sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 24 - Już wiedzą

   - Nazwisko? - spytał starszy jegomość siedzący za ladą recepcji. Nie był przychylnie nastawiony do nowo przybyłych gości. Sądząc jednak po niechęci jaka z niego wypływała, ciężko było powiedzieć czy cokolwiek wzbudzało jego aprobatę. Czarodziej z haczykowatym nosem i niemiłym grymasem, który dodawał kilka dodatkowych zmarszczek na twarzy. Wokół jego osoby roznosił się nieprzyjemny zapach lawendy, który pochodził z wysłużonej szaty jaką miał na sobie.
   - Tarento - odparł gość uprzejmie - Michael Tarento - Nauczyciel z Hogwartu nie przejął się negatywnym nastawieniem recepcjonisty i z niezwykłym spokojem oczekiwał, aż ten zechce przydzielić im w końcu pokój. Nie był w końcu sam. Towarzyszyły mu dwoje nastolatków, którzy w porównaniu do niego nie byli do końca pewni wyborem miejsca noclegu. Stary, sypiący się budynek, z pewnością pamiętający lepsze czasy, z którego dobiegały dość niepokojące odgłosy. Mały hotel znajdował się raptem przecznicę od Alei Nokturna, a ta nie cieszyła się dobrą sławą. Nic zatem dziwnego, że szanujący się czarodzieje tu nie zaglądali. Dlatego dla recepcjonisty cała trójka zdawała się być kolejnymi osobami, które przybyły tu, by zawrzeć podejrzany układ z innym przedstawicielem spod ciemnej gwiazdy. Mimo to, starszy czarodziej nie powiedział na głos, co o nich myśli, a zmierzając groźnym spojrzeniem wydał klucz do pokoju. Profesor wziął brązowy breloczek i gestem ręki pokazał nastolatkom, że mają za nim podążać. Każde z nich miało zaledwie po jednej małej torbie. Nie planowali zostać tu na długo. Raptem na jedną noc, o ile sprawy się przeciągną.
   Dziewczyna skrzywiła się w duchu, gdy tylko postawiła nogę na pierwszym stopniu drewnianych schodów. Skrzypiały niezwykle głośno i zdawało się, że mogą załamać się pod nią w każdej chwili. Starając się ignorować ten nieprzyjemny dźwięk, ruszyła do góry za bratem i nauczycielem na drugie piętro, gdzie miał znajdować się ich pokój. Pomiędzy kolejnymi skrzypnięciami do jej uszu dobiegały podejrzane szepty. Nie była w stanie określić, czy to mieszkające tu domowe skrzaty, duchy, czy może po prostu ściany budynku były tak cienkie, że dało się podsłuchać wszystko, co działo się w poszczególnych pomieszczeniach. Gdzieniegdzie ze ścian odchodziła wyblakła tapeta, a momentami z sufitu sypał się tynk, gdy tylko ktoś energiczniej przemierzał korytarze. W pewnym momencie nawet dostrzegła, że ktoś zatrzasnął drzwi z łoskotem, gdy tylko zobaczył jak idą w tamtym kierunku. Nie wspominając już o wątłym świetle świec unoszących się wzdłuż ścian. To nie był hotel marzeń i gdyby nie prośba nauczyciela, jej noga z pewnością by nie przestąpiła progu tego miejsca.
   Cichy zgrzyt zamka i w końcu udało im się wejść do wynajętego pomieszczenia. Wyglądało trochę lepiej niż by można się było tego spodziewać. Dwa małe pokoiki, w każdym wstawiono łóżko z metalowymi ramami, szafka nocna, na której znajdował się lichtarz z wysoką świecą oraz na podłodze coś, co z pewnością kiedyś było pięknym dywanem. W każdym z pomieszczeń znajdowało się niewielkie okno, które otwierało się na zewnątrz. Nereza podeszła do jednego z nich wyglądając na zewnątrz. Wychodziło na podwórze. Przez środek trawnika przechodziła przygarbiona czarownica z miotłą w ręku. Złorzeczyła nieprzyjemnie, a każde jej słowo było doskonale słyszalne dla mieszkańców hotelu.
   - To na pewno dobre miejsce do zatrzymania się? - spytała z powątpiewaniem Scoliari. Wiedziała po co tu przyjechała, ale otoczenie niezbyt jej odpowiadało.
   - Jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie nikt nie będzie zadawał pytań odnośnie tego, co dwójka uczniów z Hogwartu robi w Londynie w trakcie roku szkolnego. - Tarento w porównaniu do niej nie miał żadnych wątpliwości odnośnie planu. Najwyraźniej nie pierwszy raz realizował podobnie dziwne przedsięwzięcie. W sumie mając na uwadze pracę w Durmstrangu, nie ma czemu się dziwić.
   - Spotkanie o piętnastej? - upewnił się Dario spoglądając na zegarek. Strzepał z płaszcza resztki popiołu. To nie tak, że byli tu całkiem... Nielegalnie. Dyrekcja dostała informacje, że profesor zabiera z sobą dwójkę uczniów, dzięki czemu mogli spokojnie podróżować dzięki sieci Fiuu. Żadne z nich jednak w pełni nie przedstawiło planu tej wycieczki. Tarento dobrze to zorganizował. Organizował czas tak, aby załatwić kilka rzeczy jednocześnie, dzięki czemu nikt do końca nie był pewien po co w ogóle nauczyciel ruszał się w Hogwartu.
   - Tak, Mufliato - mruknęła dziewczyna rzucając zaklęcie na okna. Przesądności nigdy za wiele. A lepiej, żeby nikt ich nie podsłuchał, gdyby któreś powiedziało słowo za dużo. Poza tym, usłyszała jak w drugim pokoju nauczyciel również rzuca parę ochronnych czarów.
   - Poza szkołą nie powinnaś rzucać zaklęć. Namiar - pouczył ją brat, lecz ta machnęła lekceważąco ręką.
   - Jesteśmy pod opieką nauczyciela. Poza tym, wiedzą, że jesteśmy w Londynie. A że chwilowo zatrzymaliśmy się tutaj... - wzruszyła ramionami. - Jeszcze o niczym nie świadczy.
   - Wiem, że Ministerstwo od dawna nie jest już tak rygorystyczne względem prostych zaklęć poza terenem szkoły, ale wolałbym, abyś tego nie nadużywała.
   - Tak jest, braciszku...
   - Mam nadzieję, że jesteście gotowi - Rozmowę przerwał im profesor. Zdążył się w międzyczasie przebrać. Bardziej teraz przypominał zwykłego mugola niż czarodzieja. Rodzeństwo pokiwało głowami, biorąc do rąk mniej rzucające się w oczy wierzchnie odzienie. Według informacji Tarento, mieli spotkać się z człowiekiem z dala od ciekawskich czarodziejskich uszu. Wybrał on jedną z mugolskich galerii, na co profesor bez oporów przystał. Duże miejsce, pełne ludzi, gdzie łatwo można było wtopić się w tłum. - Obyśmy zdążyli na czas... - Zerknął przez okno, jakby oceniając, która jest godzina.  Dziewczyna zanotowała sobie w pamięci tę uwagę. Odniosła wrażenie, że opiekun zataił przed nimi pewne informacje i to spotkanie, może nie przebiec tak, jakby się tego spodziewali.


***

   Choinka w galerii handlowej zdawała się być niemal tak duża, jak te, które co roku szkolny gajowy ustawiał w Wielkiej Sali. Była jednak sztuczna, przez co traciła wiele na wartości w oczach Nerezy. Nawet niezliczone bombki, lampki i łańcuchy nie potrafiły tego wynagrodzić. "Niemagiczna, zupełnie jak większość mugoli" skwitowała w duchu. Żałowała, że ci zwykli śmiertelnicy nie mogli więcej wiedzieć o ich świecie. Wiele tracili, choć byli pomiędzy nimi tacy, którzy potrafili stworzyć bajeczne kreacje i pobudzić wyobraźnie tłumów. Scoliari nie była jednak pewna, czy tyle wystarczało mugolom. Może zasługiwali na coś więcej?
   Czekając na spotkanie, pozwoliła sobie na wejście do księgarni obok. Stąd miała bardzo dobry widok na brata i opiekuna. Dzieliło ich raptem kilka kroków. Nie było zatem obaw, aby przegapiła najważniejszy moment. Tymczasem jej wzrok przykuła jedna z najnowszych książek. Jak można było się tego spodziewać, została napisana w stylu fantasy. Niezbyt gruba, w ciemnej cienkiej okładce, gdzie można było dostrzec długi ogon z pędzelkiem, fragment skrzydła i lwią silną łapę. Na samym dole znajdował się wypukły tytuł. "Kamienny Gryf". W sumie niewiele jej to mówiło, ale postanowiła dać pozycji szansę. Zanim jednak zagłębiła się w opis na tylnej części okładki, spojrzała jeszcze raz w kierunku towarzyszących jej osób. Dario wraz z profesorem o czymś cicho dyskutowali, chodząc wokół fontanny, która była oblegana przez rzesze młodych ludzi.
   - Vartij? Cóż to za dziwne słowo - uśmiechnęła się pod nosem, doceniając, że autorka wymyśliła coś własnego, a nie czerpała ze świata czarodziej, pełnego magów, wilkołaków i innych magicznych stworzeń.
   - Osobiście uważam, że jest dość kiepska - charczący głos sprawił, że poczuła jak ciarki przeszły jej po plecach.
   - Cóż, każdy ma inny gust. Nie da się wszystkim dogodzić...
   - Mądre spostrzeżenie jak na nastolatkę - mężczyzna, a konkretniej łachudra pokiwał głową. Nie wyglądał zbyt dobrze. Jego ubrania z pewnością sporo przeszły, a czerwona twarz wskazywała na stan upojenia, choć Scoliari nie była w stanie wyczuć od niego alkoholu. Być może był po prostu chory, a ona oceniała go zbyt schematycznie. - Tobie powinna się spodobać. Dużo się w niej dzieje, ma wielu bohaterów, każdy z własną historią i problemami.
   - To czemu pan jej nie lubi?
   - Za stary już jestem na taką lekturę. Zbyt wiele przeszedłem, aby docenić i zachwycać się światem jaki tam stworzono - sięgnął po gazetę codzienną, szybko pogrążając się w artykule na pierwszej stronie. Krukonka przesunęła się kawałek dalej wertując książkę, której stronice, jak się okazało, były ozdobione drobnymi szkicami, będącymi wskazówkami do tego, jak sam twórca wyobrażał sobie własny świat. Jednocześnie spoglądała na zegarek. Piętnasta już minęła, a nikt się nie pokazywał. Zastanowiło ją to. Człowiek zrezygnował ze spotkania, czy może po prostu bał się podejść bo nie stali wszyscy razem? Jeżeli to rzeczywiście przez nią...
   - I jak? Zdecydowałaś co z nią zrobić? - zagadnął ją ten sam jegomość.
   - Spróbować nie zaszkodzi... - odpowiedziała ostrożnie. Nie do końca była zachwycona faktem, że ktoś się do niej przykleił i zagadywał. Miała do siebie jednak to szczęście, albo w jej mniemaniu nieszczęście, że ludzie czasem błędnie odbierali ją jako bardzo sympatyczną osobę godną zaufania, czego zupełnie nie pojmowała. Dopiero, gdy reagowała agresją, jak to zazwyczaj w jej przypadku bywało, rozumieli jaki błąd popełnili.
   - Piętnaście, sześćdziesiąt dziewięć - sprzedawczyni podała kwotę, gdy nabiła książkę na kasę. Scoliari wyciągnęła z kieszeni z kieszeni banknot i podała go kobiecie. Zawsze była przygotowana na wszelkie wyjazdy i nosiła ze sobą pewną ilość mugolskiej gotówki. Zupełnie tak jak teraz. We Włoszech, gdzie spędziła swoje dzieciństwo, na co dzień obcowała ze zwykłymi ludźmi, więc noszenie ze sobą więcej niż jednej waluty było dla niej codziennością. - Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie - Nereza została obdarzona firmowym uśmiechem i wyuczoną formułką.
   - Lubisz czytać?
   - Przepraszam, ale nie mam... - blondynka starała się pozbyć w miarę uprzejmie natarczywego osobnika.
   - Czasu? - odgadł zakończenie zdania - Tak, teraz wszyscy tak mówią i rzeczywiście zdaje się, że mamy go za mało. Im dłużej jednak człowiek żyje tym bardziej dostrzega, że jest go wystarczająco dużo tylko nie umiemy nim gospodarować - kontynuował niezrażony. - Nawet nasze spotkanie jest ograniczone, ale możemy je dobrze wykorzystać, o ile tylko zechcesz się skupić.
   - Zatem? Czego pan chce? - odwróciła się do niego, trzymając w ramionach książkę. Zrobiła to tylko dlatego, aby w razie czego łatwiej było jej dosięgnąć różdżki, którą miała schowaną w rękawie płaszcza.
   - Rozmowy, przejdziemy się jeszcze po księgarni?
   - To raczej nie jest zbyt dobry pomysł - zwęziła oczy.
   - Gdybyś rzeczywiście była tak negatywnie wobec mnie nastawiona, już dawno dostałbym Avadą od ciebie.
    - Nie jestem tego typu osobą - zapowietrzyła się. W życiu nie potraktowałaby kogokolwiek zaklęciem niewybaczalnym, a już na pewno nie śmiercionośnym. Znała zaklęcia, umiała walczyć, ale nie była zabójcą.
   - Być może, ale o tym jeszcze się przekonamy - zaśmiał się pod nosem. - Ciekawe dzieciaki znalazł sobie Tarento. Chodź, chodź... Nic im się nie stanie, a ja mam ochotę z tobą porozmawiać - zapewniał biorąc dziewczynę pod rękę. W tej chwili Krukonka zrozumiała, że to właśnie na tego mężczyznę czekali i to on miał im przekazać jakieś poufne informacje odnośnie śmierci Sinistry.
    - Ale tylko pięć minut - odparła nieufnie. Nie sądziła, że dziś znajdzie się w takiej sytuacji. To profesor powinien być osobą, która będzie zadawać pytania, nie ona.
   - W zupełności wystarczy - skinął głową - Jakie książki lubisz czytać?
   - Fantasy, przygodowe... Czasem coś strasznego.
   - Tak jak większość nastolatków. Nie odpowiedziałaś mi jednak na wcześniejsze pytanie, lubisz czytać?
   - Bardzo.
   - A twój brat?
   - Również.
   - To bardzo dobrze. Ważne jest, abyście nigdy nie przestali. Aby ciągle w was był niedosyt wiedzy i chęć poznania nowych historii. Bez tego daleko nie zajdziecie... Szczególnie teraz, gdy trzeba wszystkiego dociekać.
    - Proszę mi wybaczyć, ale ta rozmowa nie do końca ma dla mnie sens...
   - Spodziewałem się tego. Jednak nic się nie martw. Z czasem wszystko zrozumiecie. Jeśli zaś chodzi o waszego nauczyciela, to zaraz się z nim spotkam.
   - Jakoś... To nam się rozjechało.
   - Troszeczkę. Nie planowałem spotykać się z wami w taki sposób, ale skoro sama się oddaliłaś, to skorzystałem z okazji... Tarento - niespiesznym krokiem opuścili księgarnię i stanęli przed pozostałą dwójką czarodziei.
    - Znalazłeś moja podopieczną - nauczyciel nie zdradzał żadnych emocji. Zdawał się być niewzruszony.
    - Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę odnośnie książek. Z pewnością nie masz nic przeciwko. - Ten w porównaniu do profesora nie był już tak pewny siebie. Rozglądał się niespokojnie, a na twarzy pojawiał się i znikał wymuszony uśmiech. Dziewczyna stanęła obok brata nie chcąc wtrącać się w dalszą wymianę zdań. Po spojrzeniu brata już wiedziała, że nabroiła i to bardzo.
   - Skoro już się zabawiłeś, przejdźmy teraz do konkretów.
   - Tak, tak... Chcesz szczegółów. Już to słyszałem... Chciałem sprawdzić czy na nie zasługujecie.
   - Informacje nie podlegają negocjacji.
   - W takim razie... Każ dzieciakom iść do sklepu spożywczego po drugiej stronie ulicy. Do "Laguny".
   - Nie puszczę ich samych.
   - Zrobisz to, o ile zależy ci na ich życiu i wiadomościach, które chcesz otrzymać. Jeśli będziesz zastanawiał się zbyt długo - wyciągnął z kieszeni zegarek i sprawdził godzinę. - Będzie za późno i z pewnością cię to zaboli.
   - Czego mi nie mówisz?
   - Przekonasz się. Ale dałem ci dobrą radę i lepiej, abyś z niej skorzystał.
   - Nie - odmówił profesor.
   - Dostaniesz swoje informacje. Nawet w większej ilości niż byś się tego spodziewał - zachrypiał. - Czas się kończy... - uśmiechnął się jeszcze nerwowo na pożegnanie i chociaż Tarento starał się złapać informator, to ten deportował się pomimo przebywania w tłumie mugoli. Urzędnicy z pewnością z tego powodu nie będą zachwyceni, choć mugole zdawali się zupełnie nie zwrócić na to uwagi.
   - Wracacie do Hogwartu. Jak najszybciej - postanowił nauczyciel.
   - Ale przybyliśmy tu po informacje - zaoponowała krukonka.
   - Panno Scoliari, to nie czas na dyskusje.
   - Ner, wracajmy nim wpakujemy się w poważne kłopoty - Dario położył rękę na jej ramieniu.
   - A jeśli ten człowiek chciał nas tylko zastraszyć?
   - Jestem pewien, że pan Tarento z pewnością ma w tej kwestii większe doświadczenie i... - Nim chłopak skończył mówić, jasna poświata minęła go i wylądowała pośrodku fontanny przybierając postać człowieka i rozchlapując wodę, czym zwróciła uwagę zebranych mugoli.
   - Padnij - syknął nauczyciel, ciągnąc na posadzkę rodzeństwo, nim przeciwnik wymierzył różdżkę w ich kierunku. Chwilę później nad ich głowami przeleciało zaklęcie, które rozbiło się o jedną z kolumn. Następne było celniejsze, lecz nauczycielowi udało się je odbić za pomocą zaklęcia tarczy.
   - Miał rację...
   - Nerezo, cicho! - warknął brat uciszając w ten sposób swoją siostrę. Zebrało jej się na gadanie w najmniej odpowiednim momencie. Powinna była milczeć tak jak zazwyczaj. Gdzie się podział jej rozsądek krukona? Szczególnie, że mugole po pierwszym ataku paniki teraz... Przestali zupełnie zwracać uwagę na atakującego ich mężczyznę w białym garniturze. Spokojnie spacerowali, wrócili do rozmów i przerwanych zakupów. Zaledwie kilka osób stało zdezorientowanych i przestraszonych atakiem, który przed chwilą nastąpił.
   - Tu jesteś - Za nastolatkami i ich opiekunem zdeportowała się kolejna postać. Wystarczył jeden ruch, aby Torento został odrzucony na kilka metrów i wpadł na szybę wystawy, która rozprysła się w drobny mak.
    - Podnieś się powoli... Udawaj, że nie dostrzegasz tego, co się dzieje... - Dario wyszeptał do ucha dziewczynie.
    - Cze-...? - Przerwała szybko pytanie, powoli zaczynając rozumieć, o co mu chodzi. - Świetnie, fajtłapa z ciebie - powiedziała już głośno i wyraźnie, podnosząc się szybko z miejsca. - Następnym razem przewracaj się beze mnie - uniosła dumnie głowę.
   - To nie moja wina, ktoś na mnie wpadł - Oboje za wszelką cenę starali się nie patrzeć w stronę kolejnych pojawiających się czarodziei. Ten, który znajdował się obok uważnie im się przyglądał. Pozostali działali dalej, posyłając zaklęcia o złocistej barwie w kierunku osób, które ich widziały i starały z nimi walczyć. W tym czasie nauczyciel starał się pozbierać po bolesnym spotkaniu z metalowymi manekinami i wyplątać ze stosu ubrań. Co dziwniejsze, atakujące osoby wcale się nie spieszyły. Nie próbowały zlikwidować od razu mężczyzny, choć miały ku temu najlepszą okazję.
   - Najłatwiej zwalić winę na kogoś innego - szturchnęła go - Lepiej pomóż mi znaleźć mój telefon... Wypadł mi z ręki.
   - Co...? Ach, tak. Komórka - pokiwał głową podejmując grę. Potrzebowali podejść do Tarento nie zwracając uwagi przeciwników. A przynajmniej na tyle długo, by mieli szansę złapać go za ręce. Rodzeństwo Scoliari ufało, że niezależnie od wszystkiego Tarento ich nie wystawi i teleportuje się z nimi w bezpieczne miejsce. Przynajmniej takie były wcześniejsze ustalenia.
   Scoliari bardziej niż szukanie fikcyjnego sprzętu mugoli interesował fakt, co działo się wokół niej. Widziała jak kolejni niewinni czarodzieje zostają w końcu obezwładnieni i padają nieprzytomni na posadzkę. Lecz nawet w tej chwili mugole ich nie dostrzegali. To mogło oznaczać tylko jedno, specjalne zaklęcie kamuflujące. Nereza nie wiedziała, o które chodzi lecz z pewnością nie uczyli go w szkole.
   - Wydaje mi się, że tam ją zauważyłem - chłopak złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, gdy zbyt bardzo się wyprostowała. Złote zaklęcie nie zabijało, lecz kto wie jakie były jego następstwa.
   - Doskonale. Teraz wymażcie im pamieć - usłyszeli krukoni. - I zajmijcie się Tarento. Skoro jest taki ciekaw, co ukrywa Ministerstwo, niech się przekona o tym na własnej skórze.
   - Mere - odpowiedziało kilku osobników w białych szatach. Część z nich zabrała się za wykonanie pierwszej części zleconego im zadania. Pozostali zabrali za naprawianie szkód, jakie powstały w wyniku krótkiego starcia. Kafelki i szyby składały się w całość i wracały na swoje miejsce. Rośliny rozkwitały na nowo, a fontanna znów miarowo wypuszczała wodę z tuzina kranów, nie chlapiąc przy tym posadzki wokół. Naruszona choinka wyglądała teraz znacznie lepiej niż wcześniej. Młoda czarownica zupełnie nie mogła tego pojąć. Co tak naprawdę chcieli osiągnąć ci ludzie? To się zupełnie nie trzymało kupy. Nie zabijali, zacierali ślady... Zupełnie inny schemat działania niż przy poplecznikach Czarnego Pana, który dawnymi czasy siał zamęt i zniszczenie.
   - Powinniśmy działać szybciej. Obliviate - Jeden z nieszczęsnych, nieprzytomnych czarodziei odetchnął z ulgą, zapadając w spokojny sen. Nie będzie pamiętał tej jakże dziwnej utarczki, w której brał udział.
   - Spokojnie. Czekaliśmy wystarczająco długo, żeby móc rozpocząć nasze przedsięwzięcie. Nie możemy zmarnować tej szansy.
   - Chcesz mi powiedzieć, że Potter obserwuje nas zza grobu i zmartwychwstanie? Nie rozśmieszaj mnie - Mężczyzna machnął różdżką od niechcenia odbijając atak profesora Hogwartu. - Czekaj grzecznie na swoją kolej! - ryknął na niego. - Teraz kiedy nie żyje, nikt nam już nie przerwie zabawy!
   - Bombarda! - Tym razem człowiek w garniturze stracił na chwilę czujność. Opiekun krukonów posłał delikwenta prosto do fontanny pod nogi osobnika, który zdawał się być jego przełożonym. Ten namierzył sokolim wzrokiem zarówno rodzeństwo Scoliari jak i Tarento. Pojawił się później niż pozostali jego towarzysze.
   - Tak trudno zrozumieć, to co się do was mówi? - warknął nieprzyjemnie w kierunku tego, który starał się właśnie podnieść i zachować resztki godności.
   - Mere - sapnął podwładny. To słowo raz po raz przewijało się przez ich wypowiedzi, co musiało wskazywać na to, że miało jakieś znaczenie.
   - Macie rozprawić się z nim i z tymi dzieciakami!
   - Ale to tylko mugole...
   - Och, doprawdy? - gwałtownie złapał go za podbródek wbijając niespotykanie ostre paznokcie w jego skórę. - Sam popatrz. Czy tak wyglądają niewinne dzieci niemagicznego świata? - Przekręcił głowę podwładnego w kierunku rodzeństwa, które znalazło się właśnie przy profesorze Tarento. Nereza zamarła czując na sobie spojrzenie przeciwnika. Niepewnie spojrzała w jego kierunku. Musiała przyznać przed samą sobą, że... Bała się. I to bardzo. Od dawien dawna nie czuła takiego strachu. Nawet niebezpieczny moment, gdzie omal nie zginęła w trakcie pierwszego zadania zdawał się niczym, przy tym co teraz odczuwała. Jak przez grubą zasłonę słyszała krzyk brata i nauczyciela. Niczym w zwolnionym tempie obok niej przeleciały kolejne złote smugi. Zostali zdemaskowani. Wraz z bratem zawiedli nie tylko swego opiekuna, ale również wiele innych osób. Nawet nie chciała wiedzieć ile bliskich jej osób może zostać teraz narażonych.
    - Ocknij się wreszcie! - Dario pociągnął ją gwałtownie, wciskając jej rękę w dłoń Tarento. Gdy tylko poczuła żelazny uścisk na nadgarstku, świat zawirował. Piękne wnętrze galerii i tłumy ludzi rozmawiających i robiących zakupy zniknęły, tak samo jak niespodziani przeciwnicy w białych garniturach. Trafiła na niekończącą się karuzelę, gdzie bezwiednie pozwoliła się nieść strumieniowi czasu i przestrzeni, aż w końcu gwałtownie stanęła w miejscu, pojawiając się wraz ze swoimi towarzyszami w zaułku jednej z ulic magicznej części miasta. W pierwszej chwili nie mogła złapać oddechu. Zaraz potem jednak żołądek zacisnął się nieprzyjemnie i dziewczyna podbiegła do ściany zwracając zarówno swoje śniadanie jak i obiad. Nienawidziła teleportacji. Tymczasem jej brat trzymał się znacznie lepiej. Wyciągnął różdżkę z rękawa i był gotów w każdej chwili rzucić się do walki, gdyby okazało się, że jakimś cudem byli śledzeni. Pan Micheal podbiegł do ujścia ulicy sprawdzić, czy jest bezpiecznie.
   - Na Merlina! - Okno na trzecim piętrze otworzyło się z łoskotem - A co wy tu robicie, jakby stado sklątek tylnowybuchowych was goniło? - Na zewnątrz wychylił się mężczyzna w podeszłym wieku - Tarento! Dzieciaki!
   - Pan Weasley! - Dario rozpoznał nauczyciela mugoznalstwa. Arthur Weasley. Według wiedzy prefekta, na zwolnieniu w związku z wizytą w świętym Mungu.
    - Panie Arthurze... - opiekun Krukonów również usłyszał starszego kolegę po fachu.
    - Co tak tam stoicie?  Wchodźcie, śmiało. Mieszkanie numer dziewięć. Wyglądacie jak stos nieszczęść - zaprosił ich do siebie bez większego zastanowienia. Rodzeństwo niepewnie spojrzało na nauczyciela zaklęć.
   - Idźcie. Będziecie tam bezpieczni - położył dłonie na ich ramionach.
   - A pan? - spytała dziewczyna. 
   - Muszę wrócić i sprawdzić, co z pozostałymi czarodziejami... Najważniejsze jednak, że jesteście już bezpieczni. Nie narażę was, na więcej niebezpieczeństw - Profesor był wyraźnie strapiony. Mimo wszystko, nie planował wciągnąć ich w taką utarczkę. - Możecie opowiedzieć panu Arthurowi o ludziach w bieli.
    - Mieliśmy milczeć...
    - Pan Weasley należał do Zakonu Feniksa. Gdybym mu nie ufał, nie zostawiłbym was pod jego opieką - zapewnił oboje. Nim Nereza zdążyła powiedzieć jeszcze jakieś "ale", deportował się. 
    - Chodźmy, nic lepszego na razie nie wymyślimy - Dario wziął za rękę siostrę i pociągnął za sobą, do wnętrza starej, ale utrzymanej w bardzo dobrym stanie kamieniczki, która sąsiadowała ze słynnym Dziurawym Kotłem, czego w pierwszej chwili żadne z nich nie zauważyło.

***

   - Rzeczywiście, to nie wygląda najlepiej - starszy, siwy pan pokiwał ze zrozumieniem głową, stukając miarowo drewnianą laską o podłogę. - Lecz z tego, co opowiadacie nikomu nie stała się krzywda. Być może jest to tylko próba prowokacji politycznej.
   - Jakoś słowa na temat tego, że śmierć Pottera otworzyła im teraz drogę nie brzmiały zachęcająco - przypomniał Dario. Upił łyk herbaty z porcelanowej filiżanki. Zgodnie z tym, co polecił im profesor Trento, podzielili się historią na temat niecodziennego wydarzenia w mugolskiej galerii handlowej. Chociaż tak naprawdę o wszystkim opowiedział tylko brat. Nereza nie trzymała się najlepiej po teleportacji i z miską u boku, siedziała w łazience, opierając się o chłodną ścianę z kafelków. Słyszała jednak każde słowo i od czasu do czasu coś niemrawo wtrącała. 
     - To zależy od tego jakie wieści przyniesie wasz opiekun. Nerezo, na pewno nie chcesz gorzkiej czekolady? Z pewnością pomoże na mdłości - po raz kolejny zaproponował pan Weasley.
    - Nie, dziękuję. Naprawdę nie trzeba...
    - Przepraszam, że pytam, ale... Czy nie powinien był pan już wrócić do Hogwartu? Pamiętam, że ustalane były zastępstwa tylko do przedwczoraj - zmienił temat Dario. Im dłużej tu siedzieli, tym bardziej go ten fakt intrygował.
    - Prawdę powiedziawszy, tuż przed powrotem do Hogwartu dostałem sowę. Poproszono mnie, aby zatrzymał się tu jeszcze przez kilka dni - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. - Nawet nie napisano dlaczego, ale byłem bardzo ciekaw, czy coś się wydarzy. Jak widać, moja cierpliwość opłaciła się. Pojawiliście się wy oraz Tarento  - pan Arthur sprawdził godzinę na zegarku kieszonkowym - Wydaje mi się, że niedługo powinien już wrócić...
    W tym momencie Nereza przestała słuchać tej uprzejmej wymiany zdań. Znowu powróciło uczucie obezwładniającego strachu, gdy tylko starała sobie przypomnieć twarze tych, którzy ich zaatakowali. Pomiędzy nimi wszystkimi najbardziej wryła się w jej pamięć postać przełożonego. I tych intensywnie niebieskich, lodowatych oczu, przez co miała wrażenie, że czytał z niej jak z otwartej księgi... 
    Dotarło do niej, że zmieniła się w ofiarę, a człowiek ten zamienił się w drapieżcę, który za wszelką cenę będzie chciał ją dorwać.



________________

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału.
Nie.
Ale i tak wyszedł lepiej niż w rozpisce to przewidziałam.

2 komentarze:

  1. Hej ho!
    Widziałam, że były jakieś zawirowania z tym rozdziałem, ale na szczęście jest :)
    Kurczę, pensjonacik z piekła rodem. W sam raz na średnio-legalne wypady. W takich miejscach jak to obsługa wie, że wścibstwo i niepotrzebne pytania nie są na miejscu.
    Podobało mi się, że trochę przybliżasz nam osobowość i przemyślenia Nerezy - jak w przypadku wzmianki o mugolach czy książce. Dzięki temu można tę postać trochę "oswoić".
    Ciekawy ten tajemniczy nieznajomy. Niepozorny, ale sprawia wrażenie mądrego.
    Ale się działo! Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale było bardzo dynamicznie :) Ludzie w bieli, ciekawe, co to za organizacja. Podobało mi się, że Nereza była oszołomiona i trochę nieporadna, to wzbudza sympatię.
    Zauważyłam drobne błędy - "karz dzieciakom" (każ), "wymarzcie im pamięć| (wymażcie) i parę razy "odnośnie czegoś" (odnośnie do czegoś).
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dużym opóźnieniem, ale... Jestem!
      Przygotowanie rozdziału wyglądało koszmarnie. Ledwo napisałam dwa zdania, a już mnie odrywano od pracy. Nijak nie mogłam potem ponownie się wkręcić w klimat. I tak leżał, leżał... Komputer się lagował i publikował nie wtedy kiedy trzeba. Poprawiałam to do upierdliwości.
      Czy taki mądry jest ten nieznajomy? Hmm... Z mojej perspektywy cwany lis, który miał okazję poznać więcej tajemnic niż by się wszystkim zdawało.
      Och, martwiłam się, że wejście Białych będzie zbyt dziwne i odstawało od całej reszty opowiadania, a tym bardziej świata, w którym jest kreowane. Jednak jak widzę, nie wyszło tak najgorzej. Zaręczam, że niedługo będzie coś więcej wiadomo odnośnie tego, co zbroili :3
      Błędy poprawione :)

      Pozdrawiam cieplutko!


      Pst, tytuł książki, którą kupiła Nereza to tytuł innego mojego opowiadania, które kiedyś pisałam.

      Usuń