sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 23 - Noc Duchów

   Spokojnie siedziała w Pokoju Wspólnym czytając książkę, ukryta w swym ulubionym miejscu za regałem. Od czasu do czasu spoglądała na innych, którzy przygotowywali się do dzisiejszego wieczoru. Po wieży krążyło mnóstwo postaci mniej lub bardziej znanych. Nie miała pojęcia jak sytuacja ma się w innych domach, lecz tu, u krukonów, ludzie podeszli z entuzjazmem do wyboru motywu tegorocznego balu Halloweenowego. Niezwykłą atmosferę dało się już wyczuć kilka dni wcześniej, kiedy to pojawiły się pierwsze wydrążone dynie, wiszące szkielety i inne ozdoby. Nawet na stole w trakcie posiłków można było już spróbować dyniowego ciasta. Lecz wracając do podekscytowanych uczniów...
   Scoliari, mając pewne pojęcie o świeci mugoli, była w stanie rozpoznać niektóre z postaci. Widziała zamaskowanego Zorro, szalonego Hannibala, wampiry i inne strzygi. Nie mówiąc o tych, których nie była w stanie rozpoznać. Można było tu znaleźć praktycznie wszystko. A im bardziej słońce zachodziło i robiło się ciemniej, tym miejsce zmieniało się w niezwykłą bajkę. Nie dla niej był cały popłoch i przekomarzanki, która królewna jest najpiękniejsza. Panny wyciągnęły najbardziej kolorowe i eleganckie stroje. Jedne były cukierkowate, inne jakby z piekła rodem. Biel, czerń, pomarańcz, skrzydła, zbroje... Rozmaitości w bród.
   W pewnym momencie w całej wieży rozległ się nic dobrego nie wróżący psychopatyczny śmiech Crow. Jasnowłosa podniosła głowę. Miała nieodparte wrażenie, że to co zaplanowała francuzeczka dotyczy jej osoby. Pozostali mieszkańcy naprędce kończyli szykowanie i tłumnie ruszyli w kierunku wyjścia. Nawet nie chcieli być świadkami tego, co może się wydarzyć. Wtedy to La Mettrie zbiegła po schodach prowadzących do dormitorium. Bystro wypatrzyła swoją ofiarę. Dziewczyna nawet nie zdążyła zaprotestować, gdy niższa od niej przyjaciółka pociągnęła ją za sobą. Wypuściła książkę z rąk, która cicho wylądowała na podłodze.
   - Stroje dotarły na czas - zatarła ręce ciemnowłosa. Podrzuciła paczkę czarownicy. Pozostali przyjaciele już swoje dostali i teraz przebierali się w swoich pokojach. - Ubieraj się, nie marudź i za kwadrans chcę cię widzieć gotową - wydała rozkaz. Nie warto było się awanturować. Szczerze powiedziawszy była zadowolona, że to Crow zajmowała się przygotowaniami do Halloween. Projektowała stroje, a następnie prosiła siostrę w pomocy uszycia ich. Inaczej Nereza najchętniej pozostałaby w trakcie takich zabaw w wieży i nie wyściubiała z niej nosa. A tak przynajmniej chciała się pochwalić kostiumem. Lecz tym razem, gdy zobaczyła, co ma na siebie włożyć mina jej zrzedła. Co prawda nie było to różowy, ale... W lot rozpoznała bajkę. I nie miała nic przeciwko temu wyborowi. Tylko czemu musiała być akurat tą postacią?!
   Na dół zeszła dopiero wtedy, gdy miała pewność, że nikogo poza swoimi przyjaciółmi już nie spotka. Czuła się bardzo nieswojo w swym obecnym stroju. Przyjrzała się młodzieńcom zazdroszcząc im niezwykle przydzielonych im postaci. Dario został ubrany w finezyjny smoking z cylindrem na głowie, a całość przyozdobiono ciemnoniebieskimi kwiatami. W ręku trzymał fajkę wodną ilustrującą jego bohatera. Uśmiechał się przy tym delikatnie, co wywoływało niesamowity efekt. Elegancik w białej koszuli i myszką pod szyją. Drugi z kolei, Raven, okazał się nosić równie uroczysty strój w podobnych barwach, lecz zamiast cylindra miał na głowie parę turkusowych kocich uczu w paski i długi ogon kręcący się wokół jego nóg. Obaj młodzieńcy byli z siebie niezwykle zadowoleni.
  Stojąca obok Crow spoglądała na wszystkich spod ciemnego kapelusza, który został ozdobiony ciemno niebieską wstążką. W nakryciu zostały zrobione dziurki, przez które wystawały zajęcze słuchy. Sama dziewczyna ubrana była w niebiesko srebrny frak, ciemne spodnie do pół uda, wysokie kozaki i białą koszulę z falbanami. Przy tym wszystkim znajdowała się tona ozdób, któych nie dało się wymienić. Rozpuszcozne włosy dodawały jej odrobinę szaleństwa. Idealnie odzwierciedlała wybraną osobę.
   A Ner...? Cóż... Jej zdaniem pozostało najgorsze... Chociaż zależy, od której strony na to patrzeć. Czerń i odrobina niebieskiego. Wszystkie stroje zostały utrzymane w kolorystyce domu. Długa poszarpana spódnica. Kozaki na niskim obcasie. Satynowa bluzka z długimi rękawami w kolorze głębokiej nocy, połyskująca pojedynczymi gwiazdami wyszytymi na materiale. W pasie przymocowany miała na łańcuszku srebrzysty duży zegarek z klapą. Na wierzchu wygrawerowana została róża. W rękach zaś trzymała kosę. I wszystko było by dobrze, gdyby nie ostatni element stroju. Długie czarne królicze uszy, które zostały wyczarowane przez Crow opadały teraz na lekko złociste włosy Scoliari.
   - Trochę alternatywna wizja słynnej bajki - stwierdziła Nereza.
   - Nasza własna interpretacja - poprawiła ją francuzeczka.
   - A gdzie Bianca?
   - Poszła już na dół. Zresztą, my też powinniśmy już iść. Jestem z nas taka dumna! Wyglądamy wspaniale! - Dziewczyna nie kryła radości. Całą czwórką ruszyli w kierunku sali, gdzie już rozpoczęła się zabawa i trwał pierwszy taniec. Zebrani zrobili im trochę miejsca, by mogli przecisnąć się dalej. Sala jak co roku wyglądała niesamowicie i zapierała dech w piersiach. Unoszące się lampiony z dyń, świeżo utkane pajęczyny w różnych kątach pomieszczenia, duchy wyskakujące z najmniej oczekiwanych miejsc a także pojawiający się znikąd dym, który pełzł po posadzce. Wielką Salę pokrywał półmrok. Mimo to, nadal świetnie było widać poprzebieranych uczniów oraz uginające się pod ciężarem jedzenia ozdobione stoły.
   - Pan Gąsiennica, Cheshire Cat, Marcowy zając oraz... Trochę brutalna wersja Białego Królika. Chociaż powinnam tu raczej powiedzieć Czarny Królik - Arielle bezbłędnie rozpoznała postacie, które reprezentowali. Dość niezwykłe, jeśli weźmie się pod uwagę, że pochodziła z magicznej rodziny i z mugolami nie miała zbyt wiele styczności. Sama dziewczyna zaś założyła poszarpaną i przybrudzona białą sukienkę, oraz czarną perukę, gdyż radosny humor sprawiał, że jej własne włosy cały czas zmieniały kolor na bardzo jasny.
   - Za kogo się przebrałaś? - spytała zaciekawiona Nereza. W tym czasie Crow bawiła się już w najlepsze ciągnąc za sobą turkusowego kota z Cheshire.
   - Za Sadako. Dziewczynkę z telewizora. Taką morderczą istotkę co przychodziła po siedmiu dniach od obejrzenia kasety i cię zabijała - odpowiedziała beztrosko. - A powiem ci, że gdzieś widziałam Alicję - ciągnęła dalej - Jej strój jest w tym samym duchu, co wasze...
   - Och, pewnie chodzi ci o Biancę. Słyszałam, że przyszła tu wcześniej od nas - domyśliła się Scoliari. - Nie miałam wcześniej okazji zobaczyć jak wygląda.
   - Nie? A przecież jesteście przyjaciółmi - zdziwiła się Lupin.
   - Crow w wielkiej tajemnicy szykowała dla nas stroje. Dotarły dopiero dzisiaj - wyjaśniła. - Do końca nie byliśmy pewni, za co nas przebierze.- Dziewczyny odsunęły się na bok, aby nie tarasować przejścia. Krukonka z ciekawością rozejrzała się wokół siebie szukając znajomych twarzy. Najbardziej była jednak zaintrygowana, czy Slytherin zechciał wziąć udział w tegorocznej maskaradzie. Nie zdziwiłaby się, gdyby wcale nie przyszli, a jeśli już to w zupełnie nie pasujących do reszty kostiumów.
   - Maya, chodź do nas! - Arielle wyłapała z tłumu swoją młodszą koleżankę.
   - Nadal się na nią gniewam - burknęła niezadowolona wskazując na Nerezę.  Ta tylko przewróciła oczami nie robiąc sobie wiele ze słów gryfonki przebranej za księżniczkę.  - Nie podoba mi się, że tak mało się przejmuje. W końcu rani mnie swoim zachowaniem.
   - Poważnie? Znajdź jakiś sensowny powód do kłótni... - westchnęła dziewczyna.
   - Och, dzieci, proszę, bawcie się grzecznie. Nie przyszliśmy tu, aby się kłócić - Puchonka starała się je uspokoić. Nim jednak doszły do porozumienia na salę wtargnęła... tak, to chyba najlepsze określenie... Shareta Malfoy. Od razu przykuła uwagę wszystkich zebranych. Robiła wokół siebie tyle zamieszania, że ciężko było ją ignorować. W obstawie kilku ślizgonów, robiła najwyraźniej za wampirzycę, której szczerze powiedziawszy, Scoliari za nic w świecie nie kojarzyła. Czarna sukieneczka z obcisłym gorsetem i dodatkową falbaną ciągnącą się po ziemi. Buty, których nazwy krukonka nie kojarzyła oraz standardowo duża ilość makijażu na twarzy. Biżuteria z diamentami, którą miała na sobie musiała kosztować fortunę. Ale czego tu się dziwić. W końcu to Malfoy, kto bogatemu zabroni? Niezwykle zadowolona z siebie podeszła do Marcusa Zabiniego, robiącego dzisiejszego wieczoru za kapitana Jacka Sparrowa. Z tej odległości i przez głośną muzykę, dziewczyny jednak nie słyszały o czym rozmawia tamta dwójka.
   - Mogę prosić do tańca? - przy uczennicach pojawił się miły chłopaczek w bajkowym stroju bliżej nieokreślonego księcia. Wyciągnął rękę w kierunku Frakwitz, a ta z uśmiechem przyjęła jego zaproszenie i po chwili zniknęli w bawiącym się tłumie.
   - Kto to? - spytała Nereza nie kojarząc zbyt dobrze chłopaka.
   - Matthew Potter, przyjaciel. Z nim Maya jest bezpieczna - odpowiedziała z uśmiechem Arielle - no dobrze, idę postraszyć trochę innych. Baw się dobrze, Ner. A jeśli czegoś będziesz potrzebować to wiesz gdzie mnie szukać. Zawsze chętnie się tobą zajmę - Puchonka poprawiła perukę i z zamiarem dobrej zabawy zniknęła pośród wszystkich dziwnych postaci.
   - Najwyżej kogoś skrócę o głowę - uśmiechnęła się sama do siebie krukonka. Przeszła kawałek i ciężko usiadła na ławie. Musiała zostać tu jakiś czas. Ogólnie nie czuła się najgorzej. Upiorna muzyka była nawet przyjemna, a stół z nieskończoną ilością smakołyków nęcił zachęcająco. Żałowała tylko, że musi mieć te nieszczęsne uszy.
   - Kogo tutaj mamy? - usłyszała podwójny głos. Położyła po sobie słuchy zdradzając tym samym swoją irytację. Zafascynowana dwójka młodych uczniów usiadła obok i każde złapało po jednym uszku. 
   - Popatrz, prawdziwe - Chłopak wydawał się wniebowzięty. On i towarzysząca mu dziewczyna przebrali się za diabły. I słusznie. Pasowało idealnie.
   - Zdradzisz nam formułę? - spytała urocza uczennica.
   - W życiu - wyrwała im swoje uszy. Czuła na nich każdy dotyk. Były dzisiejszego wieczoru częścią jej ciała, aż Crow zakończy zaklęcie. - I po śmierci też nie - Dodała czując zbliżającą się odpowiedź dzieciaków. - Zresztą, to akurat nie jest moje dzieło. Idźcie szukać twórcy gdzie indziej... Kim wy w ogóle jesteście?
   - Noel i Raphael Lupin - przedstawili się chóralnie. Aż ciarki przeszły Scoliari po plecach. Dwa małe szkolne chochliki. Wszędzie ich było pełno, wiecznie coś kombinowali. Jak się na kogoś uparli, nie można się było od nich odpędzić. Uwielbiali psoty i o zgrozo weszli w jakieś podejrzane układy z Irytkiem, szkolnym poltergeistem. Na szczęście Scoliari trzymała się z dala od kłopotów, miała własne życie i do tej pory nie miała okazji się z nimi zapoznać. Z wyglądu zdawali się niewinni, lecz to tylko pozory. Urocze buzie, ciemne falujące włosy, niebieskie oczy i niewysoki wzrost. Kto by pomyślał, że to zło wcielone?
   - Wspaniale...
   - Dzięki - ponownie wspólna odpowiedź. Oboje podnieśli się z miejsca, szukając Marcowego Zająca, który już się przygotowywał do najlepszej części zabawy.
   Czarne słuchy już nie przylegały tak ciasno. Unosiły się lekko, lecz wciąż nie stały pionowo. Ner przyjrzała się paskowi, do którego miała przymocowany zegarek. Dopiero teraz dostrzegła małą maskotkę królika z guzikami zamiast oczu i szerokim uśmiechem godnego najgorszego psychopaty. Złapała kosę. Nie będzie tak tu siedzieć całą noc. Trzymała broń ostrożnie, aby nikomu nie zrobić krzywdy. Nie miała ochoty, by sprawdziło się to, co powiedziała wcześniej o skracaniu o głowę.
   - Zatańczysz? - wyrwało się jakiemuś gryfonowi w stroju upiora w operze.

   - Nie - szybko odmówiła, nie patrząc w jego stronę. Krótki jęk zawodu. Najwyraźniej większa grupka osób chciała zaprosić do zabawy Scoliari. W końcu teraz była rozpoznawalna. Bycie reprezentantem szkoły swoje robi. Tymczasem dziewczyna rzadko kiedy tańczyła. Jeśli już to z bratem bądź jego przyjacielem. Nie przepadała za tym i szczerze powiedziawszy, w ogóle nie miała jakiegokolwiek talentu w tym kierunku. Chyba, że akurat miała dobry dzień... Wtedy jeden taniec wyglądał jako tako w jej wykonaniu.
   - Witaj, kurczaczku - Niechętnie, kątem oka spojrzała w kierunku delikwenta. Miała cichą nadzieję nie zamienić tego wieczoru z nim ani jednego słowa. - Widzę, że dorobiłaś sobie uszy.
   - I kosę, którą mogę z łatwością pozbawić cię głowy - odparła ponuro.
   - Nieładnie tak mi grozić. Przyszedłem w pokojowych zamiarach.
   - Zabini, ty nigdy nie przychodzisz bezinteresownie - wytknęła mu Scoliari. - Czego tym razem chcesz? Masz zamiar odebrać swój "dług", który teoretycznie mam wobec ciebie?
   - Nie, jeszcze nie. Na to przyjdzie pora, ale cieszę się, że pamiętasz - uśmiechnął się podstępnie - Jestem po prostu ciekawy jak się bawisz.
   - Byłoby lepiej, gdybym cię nie musiała dziś oglądać.
   - Obawiam się, że to niemożliwe. Jestem zbyt przystojny, aby pozostać niezauważonym - odparł pewny siebie. 
   - Na twoje nieszczęście na sali jest co najmniej tuzin innych panów, którzy bardziej przyciągają moją uwagę - Nereza nie szczędziła jadu.
   - Och, widzę, że twoje starania spełzły na niczym - Z cienia wyłowiła się Shareta, która wsunęła dłoń pod rękę pirata. - Ale nie martw się, kochana. Musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Na tym balu może błyszczeć tylko jedna osoba.
   - Niech zgadnę, i jesteś nią ty? - spytała retorycznie Nereza, zupełnie nie przejmując się złośliwościami, które wypływały z ust młodej Ślizgonki. 
   - Widzę, że w końcu to zauważyłaś. Cóż, czego mogłam się spodziewać po reprezentancie naszej szkoły skoro to ja jestem gwiazdą? - westchnęła teatralnie - Oczywiście nie mówię o tobie, mój kochany Marcusie. Jesteś jedynym, który idealnie pasuje do mnie i mego stroju wampirzycy.
   - Szkoda tylko, że nie podzielił twojej fascynacji i nie dopasował się kostiumem - rzuciła niby od niechcenia krukonka. 
   - Nie musi być ubrany w smoking, aby mi dorównywać - rzuciła lekko zezłoszczona dziewczynka.
   - Uważaj, bo ci się zmarszczki zrobią - mruknęła Scoliari. Nie miała zamiaru dalej ciągnąć tej bezowocnej rozmowy. Naprawdę kiepska zapowiedź dalszego wieczoru. Przez cały czas rozglądała się w poszukiwaniu uczniów Durmstrangu oraz Ignaspherii, lecz ci bardzo dobrze wmieszali się w tłum. Trochę żałowała, bo miała chęć odnaleźć Jewela i porozmawiać z nim. Być może dzięki temu czas płynąłby przyjemniej i szybciej.
   - Nie wolno ci wnosić broni na salę.
   - Spokojnie, nie jest naostrzona - dziewczyna odpowiedziała na pouczenie Sophie Hope. 
   - Jest metalowa, możesz tym komuś zrobić krzywdę - ciągnęła dalej rudowłosa. 
   - Gdybym chciała, już dawno ktoś by ucierpiał. Czy coś jeszcze, pani prefekt?
   - Radzę ci ją schować, albo będę zmuszona zarekwirować tę zabawkę. - Scoliari niezadowolona syknęła coś pod nosem. Mimo to wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie zmniejszające. Z przykrością pożegnała się z ulubioną ozdobą swojego stroju, chowając ją w kieszonce spódnicy. - Tak zdecydowanie lepiej. Miłej zabawy.
   - Wzajemnie... - ciężko westchnęła. Ruda potrafiła być naprawdę upierdliwa. A teraz jeszcze jak na złość, przechodząc wzdłuż stołu zaczepiła o dynię, która omal nie spadła na podłogę. Omal, bo udało jej się ją złapać, przewracając przy tym kilka półmisków i kieliszków. Ostatecznie jednak nic poza jedzeniem nie uległo zniszczeniu. Jakby jednak nie było, szkolne skrzaty za chwilę wszystkim się zajmą. Nereza postąpiła jeden krok, drugi... I z niezadowoleniem stwierdziła, że nie jest w stanie odejść od miejsca katastrofy. Niefortunnie brzeg spódnicy zaplątał się w drucianą pajęczynę, którą stół był ozdobiony.  Starając się nie dać staranować, przez wciąż przechodzący tłum, próbowała odplątać materiał. 
   - Tak? - spytała poirytowana zdając sobie sprawę, że ktoś od dłuższej chwili jej się przygląda. Odwróciła się w kierunku tej osoby, chcąc zobaczyć z kim ma do czynienia, ale... Strój jakoś nie pomagał w rozpoznaniu. Wykonany z lejącego się, rozciągliwego materiału w formie kombinezonu. Na piersi jakieś guziczki. Wysoki kołnierz, na głowie hełm... Słowem, zakryty od stóp od głów. Taki to urok kostiumu Lorda Vathera. 
   - Zatańczysz? - Usłyszała zniekształcony głos. Najwyraźniej to przez maskę, jaką osobnik miał założoną na sobie. Przyjrzała mu się krytycznie strzygąc uszami. Nie miała zielonego pojęcia z kim ma do czynienia. "A może to Jewel?" przemknęło jej przez myśl. Nie przypominała sobie jednak, aby Stark wykazywał jakiekolwiek zamiłowanie do tej postaci... Chociaż... Nie wiedziała o nim, aż tak dużo, aby była w stanie to jednoznacznie ocenić.
   - Obawiam się, że złośliwość rzeczy martwych nie specjalnie mi na to pozwala - odpowiedziała ostrożnie. Jeżeli to był jej przyjaciel z Durmstrangu, a do tej pory na sali jeszcze go nie widziała, byłoby niegrzeczne z jej strony odmówić. Jeżeli jednak to był kolejny obcy uczeń to tylko niepotrzebnie mu robiła nadzieję. Mroczna muzyka zmieniła swój rytm. Osoby, które do tej pory tańczyły, mogły wreszcie odpocząć i odejść czegoś się napić. Dla innych to była okazja, aby zatańczyć coś spokojniejszego bez ciągłego skakania i bezcelowego wymachiwania rękoma.
   - Zaraz coś na to zaradzimy - ukucnął przy obrusie. Chociaż na dłonie zaciągnięte miał skórzane rękawice, to nie przeszkodziło, aby kilkoma sprawnymi ruchami uwolnić dziewczynę z pułapki. - Już - stanął wyprostowany - Teraz nie masz wymówki.
   - Zawsze mogę wyrazić obawę, że jako Lord Vader przerobisz mnie na potrawkę z królika - podniosła wyżej jedną brew, nadal nie będąc przekonana, co zrobić.
    - Wolałbym pachnącą pieczeń. Zdecydowanie smaczniejsza - odparł ciągnąc grę ze Scoliari.
    - Dziękuję za odplątanie, ale... - Nie zdążyła skończyć odmawiać, gdyż osobnik skrywający swą twarz pod maską ujął jej dłoń i pewnie pociągnął za sobą na parkiet. Gdy tylko Nereza zorientowała się w sytuacji, natychmiast zaparła się, a jej królicze uszy położyły na włosach wyrażając tym samym głębokie niezadowolenie.
    - Nie zgodziłam się - fuknęła ze zmrużonymi oczami i wypiekami na policzkach.
    - Przemawia przez ciebie strach przed nieznanym.
   - Nie, po prostu nie lubię tańczyć - odpowiedziała zgodnie z prawdą - I nie życzę sobie byś... - Tym razem delikwent również nie usłuchał i zręcznym ruchem zakręcił ją i przyciągnął do siebie, tak, że plecami oparła się o jego tors. - Co za szczyt chamstwa! - warknęła. Niektóre panny pewnie rozpływałyby się z zachwytu znajdując się w tak intymnej chwili, lecz nie Scoliari. Miała wręcz ochotę rozszarpać Lorda na strzępy i dziwiła się sobie, że jeszcze tego nie zrobiła.
   - Wybacz mi - usłyszała przy uchu - Proszę, poświęć mi tylko jeden taniec. Obiecuję, że niczego więcej nie będę od ciebie chciał.
   - Skąd mogę mieć taką pewność? - Królik spytał nieprzekonany.
   - Zaufaj mi - Jedno krótkie zdanie sprawiło, że przerwała atak na stopę przebierańca. Czujniej nadstawiła uszu. Brzmiało inaczej. Tak szczerze.
    - Ale tylko jeden taniec - obróciła się przodem do niego. - A jeśli będziesz coś kombinował, to użyję nieprzyjemnych zaklęć - zastrzegła. Korzystając z tego, że zwolnił uścisk, cofnęła się o krok.
   - W porządku. Pasuje mi taki układ - nie dał jej więcej czasu do namysłu. Chociaż jej chwilowy partner naprawdę się starał i tańczył z nią w dość staromodnym stylu, prowadząc dzielnie pomiędzy innymi parami, to i tak czasem zdarzyło się jej pomylić krok i stanąć wyższemu od siebie osobnikowi na stopie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej buty nie należały do najlżejszych, ale Lord Vader zdawał się to dobrze znosić i nie pisnął nawet słowem na ten temat. Uśmiechnęła się pod nosem. To była naprawdę wytrwała istota. Należały mu się gratulacje. Większość rezygnowała już przy groźnym spojrzeniu dziewczyny po pytaniu czy zechciałaby z nim zatańczyć. Scoliari zawirowała na parkiecie w pełni odkrywając piękno swojego niezwykłego kostiumu czarnego królika. Przez tą jedną krótką chwilę mogła dorównać drogim przebraniom osób z bogatych rodzin.
    Ostatecznie jednak utwór się skończył, a Lord zgodnie z obietnicą, ujmując dłoń dziewczyny, odprowadził ją z powrotem do stołu.
   - Dziękuję za ten zaszczyt  - skłonił się przed nią. - Życzę ci miłego wieczoru.
   - Ja również... - nim skończyła mówić, partner odwrócił się i zniknął gdzieś pomiędzy rycerzem, a gromadką księżniczek. - Haj, poczekaj! - krzyknęła jeszcze wyciągając rękę w jego stronę, lecz ten ją zignorował. - Co za dziwny człowiek... - przekręciła głowę. Chciała mu tylko podziękować. Nie było tak źle jak się spodziewała, a wykazał się sporą wyrozumiałością w stosunku do jej osoby. No cóż, nie będzie go na siłę szukać. Nie zależało jej na nim, aż tak bardzo.  Wzruszyła ramionami odchodząc w przeciwnym kierunku. Miała nadzieję odnaleźć swoich przyjaciół. I przetrwać spotkania z tymi, którzy starali jej się przypodobać przez wzgląd na bycie reprezentantką szkoły.


***

   Na przemian śniło jej się pole marchewek i moment, gdy wirowała pośród innych, a w tym tłumie znajdował się i Lord Vader. To pierwsze z pewnością było efektem ubocznym zaklęciem. Gdy się jednak w końcu obudziła, po króliczych uszach nie było śladu. Skostniała, z trudnością się poruszała. Miała sporo problemów, aby wysunąć się spod kołdry i usiąść na łóżku. Ziewnęła. Wróciła wcześniej od innych, lecz i tak spała niemal do południa. Teraz zaś mogła zobaczyć chaos, jaki panował w ich sypialni. Wszędzie porozrzucane części kostiumów, w kąt rzucone buty, a na podłodze pałętały się kosmetyki. Scoliari nawet nie próbowała tego pojąć. Wiedziała tylko tyle, że wkrótce wszystko zostanie posprzątane.
    - Bycie królikiem było co najmniej dziwne...  - oparła zrezygnowana czoło o kolana. Przykryła się kocem. Jak dla niej było zbyt chłodno. Najchętniej przespałaby jeszcze z pół dnia, ale w porównaniu do niektórych potrzebowała się choć trochę pouczyć w ten weekend.
   - Panienko, oto zdjęcia z ubiegłej nocy - Przed Scoliari aportował się skrzat usługujący na zamku. Na plecy miał zarzucony ciężki worek, a w ręku trzymał grubą kopertę z nazwiskiem dziewczyny. Odebrała przesyłkę, a skrzat rozłożył jeszcze cztery podobne na komodach jej współlokatorek, po czym deportował się, aby dostarczyć pozostałe innym mieszkańcom wieży. Wszyscy takie dostawali po każdym większym wydarzeniu w szkole. Tradycja ta weszła dopiero kilka lat temu i Nereza bardzo ją sobie chwaliła. W kopercie bowiem znajdowały się zdjęcia. Każdy mógł przebrać otrzymane fotografie i wybrać te które mu się podobały. Pozostałe kładło się do koperty i po dwóch dniach przybywał skrzat, aby zabrać je z  powrotem. Ner zostawiała sobie wszystkie na pamiątkę. Nie znała wielu ludzi uwiecznionych na zdjęciach, lecz dzięki temu mogła mieć pełniejszy obraz tego, co działo się po drugiej stronie sali, bądź w chwili, gdy sama wróciła już do wieży. Wyciągnęła cały plik z koperty.
   Zaciekawiona oglądała wszystkie fotografie. Nie były jak te mugolskie, nieruchome. Te żyły nieustanie, jakby wieczór trwał nadal. Na osobną kupkę odkładała te, co przedstawiały ją oraz przyjaciół. Było nawet ich zdjęcie grupowe. Nawet kilka. Szalony Marcowy Zając stał z przodu, a zaraz za nim Kot z Cheshire, który się o niego opierał. Obok nich Alicja z niepewną miną. Po prawej stronie Pan Gąsiennica, ze swym przyjemnym i niegroźnym uśmiechem, obejmujący główną bohaterkę w pasie. Z lewego krańca stała zaś ona sama jako Biały... Czarny Królik z kosą. Upiorna wersja uroczej bajki dla dzieci. Następna fotografia. Ona sama, która przecina groźnie powietrze przed sobą, jakby stał tam przeciwnik. Stalowy, morderczy wzrok. Powoli opadające rozpuszczone włosy. Podobało jej się. Pokazywało bardziej agresywną naturę. Następne kilkanaście papierków przeszło bez większego echa. Arielle strasząca pierwszaki, a następnie ganiająca swego kolegę Eltiego oraz śmiejącego się z nich Acruxa. Noel i Raphael stojący przy misie z ponczem, a pod sufitem unosił się Irytek. Scoliari nie pamiętała tego. Sądząc po minach dzieci za pewne coś kombinowały. Musiała zapytać się Crow o co chodziło.  Następnie Shareta z Marcusem w jakimś szalonym tańcu z milionem efektów specjalnych. Jednemu nie można było zaprzeczyć. Ślizgonka umiała tańczyć. Szkoda tylko, że często była wredną żmiją. W tym momencie ta jedna zaleta nie ratowała dziewczynki.
   A potem na jednej fotografii dostrzegła fragment czarnej peleryny. Następnie mogła zobaczyć Lorda w tłumie. Miała wielką nadzieję, że podczas balu choć na moment zdjął maskę. Przerzuciła wszystkie zdjęcia jeszcze raz uważnie im się przyglądając. Co prawda osobnik mało ją interesował, ale skoro była okazja to czemu miała z niej nie skorzystać? Była ciekawa, kim on był.
   -Ugh... - wypuściła powietrze zła. Obcy bardzo się pilnował. Nie udało się go chwycić bez hełmu. Przemknęło wzrokiem po fotografiach nim złożyła je na jedną kupkę. Jeszcze raz potrząsnęła kopertą sprawdzając czy na pewno wszystko wyjęła. Pojedyncza fotografia spokojnie opadła na jej kolana. Serce mocniej zabiło. A może jednak jej się poszczęściło? Z lekkim zniecierpliwieniem podniosła kartkę do góry, odwracając ruchomym obrazem w kierunku twarzy. Mina jednak jej zrzedła.I to wcale nie dlatego, że partnerem do tańca okazał się ktoś nieprzyjemny. - Uduszę fotografa... - wymamrotała. Osoba robiąca zdjęcie uchwyciła ją w chwili, gdy to Vader przyciągnął ją do siebie. Aż ją przeszły dreszcze na wspomnienie tej chwili. Tylko, że tutaj, na papierze nie wyglądała na tak niezadowoloną jak była w rzeczywistości. Ba, niektórzy mogliby uznać, że to dość uroczy obrazek. Pospiesznie zebrała wszystkie fotografie i zamknęła je w szkatułce. Zmieniła zdanie. Nie chciała się dowiedzieć, kim był Lord.
   - Dzień dobry... - Na jej łóżko wpełzła Crow. Ziewała raz po raz. Przyjaciółka przykryła ją kołdrą. - Widzę, że obejrzałaś już zdjęcia - stwierdziła zaspanym głosem. - Jeszcze ich nie otworzyłam... - Po raz kolejny zasłoniła usta dłonią - Zrobię to później.
   - Kiedy wróciliście?
   - O poranku, nie patrzyłam na zegarek - Na twarzy wciąż miała makijaż z ubiegłego wieczoru. Teraz w świetle dnia Ner mogła dostrzec malutkie znaczki pik upstrzone wokół jej powiek - A ty jak zawsze wymknęłaś się za wcześnie. Ominęła cię najlepsza część.
   - Jakoś przeżyję. Ważne, że wy się dobrze bawiliście.
   - Mhm... Daj mi jeszcze chwilę na rozbudzenie się - poprosiła wykończona francuzka. Ciemnowłosa przymknęła oczy zasypiając, wbrew swojemu postanowieniu. Scoliari uśmiechnęła sie pobłażliwie. Nie spodziewała się, aby La Mettrie tak szybko wstała. Korzystając jednak z okazji, że na zamku panował spokój, a większość uczniów jak i nauczycieli jeszcze spała, postanowiła wybrać się do lasu. Być może dla niej noc zakończyła się przedwcześnie, ale w zamian za to miała szansę spotkać się z przyjacielem.

***

    - Udana noc - stwierdził centaur na powitanie. Wiedział, że odbywał się bal z okacji święta duchów. Sam mógł obserwować tylko pokaz fajerwerków, który nastąpił grubo po północy. Choć Nereza nie powiedziała tego na głos, widziała go z okna krukońskiej wieży. Słabo bo słabo, ale jego postaci nie dało się pomylić z kimkolwiek innym.
   - Powiedzmy - Niespecjalnie chciała dzielić się wszystkimi szczegółami. Parę rzeczy wolała przemilczeć, choć...
   - Nie zostałaś do końca. Żałujesz? - Centaur zawsze jakoś wszystko wiedział. Z pewnością zdawał sobie sprawę za kogo się poprzebierali, co robili, z kim tańczyła...
   - Wiesz, jakoś niespecjalnie... Jak to jest wiedzieć o wszystkich dobrych i złych aspektach przyszłości?  - spytała spoglądając przed siebie. Raz na jakiś czas padało ono w rozmowie pomiędzy tą dwójką i zawsze słyszała tą samą odpowiedź.
   - Nie zwracam na to uwagi. Pogodziłem się z tym, że mają nastąpić i choć niektóre bolą bardziej niż inne to nie wolno im zapobiec - odparł. W jego głosie można było wyczuć melancholię. Scoliari domyślała się, że ciążąca wiedza mocno się na nim odbijała. Ten brak niewiadomych z pewnością doprowadziłby ją samą do szaleństwa. Wolała nie wiedzieć do końca kiedy coś się wydarzy. W szczególności z tych złych rzeczy. Przerażająca wizja, żyć ze świadomością kiedy twoim bliskim przydarzy się wypadek, albo gdy będzie musiał odejść z tego świata... Nie mając szans, aby im pomóc. Bezsilność ją przerażała. Nereza pokręciła energicznie głową próbując wyrzucić nieprzyjemne myśli.
   - Chcę żyć w nieświadomości. Wszechwiedza byłaby dla mnie torturą - Przesunęła dłonią po pniu drzewa obok którego przechodzili. Szorstkie, chropowate, pokryte cienką warstwą suchego mchu. - Popadłam w rutynę, Azynie - przyznała ze smutkiem w głosie. - Nauka, nauka i jeszcze raz nauka... Chociaż jestem uczestniczką Turnieju, nie odczuwam teraz jakby zmieniło to moje życie.
    - Jednak miało na nie wpływ.
    - Oczywiście - zapewniła - Poznałam nowych ludzi. Nauczyłam się wielu zaklęć i informacji, z którymi prawdopodobnie w normalnych warunkach nie miałabym styczności.
   - Nudzi cię więc zatem samo życie. Myślałaś nad tym, aby podziękować osobie, która pomogła ci w trakcie pierwszego zadania?
   - Mówisz o upadku? - spytała, w pierwszej chwili nie domyślając się o czym mówi jej przyjaciel. - Och, masz na myśli zaklęcie... - nerwowo przygryzła końcówkę kciuka lewej ręki. Tak jak mogła się tego spodziewać, centaur wiedział o wszystkim. Także o tym, że wyczarowane płomienie nie były jej. - Nie wiem kim jest ta osoba. Nie mam też pojęcia czemu to zrobiła i czemu nadal milczy... Przecież to wystarczyło, abym została już zdyskwalifikowana... - Przeniosła wzrok na towarzysza - To nie tak, że chcę oszukiwać. Zdecydowanie bardziej wolę grać uczciwie. Wiem, że to nie w porządku, że nie przyznałam się do swojej porażki...
   - Ciężko to nazwać porażką.
   - Gdyby nie ingerencja osób trzecich już dawno byłoby po mnie.
   - Kto zatem mógłby ci pomóc?
   - Ktoś kto chce mnie skompromitować w najmniej oczekiwanym momencie - zaczęła wymieniać - albo ktoś, kto chce abym była mu coś winna... - Nim skończyła mówić, skrzywiła się niezadowolona - Wolałabym, żeby to nie był Zabini. Wystarczy, że za wybranie mnie do Turnieju chce abym mu się zrewanżowała.
    - I jeszcze...?
    - Ktoś kto... - oświeciło ją - Mógłby zostać zdyskwalifikowany tak samo jak ja za przyznanie się. Czyli może być to zarówno Danielle i Ace. Ale nie widzę sensu, dla którego mieliby to zrobić. Poza tym byli pilnowani. Nie mieli szans, aby złamać zasady turnieju... To niemożliwe - pokręciła głową.
   - Dręczą cię wyrzuty sumienia. Co zrobisz?
   - I tak dobrze wiesz... W tym momencie uważam, że nie zasługuję na wygrana.
   - A czy inni są równie uczciwi, co i ty?
   - Na pewno.
   - Nawet Danielle?
   - Nawet, choć wydaje się dość dziwna...
   - Nerezo... - centaur westchnął ciężko - Co z twoim poczuciem własnej wartości?
   - Szwankuje odkąd pamiętam - uśmiechnęła się krzywo.
   - Przydałby się ktoś, kto by je naprostował.
   - Może się taka osoba trafi. Muszę wracać, niedługo kolacja. Zorientują się, że mnie nie ma.
   - Rozumiem - skinął głową. - Postaraj się nie wpakować w tarapaty.
   - Nic mi nie będzie - obiecała krukonka. Odwróciła się w kierunku, gdzie powinien być zamek. Znała to miejsce. Była blisko wyjścia z lasu. Odprowadzana przez wzrok czujnego centaura zagłębiła się w ostatnie rzędy drzew, aby w końcu opuścić to magiczne miejsce i powrócić do swojej rzeczywistości.

***


   - Przestanę liczyć ile razy na siebie wpadliśmy od początku roku szkolnego... - Nereza z głuchym stuknięciem wylądowała na kamiennej posadzce. Miała to niebywałe szczęście, że po raz enty udało jej się wpaść na reprezentanta Durmstrangu. Nie była tym faktem zachwycona. On zresztą też nie. Wyraźnie to po sobie pokazywał.
   - Doprawdy, przy twoim poruszaniu się jak słoń w składzie porcelany, jestem zdumiony, że udało ci się zaliczyć pierwsze zadanie - prychnął poirytowany.
   - Ciebie również miło widzieć... - burknęła, podnosząc się z podłogi i otrzepując z paprochów. - Nie robię tego specjalnie.
    - Mam inne zdanie na ten temat.
    - Dzisiaj jednak wyjątkowo chciałabym cię o coś zapytać... - zignorowała fakt, że uczniowi drugiej szkoły towarzyszy Gabriela. Ruda uśmiechała się nieśmiało i nie przerywała im wymiany zdań, jakby się bojąc, że pożrą ją żywcem w trakcie tych "uprzejmości".
   - Nie jestem punktem informacji.
   - Widziałeś może Jewela? - spytała pomimo jego negatywnego nastawienia. Nie widziała nowego przyjaciela od kilku dni. Nie udało jej się także go spotkać na balu. Sumienie ją ruszyło i miała nadzieję otrzymać jakiekolwiek wiadomości od jego najbliższego znajomego.
   - Nie powinno cię to interesować - odparł chłodno, tak jak się spodziewała.
   - Udany wieczór? Dobrze się bawiliście? - zmieniła temat starając się być uprzejmą, choć zdawała sobie sprawę, że dla drugiej strony jest pewnie wyjątkowo nieznośna ze swoją dociekliwością i usilnym przedłużaniem rozmowy.
   - Nie brałem udziału w maskaradzie. W Halloween bawią się jedynie małe dzieci - mruknął spoglądając na dziewczynę - Takie jak ty.
   - Przynajmniej miałeś ciszę i spokój, skoro wszyscy inni byli na sali...
   - Słuchaj, króliczku... Czego ode mnie chcesz? - uśmiechnął się ironicznie.
   - Dowiedzieć się, gdzie jest Jewel... - zawiesiła głos - Oglądałeś zdjęcia - skwitowała. - Już wolałam jak do mnie mówiłeś "nieopierzony kruczku".
   - A kim to był niebezpieczny Lord Vader, który pastwiła się nad biednym, malutkim, niewinnym zwierzątkiem? Jakiś dobry znajomy?
   - Nie powinno cię to interesować - odpowiedziała używając jego słów i unosząc wyżej głowę.
   - Hej, nie powinniście się kłócić... - cichy głos panny Weasley wydawał się zupełnie nie na miejscu. Zupełnie nie pasowała do tej całej sytuacji.
   - A co gdybym  powiedział, że to Jewel?
   - Wybiłabym mu takie pomysły z głowy... Gabrielo, zaręczam, że do kłótni jeszcze daleka droga. Tylko dyskutuję z twoim przyjacielem - zapewniła spokojnie krukonka.
   - Hmm... A jakbym powiedział, że to ja? - szelmowski uśmiech nie schodził mu z twarzy.
   - To poprosiłabym pannę Weasley, żeby odprowadziła cię do Skrzydła Szpitalnego, bo zacząłeś bredzić - Nie wzięła jego słów na poważnie. Potraktowała je jak głupi żart, trzymając się tego, co wcześniej jej powiedział. Nie było go na zamku w trakcie Nocy Duchów. I najprawdopodobniej ta wersja wydarzeń była prawdziwa. Nie było powodu, aby kłopotał się na bal... Chyba, że dla Gabrieli, ale Nereza na zdjęciach widziała ją w towarzystwie reszty kuzynostwa i przyjaciół, więc nawet dla rudej nie pofatygował tutaj swojego wielkiego ego.
   - Czasami jesteś aż nazbyt pewna siebie.
   - I kto to niby mówi... - odparła z przekąsem wymijając hrabiego. Żałowała, że nie dowiedziała się o Starku. Cóż, będzie musiała poszukać innego informatora. Chwilowo jednak potrzebowała wracać do wieży. Pokój w całości sam nie doprowadzi się do porządku, a wypracowania same nie napiszą. Już nie mówiąc o tym, że miała do przeczytania jakieś niezliczone rozdziały i...
    - Jewel musiał wrócić do Durmstrangu. Nie wiadomo, kiedy ponownie przyjedzie do Hogwartu - usłyszała, gdy była już w połowie korytarza. Odwróciła się. Ace jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jej osobę, lecz po chwili pozwolił, aby Gabriela złapała go pod rękę i poprowadziła gdzieś wgłąb zamku.
   Nereza nie poruszyła się. Niepokój w jej sercu ukradkiem zaczął rozwijać swoje gałęzie. Wcale jej się to nie podobało.
   - Wyjechał...? - spytała cicho, lecz w odpowiedzi usłyszała tylko cichy świst wiatru na pustym korytarzu. Nie tego się spodziewała.

1 komentarz:

  1. Cześć!
    Nereza wiedziała, jak ustawić się w życiu. No bo mieć przyjaciółkę, która nie dość, że wymyśla Ci świetny Halloweenowy strój, to jeszcze odwala całą czarną robotę! Super.
    Mam wrażenie, że Alicja z Krainy Czarów to tak magiczna książka, że mógłby ją napisać czarodziej, a nie mugol :) I nie nazwałabym tej historii bajką dla dzieci!
    Swoją drogą, akcja u Ciebie dzieje się w wygodnych czasach, bo możesz garściami czerpać z obecnej popukultury. Shareta-wampirzyca była do przewidzenia. Kto w końcu mógł założyć najmniej oryginalne i ciekawe przebranie?
    Lupinowie przypominali mi z kolei potworki z Miasteczka Halloween... Też takie uroczo niegodziwe :)
    Nie rozumiem tej wiecznej agresji Nerezy, ale już od jakiegoś czasu przestałam próbować to zmienić ;p W każdym razie ja też chętnie potańczyłabym sobie z Darthem Vaderem lub dowolnym Sithem, prawdę mówiąc... Fajna sprawa.
    Ciekawy pomysł z tymi zdjęciami. Zawsze to jakaś pamiątka.
    Jakoś miałam wrażenie, że to Ace był Vaderem. Jewel jest zbyt uprzejmy na to, żeby tak zmuszać Nerezę do tańca i słownictwo też średnio do niego pasowało. Ale czemu musiał wrócić do Durmstrangu? Ciekawe. I niepokojące ;)
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń