymczasem okazuje się, że wszystkie zalety i atrybuty posiadają jedynie uczniowie domu Slytherina. Hogwart schodzi na psy.
   - Velorun, powtarzasz tę śpiewkę odkąd pamiętam - La Mettrie przerzuciła oczami z dezaprobatą. Przyjdź do nas jak wymyślisz coś nowego.
    - Ty... Ciebie z jednej szkoły już wyrzucono. Uważaj, abyś i z tej nie wyleciała.
    - Och, o to bym się nie martwiła. Cóż ja bym wtedy poczęła bez oglądania każdego dnia twojej skrzywionej buźki? - uśmiechnęła się niewinnie. Dziewczyna nie bała się go. Pochodziła z równie czystej rodziny co on sam względem krwi, lecz jej przodkowie nigdy nie wstąpili w szeregi śmierciożerców. Ciężko mu było zatem znaleźć odpowiednie obraźliwe słowa, które skrzywdziłyby ciemnowłosą.
    - To się jeszcze okaże - rzucił groźnie oddalając się.
    - Pierwsze starcie z Malfoyem w ciągu roku, zaliczone - francuzeczka wymalowała palcem wskazującym ptaszka w powietrzu - teraz jeszcze powinnyśmy się nawinąć na jego młodszą siostrę i wtedy będzie już komplet.
    - Za dużo tych Malfoyów w szkole - przyjaciółka pokręciła głową - Na szczęście nie wszyscy równie zrzędliwi... - nim skończyła mówić odbiła się od kogoś i omal nie przewróciła się. Uratowało ją to, że wpadła na Crow.
    - Patrz jak chodzisz - chłopak o złocistych oczach warknął w jej kierunku.
    - Nie zaszkodziłoby powiedzieć "przepraszam"
    - Przeprosiny przyjęte - uśmiechnął się złośliwie unosząc dumnie głowę.  Scoliari przypomniała sobie skąd go zna. Omal jej wczoraj nie przypalił podczas uroczystej kolacji poprzedniego dnia. Należał do Durmstrangu.  Tym razem mogła mu się przyjrzeć lepiej. Wygląd zdradzał orientalne korzenie. Do tego miał długie ciemne włosy spięte w kucyk. Wysoki, dość dobrze zbudowany... Ubrany w standardowy ciemnoczerwony szkolny mundur z ozdobami wykonanymi z futra. Była pewna, że będzie chciał wystartować w Turnieju Trójmagicznym.
    - Uduszę cię - postąpiła krok w jego kierunku.
    - Scoliari! La Mettrie! - dobiegł ich niespodzianie głos nauczyciela -  Proszę do mnie - nie wyglądało na to, że ich opiekun im odpuści.
    - Następnym razem ci się odpłacę.
    - Zobaczymy, nieopierzony kruczku - zignorował groźby bez pokrycia i dalej ruszył ze swoimi towarzyszami.

2 komentarze:

  1. O, spodziewałam się, że nowym opiekunem Ravenclawu zostanie któryś z dwóch nowych nauczycieli, jednak byłam niemalże pewna, że okaże się nim von Ulbrechtaschtitz (jeju, jakie nazwisko!). To chyba przez tę tajemniczo-mroczną wampirzą aurę, jaką roztaczał w poprzednim rozdziale.
    Ciekawi mnie, co też ukrywa Michael Tantero — a ta nieufność, jaką darzy go Nereza podpowiada mi, że coś ukrywać musi. Podejrzewam, że jego osoba jeszcze w opowiadaniu namiesza… Chociaż, z drugiej strony, to mogą być tylko moje odczucia, a on okaże się całkowicie nieszkodliwym, normalnym nauczycielem ;-)
    Ach, Malfoy! Ach, Ślizgoni! Jak widać lata mijają, a oni pozostają tacy sami! Bardzo się z tego powodu cieszę, bo chyba nie potrafiłabym sobie wyobrazić Hogwartu bez odrobiny ślizgońskiej arogancji, docinek oraz uważania Slytherinu za ten bezapelacyjnie najlepszy dom.
    O, i znowu intrygująca końcówka. Coś mi podpowiada, że tajemniczy uczeń Durmstrangu pojawi się jeszcze nie raz ;-)

    Pozdrawiam ciepło,
    Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, takie właśnie miało być nazwisko tego starego zgreda. Łamańcem językowym, który ciężko spamiętać. Co prawda w tym momencie nie znaczy nic, ale doskonale spełnia swoją rolę. W dodatku nawet ja bez problemu piszę tylko pierwszą połowę, a następnie sięgam po ściągę... A niby jestem autorką tego tworu ^.^"
      Jako opiekun, Micheal z pewnością pojawi się nie raz i nie dwa, ale póki co nie mogę ci zdradzić jaka będzie jego rola w tym opowiadaniu. Szkoda by było popsuć niespodziankę ;)
      Oczywiście, że Ślizgoni wredni i złośliwi być muszą! Cukierkowy Hogwart byłby zdecydowaną przesadą. Co prawda widziałam kiedyś w niektórych opowiadaniach, jak to autorzy koniecznie chcą pogodzić Slytherin z Gryffindorem i to im się udaje, ale osobiście uważam, że jest to przesada. Kilka sympatyczniejszych osób, to i owszem, ale zmiana całej ślizgońskiej otoczki nie wchodzi u mnie w rachubę.
      To ostatnie mogę ci zapewnić. Będziesz miała niejedną okazję, aby lepiej go poznać. Jest w końcu jednym z moich ulubionych tworów :3

      Pozdrawiam!

      Usuń