czwartek, 17 września 2015

Rozdział 6 - Uczniowska rada

   Zakazany Las tylko z daleka wydawał się być przyjemnym miejscem, gdzie można było się udać na spacer, albo piknik. Wystarczyło jednak podejść odrobinę bliżej, aby zrozumieć swój błąd. Stare, poskręcane drzewa skutecznie utrudniały wejście. Gęste korony nie przepuszczały światła. Już po kilku krokach w głąb można było dostrzec jak bardzo różni się to miejsce od pozostałych szkolnych terenów. Ciemno, radosne śmiechy i rozmowy tu nie dochodziły. To samo działo się w drugą stronę. Odgłosów lasu nie było słychać na zewnątrz. Koszmarne miejsce, gdzie łatwo było się zgubić, a jeszcze łatwiej trafić na niebezpieczną istotę, która chciała cię zabić. Jednak to właśnie tutaj tak pewnie dążyła Scoliari. Oczywiście, nie przez środek błoni. Bokiem, niedaleko chatki gajowego, poza zasięgiem ciekawskich oczu. Ukradkiem obejrzała się za siebie przez ramię. Musiała być pewna, że nikt nie chce za nią podążyć. Raz już dostała za to szlaban i nie chciała więcej problemów. Wbrew pozorom nie jest łatwo wymyślić wymówkę, która pozwoli ci na zbliżenie się do lasu. To bardziej skomplikowane od wykombinowania dlaczego praca domowa nie została odrobiona. Dotknęła pierwszego drzewa. W ciemności czegoś intensywnie szukała, a nieprzyjazne wycie powstrzymywało ją przed wskoczeniem od razu w gęstwinę.
   - Wolałbym usłyszeć, że nie planowałaś tam wejść - chłodny, krytyczny głos sprawił, że dziewczyna się cofnęła, ukrywając swoje niezadowolenie. Naprawdę zależało jej na wejściu do lasu. Tymczasem znowu napatoczył się opiekun Krukonów.
   - Ależ oczywiście, że nie, panie profesorze - skłamała gładko odwracając się w jego stronę - Po prostu uważniej się przyglądałam tej roślinie, która rośnie obok tego drzewa - Nie była pewna czy uwierzył, ale trzeba było zorganizować sobie alibi.
   - Przyjrzałaś się?
   - Tak, miałam nadzieję na coś innego, ale to tylko raptuśnik - podała nazwę niewielkiego drzewka, które już zdążyło w tym roku stracić liście.
   - Co chciałaś zatem znaleźć?
   - Rzadszą roślinę. Niestety, w naszym klimacie nie występująca. Nadzieję jednak zawsze można mieć, czyż nie?
   - Tak, tej nie warto nigdy tracić - odparł nie spuszczając z blondynki wzroku. Tak jakby się spodziewał, że gdy tylko się odwróci ta od razu wbrew zapewnieniom wejdzie w las. A więc wiedział, że chciała go oszukać. Wymiana zdań była tylko formalnością, którą należało odbyć. Widząc, że niczego nie uda jej się zdziałać powoli ruszyła w kierunku zamku. Nie było innego powodu, dla którego chciała być na zewnątrz. Uszła dobre kilka metrów zanim usłyszała szelest kroków.
   -Ech... - skrzyżowała ręce na piersiach. Długa szkolna szata delikatnie powiewała na jesiennym wietrze. Słońce zbliżało się już ku zachodowi. Lada moment zapadnie zmrok i zrobi się chłodniej. Scoliari nie przepadała za tą porą roku, choć to właśnie wtedy się urodziła.
   - Czy będziesz miała coś przeciwko jak razem wrócimy do zamku? - spytał nauczyciel zrównując z nią krok. Teraz był uprzejmy. Dziewczyna się go posłuchała i nie miała chwilowo szans na przeciwstawienie się jego woli.
   - Nie - odpowiedziała powoli, trochę nieufnie. Aurora Sinistra nigdy nie spoufalała się z uczniami w ten sposób. Większość Krukonów nie była przyzwyczajona do tego, aby opiekun z własnej woli chciał spędzić czas ze swymi podopiecznymi - Czy pan nie miał przypadkiem spotkać się z prefektami? - przypomniało jej się.
   - Tak, ale już zakończyłem spotkanie.  Omówiliśmy najważniejsze kwestie. Na luźniejszą rozmowę umówię się z nimi innym razem - odpowiedział, choć tak naprawdę nie musiał się tłumaczyć krukonce. Nie mówiąc już o tym, że nie powinna zadawać mu tego pytania. - Nerezo, czego spodziewasz się po moich zajęciach? - Spojrzała na niego lekko zaskoczona. Profesor Tantero pytał jej się o opinię?
   -To pan najlepiej wie, jak poprowadzić lekcje... - udzieliła mu ostrożnej odpowiedzi, aby w żadnym wypadku nie podpaść w tej kwestii.
   - Wolałbym poznać oczekiwania uczniów.
   - Poprzedni nauczyciel powinien wszystko przekazać, a jak nie on to prefekci domu.
   - Tak, zdążyłem się już zapoznać z tym, co przerabialiście przez ostatnie trzy lata i wcale mnie to nie satysfakcjonuje - w jego głosie dało się wyczuć nutę zniecierpliwienia - Wyczarowanie fruwających serduszek, zmiana koloru kwiatów ani tworzenie puchatych kapci z pewnością nie należą do zaklęć, które przydadzą się wam w życiu.
   - Chyba, że ktoś jest wielbicielem walentynek... - wtrąciła nieśmiało Scoliari.
   - Właśnie. Macie spore braki, ale i spory potencjał. Mam zatem nadzieję wszystko z wami nadrobić, a może pokazać coś  jeszcze.
   - Wiele osób, które planuje kontynuować naukę zaklęć, a następnie podchodzić do OWUTEM-ów uczy się na własną rękę. Poprzedniej nauczycielce było to obojętne, o ile nauczyliśmy się wszystkiego, co ona chciała. Nie mówiąc o Klubie Pojedynków...
   - Nie każdy jest jednak do niego zapisany.
   - Tak naprawdę nie stoimy tak źle z wiedzą. Jednak zdobywamy ją nie do końca tam gdzie trzeba... Przepraszam, chyba nie powinnam tak mówić - Nereza w ostatniej chwili ugryzła się w język zanim powiedziała coś jeszcze.
   - Zaklęcia stały się bezproduktywnymi lekcjami, gdzie tylko traciliście czas - odgadł, co chciała dodać. Niechętnie pokiwała głową - Teraz to się zmieni - zatrzymał się, gdy weszli do głównego holu szkoły - Nerezo - splótł dłonie za plecami - nie szukaj więcej rzadkich roślin - pouczył ją jeszcze. Scoliari skinęła głową i odeszła. Nie była pewna, co o tym powinna myśleć. Co prawda dopiero drugi dzień był ich opiekunem, ale jego zachowanie było momentami sprzeczne. Potrzebowała zdecydowanie więcej czasu, aby zrozumieć czego tak naprawdę chce od swoich uczniów.


~*~


   Lekcja toczyła się już od dobrych piętnastu minut, a nastolatkowie wyglądali, jakby ćwiczyli intensywnie już dobre dwie godziny. Trening, jaki im zorganizował nauczyciel był niezwykle wyczerpujący i wymagał zarówno refleksu ciała jak i ducha. Wszyscy rzucali zaklęcia pod linijkę. Niektórym przypominało to wojsko, jednak osoba, której się to wymsknęło zarobiła pięć ujemnych punktów i już nikt więcej nie odważył się komentować sposobu prowadzenia zajęć przez mężczyznę. Tak absorbujących zajęć z zaklęć jeszcze nigdy nie mieli. Nawet na obronie przed czarną magią czy w klubie pojedynków nie wymagano od nich, aż takiej precyzji. Na zajęciach dodatkowych, w starciach między uczniami, czary były rzucane znacznie bardziej chaotycznie. Liczyło się to kto wygra i nikt tak naprawdę nie uczył ich celności i wzmacniania siły magii. Natomiast pani Rakhena, choć wymagająca, skupiała się na opanowaniu materiału. To było dla nich całkiem nowe doświadczenie.
   - Raz! - uczniowie podnieśli różdżki i stanęli w rzędzie - Dwa! - wykonali odpowiedni ruch - Trzy! - w tym momencie po sali rozniosły się głosy nastolatków wypowiadających na głos zaklęcie. Szybciej albo wolniej, ciszej i głośniej... Każdy inaczej i w swoim tempie. - Jeszcze raz! - zarządził Micheal. Dążył do tego, aby to ćwiczenie było wykonywane równo. Czemu? Prawdę powiedziawszy nikt nie był w stanie dojść do tego jaki jest ukryty cel profesora. W każdym razie zaczęli wreszcie ćwiczyć to co powinni, a nie różowe walentynkowe bzdety. - Velorun, Nereza, na środek! - machnął ręką przywołując dwójkę uczniów. Malfoy jak zawsze dumny i pewny siebie, Scoliari usilnie natomiast go ignorowała. - Pokażcie innym jak ma to wyglądać. Raz! Dwa! Trzy!
   - Aquamenti! - wypowiedzieli jednocześnie głośno i wyraźnie. Pokaźny strumień wody trafił w ustawiony cel.  Był jednak zbyt słaby, aby go zniszczyć, ale wystarczająco silny, aby do niego dolecieć. Z różdżek niektórych wypływał zaledwie słaby kapiący strumyk. Wyglądało to niezwykle marnie.
   - Do tego dążymy! Nie wszyscy są asami z zaklęć, ale są aspekty, które można wyćwiczyć i to właśnie z wami robię! Zmuszam was do pracy - zagrzmiał - Nie będzie więcej użalania się nad sobą i uznawania, że pierwsza lepsza zaliczająca ocena wam wystarczy! - nie każdy był zachwycony jego podejściem. Wiele osób w ogóle nie łączyło czarów z wysiłkiem fizycznym. W końcu co tu takiego trudnego? Machnąć różdżką i poprawnie wypowiedzieć zaklęcie... Tymczasem okazało się to ciężką i mozolną pracą całego ciała - Crow, wyżej różdżka! Masz celować w manekin, a nie we wzorki na podłodze! - Komuś nawet wystarczyło sił, aby zaśmiać się z tej uwagi. Mimo, że zajęcia były męczące i frustrujące, wszyscy starali się, aby dobrnąć do ich końca. Wspólnymi siłami jakoś to się udało. W między czasie jednak wszyscy porzucili swoje ciepłe szaty i inne zbyteczne ubrania. Zapamiętali też sobie, aby na przyszłość założyć coś bardziej luźnego i sportowego, a następnie zarezerwować sobie kilka minut na orzeźwiający prysznic.

   La Mettrie była wyraźnie zła i sfrustrowana po lekcji zaklęć. Nie była tak dobra jak jej przyjaciółka Scoliari. Ta wydawała się zadowolona i nareszcie szczęśliwa. Uwielbiała rzucanie czarów. Miała bardzo dobre stopnie z zaklęć i obrony przed czarną magią, a także uczestniczyła w klubie pojedynków. I na tym tak naprawdę idealność blondynki się kończyła. Z pozostałych przedmiotów była przeciętna, choć opieka nad magicznymi stworzeniami nie szła jej tak źle. Dlatego to z Crow wzajemnie dobrze się uzupełniały. Wzajemnie sobie pomagały i tłumaczyły niezrozumiałe dla siebie tematy.
   - C'est horrible... Wykończy nas. Nie dał nam nawet chwili na odpoczynek.
   - Nie, ale... - zastanowiła się przyjaciółka - Intensywny trening pozwolił mi się wyciszyć - przyznała - Skupiłam się tylko na ćwiczeniach, a nie na kombinowaniu, co jest nie tak z tym człowiekiem i wymyślaniu powodów, przez które za nim nie przepadam.
   - Przynajmniej jeden plus - westchnęła - A ja wyglądam koszmarnie. Koszmarnie. Moja nowa bluzka nadaje się tylko do prania. Będę musiała coś specjalnie zaprojektować na te tortury... - ciągnęła nie zauważając, że młoda Scoliari została z tyłu, gdyż jej uwagę przykuło coś zupełnie innego.
   - W porządku? - Ner podeszła do zapłakanej dziewczynki. Na pewno chodziła do jednej z młodszych klas.
   - Ja... ja... nie daję sobie rady. Nie pasuję tutaj - zaszlochała. Rękawem długiej szaty ocierała łzy. Sądząc po jej stanie siedziała tu już dłuższy czas.
   - Co ty opowiadasz? Po prostu nie ze wszystkiego można być najlepszym - wzruszyła ramionami.
   - Ale ty jesteś krukonką, nie rozumiesz tego - dziewczynka znów wybuchnęła płaczem - A ja... tylko gryfonem. Nie jesteśmy tak mądrzy jak wy.
   - To tak nie działa - westchnęła Ner kładąc dłoń na jej głowie - To, że jestem w Ravenclaw wcale nie oznacza, że mam same najwyższe stopnie. Dobra jestem tylko z kilku przedmiotów. Tak jak każdy mam swoją piętę Achillesową.
   - To nieprawda...
   - Prawda. Musisz tylko uważniej się przyjrzeć osobom w twojej grupie. Jak ci na imię?
   - Maya... - odparła cicho. Gryfonka była dość pulchna, więc blisko jej było do porównania do aniołka. Brakowało tylko burzy blond kręconych włosków. W zamian za to miała dłuższe jasnobrązowe splecione w dwa warkoczyki. Ciemne oczy, blada karnacja. Ubrana w trochę za dużą szatę. Obok niej leżała wysłużona torba na ramię.
   - Jestem Nereza - przedstawiła się - Nie płacz, naprawdę nie warto. Każdy ma swoje lepsze i gorsze chwile - sięgnęła do kieszeni po chusteczki i podała je dziewczynce - A teraz proszę, uśmiechnij się, przestań płakać i idź na obiad, dobrze? Wszystko się ułoży tylko nie panikuj od razu.
   - Na pewno? - pociągnęła nosem.
   - Na pewno.
   - Ner! Gdzie mi się zgubiłaś?!
   - Przepraszam, muszę iść. Przyjaciółka mnie woła - blondynka zostawiła uspokojoną już trochę małą, a potem pospiesznie odbiegła w kierunku skąd dobiegał głos Crow.
   - Od kiedy jesteś dobra w kontaktach z dziećmi? - spytała zaciekawiona.
   - Jakoś tak wyszło... Póki co, potrzebuję się odświeżyć... To, że dobrze mi szło na zajęciach nie oznacza, że nie jestem człowiekiem. Też się zmęczyłam.
   - A już myślałam, że jesteś jakimś niezwykłym stworzeniem - zaśmiała się La Mettrie.

2 komentarze:

  1. Ale trafiłam! nowy rozdział. Przeczytałam cały. Malfoy ma dziwne imie, w ogóle ciekawe wymyślasz te imiona dla bohatrów. Troche mi brakuje karty z bohaterami opowiadania. Co ten nauczyciel tak się narzuca scoliari? - czyżby jakiś romans wisi w powietrzu. Tak sobie tylko spekuluje. Nie wiem czy tutaj mogę, ale zapraszam do mnie na świeży rozdział, który dokończyłam przed chwilką. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się zatem na dniach stworzyć odpowiednią podstronę. Może w przyszłości wrzucę też jakieś drzewka genealogiczne aby nie było wątpliwości kto z kim powiązany :)
      Jeśli chodzi o imiona to posiłku się stroną 20000 names (wyskoczy po wpisaniu do wyszukiwarki google), to bardzo przydatna rzecz ;)
      Nie zdradzę co planuje względem nowego opiekuna Krukonów, a wszystkie wątki miłosne jakie się pojawią będą tak zakręcone że ciężko będzie odgadnąć kto z kim będzie. Jestem okrutna >D
      Juz biegnę czytać rozdział u ciebie! Jakby co to informacje o nowościach u siebie możesz spokojnie zostawiać tutaj pod rozdziałami :)

      Usuń