piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 25 - Na pamiątkę

   Opatuleni w ciepłe płaszcze uczniowie uwijali się przy zagrodzie obok domku gajowego. Na początku roku szkolnego, sama myśl o istnieniu tego miejsca wzbudzała popłoch. Obecnie cieszyło się sporym zainteresowaniem i wiele osób przychodziło tu po zajęciach, aby chociaż popatrzeć na zwierzęta, które się tam znajdowały. Grupka małych trójgłowych szczeniaków brykała w najlepsze. Od momentu narodzin, stały się zdecydowanie bardziej ruchliwe i hałaśliwe. Szczekały, warczały, piszczały i kotłowały się w najlepsze, nie zwracając przez większość czasu uwagi na matkę.Zdecydowanie preferowały towarzystwo ludzi i z chęcią garnęły się do młodych czarodziejów. Trzeba było jednak bardzo uważać, gdyż były całkiem spore i ciężkie. Z łatwością mogły kogoś przewrócić i mocno poturbować. Urocze, jeszcze niewinne a potrafiące narobić już sporo szkód. W sumie jak większość maluchów.
   - Nie mam zamiaru po nich sprzątać - Nonszalancki głos młodego Malfoya doskonale wyrażał jego dezaprobatę dla całego doświadczenia. Jak zawsze trzymał się z dala od zwierzaków i ze skrzyżowanymi rękoma opierał się o płot, wzrokiem próbując przepalić ogrodzenie zagrody i zabić stworzenia. Na szczęście, nie było to możliwe, więc psiaki wciąż spokojnie hasały, goniąc dużą skórzaną piłkę.
   - Ale wyrastają na doskonałych ochroniarzy - wtrącił się inny ślizgon. Nie wszyscy mieszkańcy domu węża byli tak negatywnie nastawieni do czworonogów. Co nie oznaczało, że są nimi oczarowani na tyle by przygarnąć któregoś jako swojego pupila. Widzieli w nich interes.
   - Dopóki ktoś się nie zorientuje, jak można je uspokoić - skrzywił się chłopak.
   - Twoja siostra ma jednak inne zdanie na ten temat.
   - Nie był bym tego taki pewien.
   - Ależ ja je kocham! - Niczym diabeł wyskakujący z pudełka, przy rozmówcach pojawiła się Shareta. - To wspaniałe zwierzęta, zasługujące na miłość. Chcę je mieć! - Podkreśliła dosadnie ostatnie zdanie. Najwyraźniej myliła swoje uczucia z chęcią pożądania. Albo robiła to świadomie, tylko udawała idiotkę, jak to czasem bywało w jej przypadku. Odkąd dowiedziała się o narodzinach trójgłowych piesków, nie dawała nikomu żyć. Nawet swojej rodzinie, co było dość niespotykane. Nieustannie chodziła i chwaliła się tym, że rodzice pozwolą jej zatrzymać przynajmniej jednego malca z tego miotu. Sądząc po reakcji Veloruna, mocno mijała się z prawdą. Mimo to i tak chodziła i wygłaszała swoje mocno pokręcone racje.
    - Tak, to już słyszałem - przewrócił oczami - Znowu zerwałaś się z Historii Magii.
    - Ojciec nie ma nic przeciwko temu - uniosła dumnie głowę - Uważa, że ten przedmiot jest nam do niczego nie potrzebny. Powinniśmy znać dzieje naszej rodziny, anie wszystkich innych ludzi na świecie. Poza tym, ten głupi duch Binns jest beznadziejny. Nic, tylko się śpi na jego zajęciach. A nie ma w sali nawet wygodnych ławek, żeby się na nich położyć!
    - Przecież nosiłaś ze sobą już poduszkę.
    - Nie ja, tylko moja służka. No, ta... - pstryknęła palcami starając się przypomnieć jak nazywa dziewczynę - Maszkara!
    - Na Merlina, jest nieznośna - rzuciła Crow z oburzeniem, odwracając się do przyjaciółki. - Jest bezczelna i zarozumiała. I ma zero szacunku do innych ludzi. Z każdym dniem jest coraz gorsza.
    - Mnie to mówisz? - Scoliari właśnie bawiła się z jednym ze szczeniaków. Starała nie dać się mu pożreć, co przy trzech pyszczkach było nie lada wyzwaniem. -Cieszmy się, że Hagrid nie jest chętny do rozstania się z futrzakami. Współczuję każdemu zwierzęciu, które kiedykolwiek dostało się w jej ręce...
    - Na szczęście jest od nas młodsza i nie musimy jej na co dzień znosić...Mon Merlin! - La Mettrie przyłożyła dłoń do klatki piersiowej przestraszona, gdy zobaczyła jak Shareta właśnie odepchnęła jednego z uczniów, tylko po to by mieć lepszy widok na zwierzęta. Wcale się nie przejęła tym, że delikwent omal nie rozbił głowy o kamień leżący w pobliżu. - Muszę się spytać matki czy jest możliwość wykupienia polisy na życie, która będzie obejmować tego typu wypadki.
    - Obawiam się, że nie - W końcu do uszu uczniów dobiegł upragniony dźwięk oznaczający koniec lekcji. Minęło już południe i każdy ze zniecierpliwieniem oczekiwał przerwy obiadowej. Szczególnie osoby mające zajęcia na zewnątrz były żądne znaleźć się w Wielkiej Sali, aby napić się czegoś ciepłego. - Na co masz ochotę?
   - Nie pogardzę zupą cebulową - odparła po namyśle francuzeczka. - A nasza jubilatka? - objęła Scoliari. - Czekoladowe ciasto? A może cały tort? I oczywiście wszystko, co tylko najlepsze!
   - Nie - zaśmiała się - Nic z tych rzeczy.
   - Czego w takim razie chcesz? Pizzy? Spaghetti z tym pysznym sosem z czosnkiem, suszonymi pomidorami i winem?- dopytywała podekscytowana.
   - Szczerze powiedziawszy, niczego. Nie jestem w nadzwyczajnym nastroju do świętowania...
   - Tak tylko pleciesz. Pamiętaj, że nie dostałaś jeszcze ode mnie prezentu.
   - Crow, poważnie? - westchnęła ciężko dziewczyna - Tyle razy ci powtarzałam, że niczego nie chce. Już wystarczająco dużo robisz szyjąc dla nas stroje, zapraszając do siebie na wakacje oraz przynajmniej tuzin innych rzeczy, których teraz nie wymienię.
    - Ile się już znamy?
    - Jakieś cztery lata.
    - I czy kiedykolwiek w tej kwestii cię posłuchałam?
    - Nie...
    - Widzisz? Bez dyskusji. Dostaniesz ode mnie prezent i koniec, kropka. I masz się dobrze bawić - fuknęła francuzeczka.
    - Jesteś niemożliwa - Dziewczyny przekroczyły próg zamku, jednak dopiero wkraczając do Wielkiej Sali, zaczęły rozbierać się z wierzchniego ubrania. Wbrew pozorom, zimą w murach szkoły było chłodno. Najcieplej było właśnie tutaj, w gabinetach profesorów i domach uczniów. Pozostałe pomieszczenia ogrzewano zdecydowanie słabiej.
    - Czemu jesteś taka skrzywiona? Przecież dzisiaj twoje urodziny - Raven pokazał ręką, aby usiadły obok niego. Był spokojny jak zawsze. Poza Dario, Nerezą i dwójką profesorów, nikt nie słyszał o ataku na galerię handlową, ani o ludziach w bieli. Młodą Scoliari wciąż prześladował ten widok, choć minęło od niego już trochę czasu. Oprawcy nie pojawili się więcej, a osoby poszkodowane niczego nie pamiętały i zdawało się, że nic im nie dolega. Pan Tarento miał jednak na nich oko, uważając, że to byłoby zbyt proste i coś musi się za tym kryć. Rodzeństwo go popierało i w wolnych chwilach starało się znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie zaklęcie zostało wtedy użyte. Niestety, szkolna biblioteka nie dawała tu zbyt dużego pola do popisu, choć była wyjątkowo duża. Nawet dział ksiąg zakazanych, do którego otrzymali dostęp od opiekuna, zdawał się nie znać rozwiązania zagadki. Złota smuga pozbawiająca czarodzieja przytomności. Żadne zaklęcie nie pasowało do tego opisu. Albo szukali nie w tych miejscach, gdzie trzeba.
   - Nerezo, zobacz! -Brat wskazał w kierunku, skąd zawsze przylatywały sowy z pocztą. Zazwyczaj miało to miejsce rano, lecz ostatnio ze względu na pogodę, ptaki pojawiały się również w trakcie innych posiłków. Tak i teraz do sali wleciały zmarznięte i lekko ośnieżone zwierzęta, niosąc w dziobach i łapach wszelakiej maści przesyłki. Od małych listów na paczkach sporych rozmiarów kończąc.
    - Siedmiodźwięk! - wypatrzyła ptaka o czarnym upierzeniu, który przefrunął pomiędzy innymi sowami. Wyciągnęła rękę pozwalając, aby wylądował na jej ramieniu. - Stęskniłam się za tobą - podrapała go po smukłym łepku. W niczym nie przypominał sowy. Bliżej mu było do kruka w bardzo eleganckim i większym wydaniu, z długim ogonem składającym się z siedmiu piór. Jego nazwa w końcu skądś się wzięła. Ptaki te wykluwały się z umiejętnością wydawania z siebie zaledwie siedmiu dźwięków i były one umieszczone właśnie na piórach w ogonie, w postaci wzoru pięciolinii i zapisanych na niej nut. Im zwierzę było starsze, tym więcej traciło swych umiejętności. A gdy z ogona wypadało ostatnie pióro, był to znak, że nadszedł kres jego żywota. Na szczęście ten był jeszcze młody i wciąż posiadał komplet dźwięków.
   - Już się martwiłam, że coś mu się stało - wtrąciła się Bianca.
   - To ptak mojej matki. Jemu nie ma prawa cokolwiek się stać - Scoliari odwiązała od jego łapy list oraz małą paczkę. Była tak pochłonięta czytaniem kartki urodzinowej, że nie zwróciła uwagi, gdy obok niej wylądowało jeszcze kilka kopert. To ostatnie życzenia jakie chciała otrzymać tego dnia. Brat i przyjaciele zdążyli je złożyć z samego rana. Od nikogo więcej nie oczekiwała pamięci. Wolała kilka szczerych słów, niż sto razy powtórzone oklepane formułki.
    - Wszystkiego najlepszego - usłyszała za plecami. Ku swojemu zdziwieniu, odkryła, że głos ten należał do Danielle. Jak zawsze w towarzystwie swojego przyjaciela Olafa.
    - Dziękuję... Nie spodziewałam się po tobie takiej uprzejmości.
    - Miły gest nie gryzie - wzruszyła ramionami. - Co nie oznacza, że ci dam fory podczas Turnieju - uśmiechnęła się niebezpiecznie.
   - Nawet na to nie liczyłam. Miłego dnia, Danielle.
   - Wzajemnie - reprezentantka Ignaspherii oddaliła się w kierunku pozostałych uczniów ze swojej szkoły.
   - Była miła - stwierdziła Crow. - A mówi się o niej, że jest zdrowo walniętą psychopatką.
   - Najwyraźniej ludzie trochę ubarwiają historie o Morande, choć jak się jej posłucha, to ma swoje szaleńcze wtrącenia. Od kogo to? - spytał zaintrygowany Raven wskazując na ciemnoszarą kopertę.
    - Nic takiego - Nereza złapała list i podarła go na drobne kawałeczki. Uważając, by nie zobaczył jej żaden z nauczycieli, wyciągnęła różdżkę i spaliła przedmiot prostym zaklęciem.
    - Znowu? - spochmurniał brat. - To już trzecia w tym roku.
    - Powiecie o co chodzi? - Crow znacząco spojrzała tona jedno, to na drugie. - Jesteśmy waszymi przyjaciółmi. Wiecie, że nie zrobimy nic głupiego.
    - To listy od kogoś, z kim nie chcemy mieć nic wspólnego- wytłumaczył Dario. - Jak to się mówi... Lepiej gówna nie ruszać.
    - W sumie i prawda... - ruda pokiwała głową. - A to?
    - Ach, to kartka uprzejmościowa od babki. Wysyła taką co roku na nasze urodziny, Wielkanoc i Boże Narodzenie. Jakby się nad tym zastanowić, nigdy przy was takiej nie otwieraliśmy. Czyż nie, Dario?
    - Jakoś się nie złożyło.
    - Sądziłam, że nie utrzymujecie kontaktów z resztą rodziny - drążyła temat francuzeczka.
    - To takie coś jak życzenia od Danielle. Oficjalna uprzejmość i nic poza tym. Za tymi słowami nic się nie kryje. Są całkiem puste.
    - A co na to wasza mama? Przecież, no wiesz... - Bianca nie bardzo wiedziała jak ubrać to odpowiednio w słowa.
    - Nie jest szczęśliwa, ale nie ma na to wpływu.
    - I nie chcą niczego w zamian, więc trochę odpuściła - dopowiedział brat.
    - Rozumiem - Crow pokiwała główką, a ciemne loki, do tej pory okiełznane przez spinkę, rozsypały się po ramionach. - Och, widzę, że i Jewel do ciebie napisał - złapała jeden z listów w eleganckiej białej kopercie. - No, no, no... Pozazdrościć. Szczególnie, że nasz przyjaciel z północy wyjechał niespodziewanie niczym mugolski Kopciuszek - Teatralnie przyłożyła dłonie do swych piersi i wzniosła wzrok - Ta przyjaźń zapowiada się coraz ciekawiej. Och, a może pisze jak bardzo mu ciebie brakuje?
   - Czy ja tu słyszę o jakimś romansie? - Ni stąd ni zowąd pojawiła się Arielle i z błyskiem w oku stanęła przy francuzeczce. - Kto? Z kim? Kiedy? Gdzie?- zasypała gradem pytań.
   - Jesteście siebie warte - Scoliari pokręciła głową. - Możecie otworzyć, jak wam tak bardzo zależy.
   - Na pewno? - Lupin zaświeciły się oczy.
   - Nie mam nic do ukrycia. To wy ubzdurałyście sobie miłosne wyznanie - wzruszyła ramionami. Nim skończyła mówić, La Mettrie z namaszczeniem oderwała ciemnofioletową woskową pieczęć i wysunęła ze środka kilka stron, gęsto zapisanej papeterii.
    - Jest chłopakiem, a ma ładniejsze pismo ode mnie! - oburzyła się Arielle. - Wszyscy piszą bardziej elegancko ode mnie - naburmuszyła się.
    - Chcesz lekcję kaligrafii? - zaproponowała francuzeczka.
    - A nie, dziękuję. Lepiej pokaż, co nasz sympatyczny kolega tam zamieścił - wcisnęła się między ciemnowłosą a Ravena, aby lepiej widzieć tekst. Obie dziewczyny z zapartym tchem analizowały treść listu, w czasie gdy Nereza ze stoickim spokojem przejrzała pozostałe kartki i jadła ciepły obiad. Spokój został jednak przerwany, gdy panienki pisnęły szczęśliwe, jakby co najmniej kamień filozoficzny stworzyły.
    - Napisał, że za tobą tęskni - rzuciły jednocześnie - I nie może się doczekać waszego ponownego spotkania.
    - Wielkie mi co... - blondynka zdawała się zupełnie nie przejmować - Raven również umieszcza taką formułkę w swoich listach, a jakoś nie jest we mnie zakochany i nie jesteśmy parą.
    - Ale to Jewel - podkreśliła Lupin.
    - I właśnie dlatego nie doszukiwałabym się drugiego dna w jego słowach. Wszyscy dobrze wiedzą, że to nad podziw dobrze wychowany młody dżentelmen, który zawsze przejmuje się krzywdą innych.
    - Ależ czasami zanudzasz, ma cherie... - francuzeczka westchnęła teatralnie.
    - Jestem realistką, nie zapominaj o tym - Krukonka postukała palcem wskazującym o blat stołu.
    - A gdzie twoja romantyczna strona? - Puchonka załamała się podejściem reprezentantki Hogwartu - Taka chociażby ociupinka marzeń o romansie i księciu z bajki? Szczególnie, że masz tak idealnego kandydata do wyobrażeń?
    - Wzięła dożywotni urlop.
    - Argh... - metamorfomag uderzyła czołem o blat na tyle mocno, że okoliczne naczynia podskoczyły lekko do góry - Ta zniewaga krwi wymaga. Ja, Arielle Lupin, obiecuję ci, że szkołę... Ba! Rok szkolny zakończysz jako niepoprawna romantyczka z wymarzonym mężczyzną u boku
    - Mogę wpisać to już do dzienniczka niespełnionych obietnic, czy jednak dać ci złudną nadzieję, na to, że uda ci się dotrzymać słowa? - spytała uroczo Scoliari.
    - Crow mi pomoże!
    - Absolument! Jestem pewna, że razem uda nam się coś zdziałać w tej dziecinie.
    - Naprawdę chcesz być tak okrutna? Przecież będą cierpieć, jak nie uda im się ciebie zeswatać - spytała cicho Bianca.
    - Przeżyją - mrugnęła do niej Nereza. - Crow już trzy lata próbuje ze mnie wyciągnąć romantyzm i jakoś jej nie idzie, a nadal żyje.
    - To prawda. Cóż, niech się zatem dobrze bawią... A co zrobić jak będą chciały nas wciągnąć w tę zabawę?
    - Och, jak dla mnie możesz dołączyć wraz z Ravenem i Dario, o ile tylko tego będziecie chcieli.
    - Przydałby ci się z pewnością szpieg w ich szeregach - zaśmiała się cicho ruda, jednak swatki zupełnie nie zwróciły na nią uwagi, zbyt bardzo pochłonięte planowaniem "przypadkowych wydarzeń".
     - Arielle... Wracajmy do naszego stołu - Do rozbawionej grupy podeszła naburmuszona Mayu. Posłała Nerezie niezadowolone spojrzenie i splotła pulchniutkie rączki za plecami. Wyglądała jak stos nieszczęść z szatą zsuwającą się z jednego ramienia, przekrzywioną spódniczką i nieumiejętnie przyciętą grzywką.
      - Hmmm? Maya, moje kochanie. Chodź do nas - Lupin włączył się tryb matkowania. Zaczęła spokojnie przemawiać do gryfonki, w tym samym czasie poprawiając ubiór dziewczynki. - Ktoś z was ma nożyczki? - spytała, plotąc małej na nowo warkocze, na końcu których zawiązała czerwone wstążki.
     - Znam odpowiednie zaklęcie - zaofiarowała się Nereza. Nie przepadała za Mayą, ale to nie znaczyło, że ma ją całkowicie ignorować.
    - W porządku, to też może być.
    - To moje włosy, nie zgadzam się! - Mała zaprotestowała, zasłaniając czoło.
    - Nie masz czego się bać, Ner świetnie posługuje się zaklęciami - zapewniła Crow.
    - Pokaż grzywkę, zaraz będzie po wszystkim - Puchonka mocno złapała za nadgarstki dziewczynki, a Scoliari nie czekając na zaproszenie wyciągnęła różdżkę i jednym ruchem zrobiła porządek z obrazem nędzy i rozpaczy. Kosmyki włosów, idealnie przycięte, opadły na czoło, sprawiając, że mała wyglądała teraz znacznie lepiej.
     - Proszę, nie umarłaś - Krukonka schowała magiczny przedmiot, a następnie zebrała swoją pocztę. Ptak siedzący na jej ramieniu spał, z łepkiem schowanym pod skrzydłem.
     - Dzięki - burknęła Frakwitz. - Chociaż wolałabym, żeby zrobiła to Arielle.
     - Och wybacz, że ośmieliłam się wykonać dobry uczynek.
     - Ej, ej, nie gryźcie się. Mayu, Ner jest uprzejma. Nie musisz być złośliwa - Puchonka jakoś starała się załagodzić sytuację, lecz jak widać ta dwójka nie mogła przebywać zbyt blisko siebie dłużej niż kilka minut.
      - Postaram się. A teraz chodź ze mną - pociągnęła ją za rękę - Chcę spędzić z tobą trochę czasu.
      - Dobrze, już idę. Crow - wskazała palcem na francuzeczkę - Spotkamy się później. Ten plan musi się powieść. Teraz to mój cel w życiu numer jeden! - zapewniła jeszcze głośno na odchodne, a następnie obejmując ramieniem gryfonkę, powędrowały w kierunku pozostałych lwów.
    - Naprawdę wierzycie w to, że wam się uda? - blondynka spytała ze szczerym powątpiewaniem, nie wierząc, że ich plan kiedykolwiek może się spełnić.
    - Oczywiście, to tylko kwestia czasu. Teraz, masz serce z kamienia, poświęcasz się nauce...
    - A skoro o tym mowa - Krukonka dopiła duszkiem resztę ciepłej herbaty - Za parę minut rozpoczynają się zajęcia z transmutacji. Wolałabym się nie spóźnić - Scoliari pospiesznie zebrała wszystkie swoje rzeczy. Snakeskin im nie odpuści. Szczególnie, że po starciu jego z Tarento, obie dziewczyny miały mocno na pieńku z opiekunem gryfonów.
    - Jeszcze nie skończyłam! Nerezo, poczekaj na mnie! - Oburzona La Mettrie złapała w zęby jeszcze kawałek pizzy z grzybami i podążyła za przyjaciółką, starając się dorównać jej kroku. Taki mały, energiczny, ciemnowłosy skrzat kicający za upartą włoszką.  - Zobaczysz, że dzięki nam spotkasz miłość swojego życia. Będziesz nam za to dziękować! - odgrażała się, co kilka słów, przełykając kawałek jedzenia.
    - O ile wcześniej nie skręci karku, ciągle na mnie wpadając - Złośliwa uwaga, rzucona z ust reprezentanta Durmstrangu, jakoś nie popsuła dziewczynom nastroju. Standardowo, oboje uczestnicy zderzyli się z sobą na zakręcie.
    - Czasami mam wrażenie, że robisz to specjalnie. Czaisz się za rogiem, by w odpowiedniej chwili wyjść i zrzucić winę na mnie.
    - To samo mógłbym powiedzieć tobie, czarny króliczku.
    - Wolałam już "nieopierzony kruczku". Ale i tak byłabym wdzięczna, gdybyś w końcu zwracał się do mnie po imieniu.
    - To raczej niemożliwe - uśmiechnął się podstępnie, jak to miał w zwyczaju.
    - A możliwe byłoby twoje przesunięcie się i zrobienie nam miejsca, abyśmy mogły przejść i pójść na zajęcia? - spytała Nereza, nie ciągnąc dalej dyskusji. Tym razem nie miała czasu na te uprzejme złośliwości, które weszły im w krew.
   - Możesz przejść obok.
   - Ech... Potrzymaj - wcisnęła w ręce koleżanki swoje palto, którego nie miała czasu odnieść do wieży. Złapała niespodziewającego się takiego obrotu spraw chłopaka za ramiona i przesunęła go pod ścianę. - Dziękuję - Dodała, choć ciężko było powiedzieć, do kogo zwróciła te słowa. Crow z trudem starała się ukryć swoje rozbawienie, dlatego pierwsza ruszyła korytarzem.
    - Nikt ci nie pozwolił traktować mnie w ten sposób - rzucił oschle Nobilar.
    - Zasłużyłeś - skwitowała dziewczyna. - A teraz przepraszam, naprawdę mi się spieszy. - Nie rozumiała go, i wcale nie próbowała. Przez chwilę wydawał się dobrze bawić i nawet był skory pociągnąć rozmowę. Teraz jednak znowu stał się nieprzyjemny, ogłaszając wszem i wobec światu, jaki to on nie jest ważny. Irytujący człowiek. I musiała go znosić do końca Turnieju. Zgroza.

***


   Pomyliła się. Zgrozą to dopiero były zajęcia, podczas których pan Snakeskin za punkt honoru postawił sobie zmęczenie umysłowe uczniów, a w szczególności dwóch Krukonek, aż w końcu, któraś popełniłaby błąd podczas rzucania zaklęcia. Wielu osobom plątał się już język, ręce drżały, a po skroniach spływał pot. W sali zrobiło się niezwykle duszno i wcześniejsze ciche chichoty już dawno umilkły. Raz po raz, spod rąk uczniów wychodziły różne nieudane eksperymenty, ale szczęśliwie nie tak brutalne, jak to zostało im jakiś czas temu zaprezentowane.
   Panu Gregorowi sprawiało przyjemność dręczenie uczniów w ten specyficzny sposób. Chodził po klasie i gdy komuś zaklęcie się powiodło, cofał je i nakazywał wykonać ponownie. Po paru takich powtórzeniach, klasa już wiedziała, że tak łatwo nie odpuści. Jednak jako, że byli to Puchoni oraz Krukoni, nie mieli zamiaru łatwo się poddać i wciąż wykonywali jego polecenia.
   Szczęśliwie, zajęcia nie mogły trwać wiecznie i choć nauczyciel starał się ich przetrzymać niemal przez całą przerwę, to w końcu musiał odpuścić, gdyż uczniowie mieli jeszcze jedną lekcję.
   - We wtorek czeka was sprawdzian. Radzę wam się do niego bardzo dobrze przygotować - zapowiedział nim młodzież opuściła salę. - Zbliżają się SUM-y, czas najwyższy sprawdzić jak dobrze do nich się przygotowujecie.
   - Mam dziwne wrażenie, że najchętniej każdemu wpisałby Trolla - szepnęła Crow, chowając swoją różdżkę i zapinając plecak. 
   - Na pewno to zrobi... - Wtrącił się Elti, znajomy Arielle. Prawdę powiedziawszy dopóki nie poznały bliżej Lupin, to wcale z nim nie rozmawiały. Przynajmniej jeśli chodzi o Nerezę. Francuzeczka była znacznie bardziej towarzyską osobą. Z pewnością nie raz zdążyła już go zadręczyć swoimi pytaniami.
   - Muszę zacząć przygotowywać się powoli do drugiego zadania, nie mam czasu na dodatkowe sprawdziany, które mają na celu obniżenie nam stopni - Uczniowie opuścili w końcu klasę. Choć nikt tego głośno i wyraźnie nie powiedział, to pan Snakeskin z pewnością dostrzegł jak wielką niechęcią teraz do niego pałają i jak bardzo im nie na rękę test. 
   - Z tego co mi wiadomo, taryfa ulgowa reprezentantów nie obowiązuje - wytknął jej chłopak.
   - Tak, ale po co mam zarywać noc ucząc się do czegoś z czego i tak dostanę słaby stopień, niezależnie od tego jak bardzo dobrze się do tego przygotuję?
   - Jesteś dobra z zaklęć. Jako jedna z nielicznych w naszej grupie masz naprawdę szansę na coś, co będzie oznaczało zaliczenie.
    - Na zajęciach z transmutacji mam co do tego wątpliwości... - westchnęła.- Jak to dziś pan powiedział? Bez porażki nie ma sukcesu?
    - Nie, to brzmiało bardziej jak... Tylko porażki pozwolą osiągnąć sukces - wtrąciła Crow, udając nauczyciela. - Mniej więcej sprowadzało się do tego, że póki nie popełni się błędu, to nam nie odpuści. 
   - Wcale nie podoba mi się to, że muszę zrobić z siebie ofiarę, aby tylko go zadowolić.
   - Ktoś musi być mądrzejszy - Chłopak wzruszył ramionami. - Lepiej teraz, niż żeby później robił ci problemy.
   - W sumie i racja - zgodziła się Scoliari.
   - Erm... Nerezo, ma cherie, dokąd idziesz? - Francuzeczka spojrzała z niepokojem za przyjaciółką, która skręciła według niej, w nie ten korytarz co trzeba.
   - Na zajęcia z klubu pojedynków.
   - Masz jeszcze siły? Przecież Snakeskin nas zamęczył w trakcie swoich zajęć... I czy my mamy jeszcze jakąś lekcję? - spytała rozkojarzona.
    - Puchoni z Gryfonami mają. Wy jesteście wolne - wtrącił się Elti. - Do zobaczenia następnym razem.
    - Oby Arielle cię nie dorwała - rzuciła na pożegnanie Nereza.- To tak... Mamy koniec listopada. Potrzebuję jeszcze powtórzyć latanie, eliksiry chwilowo odpuszczę... - Scoliari bez reszty pochłonęło planowanie najbliższych tygodni. Miała bardzo dużo do zrobienia, a niezwykle mało czasu. Nic dziwnego, że z niechęcią podchodziła do humorów nauczyciela i odpuszczała sobie klasówkę. Innym razem nadrobi stracone punkty. Ubolewała tylko nad tym, że średnia ocen z przedmiotu będzie niższa i być może nie będzie potem mogła kontynuować dalej transmutacji, pomimo swoich umiejętności. Podobne wątpliwości miała odnośnie obrony przed czarną magią. Z jednej strony dobra nauczycielka, ale z drugiej nie do końca była zachwycona ze wszystkich aspektów w jaki sposób przebiegały zajęcia. Cóż, nie można było mieć wszystkiego. Niektóre rzeczy należało pozostawić, a inne wziąć takimi jakie były. Tylko nie mogła takiej decyzji zostawiać na ostatnią chwilę.
    - Nerezo, czy ty mnie w ogóle słuchasz...? - Crow raz po raz starała się zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki, lecz na marne. Zaśmiała się. Kiedy Scoliari wchodziła do swojego malutkiego świata, zdawała się być całkiem nieobecna. Tworzyła wtedy dziwne obliczenia, harmonogramy i Merlin wie, co jeszcze. Natomiast La Mettrie lubiła wierzyć, że jej przyjaciółka w takich chwilach zadumy rozmyśla również o przyjemniejszych aspektach przyszłości. Jak na przykład o tym, co będzie jak zakończy szkołę i jaką założy rodzinę.

***

   Nigdy nie oczekiwała drogich prezentów od najbliższych. Cieszyły ją drobne rzeczy i gesty. Większą przyjemność sprawiało jej obdarowywanie innych, a gdy sama dostawała coś, co przechodziło jej najśmielsze oczekiwania, czuła się wtedy zobowiązana wobec tej osoby, aby spłacić "dług". 
   W ciszy i spokoju, siedząc na łóżku w dormitorium rozpakowywała właśnie upominki. A to bombonierkę z czekoladkami, a to małą figurkę kota... Symboliczne drobiazgi, które znaczyły dla niej więcej niż tysiąc galeonów. Chociaż były też osoby niereformowalne jak Crow, która to nie rozumie słowa umiar i obecnie znacznie powiększyła kolekcję książek i perfum Nerezy. Nie można także zapomnieć o Jewelu, który wraz z listem przysłał pudełko z przyborami do rysowania. Scoliari uśmiechnęła się pod nosem gładząc pokrywkę. Był naprawdę dobrym przyjacielem. Cieszyła się, że poznała taką osobę jak on. Nie to, co Ace Nobilar. Dziewczyna fuknęła pod nosem. Nawet Danielle wykazała się większym taktem i złożyła jej życzenia. Ale czego mogła się spodziewać? W końcuto hrabia.
   Najwięcej jednak radości sprawił jej prezent od matki. Znajdował się wraz z listem w jednej kopercie. Srebrny łańcuszek z zawieszką niepozornego kluczyka, zdobionego drobnymi kryształkami. Może nie był najpiękniejszy, wręcz tandetny, ale dla niej był najwspanialszy na świecie. Został podarowany przez jej rodzicielkę, a ją Nereza ceniła ponad wszystko. Z tej właśnie prostej przyczyny ta niepozorna ozdoba stała się najważniejszą pamiątką z urodzin dziewczyny.
   Bo przecież matkę mamy tylko jedną.
   I musimy ją cenić.
   Ponad wszystko.
   A życie lubi płatać figle...

2 komentarze:

  1. Hej ho!
    Ojeeej, słodkie-trzygłowe szczeniaczki to cudowna atrakcja. Kiedy widzi się takie urocze pieski, trudno pewnie myśleć o konsekkwencjach. Oczywiście, o ile nie jest się Malfoyem.
    Tak myślałam, że zagadka ludzi w bieli pozostanie na razie nierozwiązana. Możemy tylko spekulować, czego chcieli i jakich zaklęć używali. Co jednak może zdziałać grupka uczniów? Ciekawe, czy profesor Tarento wie coś więcej.
    Jeeej, jaka cudna historia o ptaku. Siedem dźwięków - bardzo to do mnie przemawia.
    Podobało mi się, że Danielle złożyła życzenia Nerezie. Po pierwsze, świadczy to o tym, że jest dobrze poinformowana, a po drugie, że umie zachować się elengancko. Tym bardziej ciekawi mnie jej postać, mam nadzieję, że wkrótce ją rozwiniesz :)
    Mam wielką nadzieję, że przepowiednia Arielle się spełni - Nereza już zbyt długo była nieludzka, przyda się jej trochę romansu ;) Nawet z przestawianiem Ace'a, prawdę mówiąc.
    Co to może być za kluczyk? Szykuje się kolejna tajemnica. A co to za sprawa z matką Nerezy? Bardzo to wszystko dziwne. Nie mam za bardzo pojęcia, o co chodzi, ale tajemnica narasta i to jest najważniejsze :) Napięcie rośnie!
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :3
      Spokojnie, o Białych będziemy się wszystkiego stopniowo dowiadywać. Mam nadzieję, że ostatecznie nie wyjdą w oczach czytelników jako kopia popleczników Voldemorta... Jak się okazuje, stworzenie dużej zorganizowanej złej grupy nie jest takie proste...
      A jeśli o Tarento mowa, wczoraj zorientowałam się, że zdążyłam przekręcić jego nazwisko w opowiadaniu. Z początku występował jako Tantero. Póki co, nie miałam czasu znaleźć miejsca, gdzie zmiana ta nastąpiła. Przywiązałam się jednak do nowej wersji i mu ją zostawię.
      *śmiech a la Umbridge* Danielle wie i potrafi więcej niż ktokolwiek by się spodziewał. Pomijając fakt, że ma mordercze zapędy, jest jak widać dobrze wychowaną damą. Tak jakby.
      Obiecuję, że w następnym rozdziale pojawią się momenty, gdzie Nereza będzie bardzo ludzka, a według mnie, nawet i urocza. Ciekawa jestem czy będziesz miała takie samo odczucie po przeczytaniu.
      Niby mały nieporadny kluczyk, a będzie miał swoją rolę do odegrania. W świecie Rowling to już standard. To właśnie te najmniejsze, lecz cenne przedmioty,okazały się horkruksami i insygniami śmierci. No, może z wyjątkiem Nagini i peleryny niewidki. Te okazały się trochę większe.

      Pozdrawiam!

      Usuń