"Śnieg prószył, okrywając świat puszystą kołderką. Pomimo późnej pory, na ulicy nadal można było spotkać wielu ludzi. Rodziny z dziećmi, młode małżeństwa, staruszków... Wystawiali ręce przed siebie, by złapać zimne płatki. Potem śmiali się i rozcierali dłonie. Zadowoleni z życia szli dalej przed siebie. Dziewczynka złapała swojego brata za rękę i pociągnęła za sobą. Oboje, śmiejąc się, biegali wokół rodziców udając ptaki. Jedno ze skrzydlatych stworzeń siedziało na ramieniu ich matki i wtulało się w futrzany kaptur. Vartij był jeszcze bardzo młody i wciąż niepewnie spoglądał na otaczający go świat. Miało minąć wiele czasu nim dorośnie. Tymczasem dzieci zziajane zatrzymały się w końcu. Chłopak uśmiechnął się podstępnie i ulepił śnieżkę, którą rzucił w kierunku siostry. Ta pisnęła zaskoczona, ale zaraz zrewanżowała się tym samym. Znów rozpoczęli biegi dookoła swoich rodzicieli. Nie wszystkie kulki trafiały w swój cel. Część lądowała na nogach dorosłych, a inne trafiały w betonowe ściany budynków. Dzisiaj nikt nie prawił tej dwójce kazań na temat bezpiecznej zabawy. Był pierwszy dzień świąt.
- Mamo, chodźmy zobaczyć choinkę na skwerku! - Chłopak zatrzymał się gwałtownie, przez co ścigająca go mała, wpadła na jego plecy. Naburmuszona roztarła swój noc i dopiero wtedy na powrót uśmiechnęła. Oboje czekali na odpowiedź złotookiej kobiety. Jej miłą twarz spowijały delikatne loki jasnych włosów. Przez chwilę zastanawiała się, marszcząc przy tym cienkie brwi. W końcu pokiwała głową. Nie potrafiła odmówić swoim pociechom. Wzięła je za ręce i przeprowadziła na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się park. Nad drzewami tam rosnącymi, górowała choinka ozdobiona złotą gwiazdą na szczycie. Ustawiona na obrotowym podeście kręciła się wkoło. Oświetlała najbliższą okolicę różnokolorowymi lampkami, zawieszonymi na jej gałęziach. Pośród zielonych igieł można było znaleźć także wiele innych ozdób. Teraz nikogo poza czteroosobową rodziną tu nie było. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku puściła dłoń matki i pobiegła do przodu, by z bliska przyjrzeć się świątecznemu drzewku. Z jej punktu widzenia było ono niezwykle duże. Musiała dobrze zadrzeć głowę by zobaczyć jego szczyt i jaśniejącą gwiazdę. Z zachwytem oglądała wiszące bombki o misternych wzorach i drewniane oraz słomiane laleczki. Najbardziej zachwyciły ją aniołki, które miały skrzydła wykonane z prawdziwych piór. Wydawać by się mogło, że postacie te zerwą się zaraz do lotu i odlecą w stronę nieba. To, teraz lekko zachmurzone, wcale nie wywoływało podłego nastroju u ludzi. Czasem, gdy chmury były rzadsze, można było dostrzec gwieździste niebo. - Czy to aniołki sprawiają, że pada śnieg? - zapytała z dziecięcą niewinnością. Brat uśmiechnął się słysząc teorię małej
. - Tak, kochanie - kobieta podeszła do swojej córki i wskazała palcem w kierunku nieba. - Mają ze sobą woreczki z magicznym pyłem. Gdy sypną go na chmury, ten zamienia się w śnieg i spada na ziemię, by cieszyć ludzi. Aniołki są szczęśliwe, gdy udaje im się wywołać uśmiechy na naszych twarzach.
- A co, jeśli ktoś nie lubi zimy? - spytała zaniepokojona. Odwróciła wzrok od nieba i przeniosła go na wszechwiedzącą rodzicielkę. Matka znała odpowiedź na każde jej pytanie. - Smucą się?
- Nie, maleńka. Wiedzą, że każdy jest inny i starają się go rozweselić w inny sposób.
- Na przykład makowcem? - oczy dziecka zabłysły wesoło.
- Mamo, chodźmy zobaczyć choinkę na skwerku! - Chłopak zatrzymał się gwałtownie, przez co ścigająca go mała, wpadła na jego plecy. Naburmuszona roztarła swój noc i dopiero wtedy na powrót uśmiechnęła. Oboje czekali na odpowiedź złotookiej kobiety. Jej miłą twarz spowijały delikatne loki jasnych włosów. Przez chwilę zastanawiała się, marszcząc przy tym cienkie brwi. W końcu pokiwała głową. Nie potrafiła odmówić swoim pociechom. Wzięła je za ręce i przeprowadziła na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się park. Nad drzewami tam rosnącymi, górowała choinka ozdobiona złotą gwiazdą na szczycie. Ustawiona na obrotowym podeście kręciła się wkoło. Oświetlała najbliższą okolicę różnokolorowymi lampkami, zawieszonymi na jej gałęziach. Pośród zielonych igieł można było znaleźć także wiele innych ozdób. Teraz nikogo poza czteroosobową rodziną tu nie było. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku puściła dłoń matki i pobiegła do przodu, by z bliska przyjrzeć się świątecznemu drzewku. Z jej punktu widzenia było ono niezwykle duże. Musiała dobrze zadrzeć głowę by zobaczyć jego szczyt i jaśniejącą gwiazdę. Z zachwytem oglądała wiszące bombki o misternych wzorach i drewniane oraz słomiane laleczki. Najbardziej zachwyciły ją aniołki, które miały skrzydła wykonane z prawdziwych piór. Wydawać by się mogło, że postacie te zerwą się zaraz do lotu i odlecą w stronę nieba. To, teraz lekko zachmurzone, wcale nie wywoływało podłego nastroju u ludzi. Czasem, gdy chmury były rzadsze, można było dostrzec gwieździste niebo. - Czy to aniołki sprawiają, że pada śnieg? - zapytała z dziecięcą niewinnością. Brat uśmiechnął się słysząc teorię małej
. - Tak, kochanie - kobieta podeszła do swojej córki i wskazała palcem w kierunku nieba. - Mają ze sobą woreczki z magicznym pyłem. Gdy sypną go na chmury, ten zamienia się w śnieg i spada na ziemię, by cieszyć ludzi. Aniołki są szczęśliwe, gdy udaje im się wywołać uśmiechy na naszych twarzach.
- A co, jeśli ktoś nie lubi zimy? - spytała zaniepokojona. Odwróciła wzrok od nieba i przeniosła go na wszechwiedzącą rodzicielkę. Matka znała odpowiedź na każde jej pytanie. - Smucą się?
- Nie, maleńka. Wiedzą, że każdy jest inny i starają się go rozweselić w inny sposób.
- Na przykład makowcem? - oczy dziecka zabłysły wesoło.
- Tak, na przykład ciastem z naszej cukierenki - zaśmiała się wesoło, słuchając teorii swojej córki. Była taka niewinna.
- Mamusiu, a czy każdy może zostać Aniołkiem? - znów spojrzała w niebo. Płatki śniegu wirowały na wietrze i mijało sporo czasu nim opadały na ziemię.
- Tylko Ci, którzy będą chcieli pomagać innym. Musisz umieć wywołać uśmiech na twarzy zupełnie obcych ci ludzi. Dopiero wtedy będziesz gotowa by wzbić się w górę. Dostaniesz wtedy swoje skrzydła i wraz z innymi będziesz tworzyć śnieg.
- To ja się będę bardzo starać - Z zacięciem na twarzy mała kiwnęła głową. Odbiegła w stronę ojca i brata, pozostawiając za sobą kucającą matkę. -Słyszałeś, tato? Będę mogła zostać Aniołkiem!
- Będziesz na pewno najpiękniejszym z nich wszystkich! - mężczyzna złapał dziecko i wziął je na ręce. Złotooka córka wtuliła się w niego i przymknęła powieki zmęczona. Długi spacer dawał o sobie znać. Oddech uspokoił się i powoli odpływała w objęcia Morfeusza.
- Wracamy? - z boku dało się słyszeć szept blondynka. Wskazał przy tym na zasypiającą siostrę. Rodzice popatrzyli po sobie i zgodnie pokiwali głowami. Kobieta podniosła się i otrzepała ze śniegu. Po raz ostatni obejrzała się na choinkę i dołączyła do swojej rodziny.
To były ostatnie wspólne święta.
Nikomu nie mówiła o swojej chorobie, by nikogo nie martwić. Dopiero, gdy syn znalazł ją nieprzytomną na podłodze w kuchni wszystko się zmieniło. Wbrew jej woli została zawieziona do szpitala i poddana bolesnemu leczeniu. Było jednak na nie zbyt późno. Mąż wielokrotnie zadręczał się pytaniem, czemu nie powiedziała im wcześniej. Zawsze przy tym złotooka uśmiechała się delikatnie i kręciła przy tym głową. Twierdziła, że w ten sposób spędziła najpiękniejsze chwile ze swoją rodziną. Nie martwiła się o to, co będzie potem, a żyła chwilą. Chciała uniknąć pobytu w szpitalu. Wolała, by najbliżsi nie zapamiętali jej ostatnich miesięcy życia w postaci nieustannych badań i ciągłego pobytu na oddziale onkologicznym.
Przecież lekarstwo przedłużyłoby jej życie tylko o rok. Cały rok spędzony w łóżku, gdzie byłaby podłączona bez przerwy do aparatury, mierzącej jej czynności życiowe. Nie chciała takiego życia. Wolała odejść szybciej, ale spędzić pozostały jej czas najlepiej jak tylko potrafiła dając szczęście innym.
Dwa tygodnie odeszła w obecności swojej rodziny. Choroba rozwijała się coraz bardziej i złotooka nie była już w stanie prawie mówić, ale wyczuła zbliżającą się śmierć i poprosiła ich, by przyszli ją pożegnać. Powoli zamknęła swoje wiecznie radosne oczy. Z uśmiechem na twarzy zasnęła już na zawsze.
W ręku trzymała aniołka zrobionego przez jej córkę.
- To ty będziesz najpiękniejszym Aniołkiem na niebie - Mała wyszeptała z trudem te kilka słów. Nieustannie płynące łzy, zamazywały obraz otaczającego ją świata. Starała się uśmiechać, tak samo jaj jej matka, ale nie była tak silna. Upadła na kolana kryjąc twarz w swoich malutkich dłoniach. Tak bardzo chciała wierzyć w to, co teraz powiedziała. Nie w to, ze jest to tylko zły sen i zaraz się obudzi, a przy niej będzie matka z jej ukochanym miśkiem w ręku. Wiedziała jaka jest kolej rzeczy. Czuła się jednak porzucona. Nie było nikogo, kto byłby w stanie ją teraz pocieszyć. Ojciec starał się zachować kamienną twarz i poszedł z lekarzem do pokoju obok, by podpisać dokumenty. Tak bardzo potrzebowała wsparcia drugiej osoby...
Blondynek otarł piąstkami oczy i klęknął obok siostry by ją przytulić. Musiał być silny. W końcu ktoś musiał się zająć Nicole. Opowiadać jej o Aniołkach i Wróżkach ze stawu z lasku. Snuć historie o przygodach odważnego tygryska. Nie mógł płakać. Jednak smutek był silniejszy i łzy znów popłynęły po jego policzkach..."
- Witaj, czarny króliku - usłyszała obok siebie zgodny chórek. - Czy jesteś bardzo zajęta?
- Czytam - odpowiedziała zdawkowo, nie odrywając wzroku od tekstu. Wczuła się w czytaną książkę, przyniesioną ostatnio z mugolskiego świata, a rodzeństwo Lupin wyrwało ją z zadumy w jednym, jak dotychczas, najbardziej przygnębiających fragmentów. Nie była z tego zachwycona. Wczuła się w postać i teraz w duszy czuła zagubienie, gwałtownym sprowadzeniem do rzeczywistości. Ukradkiem otarła czającą się łzę.
- Chcemy, żebyś nam pomogła.
- Mowy nie ma - Scoliari włożyła przekładkę i zamknęła tomik. Pochyliła się w ich stronę. Aż ją ciarki przeszły. Wyglądali całkiem niewinnie. Dodatkowo na pozór miłe zachowanie i urocze gesty, obcym osobom nie pozwalało uwierzyć w ciemną naturę dzieci. - Jesteście koszmarnymi, małymi diabłami, które dogadały się z Irytkiem, co jest naprawdę niezwykłym osiągnięciem.
- Dziękujemy, to przyjemność słyszeć takie komplementy - rozpromienieli się. Ewidentnie byli dumni ze swoich poczynań. Z każdego psikusa i żartu. Nigdy nie wiadomo było co kryje się w tych małych główkach. Niezbyt odległy śmiech poltergeista upewniał ją tylko w przekonaniu, że bliźniakom za żadne skarby świata nie wolno ufać. Na pewno coś knuli i wyczekiwali teraz tylko ofiary. Z pewnością nie chciała nią zostać, ani przyczynić się do podłożenia kogokolwiek.
- Chcieliśmy tylko żebyś nam coś sprawdziła...
- Widzieliśmy, że masz wstęp do działu ksiąg zakazanych...
- Od profesora Tarento...
- I nie wyglądało na to, żebyś uczyła się z tamtych książek do Turnieju - Na twarzach trzecioklasistów malował się lisi uśmieszek. Te małe gnomy śledziły ją i brata. Pół biedy, że wiedzieli o zezwoleniu. Pewna grupa uczniów takie posiadała. Intrygowało ją jednak skąd się dowiedzieli, co konkretnie oglądała i w jakim celu. Sprawdzenie tych informacji nie powinno być zbyt proste. Bibliotekarka w końcu nie notuje jakie książki przegląda się w bibliotece. Jedynie co zostało z niej wyniesione lub zwrócone.
- Nie od razu wszystko da się znaleźć - Na wszelki wypadek trzymała się oficjalnej wersji. Może rzeczywiście wiedzieli coś więcej a może tylko pogrywali.
- Tak, oczywiście.
- Naprawdę brzmi przekonywująco - zawtórowała mu Noel. - Ale chyba wolisz nam pomóc i dalej w spokoju szukać informacji o zaklęciu o złotej barwie niż...
- Po prostu zastanawiałam się czy coś takiego istnieje.
- I poświęcasz temu swój cały wolny czas?
- Nie dam się zastraszyć - Nereza dumnie uniosła głowę. - To za mało bym wam uległa. Nawet jeśli rozpowiecie innym, to wciąż nie będzie brzmiało to podejrzanie.
- Dobra jesteś - przyznał młody Lupin. Podrapał się za uchem szukając nowej taktyki.
- Jest wiele innych osób, które możecie podręczyć. Nie mówiąc o tym, że sami z pewnością jesteście w stanie załatwić sobie pozwolenie - westchnęła Scoliari i spróbowała wrócić do lektury.
- Po ostatnim wybryku... Nie sądzę. Bibliotekarza chciała nas zjeść żywcem.
- Wyglądała wspaniałe! Taka czerwona jak piwo nią na twarzy...
- Poruszała się jak błyskawica. W życiu nie miała tyle ruchu... To jak, pomożesz nam? - Chłopak ponownie pytanie.
- Nie. Mowy nie ma - Krukonka była niewzruszona.
- Nawet nie zapytałaś czego chcemy - zauważyła Puchonka.
- Znając życie czegoś strasznego lub obrzydliwego. Najlepiej jedno i drugie. Do tego nie muszę być jasnowidzem. Sio, czytam.
- Szykujemy wielką niespodziankę na bal - zdradzili jej. Najwyraźniej bardzo chcieli się z nią podzielić swoim sekretem.
- Ha! Wiedziałam! - zza rogu wychyliła się znajoma postać ślizgonki. Jej twarz wykrzywiał nieprzyjemny uśmiech.
- Wpadliście - mruknęła blondynka.
- Wiedziałam, że musicie mieć jeszcze kogoś z kim współpracujecie. Jak opiekunowie się o tym dowiedzą... A dyrektor... - rozmarzyła się Malfoy. - Z pewnością zdyskwalifikują cię z turnieju.
- Co? - Scoliari odwróciła się zaskoczona w jej kierunku - Co ty bredzisz? Tylko z nimi rozmawiałam i wręcz odmówiłam jakiejkolwiek współpracy.
- Teraz to się kryjesz - Dziewczynka odrzuciła do tyłu włosy. Wysoko zadarła głowę. - Jestem pewien, że twój brat będzie rozczarowany. A mój dom dostanie dodatkowe punkty za zdemaskowqnie cię. Domyślałam się, że kryjesz jakiś sekret.
- Shareto...! - zanim jednak skończyła reprymendę, przerwały jej bliźnięta.
- Zostaw to nam - uśmiechnęli się podstępnie. - Już my dopilnujemy by nie rozpowiadała takich głupot. Złapali się za ręce i spokojnie ruszyli w kierunku ślizgonki. Ta czuła się niezwykłe pewnie. Jednak tylko do czasu. A tak konkretnie do momentu, gdy chichoczący złośliwie Irytek przytargał ze sobą wiadro pełne lodowatej wody i bezceremornialnie wylał ją na paplającą uczennicę z domu węża. Wrzask i pisk jaki temu towarzyszyły były nie do opisania. Nereza aż zatkała uszy by nie ogłuchnąć. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu na widok przemoczonej do suchej nitki Sharety.
- Irytku, a co powiesz na kisiel? - zaproponowała niewinnie Noel, a poltergeist natychmiast to podłapał i zniknął gdzieś z wiadrem.
- Irytku, a co powiesz na kisiel? - zaproponowała niewinnie Noel, a poltergeist natychmiast to podłapał i zniknął gdzieś z wiadrem.
- Jesteście bezczelni! - oburzyła się mała - Zrobiliście mi krzywdę! Na pewno teraz będę chora!
- Och, nie histeryzuj - Noel przewróciła oczami.
- Nie będzie wam do śmiechu jak traficie do kozy!
- Bu~! - Raphael stanął nią twarzą w twarz, a ta się zachwiała na wysokich szpilkach. Nie mając jednak świadków, którzy poświadczyliby wszystkie wydarzenia na jej korzyść, złorzecząc okrutnie, pozostawiając za sobą mokry szlak, oddaliła się. Powiedzmy sobie szczerze, nauczyciele nie mieli większego wpływu na duchy. Każdy był w stanie uwierzyć, że Irytek robił głupie żarty. Jeżeli Scoliari tak by przedstawiła przebieg wydarzeń... Tak, prawdopodobnie Shareta nie mogłaby z tym zbyt wiele zrobić.
- Do usług - Lupin skłonili się w kierunku Krukonki - Mamy nadzieję, że dasz się jeszcze przekonać przed balem...
- Dziękuję, dobry sposób na przepędzenie ślizgonki - pokręciła głową, nie dowierzając, że taka mała istotka może tak bardzo napsuć komuś krwi. - Co nie zmienia faktu, że nadal wam odmawiam.
- Och, no trudno. Będziemy jednak próbować - pomachali jej zgodnie i po chwili ruszyli w przeciwnym kierunku niż Malfoy, gwiżdżąc podejrzanie radośnie.
"Otumanieni fani opieszale odwracali się, widząc duży cień, którego tu nie powinno być. Aura, którą roztaczała ta postać sprawiała, że ludzie dostawali gęsiej skórki. Olbrzymi ptak sfrunął z nieba. Nikt go wcześniej nie dostrzegł, nie wychwyciła żadna kamera. Kto by się spodziewał ataku tego typu? Ochroniarze zareagowali najszybciej i czym prędzej ściągnęli gwiazdora ze sceny. Zaraz za nim ruszyła Rosjanka, a pomiędzy materiałem kurtyny dało się dostrzec grube futro bestii o czarno białych paskach. Pierwszy atak był nieskuteczny. Zwierzę, które pojawiło się na stadionie, wzniosło się wyżej. To otrzeźwiło ludzi. Pierwsze krzyki rozniosły się echem po obiekcie. Gryf rozejrzał się zaniepokojony. Nie miała pojęcia jak ptak jest związany z misją. A może nie był w to zamieszany wcale i miało tu miejsce coś o czym nie miała pojęcia. Fani zaczęli się wycofywać. Do tej pory szczęście i odrobina zadumy została zastąpiona przez przerażenie. Ptak zdecydowanie wyszukiwał kogoś w tłumie i najwyraźniej jego celem nie był występujący dziś człowiek. Blondynka zamarła widząc jego jedno oko pokryte bielem, kiedy odwrócił swą głowę.
- Leno! - usłyszała krzyk swego znajomego. Próbował się do niej przedostać pomiędzy gwałtownie cofającymi się ludźmi. Przyciągnęła ręce do siebie skrzyżowała na piersiach, aby odnieść jak najmniejszą ilość obrażeń. Lada moment powinna dostać informacje od swego przełożonego, która miałaby jej pozwolić na walkę. To było duże wydarzenie. Niezależnie od wszystkiego, wszystkie Gryfy i Rekruci byli zobowiązani do chronienia cywili. Czas wydłużał się, dziewczyna spodziewała się, że to przez to, że nieznany jej Vartij jeszcze nikogo nie zaatakował.
- Leno, chodź tutaj! - ponaglający krzyk pośród wszystkich innych. Odwróciła się. Wyciągnęła rękę w kierunku młodzieńca. To był odruch bezwarunkowy. Zarówno ona jak i on starali się oprzeć sile tłumu i dotrzeć do siebie. Na marne. Blade został pociągnięty w stronę wyjścia, a młoda dziewczyna musiała pochylić się i lawirować pomiędzy ludźmi, aby nie zostać zadeptaną. Nie może zostać tu na dole. Oparła się o ramiona dwóch następnych nadbiegających osób i odbiła się do góry. Złapała duży haust powietrza i podciągnęła wyżej. Nikt nie okazał oburzenia, kiedy przebiegała im po barkach, aby tylko dostać się do wciąż stojących barierek. Złapała się ich pewniej. Nadal nie otrzymała informacji z góry. Co się działo z Seth? Przygryzła wargę. Szef nigdy ich jej nie zawiódł.
- Nicole, gdzie biegniesz?! - obok siebie usłyszała krzyk. Spojrzała w tamtym kierunku. Dostrzegła ciemnowłosą dziewczynę ubraną w niezwykle skąpy strój wykonany z czarnej lateksowej skóry. Nie trzymała się zbyt pewnie w kozaczkach na obcasie, które miała właśnie na sobie. - Nicole, wracaj! - Jej wysoki głos sprawił, że Gryf przekręciła głowę. Wwiercał się głęboko w uszy i ogłuszał. - Co jej znowu strzeliło do głowy? Tatiana mnie zabije, jeśli coś jej się stanie... - Kociooka przeskoczyła przez barierki i pobiegła dalej pchając się pomiędzy ludźmi, odprowadzana przez wzrok Leny. Imię, które wypowiedziała fanka dało jej do myślenia. Szybko skojarzyła fakty. Najwyraźniej obie dziewczyny były Rekrutkami Akademii.
- Mamo...! - obok barierek schowała się dziewczynka. Za rękę trzymała chłopczyka, prawdopodobnie młodszego brata. Podobieństwo jakie ich łączyło nie pozostawiało żadnych złudzeń, że są krewnymi. Ptak ponownie wzniósł się w górę i zanurkował, tym razem lądując pomiędzy lożą dla honorowych gości, a sektorem, który zazwyczaj zapełniali najbogatsi fani. Kilkanaście osób zostało poturbowanych, kiedy usiadł na ziemi. Blondynka wzięła głębszy wdech. Tym razem zmuszona jest działać bez rozkazu.
- Pomogę wam - ukucnęła obok dzieci - Złapcie się mnie mocno - poleciła. Choć była im całkiem obca, wolały jej zaufać niż zostać tutaj pośród przerażonego tłumu, który z łatwością mógł je skrzywdzić. Pozwoliła im objąć się nogami w pasie. Dzięki temu wyciągnięcie ich z całego zamieszania i odstawienie na puste obecnie miejsca na trybunach, nie było zbyt skomplikowane. - Traficie do wyjścia? - wskazała im przejście, którędy już dawno uciekli stąd widzowie. Starsza dziewczynka skinęła głową. Gryf mógł wracać do pracy. Musiał obezwładnić bądź przepędzić nieznanego Vartija. Wysłała sygnał do swojego Strażnika. Powinien pojawić się w każdej chwili. Zgarnęła włosy i spięła je w ciasny kucyk. Nie mogły jej teraz rozpraszać. Wskoczyła na przelatującą platformę, akurat w chwili, gdy zauważyła jak osoba znacznie bliżej sceny aktywuje swoją broń. Ciężko było nie dostrzec z daleka płomiennej chusty. Użytkownik zmierzał w kierunku potężnego ptaka. Kto z Rekrutów był na tyle szalony, aby to zrobić?! Nie miał żadnych szans w tym starciu. Pierwszy atak wzniósł sporo pyłu w górę. Szybko jednak rozwiany przez startującego Vartija. Teraz Lena dostrzegła, czemu uczeń zaatakował. W szponach zwierzęcia znajdował się człowiek, który bezskutecznie starał się wyrwać z tego morderczego uścisku.
Dziewczyna o zielonych oczach, którą widziała wcześniej, również aktywowała swoją broń. Miała teraz w rękach dwa pistolety. Ukucnęła i jedną rękę zgięła w przedramieniu, aby służyła drugiej za podpórkę. Lekko zmrużyła jedno oko i oddała kolejno kilka strzałów. Kule ginęły w grubej warstwie piór. Wyglądało na to, że nawet nie zraniły Vartija. Tymczasem różowo włosa, najprawdopodobniej Nicole, jak zrozumiała blondynka, zacięcie atakowała ptaka i wykrzykiwała coś raz po raz. Wyglądała na słodką dziewczynkę, lecz tak naprawdę była całkiem niezłym wojownikiem o oślim uporze. Szkoda tylko, że brakowało jej lat doświadczenia. Bez tego raczej nic nie wskóra.
Lena podleciała najbliżej jak to tylko możliwe. Bez wahania zeskoczyła z platformy. Wyciągnęła ręce na bok i wtedy została przywołana jej broń, z której rzadko korzystała. Na głowie pojawił się metaliczny hełm, wykonany z mniej znanego, lecz niezwykle wytrzymałego tworzywa. Chował on włosy i zakrywał górną część twarzy. Na ramionach znajdowały się teraz części zbroi ochraniające barki i ręce aż do ramion. Nie zabrakło również części osłaniającej brzuch, która asymetrycznie szła w górę, skrywając pod sobą dostęp do serca użytkownika. W rękach dzierżyła długi i dość szeroki miecz. W tej chwili zdawało się, że wojowniczka nic nie widzi, choć było to dość mylne stwierdzenie. Wzbudzało jednak niepewność w przeciwniku, czego Gryf nigdy nie omieszkał nie nie wykorzystać.
- Z drogi - rzuciła chłodno, lądując obok starszej Rekrutki.
- Nie będziesz mi rozkazywać!
- Milcz - krótkie, ostre słowo, zamknęło chwilowo usta dziewczynie. Przestała ona strzelać i dała wolną drogę Gryfowi, którego nie chciała słuchać i sprzeciwiała się jego rozkazom. Przebiegła kilkanaście metrów po ziemi, by potem wyskoczyć. Z pomocą aktywowanej broni była w stanie wznieść się znacznie wyżej niż przeciętny człowiek. Poruszała się też szybciej. Minęła różową i zadała pewny cios w kierunku łap potwora. Wpierw musiała uwolnić cywila.
- Uważaj! - usłyszała ostrzeżenie. W jej stronę zmierzało właśnie jedno z niezwykle długich piór, z ogona Strażnika. Wykonała salto w powietrzy i wylądowała kawałek dalej. Ptak zaledwie zadrżał pod wpływem ataku i praktycznie nic sobie z tego nie robił. Gryf musiał przyznać, że był rzeczywiście silny. - Jesteś pełnoprawnym członkiem? - Nicole wylądowała obok, z trudem trzymając się na nogach. Spróbowała się otrzepać z pyłu, lecz skończyło się tylko na tym, że bardziej rozmazała go na swojej skórze i ubraniach.
- Znasz tego Vartija? - Lena zignorowała jej pytanie.
- Tak, zaatakował jakiś czas temu w centrum miasta. Trafiłam do szpitala. Choć tak naprawdę to został on wtedy sprowokowany do walki.
- Sprowokowany? W jaki sposób?
- Zaatakował go chłopiec, sądząc, że da sobie z nim radę.
- A ja znasz? - wskazała na cywila.
- Nie - padła krótka odpowiedź. Uzbrojona dziewczyna nie ciągnęła dalej przesłuchania. Potem będzie na to czas.
- Ze'ev! - wykrzyknęła, jakby wyczuwając, że jej Strażnik jest tuż obok. Rzeczywiście, z tunelu wyskoczył Opiekun. Warknął krótko, nawet nie oglądając się na dziewczynę. Ta dobiegła do niego w kilku susach i znalazła na jego grzbiecie. Szczęśliwie dla nich, ptak był na tyle duży, że nie mógł wzbić się szybko w powietrze. Ta dłuższa chwila wystarczyła, aby wilkowate stworzenie przeskoczyło na jego plecy. Kolejna pozwoliła ocenić, że nie było z Vartijem nikogo, kto by nim rozkazywał, a jeszcze następna umożliwiła Gryfowi zsunięcie się po łapach ptaka, aż do trzymanej dziewczyny.
- Znam cię - usłyszała - Widziałam cię w Akademii - Dziewczę o fiołkowych oczach i krótkich ciemnych włosach utkwiło wzrok w osobie, która znalazła się obok niej. Nie wyglądało na to, że ma wątpliwości odnośnie tego, z kim ma do czynienia.
- Zamknij oczy, postaram się ciebie uwolnić - Gryf był opanowany. Wiedział, że unoszą się coraz wyżej. Nie miała jednak latającego Vartija. Powrót na ziemię z pewnością nie będzie należał do najłatwiejszych, jeśli szybko się z tym nie upora. - Ze'ev, wracaj na stadion - rzuciła krótką komendę do swojej bestii. Wilk wahał się tylko przez moment. Dla niego to była ostatnia szansa. Inaczej lądowanie byłoby zbyt twarde. Nawet teraz z trudem wylądował na dachu obiektu, ślizgając się po nim przez chwilę, nim udało mu się w końcu złapać równowagę.
- Jak wrócimy na dół? - spytała zaniepokojona porwana dziewczyna. Nigdy nie miała lęku wysokości. Bez cienia strachu latała na swym Vartiju. Lecz teraz go nie było. Zamknęła oczy. Nie była pewna, co planuje Gryf. Tymczasem Lena wystukała krótki kod na mieczu, który zmienił teraz swój kształt. Dwa łańcuchy oplotły się wokół szponów ptaka.
- Detonacja bomby - wydała rozkaz, wzbudzając tym samym niepewność uwięzionej. Chwilę później rozległo się dość głośne pufnięcie i niewidzialna siła rozchyliła łapy Strażnika, który wypuścił teraz swą ofiarę.
- Nie...! - krzyknęła krótko ciemnowłosa. Nim jednak spadła, została złapana za wyciągniętą rękę, przez obcą sobie dziewczynę. Wisiała w powietrzu i niespokojnie bujała. Przełknęła ślinę. Nie była w stanie nic powiedzieć. Czuła, że kończyny marzną jej ze strachu. Bardzo się bała i z trudem zachowywała zimną krew. Szczególnie teraz, gdy obcy Opiekun zorientował się, że utracił ofiarę i wściekły przekręcił łeb. Zaskrzeczał donośnie ogłuszając zarówno ją jak i Gryfa. Nie została jednak wypuszczona. Zwierze przekręciło się gwałtownie w powietrzu próbując zrzucić z siebie nadprogramowego pasażera i złapać wypatrzoną ofiarę. Przy kolejnym manewrze, została wciągnięta z powrotem na łapę. Kurczowo trzymała się dłoni obcej.
- To będzie nieprzyjemne, ale zaufaj mi.
- Zaufać...? Właśnie atakuje nas rozdrażniony Vartij. Nawet, jeśli skoczymy, on podąży za nami. Jak mamy go przepędzić?
- Ty na pewno nie dasz rady tego zrobić.
- Jestem Rekrutem!
- Więc gdzie twoja broń, Rekrucie?! - porwana została ostro skarcona. To jedno pytanie sprawiło, że poczuła się jak mała szara myszka. Gryf miał rację, nie była w stanie mu teraz pomóc.
- Mam latającego Vartija...
- Gdzie on jest?
- W hotelu, nie wzięłam go na koncert - przygryzła wargę.
- Jak ci na imię?
- Violette.
- Dobrze... Czeka nas szybki i gwałtowny lot na dół. W jego trakcie postaram się odstraszyć tego Opiekuna. Jeśli mi się nie uda, masz natychmiast biec do podziemi stadionu i czekać na mnie, bądź innego Gryfa. Rozumiemy się?
- Jasne jak słońce... - ledwo skończyła mówić, a została objęta w pasie i pociągnięta w kierunku ziemi. Zarówno ona jak i wojowniczka spadały z zawrotną prędkością. Violette widziała zbliżającą się coraz szybciej ziemię. Nigdy wcześniej nie obawiała się takiego pikowania. Nie była pewna, czy jest bezpieczna. Obejrzała się. Widziała jak Vartij zawraca i podąża za nimi. Wyciągał w ich stronę swe ostre i zabójcze szpony. Już prawie je miał. Czuła na sobie niebezpieczne spojrzenie stworzenia wpatrzone tylko w nią. Lenie również to nie umknęło. Wciąż go widziała kątem oka. Gdy uznała, że nadszedł odpowiedni moment, odwróciła się w powietrzu i wypuściła kilka kulek, które po chwili zostały zdetonowane. Wybuch każdej kolejnej, wzmacniał działanie poprzedniej. Ptak w pierwszej chwili został spowolniony, a potem otoczony przez coś nienamacalnego. Młócił powietrze skrzydłami i wyciągał głowę w kierunku dziewcząt. Szczęśliwie jednak dla nich w końcu zrezygnował z pościgu. Ostatnia bomba ogłuszyła niemal wszystko, co znajdowało się w zasięgu kilkudziesięciu metrów. Na twarzy Gryfa pojawił się nieprzyjemny grymas. Nie lubił z tego korzystać.
- Violette...? - spojrzała na trzymaną Rekrutkę, lecz ta była nieprzytomna. Znacznie gorzej zniosła uderzenie fali dźwiękowej. Lena mocniej przyciągnęła ją do siebie. To utrudniało lądowanie. Zostały jej ułamki sekund. - Poziom trzeci, poziom siódmy, poziom szósty...! - wydawała kolejne polecenia, a zbroja co chwilę się zmieniała wraz z bronią. Wszystko po to, by postarać się wytracić jak najwięcej prędkości, żeby nie skończyć jako naleśnik po uderzeniu w ziemię - Ze'ev! - krzyknęła w końcu, będąc na wysokości dachu.
Bu bum.
Bu bum.
Bu..."
- Nic dziwnego, że ustawiają się do niego takie kolejki! - Crow pokiwała ze zrozumieniem głową. Usiadła na parapecie przy Nerezie. Młoda Krukonka, po spotkaniu z bliźniakami postanowiła przenieść się w spokojniejsze miejsce, bez ryzyka próby wciągnięcia w podejrzane figle i Sharety, chcącej ponad wszystko zdyskwalifikować ją z Turnieju. Scoliari podejrzewała, że próba była ta związana z zazdrością, która trawiła ślizgonkę. Zawsze lubiła być gwiazdą, a tymczasem to nie ona znajdowała się w centrum plotek. W dodatku, posiadając wybitne taneczne zdolności, chciała wejść jako pierwsza na bal i rozpocząć walca. Wtedy wszyscy musieliby na nią patrzeć. Rozpuszczone dziecko i tyle.
- Jest ideałem nie tylko dla pań. Nawet my, faceci, go podziwiamy - przyznał Raven. Nereza chcąc nie chcąc, nadstawiła uszy. Była ciekawa o kim rozmawiają. Nieczęsto pojawiała się osoba, która robiła aż taką furorę.
- Nie spodziewałabym się innej odpowiedzi. Interesuje mnie z kim przyjdzie. Dziś znowu odmówił co najmniej tuzinowi uczennic. Nawet bogatym snobom ze Slytehrinu odmawia! - ucieszyła się La Mettrie.
- Pewnie to on chce zaprosić, a nie samemu być zapraszanym.
- To taki typ człowieka, że nie zdziwiłabym się, gdyby kazał partnerce paść na kolana i błagać o ten zaszczyt - zaśmiała się złosliwie. - Jak myślisz, Nerezo?
- A o kim mowa? - spytała uprzejmie dziewczyna.
- Oczywiście, że o twoim ulubieńcu! - klasnęła w dłonie, odwracając się do przyjaciółki.
- Ulubieńcu?
- Jestem naj, naj, naj, zadufany w sobie... Pan zejdź-mi-z-drogi-marny-robaku - wyjaśniła barwnie francuzeczka. Poprawiła kapryśne loki i wygodniej usadowiła się na parapecie.
- Och, hrabia Bufon. Ace - pojęła Scoliari. Wszystko, co do tej pory przyjaciele o nim powiedzieli było prawdą. - Pewnie pójdzie z Gabrielą - uchyliła rąbka tajemnicy.
- To miałoby sens! Widzisz? Mówiłem ci Crow. Nawet Ner się ze mną zgadza.
- Ktoś mnie wtajemniczy w tę skomplikowaną rozmowę? - zasugerowała reprezentantka Hogwartu. Przyjaciele i ich ożywiona rozmowa coraz bardziej ją intrygowały. Nie dość, że rozmawiali o uczniu Durmstrangu, który ostatnio udzielił jej lekcji tańca, do czego swoją drogą nikomu się nie przyznała, to najwyraźniej zaczęli argumentować swoje racje wiadomościami, które ją ominęły. Cóż takiego mogło sprawić, że Ace znalazł się w jeszcze większym centrum zainteresowania niż zazwyczaj?
- Wszyscy robią zakłady o to, z kim pojawią się reprezentanci na balu... - zaczął chłopak.
- Ja od razu mogę powiedzieć. Sama. Tylko do pierwszego tańca muszę poprosić ciebie bądź Dario...
- Słuchaj dalej - skarciła ją La Mettrie. - Nobilar wzbudza najwięcej zainteresowania nie tylko ze względu na to, że pochodzi z Durmstrangu, jest przystojny, utalentowany, reprezentuje swoją szkołę w Turnieju i bestia jest inteligentna, ale także dlatego, że to potomek słynnego szukającego! Prawie każdy z nas już o tym zapomniał, a on sam się nie chwalił. Artykuł w gazecie wszystkim przypomniał, że to nie byle jaka partia.
- A skoro Gabriela Weasley jest prawnuczką Hermiony Granger to jest to wysoce prawdopodobne, że pojawią się razem na balu - zakończył zadowolony Perez. Wywód był dość imponujący i teoretycznie rozwiewał wszelkie wątpliwości. Chyba, że ktoś miał w nosie koneksje słynnych osób.
- Świetnie, ale brakuje mi jednej zmiennej... O którego słynnego szukającego chodzi? - spytała z rozbrajającą niewiedzą Nereza. Crow załamana wzniosła modły do wszystkich najważniejszych osobistości w świecie magii. Kolega zaś tylko uśmiechnął się pobłażliwie, przyzwyczajony do tego, że blondynka w większości wypadków, nie miała zielonego pojęcia, o kim mówią. Historia była dla niej ciekawa, lecz nie dostatecznie pasjonująca, aby śledzić każdy jej szczegół.
- Wiktora Kruma - rozwiał w końcu wszelkie wątpliwości - Przyjaciela Hermiony Granger.
- O... - powoli zaczęła docierać do niej ta niezwykła informacja. - A...! A więc to dlatego! - oświecona pokiwała głową. - Nie miałam pojęcia. W życiu bym na to nie wpadła. Tak więc są znajomymi od dłuższego czasu - zaczęła mamrotać pod nosem - Dlatego ją toleruje. Dlatego zaprosi ją na bal. Dlatego mają się ku sobie... Hermiona i Krum też mieli... - zakończyła niemal bezgłośnie, wpatrując się w swoje kolana. Crow wybuchnęła szczerym śmiechem. Uwielbiała, gdy jej przyjaciółka przeprowadzała sama ze sobą "poważne" rozmowy. W takich chwilach wyglądała naprawdę uroczo, a pokręcony tok rozumowania był naprawdę urzekający.
Scoliari uspokoiła się. Miała rację. Coś pomiędzy nimi było i za nic nie powinna wtrącać się w tę niecodzienną parę. Była jednak ciekawa, jak będą prezentować się podczas uroczystości. Z pewnością lepiej niż ona sama. Przynajmniej tak jej się wydawało...
"... bum.
Otworzyła oczy w chwili, gdy znajdowały się już praktycznie na ziemi zamienione w dwie krwawe plamy. W ostatniej jednak chwili, poczuła gwałtowne szarpnięcie. Coś zmieniło tor ich lotu. Gryf objął ją i osłonił głowę. Chwile później uderzenie w ziemię pozbawiło jej tchu. Odbiły się od cementowej posadzki i wzbiły ze dwa metry w górę. Ruchem paraboli, z niezwykła szybkością, pokonały następne kilkanaście metrów. Im były niżej, tym mocniej zaczepiały o barierki, które nieznacznie wytracały ich prędkość. W końcu sunąć już tylko po ziemi, niebezpiecznie kierowały się w kierunku metalowego rusztowania sceny. Violette złapała głębszy wdech. Wcisnęła głowę głębiej w ramiona osoby, która ją ratowała. Jeżeli przeżyją, to... Krótki jęk bólu, który nie padł z jej ust, pozwolił zauważyć, że zwalniają coraz bardziej. Coś starało się je ciągnąć w przeciwnym kierunku. Młoda panienka niepewnie spojrzała między rękami, obawiając się czy to nie jest przypadkiem ptak, który ją zaatakował. Nie miała pojęcia, czego od niej chciał. Bała się go jednak tak samo jak za pierwszym razem, gdy niespodziewanie pojawił się obok jej ścigacza. Nie dostrzegła tym razem małej postaci, która była jego właścicielem. Słowa, które jej wtedy napisała teraz zmieniły się w groźbę i młoda Rekrutka zaczęła mieć wątpliwości, czy próba ścigania wtedy tego ptaka była dobrym pomysłem. W końcu zatrzymały się. Ciężko dyszała. Nigdy więcej nie chciałaby tego powtórzyć. Ręce jej drżały i nie była w stanie wydobyć z siebie choćby słowa. Tak bardzo bała się, że zginie. Nie chciała umierać. A jednak żyła. Wszystko to zawdzięczała poświęceniu zupełnie obcej sobie osobie. Ostrożnie wysunęła się z jej ramion. Nie wyszła z tego bez szwanku. Pomimo starań Gryfa, była poobijana, a jej ciało pokryte zadrapaniami i drobnymi ranami. Z pewnością jednak wyglądała lepiej niż jakby sama skoczyła z takiej wysokości.
- W porządku...? - obca wycharczała i zaniosła się długim kaszlem, starając wypluć krew i złapać powietrze jednocześnie. Jej obrażenia wyglądały na znacznie bardziej poważnie. Panienka jednak nie dostrzegła, by obca miała złamaną którąkolwiek kończynę. Kręgosłup też najwyraźniej był w porządku, bo nieznajoma usiadła, choć z nieukrywanym trudem.
- Ta...ak - Rekrutka pokiwała niepewnie głową. Obejrzała się. Zobaczyła jak Vartij dziewczyny puszcza jej nogi. Ciepła krew spłynęła strumieniami na posadzkę. Strażnik, aby ratować Gryfa, musiał go mocno złapać za ciało, wgryzając się w nie. Gdyby w pysku znajdował się tylko materiał, zostałby on przedarty po kilku metrach i nic by to nie dało. - Jesteś ranna - otrząsnęła się. Widok krwi zmotywował ją do działania. - Potrzebujesz pomocy..."
- Czytasz mugolskie książeczki, kruczku? - Ktoś bezczelnie wyrwał jej z rąk tomik, aby przeczytać tytuł na grzbiecie oraz urywki z miejsca, gdzie właśnie czytała.
- Naprawdę wszyscy mi muszą dzisiaj przeszkadzać? - spytała poirytowana - Chciałam skończyć.
- Nie ma sensu, abyś marnotrawiła swój czas, na tak niszową twórczość. W dodatku nieczarodziejskie. Przecież to ci do niczego w życiu nie będzie potrzebne.
- Nawet jeśli nie, to sprawia mi to przyjemność. I nic ci do tego. Mógłbyś oddać mi książkę?
- Mógłbym, ale to za chwilę - osobnik spoglądał z góry na siedzącą przy oknie dziewczynę. Zaszyła się w pomieszczeniu za zegarem, mając cichą nadzieję, że tutaj nikt nie będzie jej szukał. W końcu wszyscy byli coraz bardziej pochłonięci egzaminami i przygotowaniami do balu. Ostatnimi czasy coraz częściej była świadkiem kolejnych tworzących się par, rozmów na temat sukien i grupek osób powtarzających układ walca. Jej samej w końcu udało się dość do jako takiej perfekcji. Była z siebie niezwykle dumna. Była pewna, że da sobie radę podczas pierwszego tańca. I chociaż była reprezentantem i nie przepadała za publicznymi wystąpieniami, to im bliżej balu, tym mniej się nim przejmowała.
- Liczę, że ta chwila nie będzie ciągnęła się w nieskończoność.
- Mam do ciebie interes - młodzieniec uśmiechnął się przebiegle. - A ty jesteś mi coś winna. Jest to zatem propozycja nie do odrzucenia.
- Nic nie jestem - zaperzyła się - To tylko twój wymysł.
- Zaręczam, że to niewiele w porównaniu do tego, co jesteś i bardzo ci się spodoba.
- Śmiem wątpić - mruknęła niechętnie.
- Wierz mi, to najlepsza z propozycji i wszystko, co zaproponuję potem nie będzie ci się podobało - oddał dziewczynie książkę. Przyjął postawę władcy świata. Scoliari czuła, że bardzo dobrze wszystko przemyślał. Ba, z pewnością zaplanował to znacznie wcześniej, a ona odgrywała teraz rolę kukiełki. Sądząc zaś po tym, co mówił, nie kłamał. Jeśli odmówi, to potem będzie pluć sobie w brodę, że nie przystała na propozycję. Nie była jednak głupia.
- Najpierw powiedz co takiego wymyśliłeś - spoglądała na niego czujnie. Podniosła się z miejsca, czując się mało komfortowo. Nie przepadała za tym, jak ktoś przesadnie nad nią górował. W oczach chłopaka dostrzegła niebezpieczny błysk. Sama nie wiedziała, czy ma się bać czy płakać. Pięknie, ledwo wywinęła się z problemów z bliźniakami, a znalazła sobie kolejne...
- Chce być twoim partnerem na balu - przedstawił dobitnie swoją propozycję.
***
"Otumanieni fani opieszale odwracali się, widząc duży cień, którego tu nie powinno być. Aura, którą roztaczała ta postać sprawiała, że ludzie dostawali gęsiej skórki. Olbrzymi ptak sfrunął z nieba. Nikt go wcześniej nie dostrzegł, nie wychwyciła żadna kamera. Kto by się spodziewał ataku tego typu? Ochroniarze zareagowali najszybciej i czym prędzej ściągnęli gwiazdora ze sceny. Zaraz za nim ruszyła Rosjanka, a pomiędzy materiałem kurtyny dało się dostrzec grube futro bestii o czarno białych paskach. Pierwszy atak był nieskuteczny. Zwierzę, które pojawiło się na stadionie, wzniosło się wyżej. To otrzeźwiło ludzi. Pierwsze krzyki rozniosły się echem po obiekcie. Gryf rozejrzał się zaniepokojony. Nie miała pojęcia jak ptak jest związany z misją. A może nie był w to zamieszany wcale i miało tu miejsce coś o czym nie miała pojęcia. Fani zaczęli się wycofywać. Do tej pory szczęście i odrobina zadumy została zastąpiona przez przerażenie. Ptak zdecydowanie wyszukiwał kogoś w tłumie i najwyraźniej jego celem nie był występujący dziś człowiek. Blondynka zamarła widząc jego jedno oko pokryte bielem, kiedy odwrócił swą głowę.
- Leno! - usłyszała krzyk swego znajomego. Próbował się do niej przedostać pomiędzy gwałtownie cofającymi się ludźmi. Przyciągnęła ręce do siebie skrzyżowała na piersiach, aby odnieść jak najmniejszą ilość obrażeń. Lada moment powinna dostać informacje od swego przełożonego, która miałaby jej pozwolić na walkę. To było duże wydarzenie. Niezależnie od wszystkiego, wszystkie Gryfy i Rekruci byli zobowiązani do chronienia cywili. Czas wydłużał się, dziewczyna spodziewała się, że to przez to, że nieznany jej Vartij jeszcze nikogo nie zaatakował.
- Leno, chodź tutaj! - ponaglający krzyk pośród wszystkich innych. Odwróciła się. Wyciągnęła rękę w kierunku młodzieńca. To był odruch bezwarunkowy. Zarówno ona jak i on starali się oprzeć sile tłumu i dotrzeć do siebie. Na marne. Blade został pociągnięty w stronę wyjścia, a młoda dziewczyna musiała pochylić się i lawirować pomiędzy ludźmi, aby nie zostać zadeptaną. Nie może zostać tu na dole. Oparła się o ramiona dwóch następnych nadbiegających osób i odbiła się do góry. Złapała duży haust powietrza i podciągnęła wyżej. Nikt nie okazał oburzenia, kiedy przebiegała im po barkach, aby tylko dostać się do wciąż stojących barierek. Złapała się ich pewniej. Nadal nie otrzymała informacji z góry. Co się działo z Seth? Przygryzła wargę. Szef nigdy ich jej nie zawiódł.
- Nicole, gdzie biegniesz?! - obok siebie usłyszała krzyk. Spojrzała w tamtym kierunku. Dostrzegła ciemnowłosą dziewczynę ubraną w niezwykle skąpy strój wykonany z czarnej lateksowej skóry. Nie trzymała się zbyt pewnie w kozaczkach na obcasie, które miała właśnie na sobie. - Nicole, wracaj! - Jej wysoki głos sprawił, że Gryf przekręciła głowę. Wwiercał się głęboko w uszy i ogłuszał. - Co jej znowu strzeliło do głowy? Tatiana mnie zabije, jeśli coś jej się stanie... - Kociooka przeskoczyła przez barierki i pobiegła dalej pchając się pomiędzy ludźmi, odprowadzana przez wzrok Leny. Imię, które wypowiedziała fanka dało jej do myślenia. Szybko skojarzyła fakty. Najwyraźniej obie dziewczyny były Rekrutkami Akademii.
- Mamo...! - obok barierek schowała się dziewczynka. Za rękę trzymała chłopczyka, prawdopodobnie młodszego brata. Podobieństwo jakie ich łączyło nie pozostawiało żadnych złudzeń, że są krewnymi. Ptak ponownie wzniósł się w górę i zanurkował, tym razem lądując pomiędzy lożą dla honorowych gości, a sektorem, który zazwyczaj zapełniali najbogatsi fani. Kilkanaście osób zostało poturbowanych, kiedy usiadł na ziemi. Blondynka wzięła głębszy wdech. Tym razem zmuszona jest działać bez rozkazu.
- Pomogę wam - ukucnęła obok dzieci - Złapcie się mnie mocno - poleciła. Choć była im całkiem obca, wolały jej zaufać niż zostać tutaj pośród przerażonego tłumu, który z łatwością mógł je skrzywdzić. Pozwoliła im objąć się nogami w pasie. Dzięki temu wyciągnięcie ich z całego zamieszania i odstawienie na puste obecnie miejsca na trybunach, nie było zbyt skomplikowane. - Traficie do wyjścia? - wskazała im przejście, którędy już dawno uciekli stąd widzowie. Starsza dziewczynka skinęła głową. Gryf mógł wracać do pracy. Musiał obezwładnić bądź przepędzić nieznanego Vartija. Wysłała sygnał do swojego Strażnika. Powinien pojawić się w każdej chwili. Zgarnęła włosy i spięła je w ciasny kucyk. Nie mogły jej teraz rozpraszać. Wskoczyła na przelatującą platformę, akurat w chwili, gdy zauważyła jak osoba znacznie bliżej sceny aktywuje swoją broń. Ciężko było nie dostrzec z daleka płomiennej chusty. Użytkownik zmierzał w kierunku potężnego ptaka. Kto z Rekrutów był na tyle szalony, aby to zrobić?! Nie miał żadnych szans w tym starciu. Pierwszy atak wzniósł sporo pyłu w górę. Szybko jednak rozwiany przez startującego Vartija. Teraz Lena dostrzegła, czemu uczeń zaatakował. W szponach zwierzęcia znajdował się człowiek, który bezskutecznie starał się wyrwać z tego morderczego uścisku.
Dziewczyna o zielonych oczach, którą widziała wcześniej, również aktywowała swoją broń. Miała teraz w rękach dwa pistolety. Ukucnęła i jedną rękę zgięła w przedramieniu, aby służyła drugiej za podpórkę. Lekko zmrużyła jedno oko i oddała kolejno kilka strzałów. Kule ginęły w grubej warstwie piór. Wyglądało na to, że nawet nie zraniły Vartija. Tymczasem różowo włosa, najprawdopodobniej Nicole, jak zrozumiała blondynka, zacięcie atakowała ptaka i wykrzykiwała coś raz po raz. Wyglądała na słodką dziewczynkę, lecz tak naprawdę była całkiem niezłym wojownikiem o oślim uporze. Szkoda tylko, że brakowało jej lat doświadczenia. Bez tego raczej nic nie wskóra.
Lena podleciała najbliżej jak to tylko możliwe. Bez wahania zeskoczyła z platformy. Wyciągnęła ręce na bok i wtedy została przywołana jej broń, z której rzadko korzystała. Na głowie pojawił się metaliczny hełm, wykonany z mniej znanego, lecz niezwykle wytrzymałego tworzywa. Chował on włosy i zakrywał górną część twarzy. Na ramionach znajdowały się teraz części zbroi ochraniające barki i ręce aż do ramion. Nie zabrakło również części osłaniającej brzuch, która asymetrycznie szła w górę, skrywając pod sobą dostęp do serca użytkownika. W rękach dzierżyła długi i dość szeroki miecz. W tej chwili zdawało się, że wojowniczka nic nie widzi, choć było to dość mylne stwierdzenie. Wzbudzało jednak niepewność w przeciwniku, czego Gryf nigdy nie omieszkał nie nie wykorzystać.
- Z drogi - rzuciła chłodno, lądując obok starszej Rekrutki.
- Nie będziesz mi rozkazywać!
- Milcz - krótkie, ostre słowo, zamknęło chwilowo usta dziewczynie. Przestała ona strzelać i dała wolną drogę Gryfowi, którego nie chciała słuchać i sprzeciwiała się jego rozkazom. Przebiegła kilkanaście metrów po ziemi, by potem wyskoczyć. Z pomocą aktywowanej broni była w stanie wznieść się znacznie wyżej niż przeciętny człowiek. Poruszała się też szybciej. Minęła różową i zadała pewny cios w kierunku łap potwora. Wpierw musiała uwolnić cywila.
- Uważaj! - usłyszała ostrzeżenie. W jej stronę zmierzało właśnie jedno z niezwykle długich piór, z ogona Strażnika. Wykonała salto w powietrzy i wylądowała kawałek dalej. Ptak zaledwie zadrżał pod wpływem ataku i praktycznie nic sobie z tego nie robił. Gryf musiał przyznać, że był rzeczywiście silny. - Jesteś pełnoprawnym członkiem? - Nicole wylądowała obok, z trudem trzymając się na nogach. Spróbowała się otrzepać z pyłu, lecz skończyło się tylko na tym, że bardziej rozmazała go na swojej skórze i ubraniach.
- Znasz tego Vartija? - Lena zignorowała jej pytanie.
- Tak, zaatakował jakiś czas temu w centrum miasta. Trafiłam do szpitala. Choć tak naprawdę to został on wtedy sprowokowany do walki.
- Sprowokowany? W jaki sposób?
- Zaatakował go chłopiec, sądząc, że da sobie z nim radę.
- A ja znasz? - wskazała na cywila.
- Nie - padła krótka odpowiedź. Uzbrojona dziewczyna nie ciągnęła dalej przesłuchania. Potem będzie na to czas.
- Ze'ev! - wykrzyknęła, jakby wyczuwając, że jej Strażnik jest tuż obok. Rzeczywiście, z tunelu wyskoczył Opiekun. Warknął krótko, nawet nie oglądając się na dziewczynę. Ta dobiegła do niego w kilku susach i znalazła na jego grzbiecie. Szczęśliwie dla nich, ptak był na tyle duży, że nie mógł wzbić się szybko w powietrze. Ta dłuższa chwila wystarczyła, aby wilkowate stworzenie przeskoczyło na jego plecy. Kolejna pozwoliła ocenić, że nie było z Vartijem nikogo, kto by nim rozkazywał, a jeszcze następna umożliwiła Gryfowi zsunięcie się po łapach ptaka, aż do trzymanej dziewczyny.
- Znam cię - usłyszała - Widziałam cię w Akademii - Dziewczę o fiołkowych oczach i krótkich ciemnych włosach utkwiło wzrok w osobie, która znalazła się obok niej. Nie wyglądało na to, że ma wątpliwości odnośnie tego, z kim ma do czynienia.
- Zamknij oczy, postaram się ciebie uwolnić - Gryf był opanowany. Wiedział, że unoszą się coraz wyżej. Nie miała jednak latającego Vartija. Powrót na ziemię z pewnością nie będzie należał do najłatwiejszych, jeśli szybko się z tym nie upora. - Ze'ev, wracaj na stadion - rzuciła krótką komendę do swojej bestii. Wilk wahał się tylko przez moment. Dla niego to była ostatnia szansa. Inaczej lądowanie byłoby zbyt twarde. Nawet teraz z trudem wylądował na dachu obiektu, ślizgając się po nim przez chwilę, nim udało mu się w końcu złapać równowagę.
- Jak wrócimy na dół? - spytała zaniepokojona porwana dziewczyna. Nigdy nie miała lęku wysokości. Bez cienia strachu latała na swym Vartiju. Lecz teraz go nie było. Zamknęła oczy. Nie była pewna, co planuje Gryf. Tymczasem Lena wystukała krótki kod na mieczu, który zmienił teraz swój kształt. Dwa łańcuchy oplotły się wokół szponów ptaka.
- Detonacja bomby - wydała rozkaz, wzbudzając tym samym niepewność uwięzionej. Chwilę później rozległo się dość głośne pufnięcie i niewidzialna siła rozchyliła łapy Strażnika, który wypuścił teraz swą ofiarę.
- Nie...! - krzyknęła krótko ciemnowłosa. Nim jednak spadła, została złapana za wyciągniętą rękę, przez obcą sobie dziewczynę. Wisiała w powietrzu i niespokojnie bujała. Przełknęła ślinę. Nie była w stanie nic powiedzieć. Czuła, że kończyny marzną jej ze strachu. Bardzo się bała i z trudem zachowywała zimną krew. Szczególnie teraz, gdy obcy Opiekun zorientował się, że utracił ofiarę i wściekły przekręcił łeb. Zaskrzeczał donośnie ogłuszając zarówno ją jak i Gryfa. Nie została jednak wypuszczona. Zwierze przekręciło się gwałtownie w powietrzu próbując zrzucić z siebie nadprogramowego pasażera i złapać wypatrzoną ofiarę. Przy kolejnym manewrze, została wciągnięta z powrotem na łapę. Kurczowo trzymała się dłoni obcej.
- To będzie nieprzyjemne, ale zaufaj mi.
- Zaufać...? Właśnie atakuje nas rozdrażniony Vartij. Nawet, jeśli skoczymy, on podąży za nami. Jak mamy go przepędzić?
- Ty na pewno nie dasz rady tego zrobić.
- Jestem Rekrutem!
- Więc gdzie twoja broń, Rekrucie?! - porwana została ostro skarcona. To jedno pytanie sprawiło, że poczuła się jak mała szara myszka. Gryf miał rację, nie była w stanie mu teraz pomóc.
- Mam latającego Vartija...
- Gdzie on jest?
- W hotelu, nie wzięłam go na koncert - przygryzła wargę.
- Jak ci na imię?
- Violette.
- Dobrze... Czeka nas szybki i gwałtowny lot na dół. W jego trakcie postaram się odstraszyć tego Opiekuna. Jeśli mi się nie uda, masz natychmiast biec do podziemi stadionu i czekać na mnie, bądź innego Gryfa. Rozumiemy się?
- Jasne jak słońce... - ledwo skończyła mówić, a została objęta w pasie i pociągnięta w kierunku ziemi. Zarówno ona jak i wojowniczka spadały z zawrotną prędkością. Violette widziała zbliżającą się coraz szybciej ziemię. Nigdy wcześniej nie obawiała się takiego pikowania. Nie była pewna, czy jest bezpieczna. Obejrzała się. Widziała jak Vartij zawraca i podąża za nimi. Wyciągał w ich stronę swe ostre i zabójcze szpony. Już prawie je miał. Czuła na sobie niebezpieczne spojrzenie stworzenia wpatrzone tylko w nią. Lenie również to nie umknęło. Wciąż go widziała kątem oka. Gdy uznała, że nadszedł odpowiedni moment, odwróciła się w powietrzu i wypuściła kilka kulek, które po chwili zostały zdetonowane. Wybuch każdej kolejnej, wzmacniał działanie poprzedniej. Ptak w pierwszej chwili został spowolniony, a potem otoczony przez coś nienamacalnego. Młócił powietrze skrzydłami i wyciągał głowę w kierunku dziewcząt. Szczęśliwie jednak dla nich w końcu zrezygnował z pościgu. Ostatnia bomba ogłuszyła niemal wszystko, co znajdowało się w zasięgu kilkudziesięciu metrów. Na twarzy Gryfa pojawił się nieprzyjemny grymas. Nie lubił z tego korzystać.
- Violette...? - spojrzała na trzymaną Rekrutkę, lecz ta była nieprzytomna. Znacznie gorzej zniosła uderzenie fali dźwiękowej. Lena mocniej przyciągnęła ją do siebie. To utrudniało lądowanie. Zostały jej ułamki sekund. - Poziom trzeci, poziom siódmy, poziom szósty...! - wydawała kolejne polecenia, a zbroja co chwilę się zmieniała wraz z bronią. Wszystko po to, by postarać się wytracić jak najwięcej prędkości, żeby nie skończyć jako naleśnik po uderzeniu w ziemię - Ze'ev! - krzyknęła w końcu, będąc na wysokości dachu.
Bu bum.
Bu bum.
Bu..."
- Nic dziwnego, że ustawiają się do niego takie kolejki! - Crow pokiwała ze zrozumieniem głową. Usiadła na parapecie przy Nerezie. Młoda Krukonka, po spotkaniu z bliźniakami postanowiła przenieść się w spokojniejsze miejsce, bez ryzyka próby wciągnięcia w podejrzane figle i Sharety, chcącej ponad wszystko zdyskwalifikować ją z Turnieju. Scoliari podejrzewała, że próba była ta związana z zazdrością, która trawiła ślizgonkę. Zawsze lubiła być gwiazdą, a tymczasem to nie ona znajdowała się w centrum plotek. W dodatku, posiadając wybitne taneczne zdolności, chciała wejść jako pierwsza na bal i rozpocząć walca. Wtedy wszyscy musieliby na nią patrzeć. Rozpuszczone dziecko i tyle.
- Jest ideałem nie tylko dla pań. Nawet my, faceci, go podziwiamy - przyznał Raven. Nereza chcąc nie chcąc, nadstawiła uszy. Była ciekawa o kim rozmawiają. Nieczęsto pojawiała się osoba, która robiła aż taką furorę.
- Nie spodziewałabym się innej odpowiedzi. Interesuje mnie z kim przyjdzie. Dziś znowu odmówił co najmniej tuzinowi uczennic. Nawet bogatym snobom ze Slytehrinu odmawia! - ucieszyła się La Mettrie.
- Pewnie to on chce zaprosić, a nie samemu być zapraszanym.
- To taki typ człowieka, że nie zdziwiłabym się, gdyby kazał partnerce paść na kolana i błagać o ten zaszczyt - zaśmiała się złosliwie. - Jak myślisz, Nerezo?
- A o kim mowa? - spytała uprzejmie dziewczyna.
- Oczywiście, że o twoim ulubieńcu! - klasnęła w dłonie, odwracając się do przyjaciółki.
- Ulubieńcu?
- Jestem naj, naj, naj, zadufany w sobie... Pan zejdź-mi-z-drogi-marny-robaku - wyjaśniła barwnie francuzeczka. Poprawiła kapryśne loki i wygodniej usadowiła się na parapecie.
- Och, hrabia Bufon. Ace - pojęła Scoliari. Wszystko, co do tej pory przyjaciele o nim powiedzieli było prawdą. - Pewnie pójdzie z Gabrielą - uchyliła rąbka tajemnicy.
- To miałoby sens! Widzisz? Mówiłem ci Crow. Nawet Ner się ze mną zgadza.
- Ktoś mnie wtajemniczy w tę skomplikowaną rozmowę? - zasugerowała reprezentantka Hogwartu. Przyjaciele i ich ożywiona rozmowa coraz bardziej ją intrygowały. Nie dość, że rozmawiali o uczniu Durmstrangu, który ostatnio udzielił jej lekcji tańca, do czego swoją drogą nikomu się nie przyznała, to najwyraźniej zaczęli argumentować swoje racje wiadomościami, które ją ominęły. Cóż takiego mogło sprawić, że Ace znalazł się w jeszcze większym centrum zainteresowania niż zazwyczaj?
- Wszyscy robią zakłady o to, z kim pojawią się reprezentanci na balu... - zaczął chłopak.
- Ja od razu mogę powiedzieć. Sama. Tylko do pierwszego tańca muszę poprosić ciebie bądź Dario...
- Słuchaj dalej - skarciła ją La Mettrie. - Nobilar wzbudza najwięcej zainteresowania nie tylko ze względu na to, że pochodzi z Durmstrangu, jest przystojny, utalentowany, reprezentuje swoją szkołę w Turnieju i bestia jest inteligentna, ale także dlatego, że to potomek słynnego szukającego! Prawie każdy z nas już o tym zapomniał, a on sam się nie chwalił. Artykuł w gazecie wszystkim przypomniał, że to nie byle jaka partia.
- A skoro Gabriela Weasley jest prawnuczką Hermiony Granger to jest to wysoce prawdopodobne, że pojawią się razem na balu - zakończył zadowolony Perez. Wywód był dość imponujący i teoretycznie rozwiewał wszelkie wątpliwości. Chyba, że ktoś miał w nosie koneksje słynnych osób.
- Świetnie, ale brakuje mi jednej zmiennej... O którego słynnego szukającego chodzi? - spytała z rozbrajającą niewiedzą Nereza. Crow załamana wzniosła modły do wszystkich najważniejszych osobistości w świecie magii. Kolega zaś tylko uśmiechnął się pobłażliwie, przyzwyczajony do tego, że blondynka w większości wypadków, nie miała zielonego pojęcia, o kim mówią. Historia była dla niej ciekawa, lecz nie dostatecznie pasjonująca, aby śledzić każdy jej szczegół.
- Wiktora Kruma - rozwiał w końcu wszelkie wątpliwości - Przyjaciela Hermiony Granger.
- O... - powoli zaczęła docierać do niej ta niezwykła informacja. - A...! A więc to dlatego! - oświecona pokiwała głową. - Nie miałam pojęcia. W życiu bym na to nie wpadła. Tak więc są znajomymi od dłuższego czasu - zaczęła mamrotać pod nosem - Dlatego ją toleruje. Dlatego zaprosi ją na bal. Dlatego mają się ku sobie... Hermiona i Krum też mieli... - zakończyła niemal bezgłośnie, wpatrując się w swoje kolana. Crow wybuchnęła szczerym śmiechem. Uwielbiała, gdy jej przyjaciółka przeprowadzała sama ze sobą "poważne" rozmowy. W takich chwilach wyglądała naprawdę uroczo, a pokręcony tok rozumowania był naprawdę urzekający.
Scoliari uspokoiła się. Miała rację. Coś pomiędzy nimi było i za nic nie powinna wtrącać się w tę niecodzienną parę. Była jednak ciekawa, jak będą prezentować się podczas uroczystości. Z pewnością lepiej niż ona sama. Przynajmniej tak jej się wydawało...
***
"... bum.
Otworzyła oczy w chwili, gdy znajdowały się już praktycznie na ziemi zamienione w dwie krwawe plamy. W ostatniej jednak chwili, poczuła gwałtowne szarpnięcie. Coś zmieniło tor ich lotu. Gryf objął ją i osłonił głowę. Chwile później uderzenie w ziemię pozbawiło jej tchu. Odbiły się od cementowej posadzki i wzbiły ze dwa metry w górę. Ruchem paraboli, z niezwykła szybkością, pokonały następne kilkanaście metrów. Im były niżej, tym mocniej zaczepiały o barierki, które nieznacznie wytracały ich prędkość. W końcu sunąć już tylko po ziemi, niebezpiecznie kierowały się w kierunku metalowego rusztowania sceny. Violette złapała głębszy wdech. Wcisnęła głowę głębiej w ramiona osoby, która ją ratowała. Jeżeli przeżyją, to... Krótki jęk bólu, który nie padł z jej ust, pozwolił zauważyć, że zwalniają coraz bardziej. Coś starało się je ciągnąć w przeciwnym kierunku. Młoda panienka niepewnie spojrzała między rękami, obawiając się czy to nie jest przypadkiem ptak, który ją zaatakował. Nie miała pojęcia, czego od niej chciał. Bała się go jednak tak samo jak za pierwszym razem, gdy niespodziewanie pojawił się obok jej ścigacza. Nie dostrzegła tym razem małej postaci, która była jego właścicielem. Słowa, które jej wtedy napisała teraz zmieniły się w groźbę i młoda Rekrutka zaczęła mieć wątpliwości, czy próba ścigania wtedy tego ptaka była dobrym pomysłem. W końcu zatrzymały się. Ciężko dyszała. Nigdy więcej nie chciałaby tego powtórzyć. Ręce jej drżały i nie była w stanie wydobyć z siebie choćby słowa. Tak bardzo bała się, że zginie. Nie chciała umierać. A jednak żyła. Wszystko to zawdzięczała poświęceniu zupełnie obcej sobie osobie. Ostrożnie wysunęła się z jej ramion. Nie wyszła z tego bez szwanku. Pomimo starań Gryfa, była poobijana, a jej ciało pokryte zadrapaniami i drobnymi ranami. Z pewnością jednak wyglądała lepiej niż jakby sama skoczyła z takiej wysokości.
- W porządku...? - obca wycharczała i zaniosła się długim kaszlem, starając wypluć krew i złapać powietrze jednocześnie. Jej obrażenia wyglądały na znacznie bardziej poważnie. Panienka jednak nie dostrzegła, by obca miała złamaną którąkolwiek kończynę. Kręgosłup też najwyraźniej był w porządku, bo nieznajoma usiadła, choć z nieukrywanym trudem.
- Ta...ak - Rekrutka pokiwała niepewnie głową. Obejrzała się. Zobaczyła jak Vartij dziewczyny puszcza jej nogi. Ciepła krew spłynęła strumieniami na posadzkę. Strażnik, aby ratować Gryfa, musiał go mocno złapać za ciało, wgryzając się w nie. Gdyby w pysku znajdował się tylko materiał, zostałby on przedarty po kilku metrach i nic by to nie dało. - Jesteś ranna - otrząsnęła się. Widok krwi zmotywował ją do działania. - Potrzebujesz pomocy..."
- Czytasz mugolskie książeczki, kruczku? - Ktoś bezczelnie wyrwał jej z rąk tomik, aby przeczytać tytuł na grzbiecie oraz urywki z miejsca, gdzie właśnie czytała.
- Naprawdę wszyscy mi muszą dzisiaj przeszkadzać? - spytała poirytowana - Chciałam skończyć.
- Nie ma sensu, abyś marnotrawiła swój czas, na tak niszową twórczość. W dodatku nieczarodziejskie. Przecież to ci do niczego w życiu nie będzie potrzebne.
- Nawet jeśli nie, to sprawia mi to przyjemność. I nic ci do tego. Mógłbyś oddać mi książkę?
- Mógłbym, ale to za chwilę - osobnik spoglądał z góry na siedzącą przy oknie dziewczynę. Zaszyła się w pomieszczeniu za zegarem, mając cichą nadzieję, że tutaj nikt nie będzie jej szukał. W końcu wszyscy byli coraz bardziej pochłonięci egzaminami i przygotowaniami do balu. Ostatnimi czasy coraz częściej była świadkiem kolejnych tworzących się par, rozmów na temat sukien i grupek osób powtarzających układ walca. Jej samej w końcu udało się dość do jako takiej perfekcji. Była z siebie niezwykle dumna. Była pewna, że da sobie radę podczas pierwszego tańca. I chociaż była reprezentantem i nie przepadała za publicznymi wystąpieniami, to im bliżej balu, tym mniej się nim przejmowała.
- Liczę, że ta chwila nie będzie ciągnęła się w nieskończoność.
- Mam do ciebie interes - młodzieniec uśmiechnął się przebiegle. - A ty jesteś mi coś winna. Jest to zatem propozycja nie do odrzucenia.
- Nic nie jestem - zaperzyła się - To tylko twój wymysł.
- Zaręczam, że to niewiele w porównaniu do tego, co jesteś i bardzo ci się spodoba.
- Śmiem wątpić - mruknęła niechętnie.
- Wierz mi, to najlepsza z propozycji i wszystko, co zaproponuję potem nie będzie ci się podobało - oddał dziewczynie książkę. Przyjął postawę władcy świata. Scoliari czuła, że bardzo dobrze wszystko przemyślał. Ba, z pewnością zaplanował to znacznie wcześniej, a ona odgrywała teraz rolę kukiełki. Sądząc zaś po tym, co mówił, nie kłamał. Jeśli odmówi, to potem będzie pluć sobie w brodę, że nie przystała na propozycję. Nie była jednak głupia.
- Najpierw powiedz co takiego wymyśliłeś - spoglądała na niego czujnie. Podniosła się z miejsca, czując się mało komfortowo. Nie przepadała za tym, jak ktoś przesadnie nad nią górował. W oczach chłopaka dostrzegła niebezpieczny błysk. Sama nie wiedziała, czy ma się bać czy płakać. Pięknie, ledwo wywinęła się z problemów z bliźniakami, a znalazła sobie kolejne...
- Chce być twoim partnerem na balu - przedstawił dobitnie swoją propozycję.
_____
Wszystkie fragmenty "książki" pochodzą z opowiadania Kamienny Gryf, które swego czasu pisałam (rok 2011). Pierwszy załapał się na publikację. Kolejne dwa, niestety już nie.
W żadnym razie nie zostały one wybrane losowo w ramach reklamy. Zaręczam, że dopasowanie odpowiednich zajęło mi trochę czasu i są w pewien sposób wskazówkami odnośnie dalszych wydarzeń.